Upał i inne plagi

Upał i inne plagi

Wielkie gąbki

Te wszystkie plagi egipskie są skutkami jednego zjawiska – upału A.D. 2015. Mówi się o potrzebie ogłoszenia stanu klęski żywiołowej. Tymczasem sztab antykryzysowy (Rządowe Centrum Bezpieczeństwa?) powinien działać od marca, kiedy już było pewne, że zerowe opady śniegu nie zwiastują, lecz gwarantują ogólnopolską suszę. Rekordowe upały i brak deszczu jedynie poszerzyły skalę zjawiska, które powtarza się od lat.

Pierwsi na alarm bili leśnicy, ale ich ostrzeżenia zostały zagłuszone przez szum wyborczy i pogłoski o likwidacji Lasów Państwowych. Dopiero teraz w niektórych regionach ogłoszono zakaz wchodzenia do lasów, choć trzeci, najwyższy stan zagrożenia pożarowego utrzymuje się od wielu tygodni. Taka forma ochrony ma sens – ponad 98% pożarów w polskich lasach powodują ludzie. Spora część to umyślne podpalenia, które zdarzały się także w rejonie Puszczy Białowieskiej. Warto przypomnieć jako memento upalne lata 90., zwłaszcza sierpień 1992 r., kiedy w nadleśnictwie Rudy Raciborskie spłonęło ponad 9 tys. ha lasu. Z największym w historii Polski pożarem walczyło przeszło 10 tys. ludzi z udziałem ciężkiego sprzętu, w tym czołgów, a także śmigłowców i samolotów. Resztki pożaru dogaszono na początku września. Tegoroczna pogoda pozwoliłaby pobić ten rekord.

Nie chodzi „tylko” o wielkie straty materialne. Środowisko naturalne stale na różne sposoby ratuje nam zdrowie i/lub życie, a teraz chroni przed upałem i suszą, łagodząc ich skutki. Natura uczy, że o przetrwaniu decydują długofalowe strategie, w tym racjonowania wody. Las to wielka gąbka, która przy każdej okazji szybko zbiera wodę, a potem powoli ją oddaje, przemyca do biotopu zarówno na poziomie wód gruntowych, jak i w postaci mgieł i rosy. Ta „osmoza” przybiera wiele miniform, które umykają ludzkiej uwadze.

Idealny przykład takiej inhalacji, z której korzysta ponad milion ludzi (a kto ją zauważa?), to działanie Puszczy Kampinoskiej i jej wpływ na aglomerację warszawską. Kampinoski Park Narodowy od chwili powstania w 1959 r. pięciokrotnie powiększył swoją biomasę. Ta wielka fabryka tlenu codziennie dostarcza do stolicy wraz z ożywczą wilgocią setki metrów sześciennych odświeżonego powietrza. Transport biorą na siebie wiatry północno-zachodnie stale wiejące na Mazowszu. Bez tej naturalnej klimatyzacji, wspomaganej przez Wisłę i jej podmokłe lasy łęgowe, a także inne kompleksy leśne, które tworzą pierścień ochronny wokół Warszawy, skutki wysokich temperatur byłyby o wiele dotkliwsze.

A co z samym środkiem miasta? Podobną funkcję schładzacza i dotleniacza spełnia każdy park i skwer, a nawet zwykły trawnik. Tymczasem stołeczna polityka „pielęgnacji” zieleni miejskiej zaowocowała wycięciem ponad 150 tys. drzew w ostatnich sześciu latach. Każdy trawnik nawet w największy upał jest koszony do korzeni i zamienia się w martwe klepisko, zamiast dzień w dzień produkować tlen. Gdyby mała część kwoty wydawanej na ścinanie trawy poszła na jej podlewanie, o ile mniej byłoby zawałów serca i udarów, wyjazdów karetek pogotowia i oblężenia szpitali – nie tylko w okresie upalnego lata.

Profilaktyka zdrowotna np. w formie roślinnych „żywych elewacji” na budynkach (obniżają temperaturę o kilka stopni) powinna być subsydiowana przez NFZ i firmy ubezpieczeniowe. Chyba im powinno zależeć na mniejszej liczbie zgonów? Na szczęście w Polsce jeszcze się nie zdarzają przypadki śmiercionośnej legionellozy roznoszonej poprzez sztuczną klimatyzację, ale jest ona przyczyną wielu dolegliwości, co potwierdzi każdy laryngolog.

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 2015, 36/2015

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy