Właśnie leci kabarecik

Właśnie leci kabarecik

„Przegląd” na planie kabaretu Olgi Lipińskiej Stoją przy fortepianie z kartkami w ręku i śpiewają: „Entliczek, pętliczek, pijany stoliczek…”. – Stop, stop! woła Olga Lipińska – ma być „piiijany”, długie ii. I do akompaniatora: – Dubelek. Powtarzają jeszcze dwa razy, wreszcie westchnienie ulgi. Bo ze studia nagrań dochodzi głos: – O to mi chodziło. Lecimy dalej. „Śniegi, deszcze, etcetera / Fabrykuje atmosfera / (…) Władza nowa, chociaż nie ta / Szaleństwo, ścisła dieta…”. Przy mikrofonach ciągła zmiana: raz basy, to znów tenory, potem soprany. – Teraz Hania – przypomina głos z góry. I Śleszyńska śpiewa niby koloraturą: „Szczeblując do gwiezdnych pował / Jeden polityk zwariował”. Jesteśmy w radiu, na próbie nagrań piosenek do noworocznego kabaretu Olgi Lipińskiej. To dopiero początek. Wolno nam obserwować, ale żadnych rozmów z aktorami i autorką programu. Chcieliśmy podpatrywać do końca dnia (zaczęło się rano), ale gdy w czwartej godzinie okazuje się, że oni jeszcze nie „odhaczyli” trzeciej zwrotki, opuszczamy studio, gdy tylko milknie dziecięcy głosik Doroty Suchory, która śpiewa: „Polityk mały jak atom / , Odpuśćmy grzechy wariatom”. Przez niedomknięte drzwi usłyszymy jeszcze, jak reżyserka ustawia aktorkę: – Leciutko Suchorka, słodko jak u córeczki Adamsa. No, jeszcze jeden dubelek… Tak przez cały tydzień będą mozolnie doklejać do siebie kolejne, wyszlifowane do perfekcji dwuwiersze. Gdy skończą, zamówimy się do telewizyjnego studia na próbę choreograficzną. W temperaturze wrzenia Jedna ściana cała wyłożona lustrami. Aktorzy stoją do niej przodem i ćwiczą figury łyżwiarzy na ślizgawce. „Z wieczora silny mróz bierze – leci piosenka z taśmy – na zmianę aury nadziei ni ma / Jedyna nadzieja w Millerze…”. Olga Lipińska między nimi też improwizuje, wpatrzona w lustro. „Krótka kołderka (…) / Czy się na dłużej utrzyma belka”. Pary przechodzą od jaskółki do rozkroku; uniesione, rozchwiane ręce z trudem „podtrzymują” belkę. Tydzień później. Na „bliskie spotkanie trzeciego stopnia” prowadzi śmiech, wypływający ze studia aż na telewizyjny korytarz. My też, gdy docieramy do celu, nie możemy się powstrzymać. Oto na najniższym szczeblu drabiny, w pełnym świetle reflektorów, siedzi Czesław Majewski, kabaretowy pan Czesio (ksywa „O matko”), w sukni… Barbary Radziwiłłówny. Ma na głowie czepek wyszywany perłami, które tworzą również zakola wokół uszu. Biel atłasu ostro kontrastuje z czarnym, wyrazistym wąsikiem aktora. Lśniąca perłami, biała suknia przykrywa panu Czesiowi spodnie, ale już nie sięga czarnych botów nr 42. Obok Barbary wielki jak cała drabina Wołodyjowski w czapce z pionowo sterczącym piórem sokoła. – Akcja! – woła Olga Lipińska, która siedzi tyłem do grających, wpatrzona w dwa monitory. Ale właśnie zacina się drabina. Lipińska w krzyk, że ma tego absolutnie dość. Po chwili okazuje się, że drabina jest sprawna, trzeba było tylko dojrzeć na jej czubku pokrętło. Grają. Od monitorów znów idzie pomruk niezadowolenia. – Wojtek – to do Pokory – nie masz prawa ładować się w tę kamerę. Patrz w drugą. Dubel. Irka, źle, więcej naiwności, jesteś Panną Młodą z „Wesela” Wyspiańskiego. Jeszcze raz, od tych powtórek za chwilę się wszyscy porzygamy. – Paweł – to do Wawrzeckiego, który gra polskiego szlachcica, prezentującego się Unii Europejskiej – musisz się bardziej bawić tekstem. Idziesz tak – Lipińska wskakuje na scenę, wypina brzuch, jest teraz pyszałkowatym szlachciurą, który „miał sto chat z górą, jadł barszcz z rurą”. W tym czasie dobiega charakteryzatorka z pędzelkiem, trzeba przypudrować pot na czole aktora. – Dubel – orzeka autorka kabaretu i sadowi się przed monitorem. Następuje pół godziny wartkiej akcji. I znów syk zniecierpliwienia ze stanowiska reżysera. Olga Lipińska jednym skokiem wpada na scenę. – Przepraszam, dobrze, jestem menda, ale to nie może tak być. Wernyhora, jesteś wk… do szczętu. Książę Poniatowski, skaczesz do Elstery z najwyższego szczebla drabiny, ale z podłogi zbierasz się niezdarnie, gdy salutujesz Wojtkowi, wyprężasz się przy słowach: „Bóg dał honor Polakom”. Tak, bardzo dobrze, kochani jesteście. Akcja. Po niedługim czasie: – Stop. Rozi, przedstawiasz się jako Emilijja, nie Emilia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 52/2001

Kategorie: Reportaż