37/2002

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Kontrowersyjny pomnik hrabiego

O von Redenie było cicho. Dopóki w Chorzowie nie zapadła decyzja o budowie jego pomnika Pomnik Friedriecha Wilhelma von Redena już raz stanął w Chorzowie – w 1853 r. Zniszczono go w 1939 r. Do dziś nie wiadomo, czy dokonali tego Polacy, czy też Niemcy. Władze III Rzeszy zdecydowały, że zostanie odbudowany, a jego odsłonięcie nastąpiło w 1940 r. Niestety, po wkroczeniu do Chorzowa Armii Czerwonej monument ponownie zburzono. W 1999 r. Stowarzyszenie Miłośników Chorzowa im. Ligonia wystosowało do rady miejskiej list, w którym zaproponowało odbudowę dawnych pamiątek, w tym pomnika hrabiego Redena jako wybitnej postaci w historii miasta. List rozesłano do wszystkich działających w Chorzowie organizacji społecznych. Nikt wówczas się nie sprzeciwił. Władze miasta zdecydowały, że pomnik zostanie zbudowany niedaleko urzędu miasta, na placu Hutników. Bardzo szybko zaczęły się protesty. Związek Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych oraz Związek Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego wysłały do stowarzyszenia list protestacyjny. Sympatycy kombatantów stwierdzili, że hrabia wspierał pruski militaryzm i prowadził eksploatację Śląska. Przewodniczący związku, Ryszard Przeździnk, uznał Redena za symbol Królestwa Pruskiego, a budowę jego pomnika za prowokację. Napisał do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny rady, nazwał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Czego nie może supermocarstwo

Świat jest już tak bardzo podzielony, a poziom nieufności tak wielki, że nawet USA mimo wszelkich atrybutów supermocarstwa nie mogą działać na własną rękę. George Bush nie podjął decyzji o ataku na Irak. Nie przedstawił też na forum ONZ dowodów na to, że Saddam Husajn wspiera terrorystów Al Kaidy i że dysponuje bronią biologiczną, chemiczną, a może nawet atomową. Amerykanie wybrali drogę twardego ultimatum wobec Iraku i rezolucji ONZ szukającej dyplomatycznego rozwiązania konfliktu. Uwzględnili tym samym opinie wielu autorytetów i nastroje panujące w wielu państwach. Symptomatyczna dla tej części opinii publicznej jest reakcja Nelsona Mandeli, byłego prezydenta RPA, który zarzucił Amerykanom hipokryzję i nierówne traktowanie państw. Bo z jednej strony, oskarżają oni Irak o prowadzenie prac nad stworzeniem broni masowego rażenia, a z drugiej, w ogóle nie mówią o Izraelu, który taką broń ma. Legendarny Mandela sam jest dobrym przykładem na to, jak zmienne jest pojęcie terrorysty. Był wyjętym spod prawa terrorystą i wrogiem publicznym skazanym na dziesięciolecia więzienia, później zaś prezydentem państwa i laureatem pokojowej Nagrody Nobla. Po lekturze naszej prasy odnoszę wrażenie, że zbyt lekko przechodzimy do porządku dziennego nad opiniami tego typu. Że ta część świata, która dąży do wojny,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Ile benzyny w benzynie?

ORLEN stawia na jakość Podstawowym zadaniem Polskiego Koncernu Naftowego ORLEN SA jest spełnienie potrzeb i oczekiwań klientów dotyczących jakości produktów, a celem – produkcja i sprzedaż towarów o gwarantowanej i coraz wyższej jakości – precyzuje przyjęta przez koncern „Polityka Jakościowa”. PKN ORLEN stawia przede wszystkim na jakość produktów i obsługi swoich klientów. Od 1994 r. koncern posiada przyznany przez Bureau Veritas Quality International certyfikat Systemu Zapewnienia Jakości zgodny z wymaganiami normy ISO 9002. Procedury kontroli jakości stosowane przez ORLEN obejmują wszystkie etapy produkcji i dystrybucji, ze szczególnym uwzględnieniem sprzedaży detalicznej i hurtowej. Są gwarancją, że klient otrzymuje paliwa o dobrym europejskim standardzie. Paliwa te nie tylko spełniają aktualnie obowiązujące w Polsce wymagania normatywne, ale w wielu parametrach wyraźnie je wyprzedzają. Dzięki etapowemu systemowi kontroli zarówno płocki producent, jak i klienci nabywający benzynę czy olej napędowy mają pewność, że paliwa spełniają rygorystyczne normy jakościowe, a przede wszystkim gwarantują bezawaryjną pracę silnika. Inwestycje i badania Na inwestycje i modernizacje części rafineryjnej koncern przeznaczył w ostatnich latach ponad 2 mld dol., czyli ponad 8 mld zł. Obecnie – w opinii niezależnych analityków i ekspertów – płocka rafineria należy do 10 najnowocześniejszych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Szok w prajmtajmie

TELEDELIRKA W telewizji publicznej oraz prywatnej trwa walka o oglądalność, czyli szał ciał, zasiadających w rozmaitych radach programowych, oraz burza mózgów w szklance wody, poprzedzająca nową, mającą widza rozerwać ramówkę. Tak jakby nieszczęsny widz nie był już dostatecznie rozerwany. Cała akcja przypomina walkę na śmierć i życie pomiędzy Urodzonymi Mordercami a Wielkim Bratem w różnych wcieleniach. Bez względu na to, kto zwycięży, królem i tak zostanie tok i szoł; szczęściem leci z nami pilot. Przy jego pomocy będziemy mogli powiedzieć: pa-szoł won! Cały, mówiąc piękną polszczyzną, prajmtajm jest zajęty przez seriale, reklamę, programy policyjne oraz rozrywkę przez wielkie rozrywające ER. Po niektórych programach rozrywkowych trzeba wezwać Erkę. Oczywiście, są także dzienniki, ale one bywają na ogół wypadkową wypadków, plus prognoza pogody, przy której ludzie mogą odetchnąć, jeśli akurat nie ma powodzi, nie palą się lasy albo nie zakrywa nieba ciemna chmura dymów, co się prawie nie zdarza. Ostatnio królem newsów jest Bush. Kiedy zobaczyłam go w krótkiej wojskowej kurtce pilota, wiedziałam, że będzie źle. Kompleks ojca zawisł w powietrzu. Stary Bush, zasłużony podczas wojny pilot, prowadził wojnę z Irakiem, więc syn musi teraz pokazać, że on też jest do tego zdolny. Kompleks

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Blog

Cud na Kahlenbergu

Z gadziej perspektywy Było to roku 2002, ósmego września, w sam dzień świętego Radosława, a tak pamiętam, jakby się to działo onegdaj. Słuchaliśmy mszy świętej w kościele na wiedeńskim Kahlenbergu, kościele księdza dobrodzieja rektora Jerzego Smolińskiego. Kościół był jak nabity szlachtą, którym mnóstwo panów przewodziło. Siedzieli w ławach marszałek Senatu, profesor Pastusiak, Longinem ze swej postury zwany, bojownik wielki o sprawy Polonii na wszechświecie, i pani ambasador doktor Teresa Lipowicz, niewiasta na rakuską ziemię rzucona, by ani skrawka sukna Rzeczypospolitej tam oderwać nie dała, i pan oficer ochrony, i wielu, tak wielu mężów i niewiast też znakomitych, że skóry wołowej by nie starczyło – tyluż, że i na sejmach więcej nie widziałem. My siedzieli w ławkach, a oni stali, bo ścisk był okrutny. Ludzie patrzyli, śpiewali wtór i niektórzy panowie też, a ksiądz Józef biskup doktor Zawitkowski, z dalekiego Łowicza, przemówił i mówił ku chwale Ojczyzny naszej, ku Unii, o polskim ciężarze na tym wyboistym gościńcu. I kiedy już godni Ciało Pańskie przyjęli, niegodni po trzykroć i siedmiokroć błogosławieni biskupem byli, wyszliśmy procesją pod księdza rektora przewodem na plac kahlenberski szlachtą i panami nabity niczym czernią w żydowskiej karczmie. I wszyscy do nóżek padliśmy pani Zofii Beklel, w miasteczku Wiedniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Klnie jak Polak?

„Jest wiele metod wyładowania emocji, ale nie zawsze są dostępne. A k… jest pod ręką”, mówią obrońcy popularnego słowa na „k” Aż dziw bierze, że pikantnej stylistyki nie zalecają terapeuci. Dla młodszych jest jak waleriana. Choć starszych jeszcze rani. „Tak się mówi. To norma czasów dzisiejszych. A norm, tak jak praw fizyki, nie ocenia się estetycznie”, pisze Benek. „A czy jesteś za tym, że można sikać na ulicy i puszczać bąki przy stole, skoro nie ma przeciw temu paragrafu?”, atakuje „Konserwatysta”. Dyskusja, która rozgorzała wokół artykułu „Klnie jak Polak” („Przegląd” nr 35) przypomina odwieczny pojedynek żywiołowej natury z „upupianą” przez konwenans kulturą. Lek na całe zło Tak można podsumować stanowisko większości obrońców siarczystego k… „Kto nie klnie, być może w ogóle się nie denerwuje albo emocje wyładowuje w inny sposób: siłownia, biegi, seks… Jest wiele metod, ale nie zawsze są dostępne, a k… jest pod ręką”, tłumaczą. „Niespuszczenie negatywnych emocji w ŻADEN sposób szkodzi. Kiedyś taki zawór bezpieczeństwa może nie wytrzymać”, ostrzegają. Klną po prostu sfrustrowani, a każdy ma prawo do wściekłości, zwłaszcza w Polsce, gdzie w większości jest źle. „Jaki kraj – takie słownictwo. Dla mnie to jedyna forma protestu”; „Chyba lepiej powiedzieć k… niż kogoś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Zdyszana Alicja

Wieczory z Patarafką Za najbardziej znaczący sygnał odmiany czasów uważam przewidywaną likwidację telegramów. Niewidzialna ręka rynku pospołu z nieprzewidywalną drugą ręką technologii odrzucają oto zgodnie jedno z najwcześniejszych i najważniejszych udogodnień i sukcesów cywilizacji. Telegraf był przecież wcześniejszy niż telefon, niż radio, nie mówiąc już o telewizji. Zawiadamiał nas o śmierci bliskich, zapowiadał wizyty, ale także wojny, klęski żywiołowe czy krachy na giełdzie. A oto w obliczu nowych technologii odchodzi do historii. Prawdopodobnie jest to zapowiedzią stopniowej likwidacji poczty jako instytucji społecznej. A to w istocie oznacza rewolucję w całym naszym sposobie bycia, której skutków nie da się jeszcze przewidzieć, ale muszą być ogromne. Oczywiście, nieraz się zdarzało, że dobre musiało ustąpić przed lepszym. Koń jako środek komunikacji ustąpił przed traktorem, rowerem, pociągiem, samochodem i motocyklem. Samolot zastąpił żeglugę pasażerską. Ale i koń, i statek przetrwały jako środki rekreacji, co prawda, już na znikomą skalę. Dożywa swoich dni telefon stacjonarny, szybciej niż można by przewidywać. To już tylko kwestia czasu i ekonomii: nie ma sensu utrzymywanie dwóch konkurencyjnych sieci łączności i komórka wypchnie zwyczajnie z rynku i użycia łączność stacjonarną. Jeszcze tylko zostanie wyposażona w cechy pozwalające lokalizować ją w przestrzeni, co pozwoli jej ratować nas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Ani jastrząb, ani gołąbek

Nie domagam się bezmyślnej surowości i wsadzania do kryminału za drobiazgi Rozmowa z Grzegorzem Kurczukiem, ministrem sprawiedliwości – W Sądzie Okręgowym Warszawa Śródmieście zaginęły akta 287 spraw. Odwołał pan z funkcji dwóch prezesów tego sądu. Komentując tę, decyzję mówił pan, że to dopiero początek i że jest jeszcze parę podobnego typu spraw. Czy mógłby pan wyjaśnić, o co chodzi? – Podobne sytuacje – zaginięcia akt, sprawy leżące latami na półce aż do czasu przedawnienia – mogą występować również i w innych sądach. Są tego przykłady, chociażby „sprawa zamojska” z początku lat 90., kiedy lubelska prasa rozpisywała się o handlu dziećmi. Utknęła w sądzie i już wkrótce upłynie dziesięcioletni okres przedawnienia. Wątpię, czy uda się ją prawomocnie osądzić do tego czasu. – Ile jest podobnych przypadków? – Wolałbym, żeby nie było żadnego. Ale kazałem problem zbadać; szkoda, że nikt przede mną tego nie uczynił. – Te przedawnienia i zaginięcia akt to efekt bałaganu, braków kadrowych, zbyt dużej ilości spraw czy też czegoś innego? – Składa się na to kilka czynników. To efekt tego, co się stało w latach 90. z polskim sądownictwem i wymiarem sprawiedliwości. Wtedy sądy obciążano kolejnymi obowiązkami, aż wreszcie wszystko się zablokowało.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pojazd dla piechura

Austriacki Pandur sprawdził się w Kuwejcie i Afganistanie. Teraz startuje w przetargu na kołowy transporter opancerzony dla polskiej armii Opinia publiczna jest informowana o konieczności zakupu samolotu wielozadaniowego. Tymczasem nowoczesne armie potrzebują nowoczesnego wyposażenia także w wielu innych dziedzinach. Choćby piechota bez nowoczesnego transportera staje się żółwiem. KTO, czyli kołowy transporter opancerzony, to jakby czołg na kółkach. Ma pancerz i potrafi strzelać, ale nie to jest jego największą zaletą. Przede wszystkim jest znacznie szybszy od czołgu i może przewieźć nawet 13 żołnierzy, transportując ich w najbardziej zagrożone miejsce bitwy. Na X Międzynarodowym Salonie Przemysłu Obronnego w Kielcach wystawcy pokazali kilka transporterów, szykując się do zwycięstwa w ogłoszonym przez MON przetargu. A jest o co walczyć. Wartość przetargu to miliard dolarów! Austriacka firma Steyr-Daimler-Puch zaprezentowała swoje najnowsze dziecko – Pandur II. Transportery kołowe nie są najnowszym wynalazkiem. Już na początku ubiegłego wieku zaprojektowano i wykonano pierwszy na świecie pojazd opancerzony z napędem na wszystkie koła. Zbudowano go w zakładach Auto-Daimler dla armii CK Austro-Węgier. Dziś – po połączeniu w latach 30. ubiegłego wieku trzech fabryk – firma ta nosi nazwę Steyr-Daimler-Puch. Za dwa lata zapewne tu odbędzie się uroczystość stulecia narodzin pierwszego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Golf w Pekinie…

Jakie dyscypliny znikną z programu olimpiad, czyli igrzyska dla pięknych i bogatych Działacze skupieni wokół ruchu olimpijskiego to niezwykle hermetyczne, systematycznie powiększające swoje wpływy grono. Co prawda, już dość dawno przestano je postrzegać jako znajdującą się poza wszelkim podejrzeniem żonę cezara, co jednak wcale nie oznacza, by nie brano pod uwagę, co ci ludzie proponują, postanawiają bądź czynią. Ich wszelkie decyzje bywają wszechstronnie i długo komentowane. Zyskują zarówno licznych zwolenników, jak i przeciwników. Podobnie dzieje się teraz, kiedy swoje propozycje ogłosiła Komisja Programu Olimpijskiego Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, obradująca niedawno w Lozannie pod przewodnictwem Włocha Franca Carrara. Zarekomendowała ona włączenie golfa i rugby siedmioosobowego do programu igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 r. Jednocześnie pojawiło się zastrzeżenie, że wprowadzenie tych sportów do igrzysk będzie możliwe tylko pod warunkiem zapewnienia w nich udziału czołowych zawodników. Ba, znacznie łatwiej postawić warunki, o wiele trudniej coś zrealizować… Propozycja zostanie ostatecznie rozpatrzona przez Kongres MKOl, który odbędzie się w listopadzie w Meksyku, gdyż tylko on ma prawo podejmowania wiążących postanowień w sprawie zmian programu igrzysk. Kongres ma także debatować nad ewentualnym zaaprobowaniem chińskiej propozycji wprowadzenia do programu igrzysk w Pekinie narodowej sztuki walki wushu. Włodarze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.