Wolę grać ballady

Wolę grać ballady

Ray Wilson brytyjski muzyk, gitarzysta, członek m.in. Stiltskin, Genesis Mam żal do członków Genesis. Za łatwo zrezygnowali, marnują talent – Po dwuletniej grze z Genesis pod koniec lat 90. rozstaliście się w niezbyt miłej atmosferze. Jesteś z nimi skłócony? – Nie. Ale wtedy miałem do nich żal, że za łatwo zrezygnowali. Nadal mam wrażenie, że w pewnym momencie po prostu się poddali. Choć znów grają, nie przygotowują nowych piosenek, nowych płyt. Marnują swój talent. Mają wciąż tyle możliwości, z których nie korzystają. Oni po prostu przestali się rozwijać. Wiele zespołów, które zaczynały w tym samym czasie, wciąż tworzy coś nowego, oni – nie. To wielka strata i dla nich, i dla słuchaczy. Na swoich koncertach spotykam młodych ludzi, którzy reagują na tę muzykę bardzo emocjonalnie, chcą więcej. To ogromny potencjał. Nie rozumiem, dlaczego jest niewykorzystany, przecież członkowie zespołu nie mają 90 lat, żeby iść na emeryturę i odpoczywać. – Kiedy z nimi grałeś, byłeś kolejnym wokalistą po Peterze Gabrielu i Philu Collinsie. Nie bałeś się mierzyć z legendami? – Nie, nigdy nie miałem z tym problemu. Może to z mojej strony pewna arogancja, ale nie miałem żadnych kompleksów. – To chyba dobrze. – To niezbędne w tej branży. Jeśli łatwo cię speszyć, nie wytrwasz pięciu minut. Oczywiście musiałem zdawać sobie sprawę z tego, że nie zastąpię ani Collinsa, ani Gabriela, mogę jedynie spróbować zrobić coś nowego. To było duże wyzwanie, ale wiele mi dało. Starałem się tworzyć nowe piosenki, a stare – śpiewać po swojemu. Ważne było dla mnie to, co mogłem dać tej muzyce, a nie to, kto ją napisał i wykonywał wcześniej – Po rozstaniu nadal ją grasz. – Kiedy decydujesz się na współpracę z takim zespołem, musisz zaakceptować fakt, że nigdy nie rozstaniesz się z etykietką. Nawet Peter Gabriel wciąż jest kojarzony przede wszystkim z Genesis, choć nie grają razem od 35 lat. Po zakończeniu współpracy masz wybór: albo całkowicie się odciąć, stwierdzić, że nigdy nie zagrasz tej muzyki i nie chcesz mieć z nią nic wspólnego, albo uznać: OK, trzeba coś z tym zrobić. Ja zdecydowałem się na drugie rozwiązanie. Przygotowałem akustyczne wersje muzyki Genesis – to nowe brzmienie, które może się podobać lub nie. Teraz przygotowałem projekt „Genesis Classic”, udało mi się połączyć doświadczenia z gry z nimi i nowe pomysły. Chcę korzystać z tamtych doświadczeń i cieszyć się nimi. – Masz jeszcze kontakt z członkami zespołu? – Bardzo rzadko. Pochodzimy z różnych światów. Oni byli wychowankami dobrych domów, wykształconymi w najlepszych szkołach, ja – synem robotnika. Dochodzi do tego różnica pokoleniowa – oni są w wieku moich rodziców. – Może to też był problem w czasie waszej wspólnej gry? – Nie, nigdy. Kiedy angażujesz się w działanie zespołowe, chodzi o muzykę. Nigdy nie miało znaczenia, że ktoś z zespołu jest lepiej wykształcony, bogatszy. Kiedy zajmujesz się muzyką, te różnice znikają. Nie zaprzyjaźniliśmy się blisko, ale to nie miało znaczenia. – Kiedy grałeś z Genesis, mieliście głównie wielkie koncerty. Teraz jest różnie, od małych klubów do Sali Kongresowej. Gdzie czujesz się lepiej? – Zdecydowanie na małych koncertach. Kiedy zaczynałem, grywałem w klubach, barach, w małych salach dla kilkudziesięciu osób. Grając dla małej publiczności, czuję jej emocje, widzę oczy słuchaczy, oni widzą moje. Lubię, kiedy koncert jest osobistym doświadczeniem. Z podobnego powodu wolę grać ballady niż mocne rockowe brzmienia. To po prostu bardziej do mnie pasuje. Jestem trochę romantykiem, lubię naturalne dźwięki instrumentów: gitary, pianina. Oczywiście nie zawsze tak było, jako zbuntowany nastolatek gardziłem lirycznymi płytami, które puszczał mój ojciec. Dopiero z wiekiem zaczynasz tego słuchać, orientujesz się, o czym ci ludzie śpiewają, co mają na myśli – i zaczynasz rozumieć te uczucia, dzielisz je z nimi. – Jak to się stało, że osiedliłeś się w Polsce? – Zakochałem się. Grałem koncert w Poznaniu, po koncercie poznałem dziewczynę… i tak się zaczęło. Gosia jest tancerką, występowała tam ze swoim zespołem, później widziałem ją na występie w Warszawie. Kiedy poznałem ją bliżej, zdecydowałem się tu zamieszkać.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2010, 45/2010

Kategorie: Kultura
Tagi: Agata Grabau