Nigdy się nie przejechałem na opinii kelnera Maciej Nowak – dziennikarz, krytyk teatralny i kulinarny (stałe felietony na łamach „Gazety Wyborczej”). Od września 2015 r. jest dyrektorem artystycznym w Teatrze Polskim w Poznaniu Czegoś jeszcze o gotowaniu nie wiemy? Mam wrażenie, że w ciągu ostatnich lat o gotowaniu powiedziano już wszystko. – Musimy jeszcze uwierzyć w jakość polskich produktów. Przekonanie ludzi do tego, że nie włoskie, nie hiszpańskie, tylko właśnie polskie żarcie ma wyjątkową jakość, jest również dla mnie wyzwaniem. W Polsce zarejestrowanych jest 130 odmian ziemniaków, absolutnie pysznych, mamy wyjątkową jagnięcinę, świetny nabiał, w żadnym kraju europejskim nie znajdziesz w sklepie tylu gatunków śmietany, mamy bardzo dobre sery, i te dojrzewające, i twarogowe, i zagrodowe, mamy ryby słodkowodne, w których jesteś- my potęgą. I musimy się do tego wszystkiego przekonać. (…) Charakterystyczne jest to, że podniecamy się targami śniadaniowymi, podczas gdy większy wybór produktów tej samej jakości mamy na naszych osiedlowych bazarkach. (…) Rozumiem, że owocem tej żywieniowej rewolucji jest też silny podział społeczeństwa. – Stół, zamiast łączyć, podzielił. Klasy wyższe i średnie snobują się na jedzenie, nie kupują w Biedronce, bo dobre znaczy drogie. Prowadzimy nieustające wojny kulinarne. Kolejny podział wprowadziły diety. Dziś, zapraszając przyjaciół do domu, zastanawiasz się głównie nad tym, czy istnieje danie, które wszyscy zjedzą. Bo jedni są weganami, inni bezglutenowcami, a jeszcze inni nie trawią laktozy. Przy okazji zgubiliśmy podstawową wartość jedzenia, czyli komunię. Nawet w bezpośrednim tego słowa znaczeniu, dziś przecież część osób komunijnego opłatka do ust nie włoży, bo gluten. Absurd! Na szczęście nie jesteśmy w tym przodownikami, to ogólnoeuropejskie trendy. Jest jakiś indywidualny, narodowy rys w tej rewolucji? – Nasza wyjątkowość polega na tym, że nigdy nie przestaliśmy gotować w domu. Nie zdążył się u nas zadomowić trend na gotowe dania, więc mamy sporą tradycję kulinarną, przekazywaną przez pokolenia. To zaskakujące, biorąc pod uwagę, jak ślepo jesteśmy wpatrzeni we wszystko, co zagraniczne. Dlaczego akurat ten trend się u nas nie zadomowił? – Tego nie wiem, ale babcie i mamy strzegą domowego gotowania. Jedzenie poza domem kiedyś – a wydaje mi się, że w niektórych kręgach wciąż – uznawano za niebezpieczne. W lokalach jadało się tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, na przykład w podróży. Bezpiecznie czujemy się tylko z jedzeniem przygotowanym przez nas samych lub przez nam bliskich, co wiąże się zapewne ze słabym zurbanizowaniem naszej części świata. Jesteśmy społeczeństwem peryferyjnym, które odbija tendencje przychodzące do nas z Zachodu. Jeżeli nie nastąpi nic nadzwyczajnego, to za jakiś czas osiągniemy może podobny stosunek do jedzenia poza domem jak kraje zachodnie, ale u nas ciągle jest lęk .(..) Nasze przepisy są dużo bardziej restrykcyjne niż we Francji czy we Włoszech. Zresztą widzimy to podczas podróży. Tak brudnych lokali jak we Francji w Polsce nie uświadczysz. (…) Czego jeszcze boją się Polacy w restauracji? – Nowych smaków. Z badań wynika, że Polacy najbardziej lubią zupę pomidorową, kotlet panierowany z piersi kurczaka, teraz już ryż albo frytki, bo nie lubimy obierać ziemniaków. Pierogi, bo takie wizerunkowe i są polską potrawą narodową, a już mało kto je robi. Zupy, z których jesteśmy dumni, sprowadzają się tylko do tej pomidorowej ukochanej. (…) Skąd u nas taka kariera sushi barów? – Nie wiem, dlaczego tak się złożyło, ale w Europie Warszawa to drugie miasto po Moskwie, jeśli chodzi o liczbę sushi barów na metr kwadratowy. W Rosji to o tyle zrozumiałe, że graniczy z Japonią, więc jest tam jedzeniem sąsiedzkim. No i oni mają łatwy dostęp do ryb. U nas sushi jest wizerunkowe, kojarzy się z aspirującą klasą średnią. My je takim uczyniliśmy. – No tak. Sushi to znak nowoczesności i warszawskości. To jest związane z bohaterami ostatnich 25 lat, czyli z naszą aspirującą bieda-klasą średnią. Na co jeszcze snobuje się ta klasa? Bo sushi mimo wszystko jest już chyba trochę w odwrocie. – Na pewno na te wszystkie targi śniadaniowe. Na słoiczki, w wielu lokalach są małe spiżarnie z jakimiś przetworami. No i produkty lokalne. A to snobowanie się dobrze robi kuchni czy źle? – Snobizm jest sposobem komunikowania się. Mam strasznie ambiwalentny stosunek do tego, bo fajnie, że chcemy bawić się jedzeniem, ale my już przechodzimy