Wreszcie coś dla Węgrów

Wreszcie coś dla Węgrów

Najukochańszą formą publicznego istnienia prezesa TVP są zapowiedzi o tym, co to będzie, a zwłaszcza: ACH, CO TO BĘDZIE. To niespecjalnie uciążliwa robota, trzeba się tylko wystroić, żeby wyglądać jak spiker. A ponieważ spikerek już nie ma w telewizji, nie ma obawy, że ktoś może ładniej wyglądać od prezesa. No, może Gliński albo Morawiecki, ale to ludzie rządu i tylko ciemny lud może uważać, że oni też są z telewizji. Od pierwszego dnia na urzędzie Jacek Kurski zapowiada polską telewizję po angielsku. Dżentelmeni nie mówią o pieniądzach, więc poinformował tylko, że on prawie ze wszystkimi, którzy coś mogą w kraju, jest na ty. Nie pamiętam już dokładnie, jaką w tej zapowiedzi przypisał rolę angielskiej Polonii. Czy nasi uchodźcy mieli wrócić i w tej telewizji mówić po angielsku do reszty świata, czy się na nią zrzucić, co by było very welcome subscription, czy wystąpić w roli targetu, robić za publiczność stacji DOBRA ZMIANA HERALD. Zapowiadanie jest zajęciem monotonnym i śmiertelnie nudnym. Niewielu spikerów dożywa starości na stanowisku pracy. Kurski po pierwszym ziewnięciu natychmiast zmienia repertuar zapowiedzi. Z prowincjonalnego kanału w obcym języku robi projekt międzynarodowy. Grupa czterech państw bratanków ma się złożyć na budowę V4 ze stacją w Krakowie. Nowy nadawca miał po angielsku wyrwać kilka stolic z pola grawitacyjnego Brukseli, ale spółka się rozleciała, zanim Kraków

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2017, 41/2017

Kategorie: SZOŁKEJS