Uciec, ale dokąd

Uciec, ale dokąd

Dlaczego Cumbrowscy blokują budowę autostrady?

W domu Cumbrowskich wszystko się trzęsie. Szklanki dzwonią w kredensie, ściany pękają, a hałas chwilami uniemożliwia rozmowę. Bo tuż za oknami trwa budowa autostrady A1. Wielkie dźwigi i gigantyczne wywrotki pracują bez wytchnienia. Czasem dzień i noc. – Chętnie już dawno byśmy stąd uciekli – zapewniają Cumbrowscy. – Ale dokąd?
Przodkowie Cumbrowskich sprowadzili się do Nowych Marz pod Grudziądzem dawno temu. – Mój pradziadek, halerczyk, kupił tu ziemię i wybudował drewniany dom – wspomina Urszula Cumbrowska, siedząc przy ławie w swoim pokoju gościnnym. Przerywa, gdy hałas jest nie do zniesienia. I za chwilę mówi dalej. – Z tego wynika – kobieta liczy szybko na palcach – że nasza wnusia Paulinka to piąte pokolenie, które mieszka na tej ziemi.
I mieszkało im się dobrze. Tuż przy starym dębie – żeby go objąć, trzeba było wołać trzech postawnych chłopów. Obok strugi z czystą i tak zimną wodą, że nie można w niej zanurzyć nóg nawet latem. A jednocześnie blisko miejskiej cywilizacji, bo dom stoi bezpośrednio przy krajowej Jedynce – trasie łączącej Gdańsk z Bydgoszczą. Nawet gdy drewniany dom dziadka halerczyka stał się zbyt ciasny i stary, ani myśleli stąd wyjeżdżać.
Teściowie – Wrzosowie w 1971 r. wybudowali nowy, murowany dom. Do niego 13 lat później Cumbrowscy zaczęli dobudowywać swój. Razem uprawiali pomidory, a Roman Cumbrowski pracował jako spawacz w świeckiej Celulozie i jeszcze dorabiał na weselach jako muzyk, więc mieli pieniądze. I z budową uwinęli się w dwa lata. – Bez pożyczek – podkreśla z dumą pan Roman.
– Pamiętam jak dziś, że dźwigaliśmy z żoną pustaki. Ja całe, a ona połówki – wspomina z uśmiechem mężczyzna.
Między starym i nowym budynkiem zrobili przejście, dlatego obszerny (183 m kw.), dwupokoleniowy dom bez trudu pomieścił trzecią rodzinę, gdy jedyny syn Cumbrowskich, Cezary, ożenił się. Tu urodziła im się wnuczka. Byli szczęśliwi.
Tak szczęśliwi, że nawet nie zaniepokoiła ich wiadomość, że przez ich wieś, Nowe Marzy, będzie wiodła autostrada północ-południe, która połączy Pomorze ze Śląskiem. Cumbrowski: – Zapewniali w gazetach, że nikt nie straci, a nawet zyska, bo przecież czasy, gdy państwo brało ziemię pod drogi i ulice, dając śmieszne odszkodowania, dawno minęły.
– W gminie mówili, że zapłacą za każdy kamień i za każde drzewo – wtóruje żona. Uwierzyli zapewnieniom tym chętniej, że nigdy nie byli przeciwni autostradom.
– Wiemy, że postępu nie da się zatrzymać, więc po cichu zaczęliśmy rozglądać się za inną działką w okolicy, bo od razu pogodziliśmy się z myślą, że starości pod naszym dębem nie doczekamy – twierdzi pan Roman.

Szokująca wycena

Pierwszy szok przeżyli w 1998 r., gdy rzeczoznawca toruńskiego urzędu wojewódzkiego wycenił ich dom i działkę (5,5 tys. m kw.), na której stoi wraz z zabudowaniami gospodarczymi, na 144 tys. zł. Napisał w protokóle, iż nastąpiło ponadpięćdziesięcioprocentowe zużycie domu. – Nasza część domu miała wtedy ledwo 12 lat, a rodziców 27 lat – podkreśla pani Urszula. W dodatku w operacie szacunkowym wyszczególniono, że nieruchomość położona jest przy nieutwardzonych drogach i całkowicie pozbawiona jest infrastruktury. Co jest zwyczajnym kłamstwem. Bo od kiedy krajowa Jedynka nie jest utwardzoną drogą?
– I jeszcze dowiedzieliśmy się, że wielu sąsiadów, którzy mieszkali w ponadstuletnich domach, otrzymało podobne wyceny. A chyba jest różnica między wiejskim budynkiem z gliny i cegły, który powstał jeszcze w XIX w., a naszym, budowanym w latach 70. i 80.! – oburza się pan Roman. Poczuli się oszukani. Napisali więc pierwsze odwołanie. I urząd w 1998 r. przysłał drugiego rzeczoznawcę. A ten wycenił dorobek życia Cumbrowskich i Wrzosów na 246 tys. zł.
Wydawało się, że wszystko skończy się szczęśliwie, bo Cumbrowscy byli wyceną usatysfakcjonowani. Ale tym razem zaprotestował urząd. – Nastąpił błąd w sztuce – ocenił Bernard Kwiatkowski, dyrektor toruńskiego oddziału nieistniejącej już Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad. A rzeczoznawca nagle obniżył swoją wycenę do 132 tys. zł. – Postawili mnie pod ścianą, miałem związane ręce – tłumaczył rzeczoznawca obniżenie wyceny o ponad 100 tys. zł.

Pod most?

Wkrótce urząd wojewódzki rozpoczął procedurę wywłaszczenia. – Czyli według urzędników mamy pójść pod most, bo nie chcieliśmy przyjąć jałmużny, zwyczajnego ochłapu – denerwuje się Cumbrowski. Od tamtej chwili przestał spać spokojnie. Z jednej strony miał przeciw sobie urzędy, a z drugiej strony – ludzi, którzy podejrzewali, że chce wykorzystać sytuację i wzbogacić się na autostradzie. – Nie ma mowy o wzbogaceniu. Ja tylko bronię swego. Przecież nikt nam i naszym teściom niczego nie dał za darmo. Na każdy pustak z naszego domu musieliśmy zapracować. I jeśli teraz państwo chce przeprowadzić przez moje podwórko autostradę, to musi zapłacić za dom i ziemię tyle, żebym nie był stratny, żebym mógł sobie kupić taką samą działkę i nowy dom gdzieś indziej.
– Bogacą się na tej autostradzie inni – twierdzi i pokazuje dokument, na podstawie którego Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zapłaciła pilskiej firmie ponad 271 tys. zł za ścięcie dębu, który rósł obok domu. – A nam mówią, że nie ma pieniędzy na wyższe odszkodowanie za dorobek całego życia trzech rodzin – dodaje z goryczą pani Urszula.
Od wyceny i decyzji o wywłaszczeniu odwoływali się jeszcze nieraz. Sprawa w końcu trafiła do NSA, który w 2003 r. decyzję o wywłaszczeniu podtrzymał, ale umożliwił dalszą walkę o godziwe zadośćuczynienie za dom i ziemię. Jednak kujawsko-pomorscy urzędnicy też nie zamierzali ustąpić. Kolejni rzeczoznawcy uznawali, że Cumbrowskim należy się zaledwie 177 tys. zł. I w 2004 r. kujawsko-pomorski urząd wojewódzki przelał pieniądze na ich konto.

Zmarnowane siedem lat

– I to było jedyne niedopatrzenie urzędu – uważa Zdzisław Glonek, zastępca dyrektora bydgoskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. – Przelali pieniądze za szybko. Cumbrowscy zdążyli się odwołać. I minister transportu wstrzymał procedurę zmierzającą do eksmisji. Urząd wojewódzki musiał przeprowadzić całe postępowanie od początku. – Zmarnowane siedem lat pracy – mówi zniechęconym głosem dyrektor.
Zdzisław Glonek ma już tego powyżej uszu. Z jego perspektywy sprawa jest prosta. Ziemia Cumbrowskich już od kilku lat jest własnością GDDKiA. O czym świadczą stosowne zapisy w księgach wieczystych. Dlatego jeśli byli właściciele dobrowolnie nie chcą przekazać domu i działki – za które dostali już pieniądze – trzeba ich usunąć siłą. Trudno. Budowa autostrady musi posuwać się dalej. – Wiem, że procedura zmierzająca do eksmisji jest finalizowana przez urząd wojewódzki. I niedługo urzędnicy wojewody będą siłą usuwać tę rodzinę. Czekamy na to niecierpliwie, bo ich upór poważnie nam blokuje roboty – nie kryje zniecierpliwienia wiceszef dyrekcji.
I dyrektora Glonka, i innych urzędników niewiele interesuje fakt, że za pieniądze przelane na konto Cumbrowskim udało się kupić w sąsiedniej wsi jedynie 1700-metrową działkę i postawić na niej dom w surowym stanie. Działka jest trzy razy mniejsza, a i dom mniej obszerny niż ten w Nowych Marzach. Co gorsza, budynek jest bez dachu, więc nie da się tam zamieszkać. – Nie mamy pieniędzy na dalsze prace. Od lat nie uprawiamy pomidorów. I już nie pracuję w Celulozie. A pieniędzy za weselne muzykowanie ledwo starcza na skromne życie – wylicza pan Roman.

Wyszliśmy na pieniaczy

– Czy naprawdę chcemy tak wiele? – bezradnie pyta Cumbrowski, przekrzykując warkot żółtej wywrotki, która właśnie przejeżdża za oknami ich domu. Od ponad roku ich dom tkwi w samym środku budowy. Bo tu właśnie zaplanowano autostradowy węzeł. Gdy wjechały na plac budowy spychacze, prace nie ustawały nawet w nocy. Pani Urszula: – Całe miesiące nie mogliśmy spać. A wyjechać nie chcieliśmy, bo baliśmy się, że pod naszą nieobecność dom zburzą i nie będzie do czego wracać.
– Jednak znacznie bardziej nas boli, że wyszliśmy na pieniaczy. Prasa pisze, że tylko my blokujemy autostradę A1 – ubolewa mąż.
– A to z pewnością nie jest konfliktowa rodzina – zapewnia Andrzej Lorenc, wójt gminy Dragacz, w której leżą Nowe Marzy. Ale nie chce zdecydowanie opowiedzieć się po żadnej stronie sporu, który rozsławił Nowe Marzy na całą Polskę. – Cumbrowscy zawsze mieli dobre kontakty z sąsiadami i z tego, co wiem, nawet z budowniczymi autostrady – mówi wójt.
– A dlaczego miałbym się kłócić z tymi ze Skanskiej? – dziwi się Cumbrowski. – To przecież zwyczajni pracownicy, którym zlecono robotę. Dlatego jak chcą, daję im wodę, a żona nieraz parzyła im kawę.
Starali się też być uczynni wobec archeologów, którzy niedawno na ich łące odkryli fragmenty średniowiecznego młyna z dobrze zachowanym młyńskim kołem. Postawili kawę nawet komornikowi, który przyjechał i chciał ich wyrzucić do domu pomocy społecznej. – Ja rozmawiam z każdym. Za to urzędy od 10 lat rozmawiają ze mną tylko przez rzeczoznawców i komorników – żali się pan Roman.

Jak długo jeszcze?

Toczący się prawie 10 lat spór podkopał mocno ich zdrowie. Cumbrowski: – Najgorzej jest, jak przychodzi jakieś urzędowe pismo. Od razu człowiek jest mokry ze strachu. Ręce drżą. Noc mam już z głowy. W lutym miałem pierwszy zawał, w marcu – drugi. Teść jest też po trzech zawałach. Żona bierze coraz silniejsze tabletki na nadciśnienie.
Coraz częściej się zastanawiają, jak długo jeszcze wytrzymają.
Wójt Lorenc ciągle wierzy w pozytywny finał tej smutnej historii. Choć wojewoda już go wypytywał, czy gmina może po eksmisji zapewnić dach nad głową Cumbrowskim i Wrzosom. Odmówił i ma nadzieję, że urzędnicy z Bydgoszczy w końcu staną na wysokości zadania, wypłacą jakieś zadośćuczynienie i sprawa wreszcie skończy się polubownie. I to szybko. Bo niedługo na budowę autostrady wjadą kafary i będą wbijać słupy pod budowę wiaduktu, który przeprowadzi krajową Jedynkę nad autostradą. Będzie dużo huku i wibracji. – Najbardziej boję się, że od tych drgań zawali im się dach na głowę i będzie prawdziwa tragedia – obawia się Lorenc.
– Gdy opuścimy w końcu ten dom, to nawet żyrandola ze sobą nie wezmę, żeby nie przypominał mi tych złych lat – zapewnia z goryczą Roman Cumbrowski. I mówi coś jeszcze, ale jego głos zagłusza gigantyczna wywrotka, która wiezie kolejne tony piachu na budowę autostrady A1.

 

Wydanie: 2007, 24/2007

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy