Turcja jeszcze świecka

Turcja jeszcze świecka

Generałowie znów zapobiegli islamizacji państwa Niedoszła pierwsza dama Turcji, żona ministra spraw zagranicznych, Abdullaha Güla, nosi na głowie klasyczną muzułmańską chustę. Jest jedną z setek tureckich kobiet, które próbowały bez skutku doprowadzić do tego, by Trybunał Europejski zniósł zakaz noszenia chust w szkołach, na uniwersytetach i w innych instytucjach publicznych. W Stambule Turczynki chodzą po ulicach czasem z nakryciem głowy, częściej noszą się po europejsku. To zależy od dzielnicy. Na jednej z ulic niedaleko mekki turystów, starej dzielnicy Pera po europejskiej stronie, zaskoczyło mnie, że większość kobiet chodzi w kwefach, spod których widać tylko oczy. Czy to znaczy, że Turcja się islamizuje? Obawa przed powrotem do czasów sułtanatu sprzed panowania Atatürka jest wciąż żywa, a wojsko tureckie tradycyjnie stoi na straży świeckiej republiki ustanowionej przez Ojca Narodu, którego portret wisi w każdym tureckim domu. Elity pod klucz Gdy w 1980 r. po 115 głosowaniach parlamentowi wciąż nie udawało się wybrać nowego prezydenta Turcji, co wymagało poparcia dwóch trzecich parlamentarzystów, niektórzy znudzeni deputowani zgłosili jako kandydatkę znaną śpiewaczkę, Ajdę Pekkan. Tureccy wojskowi, którzy tradycyjnie odgrywają rolę strażników nowoczesnej laickiej republiki ustanowionej przez Atatürka wyprowadzeni z równowagi tym przedłużającym się parlamentarnym spektaklem dokonali zamachu stanu. W ciągu dziesięciu lat poprzedzających te słynne głosowania w kraju panował coraz większy chaos. Starcia między radykalną lewicą a skrajną prawicą pochłonęły tysiące śmiertelnych ofiar. Wojsko, mając poparcie Stanów Zjednoczonych, rozpędziło parlament i wsadziło do więzienia wszystkich polityków. Nie oglądano się na ich orientację. W więzieniach znalazły się także setki profesorów i działaczy związkowych. W ciągu kilku dni bramy więzień zamknęły się za całą elitą polityczną i wieloma przedstawicielami tureckiej elity intelektualnej. Dawne autorytety umilkły, powstała pod tym względem sytuacja zerowa, wszystko zaczynało się od początku pod nadzorem junty wojskowej. Po trzech latach junta zredagowała nową konstytucję, ale aż do roku 1989 żaden z dawnych polityków nie miał prawa uczestniczyć w wyborach, a dawne partie po prostu rozwiązano. Był to trzeci wojskowy zamach stanu od 1960 r., ale ta drastyczna wymiana elit politycznych uczyniła z armii autentycznego arbitra, który do dziś odgrywa tę rolę. W ostatnich dniach pojawiło się znów na tureckim horyzoncie politycznym widmo roku 1980. Przywołały je dwa wydarzenia. Rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), wywodząca się z islamskiego ruchu religijnego, wybrała w kwietniu jako jedynego kandydata na prezydenta dotychczasowego wicepremiera i ministra spraw zagranicznych, Abdullaha Güla. 56-letni szef tureckiej dyplomacji, prawa ręka premiera Recepa Tayyipa Erdogana, odwoływał się w swej kampanii do religijnych motywacji wyznawców islamu: głosił, że będzie „wierzącym prezydentem”. Było to sprzeczne z obowiązującą konstytucją, która powierza szefowi państwa rolę gwaranta jego świeckości. Opozycja, mająca w parlamencie silne oparcie, zorganizowała w głównych miastach kraju wielkie demonstracje przeciwko zawłaszczaniu państwa przez AKP oskarżaną o dążenie do jego islamizacji. çankaya, pałac prezydencki wznoszący się na wzgórzu w Ankarze, jest dla większości Turków symbolem świeckiej republiki tureckiej, ponieważ stąd rządził krajem twórca nowoczesnego państwa tureckiego, Mustafa Kemal Atatürk. W 16-milionowym Stambule, który w przypadku przyjęcia Turcji do Unii Europejskiej stanie się największą metropolią unijną, 29 kwietnia w demonstracji przeciwko kandydaturze Güla szło milion osób. 14 kwietnia w stolicy aż półtora miliona Turków demonstrowało pod hasłami „çankaya jest świecki i taki pozostanie!”, „Droga do çankaya jest zamknięta dla islamskiego szarijatu!”, „Nie oddamy çankaya mułłom!”. Podobne hasła wypisano na czerwonych (barwa sztandaru narodowego) transparentach, które pod koniec kwietnia niesiono w milionowej demonstracji w Stambule. Główna siła opozycyjna, Republikańska Partia Ludu (CHP) z jej liderem, Denizem Baykalem, na czele, ostrzegała przed niebezpieczeństwem opanowania trzech kluczowych pozycji władzy w Turcji przez polityków, których mniej lub bardziej skrywanym zamiarem jest islamizacja republiki. To była realna groźba, której opozycja postanowiła za wszelką cenę zapobiec. Gdyby parlament wybrał na nowego prezydenta wicepremiera Güla, wywodzącego się podobnie jak premier Erdogan i przewodniczący parlamentu, Bülent Arinç, z zakazanej swego czasu przez Trybunał Konstytucyjny Partii Cnoty, dążącej do wprowadzenia w Turcji

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2007, 2007

Kategorie: Świat