Uliczne biblioteczki

Uliczne biblioteczki

To takie proste. Można sobie wziąć książkę. Można książkę przynieść. Nie trzeba się zapisywać. Nie trzeba płacić Korespondencja z Wiednia Krzywe półki, aż chciałoby się je uchronić przed upadkiem, na pleksi i ściankach charakterystyczne logo z książką w środku, żółte plakaty z ciągiem informacji w kilkunastu językach. Czytam polską wersję tekstu na plakacie: „Sobie wziąć lub dać żadne koszty żadne zameldowanie”, czyli „można książkę zabrać lub/i oddać”, by nie było wątpliwości. To „otwarta biblioteczka”, jedna z trzech w Wiedniu, zaprojektowana i ustawiona przez artystę Franka Gassnera z grupy WERKIMPULS w publicznej przestrzeni miasta. – Książki tak za darmo? Fajny pomysł – młody chłopak rzuca do kumpla. Starsze osoby nieśmiało zaglądają na półki, młodsze są bardziej odważne. Ojciec z córką uważnie przeglądają „zasoby”. – To taki pomysł, żeby ułatwić ludziom sięganie po książki, różne tytuły, nie trzeba się zapisywać, nie trzeba płacić, bez pytania wybierasz sobie tyle książek, ile chcesz. No i oddajesz swoje, bo to wymiana. O każdej porze. Bookcrossing – książki mają krążyć – tłumaczy ojciec. Książka jest dobrem szczególnym. Książek, jak dawniej chleba, nie wyrzuca się. Kiedy pojawia się ich nadmiar, trudno zdecydować o wygnaniu tak wprost, na śmietnik; przywiązanie, szacunek dla nich tkwi w nas głęboko, chyba ciągle tak jest. Darowuje się je, wystawia do wzięcia, oddaje do antykwariatu. Cieszy, kiedy trafiają w kolejne ręce. Nie sprawdziło się traktowanie książek jak taniego dobra jednorazowego użytku – kupić, użyć (przeczytać), wyrzucić. Żywiołowy rozwój kieszonkowych, masowych wydań na tanim papierze, np. największego tego typu niemieckiego wydawcy od 1950 r., Rowohlts Rotations Romanen – RORORO, nie zdołał przełamać specyficznego stosunku do książki. Trzy szafki z książkami W 1991 r. w austriackim Grazu dwaj artyści zainteresowali się tą wyjątkową pozycją literatury w społeczeństwie. Michael Clegg i Martin Guttmann pojawili się na ulicy z projektem „Open Public Library”. Na trzech krańcach miasta ustawili trzy proste biblioteczki, każda z 450 książkami i objaśnieniem, jak z obiektu korzystać – chcieli sprowokować przechodniów do wypożyczania książek, które miały być po pewnym czasie zwrócone, i do uzupełniania biblioteczki ulicznej – publicznej, dostępnej bez ograniczeń, bez kontroli instytucji czy autorytetów, za którą odpowiedzialna jest właśnie „ulica”. Alternatywna, niekonwencjonalna propozycja zapewnienia społeczeństwu materiałów do czytania miała się stać modelem bezpośredniej instytucji demokratycznej, niewymagającej hierarchicznej organizacji ani systemów kontroli. Pierwszy eksperyment artystów z biblioteczką publiczną w ramach koncepcji sztuki otwartej zakończył się następująco: jedna szafka przetrwała ponad trzy miesiące, druga po sześciu tygodniach została oczyszczona z książek, trzecią zniszczono. Clegg i Guttmann kontynuowali projekt otwartych bibliotek w Hamburgu i Lubece w 1993 r., potem w Mainz. W Darmstadt w Wigilię 1996 r. otwarto pierwszą taką bibliotekę, już bez aspektu sztuki ulicznej. Jej półki i otwarta czytelnia znajdują się m.in. w zabytkowym domku w miejskich ogrodach Prinz-Georg-Garten. Stamtąd biblioteczki trafiły do Hanoweru – Nikolas Müller, wówczas student architektury na Uniwersytecie Technicznym w Darmstadt, opowiedział o nich matce. Monika Müller, dawniej członkini socjaldemokratycznej partii SPD w rządzie stolicy landu, przekonała kolegów do pomysłu bookcrossingu i otwartych biblioteczek. Potem na mapie pojawiły się Bonn i Brema. Nazwa bookcrossing urosła do synonimu światowej wolnej wymiany książek, kiedy w 2001 r. Amerykanin Ron Hornbaker powołał do życia specjalną stronę – giełdę w sieci. Czytać może każdy Rok temu Frank Gassner postanowił w Wiedniu postawić własne niezwykłe biblioteczki, krzywe szafki z betonu i pleksi, z drzwiczkami, by książek nie zmoczył deszcz. Swoje obiekty widzi z kolei jako „upiększenie świata”. W prasie codziennej mówiło się nawet o wiedeńskiej agorafobii, w związku z którą zapełnia się każdą pustą przestrzeń. Za jeden z tych zapełniaczy uznano dziwaczną biblioteczkę z logotypem zachęcającym do wymiany książek. – To, że są krzywe, zabezpiecza obiekty przed wiatrem, książki nie wypadną – objaśnia autor. Pierwszą uliczną biblioteczkę umieścił przy Zieglerstrasse róg Westbahnstrasse w VII dzielnicy Wiednia, rządzonej przez Zielonych, tym samym bardziej niż „czarne” lub „czerwone” dzielnice gotową na nowości i eksperymenty. Gassner zwięźle zaprosił do ich

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2011, 2011

Kategorie: Kultura, Świat
Tagi: Beata Dżon