Jan Rybak został zamordowany na zlecenie swojego syna akowca – napisał Bolesław Chmielowiec. Wnuczka zabitego udowadnia, że to polityczne oszczerstwo Kąpałem się z chłopakami w Sanie, szczęśliwy, bo dopiero co odszedłem od pieca piekarni wspomina Mieczysław Chmielowiec. Akurat przybijał prom od Tarnobrzega. Na naszym brzegu stali Alfons Chmielowiec (nie jest ze mną spokrewniony) i Mucha, też z Radomyśla, mówili na niego Partyzant. Wyskoczyliśmy z kolegą z wody, parła nas ciekawość, co oni tu robią. Ale Alfons nas przegonił: Uciekejta, nic tu nie tu mota do szukania. To my pod górkę Zjawienie i schowaliśmy się za kapliczkę. Patrzymy z promu wysiedli Jan Rybak, moja sąsiadka nauczycielka i komendant posterunku z Zasania. Ci dwaj zaraz do nich dołączyli. Potem na drodze do Radomyśla pojawili się tylko nauczycielka i komendant. Pozostali gdzieś nam zniknęli za wałem. I właśnie stamtąd huknęły strzały. Uciekliśmy do domów. Mojego dziadka, Jana Rybaka, zwanego w Radomyślu Jackiem (z uwagi na częste powtarzanie się tych samych nazwisk wszyscy mają tam jakieś przezwiska), znaleziono zamordowanego i utopionego w Sanie 25 lipca 1945 r. opowiada Ewa Gąsowska. Ktoś, kto go zabił, ukradł mu też buty i wszystkie dokumenty. Nie było żadnego dochodzenia, bo główny podejrzany, Alfons Chmielowiec, prysnął do Ameryki, a innych objęła amnestia. O tym, że mojego dziadka jako konfidenta UB zlikwidowało AK, gdyż taki wyrok wydał jego syn, Eugeniusz Rybak, członek NSZ, dowiedziałam się po raz pierwszy w ubiegłym roku z książki Bolesława Chmielowca, brata Alfonsa, pt. Wspomnienia straconych (?) dni. W naszej rodzinie nigdy się nie mówiło o nieżyjącym już wujku Gienku, że ma na sumieniu śmierć swojego ojca. Sprzątnijcie tego szpicla Gąsowska postanowiła upomnieć się o dobre imię dziadka i wuja w sądzie. Pozwała Bolesława Chmielowca i Wydawnictwo Diecezjalne Sandomierz. W imieniu tego drugiego mgr Maciej Futyma oznajmił w piśmie do sądu: Wydaliśmy taką pozycję i na tym fakcie kończą się skierowane pod naszym adresem zarzuty. (…) Z treści pozwu trudno wywnioskować, co tak zbulwersowało powódkę czy to, że pan Chmielowiec napisał, że jej dziadek był na usługach UB, czy to, że jej ojciec (mgr. Futymie zapewne chodzi o wuja Gąsowskiej) był żołnierzem Armii Krajowej i walczył o Polskę (…). Dopóki powódka nie zacznie traktować poważnie sądu i pozwanych, my będziemy ją traktować równie poważnie jak tygodnik ťNIEŤ, w którym żąda przeprosin. Ewa Gąsowska domagała się wycofania ze sprzedaży Wspomnień… oraz usunięcia w następnych edycjach akapitów zniesławiających Jana i Eugeniusza Rybaków. Ponadto przeproszenia jej rodziny na łamach rzeszowskich Nowin i tygodnika NIE, zasądzenia od pozwanych 25 tys. zł, które chciała przeznaczyć dla parafii w Radomyślu i na rzecz Stowarzyszenia Unia Demokratyczna Kobiet we Wrocławiu, gdzie mieszka. 84-letni dziś Bolesław Chmielowiec z Tarnobrzega nie chce ze mną rozmawiać. Nic nie powiem! krzyczy do słuchawki. Interesuje go tylko jedno: kto mnie nasłał. Ale w Bibliotece Narodowej można wypożyczyć Wspomnienia straconych (?) dni. Sięgam po pękate dzieło życia autora, który raz po raz pisze o sobie per prawy Polak, patriota. Chmielowiec, pseudonim okupacyjny Komar, podaje, że 29 lipca 1945 r. w Radomyślu zjawił się ze swym oddziałem przedstawiciel komunistycznej wojskowej władzy, były dowódca GL-AL, por. Edward Gronczewski, Przepiórka. Pod pretekstem odebrania od nas krótkiej broni, której nawiasem mówiąc nie zdaliśmy, bandyci podjechali furmankami pod nasz dom i włamali się. (Dalej opis dewastacji). Wszystkim tym aktom wandalizmu (jak nam potem opowiadano) przyglądał się z niekłamaną satysfakcją stary Rybak Jacek, który notabene tę bandę naprowadzał. Czyżby jako zagorzały komunista (…) liczył na stołek bolszewickiego komisarza? Nie doczekał się. Na paradoks zakrawa fakt, że na drodze do tych zaszczytów stanął mu rodzony syn Eugeniusz, były AK-owiec. Gienek wiedział, że jego ojciec poza świadczeniem usług bandzie ťPrzepiórkiŤ był agentem PUBP w Tarnobrzegu. Zwracał na to uwagę swoim byłym dowódcom AK, wręcz żądając: Sprzątnijcie tego szpicla, bo niejednemu on jeszcze krzywdę wyrządzi. Wkrótce potem Jacek wracając z wizyty w Urzędzie Bezpieczeństwa w Tarnobrzegu, został nad Sanem zlikwidowany. Wieczoru autorskiego nie było Sąd w Tarnobrzegu z trudem ukrywał swą łaskawość
Tagi:
Helena Kowalik









