Prof. Andrzej Romanowski rozmawia z Lucyną Tychową, córką Jakuba Bermana Nakładem Wydawnictwa Universitas ukazała się interesująca publikacja „Tak, jestem córką Jakuba Bermana”, wywiad rzeka prof. Andrzeja Romanowskiego z Lucyną Tychową. Na książkę składają się nie tylko wspomnienia córki o ojcu, w czasach stalinowskich człowieku numer dwa w państwie. Jest to także niemały kawałek historii Polski, nie tylko tej Ludowej. Na setkach stronic przewijają się osoby z pierwszych stron gazet dawnych i obecnych. Jest to też rozmowa ludzi o różnych rodowodach i życiorysach. [Rok 1952] Pani jest już mężatką, ojciec nadal u steru, tymczasem w Czechosłowacji rozgrywa się dramat Slánskiego. Rudolf Slánský, ten, któremu w moskiewskim hotelu Lux ukradziono dziecko, nazywał się naprawdę Salzman i do września 1951 r. był sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Z Bermanem łączyło go żydowskie pochodzenie i nawet ten sam rocznik. Od listopada 1951 r. Slánský był więziony, a w listopadzie 1952 r. wytoczono mu pokazowy proces. 3 grudnia 1952 r. został powieszony. Podobno po latach Jakub Berman rozpłakał się w rozmowie i powiedział: „Byłem następny w kolejce”. – Jednego jestem pewna: on nie płakał. To są te ozdobniki „życzliwych” towarzyszy – chcieli go pomniejszyć. „Powiedział, łkając: ja sam chodziłem ze stryczkiem na szyi”, tak swoją rozmowę z Bermanem z roku 1956 relacjonował Teresie Torańskiej [Stefan] Staszewski. – No i czego to Staszewski nie wymyśli! Jestem pewna, że takich scen publicznych nie było. Wiosną 1954 r. ojciec wziął po raz pierwszy na ręce mojego synka, miał oczy pełne łez. Wtedy tak powiedział: „Myślałem, że już go nie zobaczę, że już mnie tu nie będzie”. Zaskoczyło panią, że tak powiedział? – Nie, ja czułam grozę w domu. Berman był wciąż osobą numer dwa w partii i państwie! W czym się przejawiała groza? – W ojcu narastało napięcie. Był mniej uważny wobec nas, bardziej milczący. Późno wracał do domu. Wieczorami uciekał w lektury. Jeszcze przed sprawą Slánskiego aresztowano Ankę Duracz, jego sekretarkę. Mama powiedziała do ojca: „Dobierają się do ciebie”. Gdy Slánskiego powieszono, ojciec bardzo się zmienił. Anna Duracz była synową Teodora Duracza? – Tak, to była żona Jurka Duracza, on był w czasie wojny w ZWM, w batalionie czwartaków, był ranny. W jakim wieku była Anna Duracz? – Pięć, może sześć lat starsza ode mnie. A jakie były jej dalsze losy? – Wypuścili ją z więzienia, chorowała i umarła. Była wierną komunistką do końca? – Tego nie wiem, nie kontaktowała się potem z ojcem. Może miała podświadomy żal, że pośrednio przez niego została aresztowana? – Może dlatego, a może nie była aż tak zaprzyjaźniona. Bo druga sekretarka, Janka Domańska, no, inna rzecz, że ona nie siedziała przez niego w więzieniu, była z nim właściwie do ostatniej chwili, odwiedzała go aż do swojej ciężkiej choroby. To przygnębienie i lęk ojca… – To był dramat. My byliśmy bardzo do siebie podobni, współgraliśmy ze sobą, czuliśmy wzajemnie nasze nastroje. Ojciec w tym czasie łatwiej wybuchał. Był popędliwy? – Wcale nie, zwykle był spokojny i opanowany. Opowiem panu historię wiele lat późniejszą: z mojej pracy w teatrze. Miałam zawsze dobry kontakt z maszynistami i oświetleniowcami – szacunku dla ludzkiej pracy uczyli mnie w domu – więc byłam chyba przez załogę lubiana i próby przebiegały bez zakłóceń. A jednak kiedyś, w teatrze w Częstochowie, próba techniczna stała się strumieniem opóźnień i niedoróbek: ospali maszyniści zapominali o swoich zadaniach, zapanował chaos. I wtedy, nagle, wydobył się ze mnie krzyk. Nie poznałam własnego głosu! Krzyczałam i wydawałam dyspozycje. Chyba nawet zaklęłam, na szczęście dość cenzuralnie. Wszystko umilkło, na scenę wyszedł zespół techniczny, patrzyli na mnie ze zdumieniem. „Pani reżyser się na nas gniewa? Bardzo przepraszamy, już będzie w porządku”. No i było w porządku. To był ten mój wyjątkowy krzyk, dlatego tak dobrze go pamiętam. U ojca to też zdarzało się zupełnie wyjątkowo. (…) Andrzej Werblan w „Stalinizmie w Polsce” przytacza plotkę, jakoby na sylwestra 1952 r. Bierut, Berman i Minc zastanawiali się, czy następnego sylwestra nie będą spędzać w więzieniu. – Wątpię, by się zastanawiali. To raczej efektowna plotka. Parę miesięcy po urodzeniu syna i parę tygodni po śmierci
Tagi:
Andrzej Romanowski









