Jak w USA wykorzystuje się humor w walce politycznej Od najdawniejszych czasów politycy posługiwali się humorem jako bronią polityczną. Ośmieszanie przeciwnika często zapewnia zwycięstwo. Prezydenci Stanów Zjednoczonych niejednokrotnie uciekali się do humoru w walce o fotel prezydencki i w forsowaniu swych programów politycznych. Zanim podam przykłady takiego humoru, chcę podkreślić, iż amerykańskie kampanie wyborcze pełne są przykładów chwytów poniżej pasa, obrzucania błotem przeciwnika i stosowania wszelkich dostępnych środków, czyli wolnej amerykanki. Były nawet takie sytuacje, że politycy uważali, iż nie wystarczy słowem bronić się przed atakami. Potrzebne są pistolety. Alexander Hamilton np. wyzwał Jamesa Monroego na pojedynek. Wiceprezydent, a później prezydent Stanów Zjednoczonych, Martin van Buren przychodził na posiedzenia Senatu uzbrojony w pistolety. Andrew Jackson wielokrotnie strzelał do swych przeciwników. John Tyler polecił współpracownikom w Białym Domu uzbroić się w pistolety, aby mogli bronić prezydenta przed wrogami. Gdy o fotel prezydencki ubiegał się Jefferson, jego przeciwnicy zapowiadali, że zwycięstwo Jeffersona oznaczać będzie koniec religii w Stanach Zjednoczonych, „a w świątyniach obecnie przeznaczonych do chwały boskiej rezydować będą prostytutki”. Żonę Andrew Jacksona nazywano „bigamistką”, Lincolna zaś „obrzydliwym niewykształconym klaunem”. Nawet George’owi Washingtonowi nie oszczędzono takich epitetów jak „tyran”, „dyktator” i „oszust”, a w jednej z ówczesnych karykatur politycznych nazwano go „dupą”. „W każdych wyborach prezydenckich – jak pisał w roku 1880 wybitny historyk angielski, James Bryce – mamy spektakl, w którym połowa ludzi popiera na stanowisko przywódcy kraju osobę, którą druga połowa uważa za łotra”. W czasach współczesnych rywale walczący o fotel prezydencki również często obrzucają się epitetami. Mimo wszystko współczesne kampanie wyborcze, które też potrafią być brudne, są jednak bardziej cywilizowane i przyjemniejsze aniżeli w XIX w. Wówczas nazywanie przeciwnika pijakiem, złodziejem, zdrajcą, wojującym ateistą, syfilitykiem, gorylem, przestępcą, mordercą było częścią kolorytu wyborczego. Mądra żona Johna Adamsa, Abigail, lamentowała, że zażarta walka wyborcza w 1800 r. między jej mężem a Tomaszem Jeffersonem „zrujnuje i skorumpuje umysły i morale najlepszych ludzi na świecie”. Dziś kandydaci latają samolotami, przemierzają tysiące kilometrów, wygłaszając setki przemówień, ale wybory pozostały show, mającym w sobie coś z wiecu wyborczego, jarmarku, a nawet cyrku. W Białym Domu zasiadali prezydenci o różnym poczuciu humoru. Byli ponuracy, ale byli także prezydenci, którzy w walce o fotel prezydencki znakomicie posługiwali się humorem jako bronią polityczną. Należeli do nich, m.in.: Abraham Lincoln, Calvin Coolidge, Franklin Delano Roosevelt, John F. Kennedy i Ronald Reagan. Prawdziwym humorystą był najwybitniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych, Abraham Lincoln, reprezentujący jędrny humor ludowy. Potrafił być też wyśmienitym satyrykiem, a nade wszystko śmiać się z samego siebie. W czasie sławnych debat wyborczych Stephen A. Douglas zarzucił Lincolnowi dwulicowość. Lincoln, szczupły, wysoki, o „końskiej twarzy” natychmiast zripostował, zwracając się do zebranych: „Chcę, żebyście to sami osądzili. Jeśli miałbym drugą twarz, to czy sądzicie, że nosiłbym tę, którą mam teraz?”. W czasie sławnych siedmiu debat Lincolna ze Stephenem A. Douglasem na jesieni 1858 r., kiedy obaj rywalizowali o stanowisko senatora ze stanu Illinois, Douglas przypomniał, że jego przeciwnik sprzedawał w swoim sklepie whisky. Lincoln odpowiedział, że to prawda, i dodał: „Pamiętam również, że w owym czasie pan Douglas był jednym z moich najlepszych klientów. Wiele razy staliśmy po przeciwnych stronach lady. Obecnie różnica między nami polega na tym, że ja opuściłem swoją stronę lady, stronę sprzedawcy, a pan Douglas nadal mocno trzyma się swojej strony, strony konsumenta”. Lincoln posługiwał się humorem bez obawy, że ucierpi na tym prestiż wysokiego urzędu. Słynął z dowcipnych ripost. Londyński „Saturday Review” w okresie wojny domowej pisał: „Jedyną przewagą, jaką posiadają Amerykanie, jest to, że mają nie tylko prezydenta, który jest pierwszym obywatelem kraju, ale również największym kawalarzem w kraju”. W rzeczywistości Lincoln był poważnym i melancholijnym człowiekiem. Dowcip prawdopodobnie koił jego stresy i pozwalał przetrwać ciężkie chwile, jakich nie szczędziło mu życie. „Śmieję się
Tagi:
Longin Pastusiak









