Upadek

Upadek

APTOPIX Stranded Afghan nationals arrive to return back to Afghanistan at the Pakistan-Afghanistan border crossing point in Chaman on August 16, 2021 as the Taliban were in control of Afghanistan after President Ashraf Ghani fled the country and conceded the insurgents had won the 20-year war. (Photo by - / AFP)

Spektakularny koniec zachodniej interwencji w Afganistanie Jesienią 2001 r., w przededniu inwazji na Afganistan, do Moskwy udała się z tajną misją grupa urzędników brytyjskiego ministerstwa obrony. Rząd w Londynie, który popierał Waszyngton i zapowiedział pełne wsparcie dla amerykańskich działań militarnych, zwrócił się do Rosjan z prośbą o radę. „Nie chcemy powtórzyć waszych błędów”, deklarowali Brytyjczycy, odnosząc się do zakończonej klęską radzieckiej interwencji z lat 1979-1989. Jak pisze Deborah Haynes z telewizji Sky News, gospodarze nie owijali w bawełnę. „Dokonujecie tak samo złego wyboru jak my”, ostrzegali. „Wejdziecie do Afganistanu, wielu z was zginie, a okoliczności i tak zmuszą was do odwrotu. Dla nas to będzie dobre, więc… jak możemy wam pomóc?”. Dziś w Foreign Office wspomina się tę historię z gorzką świadomością ich proroczego charakteru. I ze złością, że Wielka Brytania dała się wmanewrować USA w konflikt zakończony spektakularną klęską. Kreml wstrzymuje się z komentarzami typu „a nie mówiliśmy”, lecz rosyjska prasa w najlepsze dworuje sobie z Zachodu i NATO. Szczególnie popularny wątek dotyczy trwałości struktur państwowych pozostawionych przez interwentów. Rząd Muhammada Nadżibullaha funkcjonował jeszcze trzy lata bez wsparcia Moskwy, prozachodni gabinet Aszrafa Ghaniego upadł po trzymiesięcznej ofensywie talibów. Co więcej, towarzyszyły temu dramatyczne sceny na lotnisku w Kabulu, których zapis – w postaci zdjęć i filmów, niekiedy wyjątkowo drastycznych – masowo dystrybuowały w mediach społecznościowych rosyjskojęzyczne profile. Dla Rosjan brutalnie obnażona słabość Zachodu nie stanowi powodu do zmartwień – wręcz przeciwnie. Warto również zauważyć, że gorzki finał 20-letniej interwencji NATO koi rosyjskie kompleksy wynikłe z własnej porażki w Afganistanie. Daje asumpt do opinii, że „w naszym przypadku aż tak źle nie było”. Tymczasem jeszcze 8 lipca br. Joe Biden, ogłaszając harmonogram wycofywania sił USA z Afganistanu, tryskał optymizmem. Zapowiedział, że operacja zakończy się do 31 sierpnia, i nie przewidywał większych problemów. Gdy zapytano go – odwołując się do doświadczeń weteranów z Wietnamu – czy nie widzi podobieństw do sytuacji z 1975 r., odparł pewnie: „Zero. Możliwości talibów nie da się porównać do Wietnamu Północnego. Nie zobaczymy ludzi podnoszonych z dachu ambasady Stanów Zjednoczonych w Kabulu”. Minęło kilka tygodni i świat obiegły obrazy przypominające Sajgon sprzed 46 lat. Były na nich także śmigłowce startujące z dachu amerykańskiego przedstawicielstwa. Co poszło nie tak? Dlaczego prozachodni reżim rozpadł się jak domek z kart? Co dalej z Afganistanem i jego mieszkańcami? Jakim cudem natowska machina dała się zaskoczyć talibom, w wyniku czego doszło do panicznej ewakuacji Europejczyków, Amerykanów i współpracujących z nimi Afgańczyków? Jak blamaż USA wpłynie na geopolitykę? Głodny żołnierz nie będzie walczył W kwietniu br. sytuacja wyglądała zgoła inaczej – talibowie panowali nad jedną piątą Afganistanu, głównie na prowincji. Wydarzenia nabrały dynamiki na początku sierpnia, kiedy talibskie oddziały zaczęły zajmować – wszędzie bez walki bądź przy symbolicznym oporze armii i policji – wielkie miasta i otaczające je dystrykty. 11 sierpnia rząd w Kabulu formalnie sprawował władzę już tylko w centrum kraju (mniej więcej na 20% powierzchni) i w stolicy. Ta upadła cztery dni później, a wraz z nią wianuszek okołostołecznych dystryktów. Po 15 sierpnia jedynym wolnym od islamskich fundamentalistów regionem pozostaje Pandższir – słynna prowincja, której nie udało się zająć ani armii radzieckiej, ani talibom w czasach ich pierwszych rządów w latach 1996-2001. Z dostępnych informacji wynika, że nowi-starzy władcy Afganistanu negocjują poddanie Pandższiru z synem legendarnego Ahmada Szaha Masuda. Na razie trudno przesądzić, jaki będzie efekt tych rozmów, choć nie brakuje opinii, że region, jak w 2001 r., po rozpoczęciu amerykańskich nalotów znów stanie się rozsadnikiem antytalibskiej rebelii. Co znamienne, Pandższir ostał się nie dzięki siłom rządowym, ale za sprawą milicji dowodzonej przez Masuda Juniora. ANA (ang. Afghan National Army) i ANP (ang. Afghan National Police) i tam zawiodły. – Myślałem, że wojsko będzie dłużej się opierać – przyznaje gen. Waldemar Skrzypczak, dowódca wojsk lądowych i wiceminister obrony w czasach największego zaangażowania Polski w operację w Afganistanie. – Ale czy jestem szczególnie zaskoczony? Tak spektakularna dezorganizacja to typowe zjawisko dla muzułmańskich armii.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 35/2021

Kategorie: Świat