Wielkie podglądanie

Nauka i solidność zawiodły. Teraz, żeby osiągnąć sukces, Polak zdejmuje spodnie

Trzy kobiety pod prysznicem. Zbliżenie. Biusty, pośladki, za dwie minuty Wielki Brat wyłączy ciepłą wodę. Da jeść, jeśli wykonają zadanie. Mężczyzna pod prysznicem – kolejne zbliżenie. Zakrywa, co może. Coś mu się wysuwa. Prawdziwi ludzie w sztucznej sytuacji.
10 tys. Polaków rywalizowało, by znaleźć się na tych zdjęciach. By chodzić do Wielkiego Brata, opowiadać, kogo należy wyrzucić, jednocześnie starać się przypodobać telewidzom, bo to oni decydują o kolejnych osobach, opuszczających program. 10 tys. Polaków chciało też wygrać duże pieniądze. Zgłosiła się żona znanego adwokata, bezrobotny matematyk, zastępca dyrektora szkoły w Szczecinku i 60-latka z Tczewa, która właśnie straciła pracę ekspedientki, bo jest za stara. Zgłosiła się Polska. – Ale wybrano jej “środek” – zauważa dr Maciej Mrozowski, Instytut Dziennikarstwa UW. – Nie ma tam osób z dorobkiem intelektualnym, no ale taka jest większość.
W kontenerze ustawionym w podwarszawskiej miejscowości został sportretowany “środek” Polski, bez kompleksów walczący o lepsze życie.

I ty zostaniesz
ekshibicjonistą

Rywalizacja, umiejętność sprzedania się, przetrwanie w grupie, wszystko dla pieniędzy. Ekshibicjonizm i walka – jeszcze kilkanaście lat temu nie do pomyślenia. Dziś postawa akceptowana jeśli nie przez wszystkich, to na pewno przez “środek” Polski. – Wybieraliśmy osoby, które chcą dokonać zmian w swoim życiu – tłumaczy Edward Miszczak z TVN. – Takich zmian, jakie są w Polsce.
A więc jakich? – Młodzi ludzie są przekonani, że zawiodły wszystkie instytucje umożliwiające życiowy start, a TVN wybrał właśnie osoby młode. Jedyny czterdziestolatek ma to tylko podkreślić – ocenia psycholog społeczny, Andrzej Tucholski. – Młodzi są niechętni partiom i związkom, które pozwalały zrobić karierę starszemu pokoleniu. Podejmują najbardziej karkołomne próby kreowania własnego życia. Do takich prób należy “Big Brother”, choć bohaterom często wydaje się, że w ten właśnie sposób porządkują swoje życie. – Żyjemy w kulturze promocyjnej, więc trzeba się sprzedać za wszelką cenę, trzeba się wyróżnić – dodaje socjolog, Maciej Mrozowski.
Jedną z ryzykownych prób zwrócenia na siebie uwagi jest luz seksualny. – Zachowanie takiej grupy jest nieprzewidywalne – komentuje seksuolog, prof. Zbigniew Lew-Starowicz. – To tak jak w szkole. Każda klasa jest inna. I tu ludzie będą na siebie oddziaływać, ale to nie są warunki pozwalające rozwinąć się dobrym uczuciom.
Oceniając polskie przemiany w ostatnich latach, ciągle mówiło się o przegranych emerytach i wygranej młodzieży. Ale dziś i ona, szczególnie wyż demograficzny, jest zdezorientowana i sfrustrowana. Nauka – nie każdy na niej dobrze wyszedł. Młode pokolenie zostało “napompowane” aspiracjami. Wszyscy im powtarzali, że to czasy dla nich, że oni to dopiero zrobią kariery. Większość młodych wyobrażała sobie, że bierze udział w wyścigu, a więc czymś sprawiedliwym. Tymczasem wielu zawodników pobiegło na skróty. I w takim momencie pojawia się “Big Brother”. Wygrasz i przeskoczysz wszystkich. Tak jak zwycięzca niemieckiej edycji, którego dowodem charyzmy ma być nieznajomość Szekspira. I jest.
W zdezorientowanym społeczeństwie najlepiej sprzedają się poradniki – jak żyć, jak zdobyć pieniądze, jak złapać męża. I programy typu “Big Brother”. Jak wygrać, przechytrzyć.
Jednak do “Big Brother” doprowadził nas nie tylko chaos ostatnich lat, ale także nasze cechy, jedne już historyczne, inne wzmocnione przez transformację. Synonimem szczęścia jest rodzina. Polscy bohaterowie TVN ciągle powtarzają, że chcą zdobyć pieniądze dla dobra najbliższych.
Co jeszcze spowodowało, że komuna z kontenera nie wydaje się czymś obrzydliwym? Choć zdezorientowani, to jednak jesteśmy przywiązani do demokracji. Większość Polaków uważa, że demokracja działa dobrze, ale wymaga pewnych zmian. A przecież wyrazem najprościej rozumianej demokracji jest właśnie głosowanie na tych, którzy opuszczą kontener.
Rok 2001 to dołek. Po okresie mobilizacji większość Polaków nie chce podnosić kwalifikacji, nie chce niczego, co wymagałoby własnej inicjatywy. Raczej liczymy na łut szczęścia. I w tym momencie pojawia się możliwość zagrania w ukrytej kamerze non stop.
W “Wielkim Bracie” znajduje także odbicie dyskryminacja kobiet. W żadnej edycji nie wygrała kobieta, są podnóżkami facetów, którzy dzięki romansom zyskują życzliwość telewidzów. I w polskiej edycji największą niechęć budzą bohaterki – im bardziej pyskate i ładne, tym bardziej chcą je wyeliminować Matki-Polki i tatusiowie z brzuszkami.
Jaki model życia proponuje program? Jest to tzw. etyka sytuacyjna, czyli uznanie, że sytuacja może usprawiedliwić niemoralne zachowanie. A ma to szczególnie destrukcyjny wpływ na młodych – ostrzegają psycholodzy.
Najkrytyczniej polskie społeczeństwo pokazywane w lustrze mediów ocenia psycholog, Andrzej Samson: – Efektem przemian ostatnich lat jest swoisty ekshibicjonizm. Żeby wyjść z anonimowości, ludzie są gotowi odsłonić każdą intymność. Większość Polaków zdjęłaby publicznie spodnie tylko po to, żeby zostać zauważonym.

Idź na skróty

Polacy, tak jak ci z “Big Brother”, uważają, że lepszy jest ten, kto chce mieć dużo pieniędzy.
– Pojawiły się możliwości setek nowych karier, które kiedyś były niedostępne – tłumaczy Jacek Santorski. – Większość Polaków to tradycjonaliści żyjący w bezradności i zgorzkniałe mamuśki, ale rośnie grupa emancypantek, przedsiębiorców i królowych disco polo, takich z małych miejscowości, z marnym wykształceniem, ale chcących się stamtąd wyrwać.
“Wielki Brat” może umocnić przekonanie, że łut szczęścia zastąpi ciężką pracę i wykształcenie. Z jednej strony, większość z nas deklaruje, że bogactwo budzi w nich zazdrość i zawiść, kojarzy się z oszustwem. Z drugiej – jest ono w zasięgu ręki. Dziś Polacy najzwyczajniej chcą być bogaci. Oglądają banknoty piętrzone w konkursach. Pieniądz jest wartością cenioną na równi z rodziną. Dla jednej piątej Polaków najważniejszym celem jest dziś zgromadzenie większego majątku niż mają ich znajomi. Kiedyś pieniądze były czymś wstydliwym – teraz przeciwnie. Konto staje się przepustką do przyszłości.
– Co charakterystyczne, bohaterowie takich programów, tak jak wielu z nas, największy wysiłek wkładają w to, żeby coś zmienić w swoim życiu. Ale potem nie potrafią tego utrzymać – ocenia Andrzej Tucholski. Jednak przeciwnicy programu podkreślają, że tak jak wielu naszym codziennym działaniom, tak i uczestnikom nie da się dorobić wizji szlachetnej rywalizacji. – Nie wmawiajmy sobie, że gówno pachnie fiołkami – złości się Andrzej Samson. – Chodzi o szmal, więc nie opowiadajmy o działaniu psychoterapeutycznym i o rozwiązywaniu problemów. O rywalizacji i chęci uporządkowania życia.

Kim jest ulubieniec
publiczności?

– Wśród bohaterów “Big Brother” znajdą się tacy, którzy za wszelką cenę będą chcieli wygrać – ostrzega dr Maciej Mrozowski. – I jak w dzisiejszych czasach, tak w programie są dwa sposoby na sukces – bycie przeciętnym i wyróżnianie się. Osoby ze średnim wykształceniem premiować będą spryt, osoby z podstawowym – przebojowość, nawet ordynarne zachowanie. A jeszcze w tle tych głosowań będą nasze polskie konwenanse, by wszystko było tak, jak należy. Bo dzisiejsza Polska jest krajem rozdwojonym i tak naprawdę nikt nie wie, czy lepiej się wybijać, czy być skromnym.
Psycholog, Andrzej Tucholski, dodaje, że największą szansę wygrania ma osoba, która zachowuje się w sposób społecznie przyjęty. Telewidzowie będą mieli wrażenie, że jest sobą i pomaga grupie. Osoby krzykliwe, wyraziste zostaną wyeliminowane.
Z kolei zdaniem Andrzeja Samsona, telewidzowie w anonimowym głosowaniu wyeliminują z “Big Brother” tych, którzy i w zwykłym życiu byliby zagrożeniem – kolegów z pracy, szefów.
Do “Big Brother” doprowadziło nas także przekonanie, że przez minione lata nie staliśmy się dla siebie ani bardziej życzliwi, ani grzeczniejsi, ani skłonni do pomocy. Zaczynamy zamykać się w swoich domach. Ale jednocześnie chętnie sprzedamy własną intymność lub będziemy podglądać cudzą. – Świat zmierza do ograniczenia intymności. Polska też – komentuje Andrzej Samson. – Coraz więcej spraw prywatnych staje się publicznymi. Każdy każdego obserwuje, a dzięki telewizji stało się to zupełnie bezpieczne.

Goły radny lepszy
od ubranego

Dziś zamiast cenzury o programie decyduje oglądalność. TVN marzy, że “Big Brother” przeskoczy papieskie pielgrzymki i skoki Małysza. Jak na razie czteromilionowa publiczność pierwszych odcinków świadczy, że do sukcesu daleka droga. A bohaterowie zaskakują polsko-socjalistyczną mentalnością.
– Nadal próbujemy sobie coś załatwić, jak w PRL. Uczestnicy kokietują Wielkiego Brata i anonimowe kamery. Kombinują, jak dostać piwo – śmieje się Jacek Santorski.
Cenzury nie ma, ale jest karząca dłoń KRRiTV. Jarosław Sellin wystąpił o ukaranie TVN już po emisji pierwszego odcinka. – Program jest oddawaniem się w niewolę, poza tym propaguje chamskie podglądactwo – twierdzi Sellin i żąda 1 mln zł. Wtórują mu biskupi.
A jak reagują mieszkańcy miejscowości, z których pochodzą szczęśliwcy? Największe zadowolenie panuje w Stawigudzie, z której pochodzi Sebastian. W gminie natychmiast sypią “procentowym udziałem lasów”, a pracownicy zastanawiają się, czy nad jeziora przyjedzie więcej turystów. Sebastian jest radnym, ale nikt nie miał wątpliwości, że na trzy miesiące może opuścić pracę rady. Nic się nie stanie, byleby wygrał. Wtedy zrobi dla gminy więcej niż przez całą kadencję. – Przekonanie, że wszystko może służyć promowaniu miejscowości, świadczy o chaosie pojęć. Dotyka on nie tylko codzienności, ale i polityki – komentuje Andrzej Samson. – Cóż mogę więcej powiedzieć o postawie urzędników uważających, że goły radny jest lepszy od ubranego. Ale takie pomieszanie pojęć to konieczne stadium rozwojowe.
O wiele ostrożniejszy jest urząd w Świeciu, z którego pochodzi Janusz, najstarszy uczestnik, szef straży miejskiej. Burmistrz nie chce rozmawiać, bo jeszcze nie jest pewny, czy Janusz będzie odpowiednio promował miejscowość. Może odpadnie? O wiele łagodniejsze w sądach są koleżanki. – Powinien wygrać, bo jest dojrzałym facetem, dość mamy małolatów – zapewniają.
Za to Sucha Beskidzka szumi o Monice. Że parę miesięcy po ślubie i jak to wygląda, żeby męża zostawić. I takich porządnych teściów. A że nie pracuje. – Jej wybór – zapewniają w gminie – u nas wcale nie ma takiego dużego bezrobocia. Widocznie nie ma kwalifikacji. A miejscowość poradzi sobie i bez Moniki.
Generalnie urzędnicy miejscy nie wiedzą jeszcze, czy mają się cieszyć, czy wstydzić. I zapewniają, że ciężka praca nie pozwala im śledzić dokonań sąsiadów. Za to młodzież ogląda program. W ich pokoleniu wypada wiedzieć, co się dzieje w sękocińskim baraku. Nikt nie oczekuje, że ludzie zamknięci w kontenerze będą się zachowywać tak jak w normalnym życiu. Każdy ze zrozumieniem podchodzi do faktu, że gra toczy się o duże pieniądze, dopiero później pojawia się hasło “przygoda”. Jak na razie podoba się pulchna Manuela, która bawi się sytuacją. Niechęć wywołuje Alicja, była modelka, która po trupach dąży do celu. Sympatię budzi Klaudiusz (luzak), Sebastian (kompromisowy) i Grzegorz (podrywacz). Takie są preferencje młodych. Średnie pokolenie podkreśla, że człowiek zapracowany nie ma czasu na takiego tasiemca. Wypada też kpić. Bo większość telewidzów oburza się, że Polska wcale nie jest taka jak ta w kontenerze. Naprawdę?
Współpraca
IDALIA Mirecka


O czym świadczy powodzenie “Big Brother”?

Prof. Tomasz Goban-Klas,
socjolog mediów,
Uniwersytet Jagielloński

“Big Brother” to swoisty Polaków portret własny na początku XXI w. Dwunastka wybranych stara się reprezentować nowy wizerunek młodego Polaka – luzackiego, ekspansywnego, otwartego i tolerancyjnego, szukającego i kasy, i zabawy, a nade wszystko rozgłosu. Jest to wyrwanie się z szarego tłumu, stanie się osobistością. Dla widzów jest to szansa poznania swych bliźnich. Dawniej telewizja służyła poznawaniu głównie stron i ludzi odległych, ale nadzwyczajnych. Ludzie bliscy byli znani i zwyczajni. Dzisiaj w blokowiskach bliscy sąsiedzi bywają dalecy i nieznani, natomiast postacie z seriali bliskie i znane. “Big Brother” to nowy serial, tyle że grają w nim amatorzy-naturszczycy. Scenariusz jest w dużej mierze improwizowany, zachowuje jednak antyczną ciągłość czasu, miejsca i akcji.

Dr Magdalena Środa,
etyk, Instytut Filozofii i Socjologii
Uniwersytetu Warszawskiego

Kiedy się coś tak strasznie reklamuje, ludzie zwracają na to uwagę. Poza tym nasza ciekawość jest nienasycona, a produkty wyobraźni innych i fikcji są niewystarczające, więc chwytamy się każdej nowości i dziwactwa. Tak jak kiedyś wymyślono kankana, tak obecnie jest “Big Brother”. Być może jest też tak, że podobne programy pomagają nam odnaleźć samych siebie. Wiek XXI to wiek poszukiwania własnej tożsamości. To także chęć upublicznienia swojej osoby, co jest bardzo ważne w świecie anonimowości. Coś, co zawsze należało do sfery prywatnej, stawało się najwyżej przedmiotem plotek. Chęć podglądania bliźnich była poskramiana przez wychowanie i standardy obyczajowe, dyskrecję itd. Obecnie straciło to na aktualności. Kultura masowa schlebia ciekawości gawiedzi, przełamaliśmy wstydliwość i zajmujemy się tym publicznie. Staram się nie wartościować tego zjawiska, tym bardziej że nikomu nie dzieje się krzywda, do udziału w programie nikogo się nie zmusza. Niepokoi mnie tylko to, co się dzieje z kulturą i że w ten sposób zaciera się granica między obiegiem popularnym i wysokim.

Andrzej Olszewski,
prezes Zarządu Ośrodka Badania Opinii Publicznej

Powodzenie programu “Big Brother” świadczy o bardzo dobrej promocji i zwykłej, ludzkiej ciekawości. Mamy już dane dotyczące oglądalności pierwszych emisji tego programu. Wynosiła ona 8-10%, co trzeba uznać za sukces, biorąc pod uwagę, iż TVN nie jest stacją ogólnopolską, a nadawanie tego programu dopiero się rozpoczyna. Dla porównania – niedzielne skoki Małysza miały oglądalność 24%. To przedsięwzięcie jeszcze przed emisją stało się sławne, trudno natomiast powiedzieć, co będzie dalej. Można przewidywać, że podobnie jak to było na Zachodzie, dobra kampania promocyjna spowoduje dobrą sprzedaż tego wypróbowanego już za granicą produktu. Tak przecież było z innymi licencjonowanymi programami typu “Koło Fortuny” czy “Milionerzy”. Z drugiej strony wiadomo, że Polska ma swoją specyfikę.

Jarosław Sellin,
członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, były rzecznik prasowy rządu

Powodzenie świadczy o tym, że publiczność telewizyjna nie jest zbyt wybredna, skoro ogląda taki program a także głupie teleturnieje, niemądre seriale i filmy, które w drukowanych dodatkach telewizyjnych określane są jako typowe “łubu-dubu”. W przypadku “Big Brother” problem jest poważniejszy. Już po emisji dwóch odcinków, które z obowiązku oglądałem, widać, że biorący w nim udział wzbudzają dużą sympatię i ten fakt może dodatkowo pociągać telewidzów. Nie mam zastrzeżeń do występujących przed kamerami ani do publiczności, ale do nadawcy i do producentów, bo dają okazję do zaspokajania niezbyt cnotliwej cechy u ludzi – chęci podglądania. Stacja telewizyjna sprawiła, że tym sympatycznym ludziom, którzy zapewne do końca nie zdają sobie sprawy z sytuacji, dano okazję do pozbycia się na 100 dni jednego z praw człowieka, które nie są zbywalne, prawa do wolności. Mój zarzut polega na tym, że telewizja stworzyła z ludzi maszynki do robienia pieniędzy, a oni oddają się na 100 dni w swoiste niewolnictwo podglądaczy.

Ks. Wiesław Niewęgłowski,
Krajowy Duszpasterz Środowisk Twórczych

Nie wiem, czy ten program ma powodzenie, sprawa wydaje się marginalna, istnieje natomiast poważny problem natury etycznej. Ten program to objaw patologii, zarówno w telewizji, jak i w społeczeństwie i ci, którzy go oglądają, którym, jak rozumiem, rozregulowały się normy i obyczaje, powinni rozważyć, czy nie należy prędko stanąć w kolejce do psychiatry. Może jeszcze da się ich wyleczyć. Moim zdaniem, w telewizji, zwłaszcza prywatnej i komercyjnej, powinna pilnie nastąpić nowelizacja prawna.

Prof. Andrzej Rychard,
socjolog, Uniwersytet Warszawski

Powodzenie “Big Brother” świadczy o braku życiowego powodzenia tych, którzy chcą w nim uczestniczyć i tych, którzy chcą go oglądać, jeśli gotowi są poświęcić tyle czasu, aby poddać się obserwacji i manipulacji. Jest to program mało wartościowy, w niektórych elementach szkodliwy. Jego twórcy perwersyjnie nawiązują do Orwella, gdzie opisano elementy manipulacji, kontroli i sztuczne wywoływanie emocji. Autorzy odwołując się do samego hasła “Big Brother”, do nie znanego pewnie większości widzów utworu, nie są do końca uczciwi, nie mówią, jakie mogą być konsekwencje psychologiczne uczestnictwa w seansie. Kompromitacją jest też fakt, że pewną rolę w tym programie odgrywają psychologowie o dosyć znanych nazwiskach. Może jestem konserwatywny w tej kwestii, ale uważam, że media są przede wszystkim po to, aby informować, a nie kreować rzeczywistość i nią manipulować.

Notował BT


W Internecie o Wielkim Bracie

I to są najlepsi? Moja dozorczyni ma więcej wdzięku. Ja bym wyrzucił tego kucharza z Niemiec, no ale kto by im gotował. Albo Manuelę, bo się za głośno śmieje. Jak moja była dziewczyna.
Nie róbmy z siebie idiotów na całą Europę. Myślę o KRRiTV, która chce kogoś karać. Bzdura.
Kazali im złożyć szafę. Tyle to i ja potrafię. Może wieczorem będzie coś ciekawego?
No i w nocy była taka sama kicha jak o 20.00.
A sceny prysznicowe wam się nie podobają?
Widać, że w głowie mają pustkę, czyli pragnienie piwa. Iloraz inteligencji na poziomie niemowlaka.
One wszystkie mogą się wymienić stanikami.
A może będzie romans między tymi wybranymi przez telewidzów? Będą trzy miesiące razem, a już na początku widać, że mają się ku sobie.


Kogo śledzi Wielki Brat?
Małgosia (34 lata) – wybrana przez widzów. Mieszka w Sosnowcu. Prowadzi sklep. Sądzi, że przegra, ale zyska sławę.
Alicja (33 lata) z Gdańska. Była modelka, chce się dostać do telewizji.
Ania (37 lat) z Lublina. Właścicielka punktów ksero. Uwielbia rajdy.
Karolina (21 lat) – studentka turystyki z Olsztyna. Najmłodsza.
Manuela (27 lat) z Lubonia. Pracuje w firmie handlowej. Jeździ na rolkach. Jest tak zamożna, że może marzyć tylko o sławie.
Monika (24 lat) z Suchej Beskidzkiej. Nudzi się w domu. Bez pracy.
Sebastian (30 lat). Radny ze Stawigudy. Właściciel tartaków.
Grzegorz (28 lat) z Zielonej Góry. Bezrobotny chemik, który chciałby zostać piosenkarzem.
Janusz (48 lat). Komendant straży miejskiej w Grudziądzu. Nie znosi pijaków na ulicy.
Klaudiusz (31 lat). Kucharz, od lat mieszka w Niemczech. Chciałby dostać propozycję prowadzenia programu kulinarnego.
Piotr (33 lata) – poznaniak. Pracuje w reklamie. Gra na gitarze.
Piotrek (22 lata) z Warszawy. Student handlu zagranicznego. Chce pokonać kompleksy.


Szatański pomysł

Rozmowa z etykiem, dr. Krzysztofem Wojcieszkiem

– Uważa pan, że uczestnicy programu będą musieli zasięgnąć porady psychiatry. Mocno powiedziane.
– Może powinienem użyć trybu przypuszczającego, ale za napięcie, tak długie przebywanie w zbiorowości na pewno trzeba będzie zapłacić jakąś cenę. Być może będzie nią rozchwianie moralności, zmiana kierunku życia. Ciągłe odnoszenie się do programu, analizowanie błędów, jakby miały one jakiś związek z rzeczywistością, to zagrozi bohaterom polskiego “Big Brother”. Osoby słabsze, te, które zostaną wyeliminowane jako pierwsze, stracą resztki pewności siebie. Jeśli wyrzucili mnie z programu, wyrzucą mnie z życia – to najprostszy wniosek. Za nim idzie rezygnacja.
– A jak pan ocenia dekalog “Wielkiego Brata”?
– W tym programie obowiązują mroczne zasady, które dla mnie jako dla etyka są nie do przyjęcia. Ale to, co mogę powiedzieć po paru dniach emisji, to stwierdzenie dramatycznego naruszenia intymności, wyeliminowanie wstydu. Ludzie pokazują się bez ubrań, ma to stworzyć pozory, że są bardziej autentyczni. Nadzwyczaj mylące i poniżające. I jeszcze jedno. Ludzie, którzy znajdą się w izolacji, powinni być szczególnie przygotowani, później chronieni. Tymczasem pomoc psychologa była powierzchowna. A przecież nie wiemy, jak ci ludzie zachowają się w warunkach szczególnych, możliwe są nawet psychozy.
– Czy etyk musi być tak bardzo etyczny? Nie
widzi pan, że zasady się zmieniają? Może powinien pan za nimi podążać?
– Zasady są zawsze takie same. Identycznie oceniam tłum, który w XV w. szedł na rynek oglądać powieszonego, jak tych, którzy dzisiaj siedzą przed telewizorami. W tym nie ma nic dobrego. Nie będzie nam łatwiej rozmawiać ze sobą, nie staniemy się bardziej otwarci. Bo dzięki czemu? Przecież uczestnicy występują w maskach, przybierają pozy. Myślą tylko o tym, jak nie zostać wyeliminowanym. I to ma być cała prawda o życiu? Na tym właśnie polega szatańskość programu. Promowanie eliminacji. A ja jako filozof chciałbym powiedzieć, że każda z tych osób jest szczególna i jedyna. Szkoda, że nie powiedział im tego ktoś z przyjaciół lub rodziny. Może, gdyby doceniali ich najbliżsi, nie zgłosiliby się do telewizji.

Wydanie: 11/2001, 2001

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy