Tysiące chorych na raka można było uratować

Tysiące chorych na raka można było uratować

Walczymy z szarlatanerią

Każdemu ktoś choruje, każdemu ktoś umiera. Telefon do dobrego lekarza jest jak najlepsza waluta.

– Na posiedzeniu komisji sejmowej i senackiej zadałem pytanie, czy ktokolwiek z zebranych zdaje sobie sprawę, jaka jest struktura wieku w mojej specjalności. Czy wie, co to znaczy nadumieralność w zawodzie. Co znaczy wypalenie zawodowe. Co to znaczy dla pacjenta! Dziesiątki pytań cisną się na usta i nie słyszę na nie odpowiedzi. A z punktu widzenia pacjenta jest coraz gorzej. Jak można powiedzieć półmilionowej grupie chorych, że mamy 600 specjalistów i jeszcze ich dociążamy papierami? Że jako państwo nie wiemy, ile jest w tej grupie lekarzy powyżej 60. roku życia. Jaki jest nabór młodych. Jaki czas kształcenia. A ten jest sztucznie wydłużony! Na przykład w ramach specjalizacji onkologii klinicznej zaleca się pół roku radioterapii. Nie ma natomiast nauczania biologii molekularnej czy onkologii molekularnej, która dziś jest podstawą do zrozumienia współczesnej onkologii. Te absurdy się mnożą, a na nasze pytania nikt nie chce odpowiadać.

Wiadomo, jaka jest chęć odpowiadania! Pokaż, lekarzu, co masz w garażu! Szczucie! Uprawia to władza, z ministrem zdrowia włącznie. Tak się wywiera presję na lekarzy – obrażając ich, budując poczucie winy i szczując na nich chorych.

– A potem mam telefony, żeby przyjąć kogoś poza kolejką. Jeśli chodzi o onkologię, to w naszym środowisku istnieje dodatkowo rozdźwięk między instytutami a ośrodkami akademickimi. A władza, zamiast próbować nas godzić, napuszcza jednych na drugich i ten rozdźwięk się pogłębia.

A opozycja? Dlaczego milczy?

– Przecież to wańka-wstańka. Jedni upadają, drudzy obejmują władzę, ale jak przychodzi do reformowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce, wszyscy nabierają wody w usta. Wszystkie trudne pytania, które stawiałem, zawsze pozostawały bez odpowiedzi.

Nie da się przekonać ministra?

– On z nami nie rozmawia.

Odnoszę wrażenie, że środowisko onkologów czuje się osamotnione.

– Próbujemy różnych form leczenia i podejścia. Uderzamy, gdzie się da! Walczymy przy okazji z szarlatanerią. W tym kraju rynek szarlatanów szacowany jest na 5 mld zł! Państwo zaś przymyka na to oczy! Powszechnie wiadomo, że kiedy kończą się nasze możliwości, bo nie możemy zaoferować leku, bo nie ma refundacji, ludzie idą i kupują te wilkakory, jedzą pestki z moreli, przyjmują wysokie dawki witaminy C, witaminy B17. To są jawne oszustwa! A państwo nie reaguje. Jeżeli nie chce dać większych pieniędzy na ochronę zdrowia, powinno edukować społeczeństwo, że warto się doubezpieczyć na wypadek choroby nowotworowej, bo to zwiększyłoby pulę środków. Nie trafiłyby one do złodziei i oszustów, tylko byłyby przeznaczane na leki, na terapie. Ale takiej polityki również się nie prowadzi. Jest zgoda na to, żeby szarlatani leczyli nam ciężko chorych! A to jest na pograniczu przestępstwa.

Może na zakończenie powie pan coś optymistycznego?

– Budujemy nową klinikę, dzięki wsparciu wicepremiera Siemoniaka, dzięki wsparciu MON. Chyba jako jedyna klinika w Polsce przeniesiemy chorych z sal sześciołóżkowych do jedno- i dwuosobowych. Mamy wspierającą politykę mojej dyrekcji, która rozumie, że pacjent onkologiczny wymaga nadzwyczajnej troski, mamy bardzo dobrych lekarzy. Polscy onkolodzy są wykształceni na poziomie europejskim. Stoją na równi z kolegami z Europy Zachodniej. I frustrujące jest dla nich, że uczą się europejskiej onkologii, znają ją, ale nie mogą jej wdrażać w życiu codziennym.

Foto: Krzysztof Żuczkowski

Strony: 1 2 3 4 5 6

Wydanie: 2015, 24/2015

Kategorie: Wywiady

Komentarze

  1. stefan
    stefan 25 września, 2016, 14:44

    bez zbudowania pożądnego sytemu progresywnych podatków nie uda się sfinansować żadnych szerokich reform

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy