Wstydźcie się, panowie

Wstydźcie się, panowie

Upamiętnianie przez Sejm tzw. żołnierzy wyklętych to zakłamywanie historii. Co na to lewica? 1 marca obchodzono nowe święto – Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. „Ich męstwo, patriotyczna postawa i przywiązanie do najwyższych wartości zasługuje na nasz podziw i szacunek”, mówiła marszałek Sejmu Ewa Kopacz na ostatnim posiedzeniu, podczas którego parlamentarzyści uczcili pamięć wyklętych minutą ciszy. Tego samego dnia media podały, że na sali brakowało posłów SLD. – Od nas każdy indywidualnie podjął decyzję, czy chce wziąć w tym udział, czy nie – mówi rzecznik klubu SLD i poseł Dariusz Joński. – Nie było odgórnej decyzji klubowej. Kilku posłów było, część wyszła, część się spóźniła. – Uchwała miała być przyjęta przez aklamację – mówi poseł SLD Artur Ostrowski. – Ja się nie zgadzam z takim podejściem do tej części historii Polski, toteż nie brałem w tym udziału. Złożyliśmy własny projekt uchwały upamiętniającej Polaków, którzy zginęli w latach 1944-1947. Sejm powinien uczcić pamięć wszystkich ofiar walk z tych lat. Poseł Ostrowski jest jedynym, który w ubiegłej kadencji Sejmu głosował przeciwko ustawie wprowadzającej nowe święto. Za głosowało 31 posłów Sojuszu, trzech się wstrzymało, a dziewięciu było nieobecnych. Poseł Tadeusz Iwiński bije się w piersi za tamto głosowanie. – To była pomyłka. To był jakiś szalony dzień – mieliśmy ze 150 głosowań, w tym o reformie szkolnictwa wyższego, i odwołanie jakiegoś ministra. Dlatego natychmiast złożyłem pismo do marszałka Schetyny, że nie było moją intencją to poprzeć. Ponieśliśmy z tego tytułu olbrzymie koszty społeczne. Wypominano nam to na spotkaniach przedwyborczych – i słusznie. To było powstanie? Upamiętnianie przez Sejm żołnierzy wyklętych przybiera postać – i trzeba to niestety tak nazwać – zakłamywania historii. Wystarczy przyjrzeć się projektom uchwał, jakie w tym celu zgłosili posłowie prawej strony sceny politycznej. Można tam znaleźć liczby wzięte z kapelusza – rzekomo 200 tys. ludzi zaangażowanych w antykomunistyczne podziemie, arbitralnie przyjęte daty – za koniec tego okresu uznaje się rok 1963, kiedy w obławie zginął Józef Franczak pseudonim „Lalek”, oraz niepasujące do rzeczywistości określenia, tj. „antykomunistyczne powstanie”, „antykomunistyczne podziemie”. Przeciwko takiemu naginaniu języka do zapotrzebowania protestują historycy. – Jakie powstanie, proszę pana – oburza się prof. Andrzej Garlicki. – Powstanie jest wtedy, kiedy biorą w nim udział duże masy ludzkie, a tutaj udział brała stosunkowo niewielka liczba – rzędu kilku tysięcy. Większość tych oddziałów wyszła z lasu po wydaniu rozkazu o rozwiązaniu Armii Krajowej. Zresztą do tego samego zachęcał Kościół. Moim zdaniem o żadnym powstaniu nie można tu mówić. W historiografii nie istnieje takie pojęcie. – Dotychczas kończyliśmy historię powstań polskich na powstaniu warszawskim – mówi prof. Eugeniusz Duraczyński. – Żeby nazwać powstanie zbrojnym, musi być baza, musi być dowództwo, musi być program, opanowanie terenów miasta czy fragmentu Polski, ale takich faktów się nie znajdzie. Zalążki tego – owszem, ale w całości już nie. Zakłamywanie historii idzie dalej. Uchwały jednoznacznie sugerują, że mamy do czynienia z rozczarowanymi romantykami, którzy wojnę spędzili w konspiracji w walce o Polskę, jaka ostatecznie się nie urzeczywistniła, i że postawieni wobec historii wybrali walkę „do ostatniej kropli krwi”. – Ilu wśród nich było ludzi naprawdę ideowych, a ilu było tam tylko po to, żeby wywoływać zawieruchę i niepokoje? – zastanawia się prof. Duraczyński. – Nie można, jak sądzę, jednoznacznie ocenić tych, którzy walczyli z władzą ludową – jak ją nazywano. W tym czasie dochodziło do napadów, strzelanin i mordów, które trudno nazwać walką patriotyczną. Niektórzy chcieliby połączyć ich w jedną całość – tych, którzy z takich czy innych powodów nie godzili się z tym, co powstawało w nowej Polsce. Nie da się ich wszystkich połączyć i nazwać patriotami i żołnierzami wyklętymi. Nie tylko Stalin – Była też druga strona, tzn. siły podległe rządowi RP, zaakceptowane jako prawowite siły odbudowującego się państwa – mówi prof. Duraczyński. – Ci, którzy walczyli z wyklętymi, dążyli do tworzenia warunków dla radykalnych działań na rzecz odbudowy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2012, 2012

Kategorie: Kraj