Wielka legislacja

Wielka legislacja

Nad politycznymi burzami wokół Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego w zaciszu gabinetów toczy się gra o miliardy złotych Stało się to, co się stać musiało. „Afera hazardowa” uderzyła w rząd Donalda Tuska z siłą tsunami. Stanowiska stracili Zbigniew Chlebowski, Mirosław Drzewiecki, Grzegorz Schetyna, Andrzej Czuma i Adam Szejnfeld. Dla mnie to żadna nowina. W ubiegłym roku wrocławskie wydawnictwo ATUT wydało moją książkę „Wielka kumulacja. Hazard, polityka i EURO 2012”, w której opisałem, jak w ciągu 20 lat politycy „rzeźbili” przy ustawie o grach i zakładach wzajemnych. Kolejny skandal był tylko kwestią czasu. Od 2007 r. „Przegląd” opublikował sześć moich artykułów na ten temat. Nie byłem też zaskoczony, gdy po ujawnieniu przez „Rzeczpospolitą” podsłuchów Centralnego Biura Antykorupcyjnego dziennikarze z zapałem zaczęli dociekać: „Z kim spotykał się „Miro”?”, „O co walczył „Zbyszek”?” i „Co o tym wiedział „Grześ”?”. Dziennikarze relacjonujący aferę nie mają pojęcia, o co w niej naprawdę chodzi. Bo nie obecne w stenogramach podsłuchów wyrazy powszechnie uznawane za obelżywe są ważne, lecz tło biznesowe wielkiej legislacji. Podobne scenariusze Ustawa o grach i zakładach wzajemnych to jeden z najczęściej nowelizowanych aktów prawnych. Dlaczego? Bo można na tym nieźle zarobić. W 2000 r. warszawskie biuro Banku Światowego opublikowało raport o korupcji w naszym kraju. Znalazła się w nim wzmianka o tym, że w 1998 r. cena za zablokowanie ustawy o grach losowych wyniosła 3 mln dol. Wybuchł wielki skandal. Gdy przyszło do publicznej oceny treści owego raportu, premier Jerzy Buzek gromko skrytykował zawartą w nim tezę o sprzedajności wybrańców narodu. Ekspertom BŚ przyszło rakiem wycofywać się ze zbyt daleko idących stwierdzeń lub, jak kto woli, insynuacji, raport bowiem został zamówiony i opłacony przez polski rząd. A jak wiadomo, kto płaci, ten wymaga. W roku 2003 temat 3 mln dol. wrócił na łamach „Gazety Wyborczej”. Dziennikarze Marcin Rybak, Krzysztof Wójcik i Rafał Zasuń w tekście „Wzięli (się) za poprawki” zacytowali wypowiedź byłej posłanki Unii Wolności Heleny Góralskiej, która przyznała: „Nie mogę wykluczyć, że ktoś dał łapówkę – i wówczas, w 1998 r., i teraz”. Późną jesienią 2003 r. „Gazeta Wyborcza”, podobnie jak dziś „Rzeczpospolita”, „wykryła” aferę, której głównymi bohaterami jawili się ówczesny szef klubu parlamentarnego SLD Jerzy Jaskiernia i jego znajomy biznesmen Maciej Skórka. Jej scenariusz był identyczny z tym, który zastosowano wobec Chlebowskiego. Z tą różnicą, że Jaskiernię oskarżono o przyjęcie łapówki 10 mln dol. w zamian za korzystne dla właścicieli „jednorękich bandytów” zapisy w ustawie. Doniesienie do prokuratury złożył poseł Samoobrony Zbigniew Nowak. Mało kto wie, czym to się skończyło. Za czasów ministra Ziobry akta umorzonych już śledztw oznaczone sygnaturami APII 51/06 i APII 52/06 zostały przekazane z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku do osławionej prokuratury w Katowicach. Lecz nawet najbardziej dziarscy prokuratorzy IV RP nie znaleźli dowodów winy Jaskierni i jego znajomego. Okazało się, że główny świadek oskarżenia, były ochroniarz pracujący wcześniej dla Skórki, mijał się z prawdą. Nie przekazał on 10 mln dol. politykowi SLD w kopercie formatu A4. Zmyślił historię, bo starał się o pracę w agencji detektywistycznej Rutkowskiego. Jeden z dziennikarzy „Gazety Wyborczej” szukając dowodów winy szefa klubu parlamentarnego SLD, wybrał się do Portugalii. Bezskutecznie. Lecz pomówienia i nagonka prasowa skutecznie zakończyły karierę polityczną Jaskierni. Rząd Leszka Millera pod naciskiem społecznym opublikował białą księgę prac nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych. Jest ona dostępna w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Donald Tusk ujawniając dziś część dokumentów „afery hazardowej”, podążał przetartym szlakiem. Moim zdaniem, sprawa Jaskierni miała też drugie dno. Rok przed przyjęciem przez Sejm nowelizacji ustawy państwowa spółka Polski Monopol Loteryjny zawarła szereg umów z prywatnymi inwestorami, których celem było wprowadzenie wideoloterii. Sprawą zajmowała się m.in. NIK. Pomówienia rzucone na ówczesnego szefa klubu SLD skutecznie odwróciły uwagę od tego skandalu. Odpryskiem tamtych zdarzeń były zarzuty wobec Zbigniewa Chlebowskiego, że i on zabiegał o przychylne dla właścicieli automatów niskohazardowych rozstrzygnięcia fiskalne. Na tym tle doszło do gwałtownego sporu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 41/2009

Kategorie: Kraj