Rodzina zastępcza

Rodzina zastępcza

Dziennie u Czepczorów idą dwa chleby i dwa litry mleka. Wszystko musi być podwójne, bo tu nadrabia się dzieciństwo

Daria ma dietę hormonalną (bez jajek i kurczaków), Tomek jest nosicielem żółtaczki typu B, dlatego trzeba uważać, żeby nie obsikał muszli. Marcin najchętniej zasypia z misiem Łatkiem, który jest jeszcze ze starego domu i najgłośniej klepie nad talerzem „Panie Jezu, dziękujemy ci za dary, jakie spożywamy z twojej łaski” (z talerza nigdy nie spuszcza wzroku). Jest jeszcze Zbysio. Ciągle się kiwa, ale wreszcie udało się nawiązać z nim kontakt, a to znaczy, że nie jest autystyczny.
Gdy do domu państwa Czepczorów przychodzi „świeże dziecko”, najtrudniej jest przez tydzień, dwa. Musi się wyciszyć i nauczyć nowych rzeczy, na przykład zdjąć ubranie przed snem albo odpowiadać na pytanie: „Co chcesz robić?”. To dla tych dzieci trudna odpowiedź, bo dotychczas nie zabierały głosu na swój temat. Przez pierwszy miesiąc jedzenie wrzucają w siebie co dwie godziny. Właściwie połykają.
Tylko Lila i Dawid są „biologiczni”. Reszta z policyjnej interwencji. – Mama na pewno was kocha – zapewnia pani Czepczor, otwierając drzwi. I zawsze patrzy w oczy wielkie jak guziki.

Darieńka

Stwierdzono: „Cztery lata. Lekkie zaburzenia przysadki mózgowej na skutek alkoholu podawanego od czwartego miesiąca życia. Nienaturalnie duże piersi. Może wystąpić cykl miesiączkowy. Od półtora roku w rodzinie zastępczej długoterminowej. Do mężczyzn przykleja się w nienaturalny sposób. Zaradna i ruchliwa. Nie patrzy na przeszkody”.
Darieńka ma blond loki, niebieskie oczy i czeka, aż pozbawią mamę praw rodzicielskich. Nie miała roku, jak wypadła mamie z wózka, uderzając główką o betonowy chodnik. A ponieważ mamie pomagały pchać wózek cztery promile, dziecko trafiło do państwa Czepczorów. Delirium rzucało Darieńkę przez tydzień. Odwiedziła w życiu dużo melin. Po piwie miała mocniejszy sen i wyraźnie lepszy apetyt.
Każde dziecko pani Czepczor ma swój album na fotografie. Kilkuletnie życie utrwala parę ujęć. Na stronie otwierającej album z napisem „Darieńka” dziewczynka w czerwonej sukience bawi się pierogami podczas pierwszej w życiu Wigilii bez nasączonego ćwiartką smoczka. Dalej Darieńka na prawdziwym spacerze. Album zamyka kilka fotografii z wizyty u matki: pani w nieświeżym sweterku siedzi na zakrwawionej pościeli i zakrywa rozbity łuk brwiowy. Policji tłumaczyła wtedy, że została bardzo brutalnie zgwałcona.
Rok temu na mocy postanowienia sądowego Darieńka miała wrócić do starego domu. Ale los zrządził, że tydzień przed terminem tatę zabrali do więzienia, a mama z tęsknoty odeszła do innego pana i znów wpadła w cug. Darieńce zerwał się kontakt. Pani Czepczor poczuła zdziwienie i zażenowanie, gdy rok temu Darieńka powiedziała pierwsze i jak na razie ostatnie słowo: „Mama”. Odważna, uwielbia porządki. Nie płacze, nie potrzebuje pomocy przy jedzeniu, misiów-przytulanek ani kołysania przed zaśnięciem. Czasem tylko słychać, jak kołysze się sama przez sen, wydając tępe dźwięki. Najbardziej lubi śpiewać Zbyszkowi.

Zbysio

„Urodzony siłami natury o czasie. Ma osiem miesięcy, ale rozwój motoryczny ustalono na trzy. Całkowity brak tkanki tłuszczowej. Nie przyjmuje niczego oprócz mleka. Stwierdzono: obustronne ropne zapalenie uszu, dysmorfię twarzoczaszki, na skórze liczne siniaki i sączące się grudki, wiotkość mięśni i krtani, przykurcz stópek. Otorbienie zamóżdżkowe. Czeka na rodzinę adopcyjną. Nawet za granicą, bo tam miałby większe szanse”.
Zanim stał się „małą kluseczką” państwa Czepczorów, trafił do szpitala z kością ogonową i miednicą na wierzchu. Strach było go wziąć na ręce. Dławił się i wymiotował kawałkami. Przez trzy miesiące dzień i noc co dwie godziny był budzony na posiłek. Odkarmiony w cudowny sposób.
Rodzina Doroty i Tadeusza W. składa się z ośmiorga osób. Kurator napisał „sytuacja naganna” i odebrał Zbysia. Niedawno pani W. urodziła kolejne dziecko.
Nie wiadomo, co Zbysio myśli, ale już wiadomo, że jest z nim kontakt. Zaczął się uśmiechać, a to znaczy, że reaguje na osoby i sytuacje. Dzięki rehabilitacji umie też wykonywać jednostajne ruchy tułowia. Może będzie raczkować? Zawsze jest szansa.
Dziecko nad wyraz spokojne. Gorsze dni przychodzą tylko wtedy, gdy ciśnienie w czaszce Zbysia bardzo wzrasta. W nocy słychać wówczas sączący się monotonny jęk. Ni to kwilenie, ni to płacz. Neurolodzy przypuszczają, że ten rodzaj dźwięków wydobywa się przy bólach mózgowych.
„Zbysio lubi się tarzać”, napisał Marcinek w pamiętniku.

Marcinek

„Siedem lat. Zaburzenia lękowe. Skryty. Jedyne, co udało się ustalić, to fakt, że wyraźnie boi się powrotu do matki. Prawie cały rok nie uczęszczał do szkoły. Dziecko zastano na podwórku brudne, lekko ubrane, bez klucza do mieszkania (było bardzo zimno). Zarządzenie opiekuńczo-wychowawcze wobec małoletniego: wymaga umieszczenia poza rodziną naturalną”.
Do państwa Czepczorów przyszedł z kuratorem i ciemieniuchą od brudu na głowie. O starym domu mówi tylko tyle, że dom ciągle był na innej ulicy. Do szkoły nie chodził, bo zanim mama zdążyła wrócić ze sklepu, było już dawno po lekcjach. Więc Marcinek opiekował się sobą sam. Czekanie na powrót mamy dłużyło mu się najbardziej. W międzyczasie parę razy uciął sobie drzemkę, parę razy poszedł „siusiu”, parę razy powiedział „Nikogo nie ma w domu”. Ziemniaki jadał tylko zimne, bo małe dzieci nie odkręcają gazu. Czekał na mamę, aż znów zasnął. A jeśli nie mógł zasnąć, liczył barany. Raz naliczył nawet do… nie pamięta. Najbardziej lubi kolor żółty: „Bo jest jak słońce, które grzeje na cieplutko”.
W albumie z napisem „Marcin” najczęściej patrzy na fotografię, na której przebrany za muszkietera stoi zawadiacko z ręką pod bokiem. To ubiegłoroczny bal przebierańców, jedna z pierwszych sensacji w życiu Marcina.
Już nie pyta co pięć minut, z czego będzie dzisiejsza kolacja. Oswaja się z poczuciem bezpieczeństwa, mimo że codzienność go przeraża. Latem wyszedł po truskawki na koktajl. Postawił papierową torebkę na stole i schował się pod kołdrę, zatykając uszy. „Pani na pewno wcisnęła mi za drogie”, wycedził po godzinie. Czasem, jak usłyszy „Chodź szybciutko do kuchni”, strach blokuje mu usta. A jeśli strach sam nie chce uwolnić ust, otwiera pamiętnik w zielonej okładce. To nowy sposób porozumiewania się z nową rodziną. Ostatnio odnotował, że w szkole ktoś ukradł mu czapkę i że to nie jego wina.
Kiedyś Marcin narysował deszcz: na kartce papieru stoi sam jeden w środku ulewy z piorunami, ma grymas na twarzy i nie ma parasola. Stwierdzono brak poczucia bezpieczeństwa.
Jest już w rodzinie zastępczej długoterminowej (długi termin bezpieczeństwa to co najmniej dwa lata). Czeka, aż mama zacznie się leczyć, a Sebastian podejmie pracę. Sebastian to starszy brat Marcina, który śni mu się częściej niż brat Daniel. Bo Sebastian nie siedział.
„Rodzina to ktoś, kto opiekuje się dziećmi”, zapisał. Niedawno, po sądowej rozprawie zapytał ciocię, czy już tak jak Tomeczek może mówić do niej mamo.

Tomeczek

„Mimika i gestykulacja siedmiolatka żywe. Mowa wyraźna. Lekki paraliż prawej dłoni. Wodogłowie. Wątroba zniszczona żółtaczką typu B. Wymaga diety. Do prokuratury dotarł w obecności matki zastępczej. Nadzwyczaj rozmowny. Może przejawiać skłonności do konfabulacji, czyli wypełniania luk pamięciowych treściami zmyślonymi. W trakcie pobytu w nowej rodzinie zauważono, że proponuje dzieciom dziwne zabawy”.
Trudne dziecko. Trafił do Czepczorów tuż po Marcinie w długi majowy weekend. Jest jak otwarta książka, żartuje pani Czepczor, która przeszłość z tej książki odczytała już pierwszego dnia, gdy smarowała chleb masłem. „Ciociu, tatuś mi też smarował”, zauważył.
Matka odeszła zaraz po urodzeniu, dlatego Tomek bardzo kocha tatę, inwalidę po heinemedinie. Nie zna literek, ale zna wszystkie pseudonimy („Bartek”, „Żołubak”, „Bazyli”), jakimi bratali się z tatą koledzy. Recytuje też z pamięci marki tanich papierosów i lubi nadużywać zwrotu „Szczerze pani powiem”.
Często sikał w majtki, ale nie wie, dlaczego. „Nie wiem”, to jego odpowiedź na wszystko. Na przykład na to, dlaczego psu nadał imię „Beza”. Ponoć nie ma wyobrażeń. Nie wie, o czym marzy, ani co to znaczy „zaburzenia społeczne”. „Ubogi słownik, znajomość podstawowych kolorów, rysunki na poziomie trzylatka”, stwierdzono w poradni. Za to z malarską dokładnością potrafi opisać włącznik światła w piwnicznym korytarzu, do którego sięgał na paluszkach: „Takie kółeczko, a w kółeczku kwadratowa kreseczka, którą się kręci”. Pamięta też dobrze swój barłóg w betonowym kącie, kolor blachy, którą zabito mu okno w piwnicy, zapach kurzu na wełnianej kufajce i smak sucharów. Potrafi naśladować zębami dźwięk wiatru, który sączył się nocą przez szczeliny.
Tomek ma dorosłe ręce. Twarde i szorstkie, zupełnie nie przypominają dłoni dziecka w jego wieku. Psychologowie twierdzą, że posiada wysoką sprawność społeczną. Przejawia się ona tym, że Tomek szybko podporządkowuje się otoczeniu. Gdy był niegrzeczny, najczęściej dostawał po głowie i „po siusiaku”. Tomek twierdzi, że zawsze był niegrzeczny. Na przykład wtedy, gdy wymiotował po winie w truskawkowym kolorze. Wymioty zbierał rękami. „Poderżnę ci gardło”, powiedział do wujka Czepczora któregoś dnia.
W nocy lubi lewą ręką trzymać się za prawe ucho i specyficznie zwinąć język w trąbkę do ssania. Kiwa się, głaszcze… Aż zaśnie. Rano mówi, że oprócz diabełków śniła mu się tylko bylejakość.
Duża poprawa. Nie obnażał się już miesiąc.

Wszystkie dzieci Czepczorów

Tylko przedpokój wygląda inaczej niż w innych domach. Na wycieraczce stoi kilkanaście par dziecięcych butów. Rano trzeba tak budzić dzieci, żeby do łazienki nie zrobiła się kolejka. Już do szpitala bierze się wszystko: buciki, śpioszki, zabawki. Pani Czepczor pokazuje zdjęcia maluchów, które przewinęły się przez dom. Na przykład Natalka. Została odebrana przez straż miejską bezdomnemu, który z trzema promilami we krwi całą szerokością ulicy wiózł ją rowerem na… złom. Do jednośladu doczepił dwukołowy wózek, a na samym czubku wielkiej góry rupieci posadził Natalkę.
Najtrudniej było z siedmioletnim Jasiem: „Dziecko rysuje siusiaka ojca: podłużny kształt z małym kółkiem na jednym z końców, z którego – twierdzi – tatuś go posikał (to najczęściej występująca dziecięca interpretacja wytrysku nasienia). Na ołówku pokazuje rączką masturbacyjne ruchy. Z dwoma misiami demonstruje stosunek analny”, napisali o Jasiu w poradni. „Przecież tylko chłopcy dają sobie buzi”, tłumaczył cioci, gdy całowała wujka Krzysia na początek dnia.
A swoje dzieci? To prawda, że dziewięcioletnią Lilę i czternastoletniego Dawida kocha się inaczej. Tamta miłość jest chyba bardziej uparta, no i bardziej praktyczna. – Za wszelką cenę nie można zniszczyć im życia – tłumaczy praktycznym głosem pani Iwona. – Nie wiem, jak to powiedzieć.
Dziennie idą u Czepczorów dwa chleby i dwa litry mleka. Wszystko musi być podwójne, bo tu nadrabia się dzieciństwo. Pani Czepczor najbardziej marzy o… balkonie. Na dworze pranie schłoby lepiej i szybciej. A jest dla kogo prać. No i żeby wszystkim jej dzieciom w życiu się powiodło.
***
W Polsce jest ok. 75 tys. dzieci, które wymagają opieki placówek społecznych. Utrzymanie jednego w rodzinie zastępczej kosztuje ok. 750 zł (to o jedną trzecią mniej niż w domu dziecka). Ile więcej ciepła? Trudno obliczyć. Iwona i Krzysztof Czepczorowie prowadzą Rodzinny Dom Zastępczy przy stowarzyszeniu Misja Nadziei od dwóch lat. – W wyniku działającej obok stowarzyszenia akcji Szukam domu od 2000 r. udało się pomóc 460 dzieciom, których narodziny dla nikogo nie były żadnym szczególnym wydarzeniem – mówi koordynator akcji, Andrzej Olszewski.

 


Jak zostać rodzicem osamotnionego dziecka?
W dniu 27 maja 2003 r. w Poznaniu, a 2 czerwca 2003 r. w Łodzi ruszy ósma edycja akcji Szukam domu, organizowana przez stowarzyszenie Misja Nadziei, którym kieruje Andrzej Olszewski. Akcji patronuje tygodnik „Przegląd”. Ta kampania społeczna ma na celu:
– poruszenie opinii publicznej trudną sytuacją osamotnionych i osieroconych dzieci,
– pozyskanie kandydatów na rodziców zastępczych,
– przekazanie społeczeństwu obszernej informacji o idei rodzinnej opieki zastępczej, idei alternatywnej dla domów dziecka,
– zmianę stereotypów,
– budowanie dobrej atmosfery, pełnej akceptacji i społecznej przychylności dla idei rodzicielstwa zastępczego,
– integrację środowisk zajmujących się pomocą osamotnionym i bezdomnym dzieciom.
Zainteresowani udziałem w kampanii Szukam domu oraz kandydaci na rodziców zastępczych proszeni są o kontakt telefoniczny pod numerem: 0-606-589-100.
Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej www.misjanadziei.org.pl

Wydanie: 07/2003, 2003

Kategorie: Reportaż
Tagi: Edyta Gietka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy