02/2001

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony

Instytut Przyszłości Narodowej

“Ten, kto kontroluje teraźniejszość, kontroluje przeszłość”, pisał George Orwell w swej czarnej utopii pod tytułem “Rok 1984”. Dlatego każdy zwycięski ustrój zmienia podręczniki historii i programy szkolne. Następuje odwrócenie kolorów, dawne białe plamy wypełniają czarno zadrukowane, opasłe tomy analiz przemilczanych wydarzeń. I odwrotnie, dawne kombatanckie wspominki pochłania biały kurz na bibliotecznych półkach. Obala się pomniki, wyrywa tablice, a na ich miejsce stawia i wmurowuje nowe. Jednak symboliczna przebudowa pamięci to zbyt mało dla celów politycznych. Te wymagają prześwietlenia i weryfikacji osób, nie wydarzeń. Dlatego najpierw powołano Sąd Lustracyjny, który o mało co nie pozbawił Polaków prawa do swobodnego wybierania prezydenta. Jednak jego zakres działania jest ograniczony tylko do najwyższych stanowisk. Dla pełniejszej kontroli przeszłości powołano Instytut Pamięci Narodowej. I w tym, podobnie jak w przypadku Sądu Lustracyjnego, chodzi o coś więcej niż rejestrowanie prawdy. Świadczy o tym skala przeznaczonych na jego działanie środków. Instytut otrzymuje ogromne pieniądze, liczne reprezentacyjne budynki i pomieszczenia. Prezes IPN, prof. Kieres, ogłosił nie tak dawno, że Instytut zatrudni najpierw 800, a potem nawet 1500 wykwalifikowanych pracowników, głównie archiwistów. Można się, oczywiście, cieszyć, że tym samym zmniejszy się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Koźniewski całą gębą

Autor “Przekornych” nie zawsze fatyguje się dopracowaniem swoich artykułów; tutaj wykazał się właściwą sobie sztuką narracji, anegdoty Tak się złożyło, że tuż przed lekturą “Przekornych” czytałem Zygmunta Herza “Listy do Czesława Miłosza”. Z tym się spóźniłem, bo paryski Instytut Literacki wydał “Listy” jeszcze w 1992 r. Moja strata, a dlaczego o tym piszę? Otóż dla mnie, człowieka znającego czas Bieruta, Gomułki, a po części i Gierka, już tylko z lektur, albo z zasłyszenia, najciekawszy w “Listach” jest problem, który wyraźnie Herzowi doskwierał, intrygował go i bolał, mianowicie – “dwufazowość” naszych literackich wielkości, zajadłość, z którą ten czy ów luminarz najpierw walczył o socjalizm, stawiał kapliczki egzekutorom stalinizmu, płaszczył się przed systemem, żeby później – gdy totalizm zelżał – przeskoczyć do opozycji. Sprawy wstydliwie przemilczane, skrywane zwłaszcza przed młodzieżą (wiem coś o tym), już dzisiaj przysłonięte kurzem niepamięci… No cóż, nie są to wygodne karty w życiorysach. Bohaterów mojej kolejnej lektury można lubić czy nie znosić, ale jak to się mówi – wolty ideologicznej akurat im zarzucić nie sposób. Może poza jednym (najmniej zresztą ciekawym intelektualnie) Tyrmandem, odznaczali się dużą w poglądzie na świat jednoznacznością. Przekorni… Dlaczego akurat tych dziewięciu? Co ma wspólnego Boy z Kisielem, Stachniuk z Urbanem, Pruszyński z Kałużyńskim?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Prawda też ma granice

Jestem przeciwny wyciąganiu na siłę zwierzeń od ludzi pokazywanych w dokumencie Rozmowa z Pawłem Łozińskim – Rozumiem, że występując w waszym piśmie, nie staję się automatycznie zwolennikiem Aleksandra Kwaśniewskiego? – Nie. Ale chcę porozmawiać o kinie dokumentalnym, nie o polityce. Dokument często jest traktowany jako gorszy gatunek niż fabuła: ma mniejszą widownię, przynosi mniejszą popularność i pieniądze. Nierzadko reżyserzy traktują go jako boczną furtkę do fabuły. Jednak ostatnio stał się popularny, wzbudza dyskusje, polemiki. Coś się dzieje. – Nie zauważyłem tego. – Telewizyjna Jedynka wprowadziła do ramówki stały program dokumentalny, który zyskał dużą popularność. – Bo jest pokazywany w bardzo dobrym czasie. A także dlatego, że ludziom często serwuje łatwe, lekkostrawne rzeczy, harlequiny dokumentalne. Uważam, że produkcja dokumentalna idzie w niedobrą stronę. Robi się filmy pod najniższe gusta publiczności. Telewizja wychodzi z założenia, że tzw. oglądalność jest najważniejsza. I trudno się temu dziwić. Gorzej, że wyciąga się z tego wnioski, że im więcej ludzi coś zobaczy, tym jest to lepsze. Często jest dokładnie odwrotnie. Telewizja publiczna zaczęła się ścigać z prywatną na oglądalność, na serwowanie widzom dokumentalnych “atrakcji”, często w złym guście. Nigdy tego wyścigu nie wygra, powinna

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Nie smuć się, Janku

Krytycy rzadko chadzają parami i dość rzadko przyjaźnią się ze sobą. Trzymają się raczej z poetami, z malarzami, od biedy – z prozaikami. Z kolegami po fachu – raczej nigdy i dużo by o tym mówić. Toteż i ja nie znam za dobrze Jana Pieszczachowicza, “a on mnie, tym bardziej że on z Krakowa, a ja z Warszawy, co jest przecież więcej niż z Tokio do Buenos Aires”. Kto jest Pieszczachowicz, wiadomo dobrze – założyciel sławnego Studenta “Ojciec Duchowy Nowej Fali”, czyli po prawdzie wróg mojej rodzimej formacji – “Współczesności”. Ale wszystkie nasze niegdysiejsze spory dawno wiatry śniegiem i kurzem przysypały, on żebrak, ja żebrak, o co tu wojować? Otóż Janek zebrał w grubym tomie swoje najcelniejsze szkice i zatytułował “Smutek międzyepoki, szkice o literaturze i kulturze”, i pewnie się spodziewa, że czytelnicy ustawią się do jego książki w długiej kolejce. Nie byłoby to, nawiasem mówiąc, od rzeczy, bo książka jest wielostronnie ciekawa, traktuje o wielu sprawach i nosi znamię jakiejś szczególnej rzetelności. Pieszczachowicz nie pozwala sobie na jałowe połajanki, co najwyżej – cytuje i to najzupełniej wystarczy. Książka nie jest ani lewicowa, ani prawicowa, nie ma w niej za grosz fanatyzmu i jakiegokolwiek fundamentalizmu. Ale już bardziej szczegółowy opis nastręcza niejakie problemy – te przez pół tysiąca stron zostały zapisane,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Statyści – żywa scenografia

Pan Marek grywa żandarmów i ubeków, pan Robert eleganckich profesorów, a uczennica Ania panie lekkich obyczajów Na ogół trafiają na plan filmowy przypadkiem – przez znajomych, z ogłoszenia. Niektórzy traktują statystowanie jako dodatkowy zarobek, krótkotrwałą przygodę. Dla innych jest to stała i jedyna praca. Agencje dzielą ich na grupy według urody, wzrostu, tuszy, wieku, a także, dodatkowo, według cech szczególnych. Poszukiwane są zwłaszcza typy oryginalne, np. gruby z pękatym brzuchem, mała z wytrzeszczonymi oczami, chudy “zasuszony”, młody o tępym wyrazie twarzy itd. Katalogi ujmują także ich sprawności, np. umiejętność jazdy konnej, tańca, śpiewu itd. Wielu z nich, ze względu na wygląd, latami pokazuje się w podobnych scenach. Statystujący od 11 lat pan Marek zawsze występuje w roli żandarmów, esesmanów, ubeków itd. Jego znajomy, pan Robert, trafia na każdy plan, gdzie trzeba przesunąć się w tle przyjęcia dyplomatycznego, uroczystości państwowej czy wziąć udział w eleganckim raucie. Chociaż ma tylko podstawowe wykształcenie, jego dostojny wygląd i inteligentny wyraz twarzy sprawiają, że jest wybierany na królów, prezydentów, profesorów, ale także lokajów w arystokratycznych domach. Za to jego córka Anna, uczennica szkoły gastronomicznej, grywa zazwyczaj prostytutki i striptizerki, zaś jej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wyrwać, ile się da

Bój o PZU podzielił AWS-owską ekipę. Wiadomo, kto walczy. Trudniej ustalić, jakie konkretnie łupy przypadną zwycięzcom Dwa wrogie obozy to, z jednej strony, minister skarbu, Andrzej Chronowski, który wspiera prezesa PZU Życie, Grzegorza Wieczerzaka (obaj należą do SKL) oraz jego przyjaciela, Władysława Jamrożego (byłego prezesa PZU Życie i PZU SA, obecnego szefa Totalizatora). Ten ostatni, dziś w drużynie AWS, wcześniej występował jako człowiek PSL (pomagał mu marszałek Józef Zych). Po ich stronie jest też minister spraw wewnętrznych, Marek Biernacki oraz pos. Zygmunt Berdychowski z sejmowej Komisji Skarbu. Obóz drugi to prezes PZU SA, Jerzy Zdrzałka, popierany przez Eureko – udziałowca zagranicznego PZU SA. Ze Zdrzałką sympatyzują niektórzy członkowie Porozumienia Centrum z sen. Adamem Glapińskim. Eureko i Zdrzałka są wspierani dyskretnie przez Mariana Krzaklewskiego (mimo że oficjalnie oświadczył on, że akceptuje poczynania min. Chronowskiego). Granice między wrażymi obozami są nieco zatarte. Wszyscy to AWS, ale zdarzało im się przechodzić z jednych szeregów do drugich. Dziś Grzegorz Wieczerzak, szef PZU Życie, razem z min. Chronowskim zarzuca Eureko, że nie chce inwestować w rozwój PZU. Wcześniej jednak popierał sprzedaż PZU temuż Eureko, bo Eureko

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

”Heweliusz” zatonął w morzu kłamstwa

Winą za katastrofę “Jana Heweliusza” i opóźnienie akcji ratunkowej obciążono tylko załogę promu. Dowody wskazujące, że winnych było więcej, starano się ukryć Pierwsze wiadomości o każdej katastrofie są mieszaniną prawdy i nieprawdy. Ta druga początkowo pełni ważną rolę, bo rodzinom ofiar zostawia odrobinę nadziei i ułatwia przyjęcie najgorszego. Ale potem nieprawda staje się zbędna. Starannie bada się przyczyny tragicznego zdarzenia. Na koniec wyciąga się wnioski i wprowadza je w życie, żeby podobna katastrofa nie powtórzyła się nigdy więcej. W przypadku promu “Jan Heweliusz” sprawy potoczyły się inaczej. Uznano, że nieprawda jest bezcenna i nie można z niej zrezygnować. Rzekomo tylko od niej zależał los przedsiębiorstw, autorytet instytucji i coś jeszcze, co na korytarzach izb morskich nazywano “racją stanu”. Nagrania i świadkowie Podczas badania wypadków lotniczych najbardziej cenionymi źródłami informacji są naoczni świadkowie oraz zapisy rejestratorów. Na morzu trudno o dowody podobnej wartości. Statki nie są wyposażone w “czarne skrzynki” i zwykle toną w samotności. Jednak w przypadku “Heweliusza” istniały dowody tej właśnie rangi. Prom zatonął na ruchliwym skrzyżowaniu szlaków morskich, wokół którego jest kilka radiostacji brzegowych: Rügen Radio i Arkona Radio na Rugii oraz Rřnne Radio na Bornholmie. Nieco dalej znajdują się anteny zdalnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kościół

Jubileusz na miarę Wojtyły

W Roku Świętym Rzym odwiedziły 32 miliony pielgrzymów 150 pielgrzymów i turystów na minutę przechodziło od 24 grudnia 1999 r. do 6 stycznia 2001 r. przez Święte Wrota bazyliki św. Piotra, uzyskując specjalne jubileuszowe błogosławieństwo. Ostatni przeszli w dzień Trzech Króli rano. Tego dnia papież ukląkł z trudem przed Świętymi Drzwiami i modlił się przez dłuższą chwilę, aby podziękować Wszechmogącemu za sukces Wielkiego Jubileuszu. I za to, że spełniły się słowa kardynała Stefana Wyszyńskiego, który powiedział mu przed śmiercią: “Ty wprowadzisz Kościół w Trzecie Tysiąclecie”. Uroczystość pokazały wszystkie telewizje świata. Była prosta i skromna. Gdy chór śpiewał pieśń liturgiczną, napisaną na tę okoliczność, papież pchnął lekko skrzydła Świętych Wrót, które powoli, jakby same, się zamknęły. Za 25 lat, z okazji kolejnego Roku Świętego, otworzy je któryś z jego następców. Nikt dziś nie jest w stanie przewidzieć, czy za ćwierć wieku kościoły będą zapełniały się w niedzielę wierzącymi, czy też, jak to się już dzieje w niektórych krajach na zachodzie Europy, będą zamieniane na sale koncertowe. Jak przewiduje ogłoszony ostatnio raport ONZ w sprawie starzenia się społeczeństw europejskich i wzrostu imigracji zarobkowej, liczebność rdzennej ludności w takim kraju, jak np. Włochy, zmniejszy się w ciągu najbliższych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Lotniskowiec czy miejsce współpracy

Styczeń to w ostatnich latach pechowy miesiąc dla stosunków polsko-rosyjskich. Rok temu wybuchła w tym czasie tzw. afera rosyjskich szpiegów, a polski rząd w niepotrzebnie demonstracyjny sposób wydalił z naszego kraju grupę pracowników Ambasady Rosji w Warszawie. Teraz emocje prasowe wzbudził amerykański dziennik “Washington Times”, który napisał, że władze w Moskwie rozmieściły w enklawie Kaliningradu taktyczną broń nuklearną. Mówi się o zagrożeniu polskiego bezpieczeństwa i ukazaniu przez Kreml imperialnych ambicji. Na szczęście, tym razem przynajmniej część polityków obozu rządowego zachowuje się dość umiarkowanie. Ministrowie Władysław Bartoszewski i Bronisław Komorowski uspokajali dziennikarzy, że żadnego bezpośredniego zagrożenia dla Polski nie ma – jeśli założyć, że wskazana przez “Washington Times” broń rzeczywiście została w okolice Kaliningradu przemieszczona (czemu strona rosyjska zaprzeczała). Wyłamał się z tego tonu (mający sto innych gaf na sumieniu) rzecznik rządu, Krzysztof Luft, który publicznie zażądał wysłania na rosyjskie terytorium “specjalnej międzynarodowej komisji”. Można by westchnąć w tym miejscu: tak mały Kazio wyobraża sobie uprawianie polityki wobec, było nie było, mocarstwa. Ciekawe, jak by taka komisja tam wjechała? I oglądania czego zażądałaby (pewnie w ultymatywnym tonie) od władz enklawy? Zostawmy zresztą rzecznika rządu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Bliski Wschód w rękach jastrzębi

Intifada pogrążyła Ehuda Baraka. Teraz Palestyńczycy staną naprzeciwko znienawidzonego Ariela Szarona Bliski Wschód przypomina scenerię tragedii antycznej. Wypowiedziane przed laty słowa Icchaka Rabina powracają w ostatnich tygodniach do języka relacji z Zachodniego Brzegu Jordanu, ze Strefy Gazy i Izraela. Nie ma dnia, by agencje prasowe nie informowały o nowych ofiarach drugiej palestyńskiej intifady, która eksplodowała we wrześniu ubiegłego roku. W miniony piątek bilans zabitych wyniósł 360 osób, w tym 304 Palestyńczyków. “Biblijna zasada: oko za oko, ząb za ząb króluje na palestyńskich terenach”, powiedział komentator radia Izrael. W niedzielę rano, 1 stycznia, zostali zabici syn i synowa założyciela antyarabskiego ruchu Kach, rabina Meira Kahane, w pobliżu osiedla żydowskiego Ofra na Zachodnim Brzegu Jordanu. Ich samochód ostrzelano, gdy przejeżdżał przez palestyńską wieś Ein Jabroud. Pasażerowie zostali uwięzieni w aucie, które przewróciło się i wpadło do wąwozu. Troje dzieci Binyamina Zeeva Kahane i jego żony, Talii, zostało rannych, w tym dwoje ciężko. Dzień później na terenach kontrolowanych przez Autonomię Palestyńską komandosi izraelscy wykonali egzekucję na dwóch agentach służby bezpieczeństwa Jasera Arafata, podejrzewanych o udział w zamachu na osadników żydowskich. We wtorek w Strefie Gazy nieznany snajper ranił dwóch izraelskich żołnierzy.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.