Trzeba przekonać wyborców, że Unia to nie manna z nieba, ale szansa, którą musimy wykorzystać Józef Jerzy Pilarczyk, sekretarz stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, kandydat do europarlamentu z Opolszczyzny i Dolnego Śląska, lista SLD-SD, poz. 2 Opolski kandydat do Parlamentu Europejskiego, Józef Jerzy Pilarczyk, zna wieś od podszewki. W skali mikro i makro. Dziś jest sekretarzem stanu w Ministerstwie Rolnictwa. Odpowiada za produkcję zwierzęcą i weterynaryjną, hodowlę i ochronę roślin oraz rybołówstwo. Do jego kompetencji należy dostosowanie tych obszarów do wymogów Unii Europejskiej. A unijne prawa i obyczaje zna jak mało kto. Po wielokroć bowiem bywał w Brukseli, w czasach negocjowania warunków naszego członkostwa w UE. W Parlamencie Europejskim – jeśli zostanie wybrany – obiecuje starania o rozwój Europy i Polski, zwalczanie biedy w Polsce i Europie, starania o uczynienie z Europy regionu demokracji i równości. Ale też poczynania bardzo konkretne: zorganizowanie pomocy dla Opolszczyzny i Dolnego Śląska w lepszym wykorzystaniu funduszy unijnych. Jest – jak twierdzi – wiele spraw, które trzeba wyborcom wyjaśnić, przekonać ich, że Unia to nie manna z nieba, ale szansa, którą musimy wykorzystać. Dziennie odbywa po kilka spotkań z wyborcami na swoim terenie. Potem jedzie do stolicy załatwić sprawy urzędowe. Na rozmowę znalazł czas w czasie drogi z Opola na wrocławskie lotnisko. W starym daewoo, w którym licznik przekręcił już połowę drugiej setki tysięcy kilometrów. * * * – Jako kandydat do Parlamentu Europejskiego obiecuje pan zająć się przede wszystkim sprawami wsi i rolnictwa. – Bo ja jestem ze wsi. Urodziłem się w 1949 r. w rodzinie rolnika na 5 ha, w Pudłówku w woj. łódzkim. Skończyłem Akademię Rolniczą w Szczecinie, a – już pracując – uzyskałem dyplom magisterski w Akademii Rolniczej w Krakowie. Przez prawie 35 lat ani na chwilę nie przestałem służyć wsi. – A dlaczego chce pan reprezentować woj. opolskie? – Bo tu w 1975 r. zacząłem pracę jako prawie świeżo upieczony inżynier rolnictwa. Przyjechałem na Opolszczyznę, bo już wtedy rolnictwo stało tu na wysokim poziomie. W Państwowych Gospodarstwach Rolnych przepracowałem ponad 20 lat. Z tego 14 lat przypadło na stanowisko dyrektora naczelnego Kombinatu PGR w Nieradowicach na ziemi otmuchowskiej. Właśnie na Opolszczyźnie. Kombinat dobrze prosperował. W wyniku przesłanek politycznych zapadły decyzje o likwidacji państwowego rolnictwa – całego! Do dziś uważam, że był to błąd! I jeszcze jedno – chcę też reprezentować opolską mniejszość niemiecką. Znam ich problemy. Ci ludzie „na dole” są przykładem, jak różne nacje mogą wspaniale żyć obok siebie. Taki musi być model przyszłej Europy. – Jak pan zmienił fotel dyrektora PGR na krzesło sejmowe? – Kiedy zaczynała się transformacja w 1989 r., postanowiłem się związać z polityką. Kandydowałem do tzw. Sejmu kontraktowego. Widocznie zdobyłem już zaufanie ludzi tutejszych, bo zostałem wybrany. Z listy PZPR, co udało się niezbyt licznym kandydatom. Od tej pory nieprzerwanie jestem posłem. Zawsze z Opolszczyzny. Do dziś zresztą mieszkam w Nieradowicach, gdzie niegdyś kierowałem PGR-owskim kombinatem. Tu wychowały się moje dzieci, dziś już dorosłe, mające własne rodziny. Tu urodziły się moje wnuki. – Jest pan sekretarzem stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Więc ciągle Opolanin, czy już warszawiak? – Nigdy nie przeniosłem się do stolicy, choć miałem po temu niejedną okazję. W latach 1993-1997 pełniłem obowiązki najpierw podsekretarza, a potem sekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. W Sejmie obecnej kadencji byłem najpierw wiceprzewodniczącym Komisji Rolnictwa, a od listopada 2001 r. zostałem ponownie powołany na funkcję sekretarza stanu w Ministerstwie Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. – Do Warszawy pan się nie przeniósł, a przecież Bruksela jest dalej? – Decyzja o kandydowaniu do Parlamentu Europejskiego nie przyszła mi łatwo. Miejsce, które zajmuję w kraju, jest dostatecznie atrakcyjne, bym nie musiał sobie szukać nowego w Brukseli! Zdecydowałem się jednak, m.in. dlatego, iż wielu przekonywało mnie, że jestem właściwą osobą. Uznałem więc, że czas podjąć nowe wyzwanie. Mogę to uzasadnić dwuczęściowo. Pierwsza część uzasadnienia ma charakter polityczny. Jako członek Sojuszu Lewicy Demokratycznej, widzę potrzebę wzmocnienia mojej formacji poprzez wykazanie, że w Sojuszu są także ludzie uczciwi, mający autorytet,
Tagi:
Jerzy Łaniewski









