W sztuce nie ma miejsca na moralność

W sztuce nie ma miejsca na moralność

Od młodości lubię literaturę erotyczną. Wbrew pozorom jest to bardzo trudna literatura Mario Vargas Llosa – Napisał pan wiele książek zaangażowanych w sprawy społeczne, ma pan opinię pisarza zaangażowanego. Jednak w ostatnich latach przed sprawy społeczne w pana twórczości wysuwa się erotyka. – Być może, z wiekiem proporcje moich zainteresowań się odwróciły… Choć od młodości lubię literaturę erotyczną. Wbrew pozorom, jest to bardzo trudna literatura – to znaczy dobra literatura erotyczna. – Czyli jaka? – Nieopisująca zbyt szczegółowo scen seksualnych, nieocierająca się o wulgarność, pozwalająca uruchomić wyobraźnię, tworząca specyficzną erotyczną atmosferę. Niemonotonna, unikająca powtórzeń. I wiarygodna. – O pana najnowszej powieści „Raj tuż za rogiem”, której jednym z bohaterów jest malarz Paul Gaugin, poszukiwacz przygód erotycznych, krytycy napisali, że „rozbuchany seks jest dla niego źródłem siły witalnej i twórczej inspiracji”. W przypadku tej książki pierwszy warunek – by nie opisywać seksu zbyt szczegółowo – nie został spełniony. – Ale to jest uzasadnione. Czytałem wiele książek o Gauginie, on naprawdę był uzależniony od seksu. Możliwe, że dzisiaj nazwano by go seksoholikiem. Pozwoliłem sobie na śmiałe opisy, aby oddać wiarygodność tej – autentycznej przecież – postaci. – W „Pochwale macochy” opisał pan historię chłopca, który świadomie uwodzi swoją macochę. Czy spotkał się pan z zarzutem perwersji? – Ależ romanse chłopców i dojrzałych kobiet są stare jak świat! Większość moich kolegów przeżyła inicjację seksualną ze starszymi kobietami. Co do zarzutu perwersji – często kiedy recenzent nie wie, co napisać o książce, czym zwrócić na siebie uwagę, wymyśla jakiś zarzut. Im bardziej niedorzeczny, bulwersujący, tym lepiej. Zresztą interpretacja moich powieści często mnie zaskakuje. W zasadzie większość recenzji, także tych pozytywnych, mija się z moimi intencjami. Ale taki już los pisarza – nie ma wpływu na to, co z jego książki ludzie wyczytają, jak ją zinterpretują. O „Pochwale macochy” prawie wszyscy recenzenci mieli do powiedzenia przede wszystkim, że „to powieść erotyczna”. – Czyli gorsza, niższej kategorii? Jakby jedno wynikało z drugiego? – Właśnie: jakby powieść, której głównym tematem jest miłość fizyczna, fascynacja seksem, było łatwiej napisać. – W pana powieściach jest równie dużo problematyki społecznej czy politycznej. I to nie traktowanej jedynie jako tło. – Nigdy nie postawiłem sobie za cel napisania książki czysto erotycznej. Człowiek nie żyje wyłącznie w świecie seksu – taki człowiek byłby bardzo ubogi i ograniczony, nawet jeśli miałby wiele tzw. przygód. Mnie interesuje człowiek pełny, żyjący w jakimś świecie, środowisku, mający jakieś rozeznanie, co się wokół niego dzieje, świadomy swego miejsca w zbiorowości. Człowiek mający jakieś poglądy, idee. – Erotyzm, polityka, utopie społeczne to stałe motywy w pana twórczości. Sądząc z pana biografii, także w pana życiu. – Pisząc, wykorzystuję własne doświadczenia, toteż wątki autobiograficzne są obecne w wielu moich powieściach. Punktem wyjścia przy wymyślaniu fabuły są zawsze osobiste przeżycia. Dopiero potem fantazjuję. – Często traktuje pan bohaterów jako swoje alter ego? Na przykład powieść „Ciotka Julia i skryba” zdaje się otwarcie nawiązywać do pana biografii i skandalu rodzinnego. 18-letni, czyli według ówczesnego peruwiańskiego prawa niepełnoletni bohater żeni się z kobietą o prawie 20 lat starszą, w dodatku własną ciotką, ku zgorszeniu rodziny. Tak jak pan w młodości, jest początkującym pisarzem, który – tak jak pan – porzucił studia prawnicze, bo uznał, że są nudne, i zarabia na życie jako dziennikarz – również tak jak pan. – To podobieństwo nie jest przypadkowe. Którego pisarza zresztą nie kusi napisanie książki o sobie? Zaś co do faktów, w rzeczywistości było tak, że Julia, wówczas 30-letnia, była siostrą żony mojego wuja, czyli nie było to bliskie pokrewieństwo. Rodzinę bardziej szokowało to, że była ode mnie o tyle lat starsza i że jako niepełnoletni „smarkacz” uparłem się, aby wziąć ślub. Zresztą Julii, jako starszej, więc niby bardziej rozsądnej, dostało się bardziej. – Wyczytałam, że druga żona także jest pana kuzynką. – Cóż, mimo mojej ogromnej fascynacji kobietami moje relacje z nimi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2004, 2003, 2004, 52/2003

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska