Wąż w centrum Londynu

Wąż w centrum Londynu

Emigranci na Wyspach Brytyjskich liczą na abolicję podatkową, którą popierały PO i LiD Korespondencja z Wielkiej Brytanii Gigantyczna kolejka blokuje cztery ulice w centrum Londynu. Kilkaset osób tworzy węża opasującego jeden kwartał. Ostatni stojący za cztery godziny zagłosują w polskim konsulacie przy New Cavendish Street. Podczas wyborów parlamentarnych w 2005 r. głosować w Wielkiej Brytanii poszło zaledwie 3,5 tys. Polaków. W 2007 r. swój udział zarejestrowało ponad 47 tys. emigrantów. Przygotowano dla nich cztery komisje wyborcze w Londynie i 16 rozsianych po całym Królestwie. Polonia masowo wybrała się do urn. Autobus czerwony Sobotnie popołudnie. Londyn. Jutro wybory. Górny pokład londyńskiego piętrusa. Adam i Zbigniew wracają z pracy. Obaj mają około pięćdziesiątki i charakterystyczne dla polskich fachowców wąsy. – Mam uprawnienia do 15 tys. wat – informuje Zbigniew – bardzo mnie tutaj cenią, bo całą elektrykę potrafię zrobić. Niedawno wrócił z Polski i nie zdążył się zarejestrować. – Wystarczy, że moja rodzina pójdzie. W Polsce sześcioro dzieci zostało, pięcioro pełnoletnich. Zagłosują, wystarczy – mówi wesoło. – Gdybym szedł, to na PSL. Najstarsza polska partia, najlepsza, żona tam działa – wyjaśnia. Nigdy na PiS. Zrobili z ludzi idiotów – unosi się – było powiedziane: jak Lechu prezydentem, to Jarosław nie będzie premierem. I co? Każdy wie – macha ręką. – Oni nas ignorują, nie przyjechali do Polonii. To boli – kończy. Adam jest stolarzem, nie bierze udziału w dyskusji. Na wybory nie idzie, bo nie ma na kogo głosować. – Wszyscy już byli i nic dobrego z tego nie wyniknęło. Nie ma co czasu marnować – mówi twardo. Największa komisja wyborcza jest w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym przy King Street. Szefuje jej Ewa Brzeska. Elokwentna przedstawicielka powojennej emigracji jest sekretarzem generalnym POSK. – Mamy zarejestrowanych 8238 wyborców, a jest tylko 11 członków komisji. Z kalkulatorem w ręku przypada 10 osób na minutę. Naprawdę nie wiem, jak to będzie – martwi się. – Przygotowaliśmy się, aby szło ekspresowo. Osobne wejście i wyjście – tłumaczy. MSZ daje urny, karty i godło. Resztę muszą zorganizować sami. Członkowie komisji wyborczej w Anglii dostają takie same wynagrodzenie jak komisje w Polsce. Po przeliczeniu 20 funtów. Ludzie z POSK za te pieniądze kupią jedzenie potrzebne do przetrwania 36-godzinnego maratonu. Bordowy plecaczek Bogdan wychodzi ze sklepu Polish Specialities, kupił polską prasę. Na białą koszulkę polo zarzucił kolorowy polar w renifery, do tego czarne lakierki i spodnie na kant. Na głowie skórzana leninówka. – Przyjeżdżam tu obok, do POSK na obiady, dobrze gotują – zachwala. Dzisiaj był mielony z ziemniakami i surówką, do tego kawa. 5 funtów 80 pensów. Jest malarzem po pięćdziesiątce z Ciechanowa. Nie ma wątpliwości, komu zaufać. – Tylko PiS. Reszta to złodzieje i oszuści – informuje. – Tamte durnie szpitale chcą prywatyzować, niech sobie mózgi sprywatyzują – radzi życzliwie. Bogdan dużo czyta, wyrobił sobie opinię o prasie polonijnej. – „Cooltura” i „Goniec” to strasznie anty-PiS-owskie są, ale ja czytam, bo trzeba wiedzieć, co tacy piszą – mówi. – Z polskich gazet to tylko „Wprost” do czegoś się nadaje, reszta nieobiektywna, kłamią strasznie – ubolewa. Wszystko tu mam – pokazuje energicznie na bordowy plecaczek – kupuję i porównuję. Mnie się łatwo nie oszuka. Tuska nie lubię. Miękki jest i się jąka. Nie pasuje mi. Po przeciwległej stronie ulicy targi pracy dla Polaków. Stoisko Work Service obsługują młodzi ludzie. – Wszyscy w firmie głosują na LiD – zaczyna Sławek. To partia proeuropejska, nowoczesna – argumentuje. Skończył stosunki międzynarodowe w Londynie, odbył staż w polskiej ambasadzie w Waszyngtonie. – Dokładnie przyjrzałem się wszystkim partiom, przeanalizowałem i wyszło mi, że tylko LiD jest gwarantem postępu – przekonuje stanowczo. – PO jest zbyt podobna do PiS i to mi się nie podoba. Najważniejsze, że musimy skończyć z twinsami – dodaje ze śmiechem. Z targów wychodzi roześmiana, elegancka pani. Biały płaszcz, zawadiacko zawinięty różowy szal. – Ania jestem – przedstawia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 44/2007

Kategorie: Świat