Wszystko dla lidera

Wszystko dla lidera

Refleksje po przegranych wyborach Przez przypadek wziąłem udział w ostatnich wyborach do Sejmu. Tym przypadkiem była złożona mi przez SLD na krótko przed zamknięciem list propozycja kandydowania na drugim miejscu w Katowicach. Otrzymałem ją dlatego, że poważnie zachorował mój poprzednik. Szanse na sukces wyborczy można było zawrzeć w powiedzeniu: na dwoje babka wróżyła; przy powodzeniu SLD (dwucyfrowy wynik w głosowaniu) wchodziłem do Sejmu, wynik jednocyfrowy nie dawał mi żadnych szans, chyba że w rywalizacji pokonałbym lidera listy wyborczej, miejscowego barona SLD, który przygotowania do swej kampanii zaczął na długo przed jej oficjalnym rozpoczęciem. W Sojuszu panował entuzjazm, nastroje były więcej niż optymistyczne. Wynik SLD szacowano w przybliżeniu na 15%. Grzegorz Napieralski nie ukrywał oczekiwania na stanowisko wicepremiera w rządzie koalicyjnym z Platformą, a kilku ludzi z jego najbliższego otoczenia – na wysokie pozycje w administracji rządowej. Pod koniec sierpnia na ogólnopolskiej konwencji wyborczej SLD panowała nieskrywana wiara w zwycięstwo, które dawał wynik lepszy od uzyskanego przez Napieralskiego w wyborach prezydenckich. Wśród mówców przeważali młodzi chłopcy i dziewczyny, którzy nie szczędzili słuchaczom przechwałek i dywagacji. Program „Jutro bez obaw” miał się okazać jedynie słuszny i skuteczny, gwarantujący sukces wyborczy. Przygotowały go rzekomo „najtęższe głowy” obozu lewicowego. Słuchałem tych wystąpień w czasie konwencji z dużą dozą melancholii. Widocznie daleko mi do „tęgich głów”, skoro nikt nie dał mi nawet projektu programu do przeczytania, nie mówiąc już o gotowości wysłuchania ewentualnych uwag do niego. Kubeł zimnej wody Już na wstępie, gdy po raz pierwszy pojawiłem się w wojewódzkim sztabie wyborczym SLD w Katowicach, wylano na moją głowę kubeł zimnej wody. Powitano mnie jak petenta, chłodno i na dystans, podsunięto plik formularzy do wypełnienia, a także numer konta bankowego z sugestią wpłacenia określonej kwoty na sfinansowanie kampanii wyborczej. – Niech pan przyjdzie za parę dni – rzekła na zakończenie rozmowy miła dziewczyna w sztabie wyborczym. – Powiemy więcej na temat kampanii w Katowicach. Ponieważ do odjazdu pociągu do Warszawy miałem jeszcze trochę czasu, zadzwoniłem do znajomego biznesmena z propozycją zjedzenia obiadu. Chciałem usłyszeć od niego parę wskazówek na temat wyborów na Śląsku, a zwłaszcza – mojej kampanii wyborczej. – Wybrał pan złą opcję polityczną – powiedział na wstępie znajomy. – Na Śląsku górą jest Platforma, z pewnością zgarnie najwięcej głosów. Na drugim miejscu będzie PiS, pomimo niezręczności wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego tu, na Śląsku, dopiero na trzecim może być SLD. Wtedy jeszcze Ruch Palikota nie liczył się w rywalizacji wyborczej. Z etykietą spadochroniarza Gdy parę dni później pojawiłem się ponownie w Katowicach, czekał na mnie numer „Dziennika Zachodniego” z artykułem na mój temat. Jego podstawę stanowiła wypowiedź „jednego z prominentnych” działaczy SLD w Katowicach, który nie ukrywał niezadowolenia z instytucji „spadochroniarza” w wyborach, wskazując na moją osobę. Próbowałem ripostować. Zadzwoniłem do redakcji „Dziennika Zachodniego”, argumentując, iż na śląskiej liście wyborczej znalazłem się nie bez powodu; region ten znam nie najgorzej, będąc asystentem Edwarda Gierka przez prawie 10 lat, odwiedzałem Śląsk wielokrotnie, problemami regionu, a więc Śląska i Zagłębia, interesuję się zresztą nadal. Przewodniczę Ruchowi Odrodzenia Gospodarczego im. E. Gierka. Na liście wyborczej SLD figuruję jako bezpartyjny. Gazeta jednak nie zareagowała. Odcięty od mediów W czasie trzytygodniowej kampanii wyborczej ani razu nie dopuszczono mnie do telewizji ani do radia. Lewicę reprezentował lider SLD w tym regionie. Wziął przykład z Warszawy, gdzie w dyskusjach przedwyborczych poza przewodniczącym SLD uczestniczyło tylko kilka osób z jego otoczenia. Wszystko odbywało się zgodnie z dewizą: liderzy pociągną za sobą resztę. Mój wizerunek kandydata nakreślić miał jednominutowy spot wyborczy. Niestety, zagubił się on w powodzi podobnych migawek przygotowanych przez partie uczestniczące w wyborach. Za to w emitowanym wielokrotnie przez katowicką telewizję regionalną filmie promującym kandydatów ze Śląska z listy SLD zabrakło dla mnie miejsca, choć pojawili się w nim kandydaci z dalszych miejsc, a nawet spoza okręgu wyborczego. Dostęp do mediów, zwłaszcza telewizji, jest dziś podstawowym warunkiem powodzenia w wyborach. Nie gwarantuje on wprawdzie sukcesu, ale stwarza o wiele lepsze niż ulotki, plakaty i billboardy szanse rozpoznania przez wyborców. W ostatnich wyborach media nie rozpieszczały SLD, a Sojusz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 48/2011

Kategorie: Opinie