Blokersi

Jedni mówią, że ich nie ma. Inni alarmują, że to osiedlowa zgnilizna

Na ławeczce pod drzewem na warszawskim osiedlu siedzi grupka młodych chłopców:
– Cześć chłopaki, co robicie?
– Siedzimy, nie widać?
– I codziennie tak siedzicie?
– Czasem gramy w piłkę, czasem trochę malujemy tu i tam. A bo co?
– Nie pracujecie?
– On pracuje. My nie.
– I co robicie, jak tak siedzicie? Widzę, piwko jakieś, coś jeszcze? Nie nudno wam, tak od rana?
– Masz, dziennikara znowu! Coś byś k… pożytecznego zrobiła, laskę komuś, a nie wk… ludzi! – rozmowa skończona.
Wiosną 1999 r. Paweł Wujec napisał artykuł „Na wyspie skarbów”. Publikacja ta wywołała tak żarliwą ripostę czytelników, że wydano książkę „Młodzi końca wieku”. Ten zbiór artykułów po raz pierwszy opisywał grupę nazwaną blokersami – ludzi (w domyśle młodych) mieszkających w betonowych blokowiskach, niezamożnych, bez szans na sukces i bez zapału, by go osiągnąć. Potem blokersi stali się bohaterami filmów: „Cześć, Tereska”, „To my, rugbiści”, „Blokersi”, „Blok.pl”. Popularność tematu w mediach zaowocowała wieloma dyskusjami.
Spór dotyczy przede wszystkim tego, czy przedstawiani w polskich filmach i opisywani w prasie blokersi… faktycznie istnieją. Przeciwny temu określeniu jest na przykład Sylwester Latkowski, reżyser filmów „To my, rugbiści” i „Blokersi”, opowiadających o środowisku młodzieży z blokowisk. – Nie istnieje taka grupa społeczna jak blokersi. Chyba żeby nazwać tak wszystkich z betonowych bloków, także staruszki siedzące w oknach lub na ławkach pod blokiem – twierdzi. – Nie można tworzyć od razu grupy społecznej; w takim razie powinniśmy zacząć mówić o willersach, autobusiarzach, tramwajarzach i tak dalej.
Dr Barbara Fatyga, socjolog i badacz młodzieży z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że pojęcie „blokersi” jest fikcją stworzoną przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej”. – W moim przekonaniu to kategoria wygodna dla przekazów medialnych, nie opisuje ona natomiast rzeczywiście świata, który widzi badacz młodzieży, socjolog lub antropolog. Zdaniem Barbary Fatygi, przekazy medialne przyzwyczaiły już ludzi, co należy rozumieć pod tą nazwą. Według mediów, określa się tak osoby w za dużych ciuchach, wyglądające jak hiphopowcy, które nie lubią się przykładać do pracy i nauki, preferując piwo, dragi i siedzenie pod blokiem. – To zaś tylko maleńki wycinek blokowej rzeczywistości, a równie dobrze można mówić o ludziach z bloków np. jako o uczniach bardzo dobrych szkół – wyjaśnia, dodając, że młodzież z bloków czy też blokersi to kategoria bardzo niejednorodna. Błędem byłoby np. uogólnienie, że blokowiska zamieszkiwane są przez ludzi o bardzo niskim statusie społecznym. Żyją tam przecież rodziny o statusie średnim i wysokim. Tomasz i Iwona mieszkają na zaadaptowanym poddaszu. Dzięki temu, choć ich mieszkanie mieści się na XI piętrze bloku na warszawskim osiedlu, mają prawie sto metrów i własny taras. Oboje zarabiają świetnie, a w ich przypadku blok to luksus połączenia dużej przestrzeni i bliskości centrum. Jak zaszeregować setki osób mieszkających w bloku, mimo że ich zarobki przekraczają średnią krajową? Czy są może jakąś odmianą blokersów de lux? Problem polega na tym, iż „porządni ludzie” to dla mediów nic ciekawego. Ekscytujący są właśnie subkultury, „odszczepieńcy”, potencjalnie niebezpieczni i mający swe własne neoplemienne obyczaje.
W reklamie, gdzie twórcy przekazów adresują je do konkretnych grup społecznych, nikt nie posługuje się hasłem „blokersi”. Andrzej Pągowski, właściciel Studio P, agencji tworzącej m.in. reklamy społeczne wyjaśnia: – Reklama raczej nie traktuje ludzi z bloków oddzielnie. Jednak ta grupa jest postrzegana np. przez brandy sportowe, napoje, ciuchy itp. Blokersi, a raczej ich hiphopowa odmiana, narzucają pewien styl, który został zapożyczony przez niektóre reklamy, ponieważ to, jak się noszą, czego słuchają, jak się poruszają, imponuje wielu młodym chłopcom – dodaje po chwili.
Samych zainteresowanych nikt nie pyta, czy uważają się za oddzielną grupę. Ich komentarze można przeczytać przede wszystkim na stronach www:
„Pojęcie „blokers” to totalna ściema”, pisze na stronie www.blokers.hg.pl „jasonmanson”. „Ktoś kiedyś zobaczył grupę młodych ludzi siedzących na ławce przed blokiem. Byli to chłopcy w wieku 15-19 lat. Wszyscy mieli spodnie z opuszczonym krokiem i słuchali hiphopu. No więc dajmy im nalepkę z napisem „blokers” i nowa subkultura gotowa. Wszystko to gówno prawda. Nie wszyscy mieszkający w blokach muszą być z jednej grupy społecznej identyfikującej się z siedzeniem na ławce pod blokiem. No i co, że ci ludzie słuchają hiphopu? Ja też słucham. No i co z tego, że mieszkają w blokach? Ja też, niestety, mieszkam. No i najważniejsze – komu przeszkadza, że ktoś czasami sobie posiedzi na ławce przed blokiem? Ja też czasami na takowej siedzę”.
W innym miejscu można przeczytać: „Na moim osiedlu ludzie też się spotykają na ławkach, piją browary i k..wią na cały ten świat. Ale oni nie słuchają hiphopu i noszą dresy, więc czy to też są blokersi? Najbliżsi mi blokersi mają po siedemdziesiątce i przesiadują nad żurem w czapeczkach z daszkiem. Nie ma sensu generalizować, no chyba że blokers to ktoś, kto mieszka w bloku i siedzi na ławce. Wtedy ci starcy to także blokersi”.

Kto mieszka za tymi drzwiami?

Pani Helena mieszka na parterze bloku na warszawskich Piaskach. Całe życie uczyła polskiego. Jej nieżyjący od kilku lat mąż był dziennikarzem. – Byliśmy bardzo lubiani przez sąsiadów, często wpadaliśmy do siebie, drzwi się nie zamykały: a to niby po cukier, a to po śrubkę – wspomina pani Helena. Większość tych odwiedzających się wzajemnie wyprowadziła się z bloku. – Teraz boję się wyjść na spacer z psem. Nikogo prawie nie znam. Już nie jestem pewna, że mnie nie ruszą, bo jestem „swoja” – martwi się starsza pani.
Zdaniem socjologów, ludzi z bloków niewiele łączy – oprócz samych bloków. Prof. socjologii, Jacek Leoński, mówi, że słowo „blokers” kojarzy mu się nie z konkretną osobą, a z blokiem. Zaś blok – ze zwartą grupą anonimowych ludzi, znających co najwyżej sąsiadów z mieszkania obok. – Blokowiska to przede wszystkim kontakty czysto formalne i więzi czysto rzeczowe. Ludzie pozamykani w swoich mieszkaniach wykazują małe zainteresowanie tym, co dzieje się za ścianą.Jakkolwiek by na ten problem spojrzeć, blokersi – rozumiani jako populacja mieszkająca w blokowiskach, różnorodna czy jednolita – stanowią znaczący procent polskiego społeczeństwa. Błędem byłoby też twierdzenie, że nie ma cech wspólnych, łączących jeśli nie wszystkich, to dużą część mieszkańców betonowych osiedli. Nie stać ich, by stąd gdzieś się wynieść.
Elwira i Andrzej są świeżo upieczonym małżeństwem. Ona pracuje jako sekretarka, on – w dużym przedsiębiorstwie ubezpieczeniowym. Mieszkają z mamą Elwiry w dwupokojowym mieszkaniu, a ich przestrzeń życiowa ogranicza się do dziewięciometrowego pokoju Elwiry, w którym miejsca starcza właściwie tylko na wielkie łóżko i akwarium z rybkami. Rodzice są zbyt ubodzy, by wspomóc ich finansowo, a Andrzej, choć zarabia 3000 zł, nie ma umowy o pracę i nie może zaciągnąć kredytu. – Na życie starcza nam bez problemów, nawet pojechaliśmy na dwa tygodnie w podróż poślubną. Ale pytanie o własne mieszkanie mnie dobija – zwierza się Elwira.
Dr Barbara Fatyga irytuje się, gdy słyszy, że z bloków „wszyscy uciekli”: – O kim mówi się w tym wypadku? Nie wszyscy w tym kraju są ludźmi zaradnymi, nie wszystkich stać na to, żeby zamieszkać, powiedzmy, w Magdalence. To fałszywe, medialne mity budują przekonania, że blokowiska są slumsami. Nie wiem, dlaczego media tak strasznie chcą, żeby wielkie blokowiska nimi były. Co za idiotyczny pomysł?!
Nawet jeśli w blokach mieszkają także ludzie dobrze sytuowani, nawet jeśli niektóre blokowe mieszkania to ekskluzywna adaptacja strychu z tarasem na dachu, to jednak większość blokowych rezydentów należy do niższych poziomów zamożności. Dorota ma 24 lata, skończone dwie klasy szkoły pielęgniarskiej. Kiedy jeszcze nie miała dziecka, terminowała w zakładzie fryzjerskim, ale za 500 zł miesięcznie ciężko jest utrzymać siebie i dziecko, więc zaczęła pracować na stacji benzynowej. Szybko okazało się, że proponowane 800 zł może zniknąć bez śladu, gdy kilka osób ucieknie bez zapłacenia za tankowanie lub gdy Dorota nie przekona wystarczającej ilości klientów do wzięcia udziału w zbieraniu punktów i innych promocjach. Mieszkającą obok Monikę, absolwentkę resocjalizacji, łączy z Dorotą nie tylko wspólne siedzenie z dziećmi przy piaskownicy. Monika też nie może znaleźć sensownej pracy. – Czasami myślę: dobrze, że urodziłam Michała, mogę zawsze powiedzieć, że świadomie wybrałam macierzyństwo – uśmiecha się kwaśno.
Większość socjologów, filmowców i innych „blokersofachowców” zgodna jest co do tego, że elementem łączącym większość „blokowych szaraków” jest brak perspektyw. Większość młodych ludzi z bloków nie ma szans na zarobki powyżej średniej, na sukces poprzez legalną pracę.Brak pieniędzy oznacza przede wszystkim brak widoków na mieszkanie gdzie indziej niż z rodzicami. Ludzie ściśnięci na małym metrażu, pozbawieni często prawa do intymności w wielopokoleniowych klitkach, pogrążają się w nienawiści i frustracji. „Blokersi są pierwszym pokoleniem, które poznało na własnej skórze, co oznacza brak pieniędzy w świecie, w którym pieniądze są najważniejsze. Dla niektórych sposobem na ich zdobycie jest przemoc: handel narkotykami, kradzieże samochodów, kij bejsbolowy”, pisze Paweł Wujec. Z kolei dr Fatyga uważa, że jeśli popatrzylibyśmy na problem blokowisk z punktu widzenia młodzieży ze wsi popegeerowskich, można byłoby powiedzieć, że miejsce jawiące się z typowo miejskiej perspektywy jako wylęgarnia wszelkiego zła, jest dla wiejskiej młodzieży szczytem marzeń.

Inkubator gangsterów

Październikowy wieczór, środek miasta, chodnik przed osiedlową apteką. Gigantyczny mięśniak z kawałkiem deski w biało-czerwone pasy kopie leżącego Wietnamczyka. Drugi Wietnamczyk próbuje przeszkodzić oprawcy. Leżący na betonie nie rusza się, jego twarz jest zmasakrowana. Ludzie wychodzący z apteki niemal okrakiem omijają leżącego człowieka i jego kata, po czym jakby nigdy nic idą w stronę domu. To nie film. Ta historia wydarzyła się w Warszawie. Zareagował jeden młody chłopak. Nie dostał w głowę deską, bo ta złamała się na drugim Wietnamczyku.
Nikt nie przyznaje otwarcie, że bloki same w sobie stanowią źródło patologii, choć wiele jest teorii o kryminogenności takich osiedli. Specjaliści nie odnoszą ich stricte do bloków, mówiąc raczej o złożonych czynnikach społecznych, ekonomicznych i kulturowych występujących w metropoliach, w wyniku których znaczna część młodzieży z blokowisk nie ma szans na sukces. Jedna z teorii głosi, że ludzie nadmiernie zgęszczeni, jak szczury żyjące w zbyt wielkim skupisku, zabierający sobie możliwości przetrwania lub rozwoju, zaczynają przejawiać skłonności destrukcyjne albo autodestrukcyjne. – Być może w społecznościach ludzkich dzieją się rzeczy podobne, ale blokowisko samo w sobie nie jest wylęgarnią zjawisk kryminogennych – utrzymuje Barbara Fatyga. Romuald Sadowski, dyrektor Zakładu Poprawczego i Schroniska dla Nieletnich w Falenicy, od 30 lat zajmujący się resocjalizacją, jako przyczyny patologii wymienia bezrobocie, a raczej związane z nim nudę i poczucie beznadziejności oraz lansowane w mediach bezideowość i konsumpcyjny stosunek do życia. Kluczowe znaczenie ma też typowa dla dużych aglomeracji anonimowość, bo z niej bierze się poczucie bezkarności. W małych środowiskach, gdzie wszyscy się znają, jednostka poddana jest presji tego, co wolno i tego, co jest niedozwolone. Człowiek musi się liczyć z konsekwencjami łamania zakazu. – Nie twierdzę, że gdyby filmowa Tereska mieszkała w małej mieścinie, jej rodzina byłaby szczęśliwa, ale szanse na popełnienie przez nią morderstwa byłyby znacznie mniejsze – mówi. Prof. Leoński uważa, że anonimowość metropolii jest milczącym przyzwoleniem na dokonywanie przestępstw. – Brak reakcji postronnych na rozbój na ulicy wynika ze świadomości, że „jestem jednym z wielu”, „niech reagują inni”. Ze względu na brak więzi międzyludzkich u siebie czujemy się jedynie we własnym mieszkaniu, więc sytuacje takie jak w filmie „Cześć, Tereska”, gdzie kręcona ukrytą kamerą scena napaści na człowieka nie wywołała żadnej reakcji, mogą się zdarzyć nie tylko na osiedlu, ale także w tramwaju, autobusie – na każdym terenie miejskim. Jeśli jest coś, co w blokach można uznać za patologiczne i kryminogenne, to na pierwszym miejscu znajdzie się nie ubóstwo mieszkańców, a właśnie znieczulica.

W domach z betonu nie ma miłości

– Kiedy robiłem kampanię przeciwko przemocy („Kij bejsbolowy służy do grania, nie do zabijania”), nie myślałem konkretnie o blokersach – wspomina Andrzej Pągowski. – Myślałem raczej o rodzicach dzieci, które mają kije bejsbolowe, a w otoczeniu kilkunastu kilometrów nikt nie grywa w bejsbol.
Szkoda tylko, że większość rodziców właścicieli kijów o tym nie myśli. Obojętność z ulic wślizguje się do mieszkań. Problem ten przez specjalistów od resocjalizacji określany jest mianem „bomby z opóźnionym zapłonem”. Tak zwana dzisiejsza młodzież zaniedbywana przez rodzinę nie ma się gdzie podziać. Popularne kiedyś kółka zainteresowań w szkołach, TKKF, świetlice i kluby osiedlowe, oferujące alternatywę i możliwość wyżycia się, nie funkcjonują. Z 24 ośrodków kuratorskich obecnie działają w Warszawie cztery. Boiska na osiedlach poprzerabiano na parkingi, a dzieciaki przeganiane z podwórek skupiają się na klatkach schodowych i ławkach pod blokiem. Siłownie i kluby fitness są dla wybranych, bo trzeba za nie płacić. A o ile remont można sobie odliczyć od podatku, nikt nie wpadł na to, by wydatki na dzieci też mogły być odliczane.
Z obserwacji Edwarda Jakubowicza prowadzącego w Lublinie szkolenia dla rodzin zagrożonych patologią wynika, że dla większości dzieciaków z bloków jedyną alternatywą są „kółka trzepakowe”. W dzielnicach zwanych „pekinami” młodzi ludzie mają tak niskie poczucie własnej wartości, że wydaje im się, iż jedynie siłą można zainteresować sobą innych.

Kultura demolki
W początkach lat 90. kulturę wyrosłą z bloków postrzegano tak negatywnie, jak dziś postrzega się młodzież z betonowych osiedli. Muzyka, która wcześniej powstała na tym gruncie, zdążyła już zaskarbić sobie łaski – Lady Pank, Oddział Zamknięty czy John Porter, tworzący muzykę z bloków i dla bloków, przeszli do klasyki. Hiphop przez długi czas uważany był za coś niestosownego, dopóki pierwsza płyta Liroya nie sprzedała się w astronomicznej ilości 500 tys. egzemplarzy, podciągając ten gatunek do rangi popkultury. Oddawał on wiernie nastroje panujące w blokowiskach. Jak dosadnie wytłumaczył popularność hiphopu DJ Volt, „tekst hiphopowy jest o prawdziwym życiu, a nie z dupy wysranym piętnastym tekstem o tym, że się zakochałem w Marzence”.
Kultura blokowa, jeśli w ogóle można użyć tego określenia w odniesieniu do zlepka różnych subkultur, to nie tylko muzyka. To break dance, graffitti, deskorolka. Także siedzenie na ławce, sikanie na odległość i picie na czas. Agata i Mirek mają po 14 lat. Mieszkają w wieżowcu na poznańskim osiedlu. Oboje, jak mówią, w domu mają „raczej normalnie”. Mama Agaty, zajęta jej małym braciszkiem i plotkami z sąsiadkami, po długotrwałych naleganiach córki kupiła jej komórkę i pozwoliła siedzieć wieczorami z kolegami pod blokiem, byle była „pod zasięgiem”. W domu spokój, a Agata nie musi się dużo uczyć, bo łatwo jej wszystko przychodzi. Mirek mieszka z rodzicami, dziadkami, siostrą, psem i rybkami. Normalność w jego domu polega na tym, że tata ma pracę i nie bije ich tak często jak kiedyś. Mirek przesiaduje pod blokiem, ponieważ w domu nie ma miejsca. Kiedy zapada zmrok i można się schować za krzaki, Agata, Mirek i inne dzieciaki wyjmują papierosy i posyłają najstarszego po piwo. Mogliby oczywiście zająć się czymś innym, ale nie bardzo wiadomo, czym. Na osiedlu z ośrodków dla dzieci i młodzieży funkcjonuje… zjeżdżalnia. Klub osiedlowy wynajęto na hurtownię wykładzin.
– Przesiadywanie na ławkach kiedyś można było uznać za przeniesione ze wsi, gdzie po pracy ludzie wychodzą przed dom – tłumaczy prof. Leoński. – Teraz jest to być może namiastka podglądactwa z „Big Brother”, a przede wszystkim fakt, że to, co robią na ławkach – picie, palenie – jest im w domu zabronione. Choć granica między akceptowalnym i nieakceptowalnym jest cienka, wszystkie sposoby na zabicie czasu mają jeden cel. Młodzi ludzie, „przezroczyści” we własnej rodzinie, szukają innego tła, by choć na chwilę zaistnieć. – Siedziałeś na ławce, nie wiedziałeś, co robić, a tu nagle wybijasz się z tłumu i jesteś kimś choćby na chwilę – opowiada jeden z uczestników Mistrzostw Polski w break dance organizowanych w Piotrkowie Trybunalskim. Jeśli ktoś nie może być choćby chwilową gwiazdą rugby czy break dance, zostają mu ławka i zawody w piciu na czas. To też… możliwość stania się kimś. Na stronie internetowej blokersów z Sosnowca-Zagórza można się dowiedzieć, kto jest najlepszy w piciu na czas i ilość lub kto najwięcej razy nocował w izbie wytrzeźwień.

Nie jestem k… ulicznikiem!

Współczesna młodzież na ogół pokazywana jest w mediach jako zła. Oprócz tych nielicznych jej przedstawicieli, którzy są „bogaci, zdrowi, piękni i kreatywni” i mogą stanowić wzorce nawet dla starszych, cała reszta to osobniki podejrzane, które są na najlepszej drodze na margines. Etykieta „blokers” przyczepiona młodemu człowiekowi oznacza: „z niego nic już nie będzie”.
Ludzie przyznający się do miana blokersów na kinowym i internetowym ekranie sprzeciwiają się przyrównywaniu ich do żuli. Na stronie www.argon.jest.spoko.pl zamieszczono zdjęcie śpiącego na klatce schodowej pijaka z podpisem: „To jest dobry nasz znajomy, nasz kochany i lubiany pan Zenio. Pamiętajcie, Blokersi to nie jakieś tam beznadziejne lumpy. My jesteśmy Blokersami i już”. Jaka jest jednak różnica pomiędzy blokersem a żulem, czasem trudno powiedzieć. W „Blokersach” Sylwestra Latkowskiego grupa młodych ludzi demoluje wagon kolejki miejskiej. – Kultura ta rodzi się z frustracji i świadomości beznadziejności własnego położenia. Ja im się nie dziwię – mówi autor filmu. – Brak perspektyw życiowych, brak zaufania do policji i brak jej poparcia, negacja przez społeczeństwo – to owocuje agresją. Ci ludzie nie wierzą w możliwość zmian, nie wierzą policji, bo ta jest pierwsza w kolejce, żeby dobrać się im do skóry. A negacja społeczna i rzucanie kłód pod nogi są wszechobecne. Rugbiści, o których opowiadał w poprzednim filmie, są teraz wicemistrzami Polski. Kiedy zaczynali, zewsząd rzucano im kłody pod nogi. Latkowskiemu z kolei zarzucano, że propagując ich, chwali zasadę mniejszego zła.

Moda na beton

„Nie p… mi o ludziach, najpierw naucz się ich życia”, śpiewa raper w „Blokersach”. Sam autor filmu uważa, że media robią dużą krzywdę blokersom, wypaczając rzeczywistość osiedli. – Odgradzamy się, tak jak odgradzamy się od Leppera; nie tylko nie wiemy, ale nie chcemy wiedzieć, co się tam dzieje na serio – twierdzi Latkowski. – Wypowiadają się ludzie, którzy o betonowiskach nie mają pojęcia.Blokowisko jest wygodnym symbolem, przy pomocy którego można łatwo mówić o problemach młodzieży. – W moim przekonaniu jednym z największych problemów całej młodzieży, a nie tylko tej mieszkającej w blokowiskach, jest brak poczucia bezpieczeństwa, rozumiany jako szerokie spektrum zjawisk: począwszy od strachu towarzyszącego wyjściu z dyskoteki, kiedy „za bezdurno można zarobić w ryj”, na strachu przed sytuacją na rynku pracy czy przed przyszłością skończywszy – mówi dr Barbara Fatyga. Poziom frustracji wzrasta i zaczyna obejmować nie tylko grupy młodzieży „gorszej”. Blokowisko jest takim „wdzięcznym, estetycznym tematem”. Jest barwne i nierzadko dzieją się tam rzeczy sensacyjne. Przez pryzmat bloków można bez nadmiernych zobowiązań opowiadać o problemach braku poczucia bezpieczeństwa, zagrożenia narkomanią, bezrobociem, o braku szans na przyszłość. Barbara Fatyga dostrzega w modzie na beton pewne zagrożenie: – W pewnym momencie ta swoiście turpistyczna estetyka przesłania rzeczywiste jądro problemu.


Fragment publikacji z internetowego czasopisma „Interek”, autorstwa Piotra Biegasiewicza (pisownia oryginalna):
„Ludzie mieszkający w domach z wielkiej płyty są nazywani blokersami. Nie należy utożsamiać z blokersami pani Jadzi spod 5 (blokers kończy swoją naukę na poziomie podstawówki, siedzi przed blokiem i zaczepia tylko „nie swoich”, chodzą oni na mecze, by zaczepiać kibiców przeciwnej drużyny, są z reguły nietolerancyjni, nie pracują, tylko wegetują na swoim osiedlu. Powyżej wymieniłem większość rzeczy, które stara się robić blokers). Blokersi mają własny system wartości, własne zasady, lecz nie można ich uznać za subkulturę, ponieważ zaporzyczyli swój system od skinów i dresiarzy. Przytoczę teraz parę zasad blokersa: „Nie kapuj glinom, bo cię skopiemy”, „chcę mieć żonę po ślubie nie używaną”. Blokersi są znacznie bardziej bitni od np. dresiarzy, podobno jeden człowiek nie powiedział swojemu koledze z bloku „cześć” i… został pobity, a blokers, który pobił tego człowieka nie skończył nawet podstawówki!!!!! Blokersi są bardzo nietolerancyjni – mój kumpel protestant został pobity za to, że nie jest chrześcijaninem. Mógłbym wymieniać wiele przypadków nietolerancji blokersów wobec mniejszości narodowych, religijnych, lecz na szczęście blokersi uprawiają tzw. „pełzającą agresję” tzn. atakują tylko w grupach. Blokersi słuchają najczęściej Hip-Hopu z wieloma słowami na „k” i „ch”, rzadziej słuchają metalu lub rocka. Blokersi to ludzie, który zaczepiają ludzi, którzy nadał się uczą lub już pracują, a objawy agresji są spowodowane tym, iż mszczą się za to, że im to nie wyszło.”


Rekordy zamieszczone na blokerskich stronach internetowych (komentarze oryginalne):
IZBA WYTRZEŹWIEŃ
1. Bejbis (dwa razy)
2. Stopa (raz)
3. Kiełbasa (pozostali wszyscy tylko raz)
4. Zenek
5. Socha
6. Bobik

7. Starszy Brat

Piwko na czas:
Pierwsze miejsce: 3,2 sek
Drugie: 3,9 sek
Trzecie: 4,6 sek

Wino:
Pierwsze miejsce: 11 sekund (czysty gwint)
Drugie miejsce: 19 sekund (było nieźle aż do pawia)

Najkrótsza impreza: 15 minut – 4 flaszki na 8 osób (po 15 lat)

Najdłuższa impreza: od 1996 i trwa nadal!

I pamiętaj – nie jesteś naprawdę pijany, jeżeli jesteś w stanie leżeć na podłodze bez trzymania!!!


Pierwszy w Polsce dom z wielkiej płyty oddano w 1957 r na warszawskich Jelonkach. Obecnie w blokach mieszka połowa ludności miast (ok. 12 mln), w tym 30% w „domach z płyty”. Słupskie Zatorze, warszawski Ursynów czy Służew nad Dolinką, krakowska Nowa Huta i toruńskie Rubinkowo to aglomeracje skupiające od kilkunastu do kilkuset tysięcy mieszkańców. Prof. Jan Chmielewski, urbanista, scharakteryzował blokowiska jako „obszary przymusowego zamieszkania”. Pustynny krajobraz betonowisk zazielenia się po minimum 10 latach. Szybciej niż drzewa rośnie w nich patologia. Badania wykazują, że integracja społeczna spada proporcjonalnie do wielkości jednostki terytorialnej wspólnego bytowania, odwrotnie niż przestępczość: w domach powyżej czterech pięter liczba przestępstw wzrasta o 25%, w zabudowie wysokiej – o 50% w stosunku do np. zwartej i niskiej. Ciekawym przypadkiem jest krakowska dzielnica Nowa Huta, gdzie występuje stare i nowe budownictwo. W starej części notuje się znacznie mniej dewastacji niż w nowej. Z badań niemieckich wynika, że degradacja blokowisk pociąga za sobą poczucie degradacji u mieszkańców. Angielski raport z badań przeprowadzonych na 44 osiedlach podawał, że bezrobocie jest tam o dwie trzecie wyższe niż gdzie indziej, a wskaźnik rodzin niepełnych i liczba nieletnich zachodzących w ciążę przekraczały normę o 1,5 raza. W Polsce badań dotyczących blokowisk nie przeprowadzono.

 

Wydanie: 2001, 46/2001

Kategorie: Społeczeństwo

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy