Tusk na polu minowym

Tusk na polu minowym

Wiemy, jaka będzie opozycja, nie wiemy, jaki będzie rząd Lepiej już było. 16 października został zaprzysiężony rząd Donalda Tuska i tym samym skończył się dla nowego premiera czas karnawału, który zaczął się w powyborczy wieczór, 21 października. I bracia Kaczyńscy, i PiS bardzo zadbali, by nowy premier nie miał zbyt wielu złudzeń. Lech Kaczyński wprawdzie pogratulował Tuskowi zwycięstwa, ale za chwilę przedstawił mu swój wzorzec idealnego rządu – a był nim rząd Jarosława Kaczyńskiego. I zapowiedział, że z wszelkimi odchyleniami od tego wzorca będzie twardo walczył. Donald Tusk może więc sobie opowiadać, że po rozmowie z prezydentem jest mu przyjemnie i że króluje wola współpracy – fakt jest taki, że w prezydencie RP będzie miał twardego cenzora, który nie przepuści żadnej sytuacji, by go skontrować. Jeżeli Lech Kaczyński będzie twardym cenzorem nowego rządu, to czego możemy się spodziewać po jego starszym bracie? Jarosław Kaczyński 16 listopada dał kolejny koncert swoich manier (gdzie on się wychowywał, na podwórku?) – nie uczestniczył w przekazaniu władzy następcy, przysłał mu za to list składający się z trzech zdań. By zaś nikt nie pomyślał, że zamierza od polityki trochę odpocząć, tego samego dnia zawiesił w prawach członków PiS, Ludwika Dorna, Kazimierza Michała Ujazdowskiego i Pawła Zalewskiego. Sygnał jest więc czytelny – prezes Kaczyński nie zamierza tolerować w swej partii ludzi mających jakiekolwiek wątpliwości, w PiS liczy się ślepe posłuszeństwo i wykonywanie rozkazów. To po pierwsze. A po drugie – dowiedzieliśmy się, że prezes jest w nastroju bojowym i że wciąż ma ochotę na polityczne wojny. Jak nie z przeciwnikami, to z niedawnymi współpracownikami. W ten nastrój wpasowała się zresztą grupa posłów PiS, która jeszcze tego samego dnia, pod przewodnictwem wicemarszałka Sejmu, Krzysztofa Putry, zapowiedziała, że PiS będzie twardą opozycją i Platformie nie przepuści. Tak na dobrą sprawę te wszystkie gesty i słowa, wyrzucane przez liderów PiS, są kontrproduktywne. Jeszcze dwa miesiące temu mogły budzić grozę, dziś budzą raczej śmiech. I faktycznie osłabiają PiS, budując obraz tego ugrupowania jako obrażonej na cały świat sekty. Szukającej na dodatek okazji do bijatyki i rewanżu. Jeżeli Kaczyńscy tak zamierzają postępować, to kwestią czasu jest, kiedy PiS runie w dół w sondażach. A czy będą? Jarosław Kaczyński jest zbyt doświadczonym i inteligentnym politykiem, by nie zdawać sobie sprawy, że wizerunek awanturnika szkodzi mu, a nie pomaga. Ale Jarosław Kaczyński ma też swój temperament, który ostatnio coraz trudniej mu okiełznać… W tym czasie, gdy sondaże są coraz gorsze dla PiS, rosną notowania PO i samego rządu. Polacy na nową ekipę patrzą z wielkim nadziejami. Są one dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, Polacy oczekują normalności, polityki, która nie byłaby ciągłą awanturą, kolejnymi wyzwiskami. W takiej atmosferze, jaką zafundował nam Jarosław Kaczyński, nie da się żyć ani w pracy, ani w rodzinie, ani w państwie. Więc nie dziwmy się, że 21 października Polacy zagłosowali tak, a nie inaczej. Rząd Donalda Tuska, drogą kontrastu, powinien te nadzieje spełnić. Tusk zresztą znakomicie sobie zdaje z tego sprawę – jego retoryka miłości, dogadywania się, dobrego klimatu nie jest przypadkowa. Można wręcz odnieść wrażenie, że pomysł nowego premiera na rządzenie to jakaś kopia Kazimierza Marcinkiewicza, rekordzisty III RP, jeśli chodzi o sprawy politycznego PR i autokreacji. Tylko czy rzeczywistość pozwoli odgrywać Tuskowi takie przedstawienie? PiS na pewno nie. A reszta? Wśród nadziei, które rozbudził Donald Tusk, oprócz tego, że ma być normalnie, były również konkretne obietnice. Że będzie żyło się lepiej. Że budżetówka dostanie podwyżki, a podatki zostaną zmniejszone. I co prawda Platforma wycofuje się dziś gwałtownie z tych obietnic – szef klubu PO, Zbigniew Chlebowski, mówi, że Zyta Gilowska zostawiła pusty budżet – ale przecież ludzie je pamiętają. I ich rozczarowanie może być groźne. Tym bardziej że wyborcy Platformy z 21 października to koalicja bardzo kolorowa. W kampanii wyborczej Tusk miał dla każdego coś miłego. I za parę tygodni zaczną pojawiać się pierwsi rozczarowani. Na pewno będą w tej grupie sympatycy lewicy. Wbrew różnym podpowiedziom Tusk nie poszedł drogą francuskiego prezydenta Nicolasa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 47/2007

Kategorie: Kraj