Polak gwiazdą El Clásico
Ten Wojciech to zaiste szczęsny chłop – zeszłego lata wymyślił sobie emeryturę, ale za sprawą kontuzji, której doznał Marc-André ter Stegen, został awaryjnie ściągnięty do Barcelony. Długo i pokornie robił za rezerwowego, ale jak już do bramki wrócił, wygryzł rywali i pobronił sobie przez pół roku, zdobywając mistrzostwo, puchar i Superpuchar Hiszpanii, osiągając półfinał Ligi Mistrzów, a co najważniejsze, broniąc w trzech kolejnych El Clásico wygranych przez Barcę.
Tego lata znowu usiadł grzecznie na ławce za sprawą Joana Garcíi, supertalentu bramkarskiego kupionego przez Blaugranę zza miedzy, z Espanyolu. I młodzian złapał kontuzję akurat w takim czasie, że Szczęsny mógł po raz czwarty w tym roku stanąć między słupkami w Gran Derbi. I był najlepszym zawodnikiem swojej ekipy, broniąc fantastycznie skutecznie, choć do miana bohatera zabrakło mu happy endu – Barca na Santiago Bernabéu była po prostu za słaba, aby urwać choć punkt.
Wobec kontuzji Lewandowskiego, Raphinhi, Gaviego i Daniego Olmo nagle się okazało, że jeśli chodzi o graczy z pola, katalońska ławka jest króciutka. Podczas gdy w Realu zmiennikami byli zawodnicy klasy Rodryga czy Brahima Díaza, w Barcy wszedł z ławki niejaki Roony Bardghji czy Gerard Martín.
Nawet Antoś, mój syn zakochany w Barcelonie, z którym mecz oglądałem, nie bardzo wiedział, kim jest ten pierwszy. Nie bardzo też mu się zbierało na płacz, bo tym razem zdawał się być przygotowany na porażkę, zwłaszcza że barceloński magik, ukochany piłkarz wszystkich kopiących piłkę dzieciaków, wpadł akurat przed meczem z Realem w dołek sportowy, a grozi mu także kryzys wizerunkowy.
Lamine Yamal, o którym mowa, zagrał dojmująco słabo, co gorsza, media rozgrzała informacja sprzed kilku dni o „monetyzacji autografów”. Co oznacza, że Yamal nie będzie już podpisywał fanom koszulek ani wpisywał się do sztambucha za darmo – odtąd jego podpis ma być towarem luksusowym, sprzedawanym na gadżetach. Powiedzieć, że Antoś, który marzył sobie, że wybierzemy się w tym sezonie na jakiś mecz Barcelony lub kadry Hiszpanii, a on przydybie gdzieś Yamala i zdobędzie autograf, jest rozczarowany, to nic nie powiedzieć. Młody Hiszpan zdaje się mieć nos zatkany przez muchy, być może to chwila, w której należy zacząć się martwić o jego dalszy rozwój.
To jeszcze dzieciak, jeśli trafi w ręce złych doradców, może mu się krzywda przydarzyć, a byłoby bardzo szkoda, bo to talent bezmierny, na granicy geniuszu. Tak, wciąż jednak na granicy, albowiem repertuar jego zagrań jest powtarzalny i schematyczny – owszem, chodzi










