04/2003

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Śmierć pod szpitalem

Pacjent z zawałem zmarł w karetce, bo dziewięć szpitali odmówiło jego przyjęcia W niedzielę rano 78-letni Czesław Mateusiak z Częstochowy z niecierpliwością czekał na obiad u wnuczki Agnieszki, gdzie miał się spotkać z dawno niewidzianą rodziną, która akurat zjechała z wizytą. Po dwóch udarach starszy pan miał trudności z chodzeniem. Agnieszka Nykiel podjechała więc po dziadka ze swoim mężem. Pan Czesław niechętnie przyjmował pomoc, sam powoli pokonywał kolejne stopnie schodów. Nagle upadł. – Myślałam, że się potknął, ale on stracił przytomność – opowiada Agnieszka. – Pobiegłam zadzwonić po pogotowie, a w tym czasie sąsiad wyszedł na korytarz i próbował go reanimować. Pogotowie przyjechało po kilkunastu minutach. Chory był nadal nieprzytomny, ale oddychał. Prawie 40 minut trwała reanimacja na klatce schodowej. W tym czasie zaczęto poszukiwania wolnego miejsca w szpitalach. Załoga karetki poinformowała rodzinę, że jedzie do szpitala im. Rydygiera na Zawodziu. – Zrobiliśmy błąd, że nie pojechaliśmy za karetką, tylko postanowiliśmy wrócić do rodziny, powiedzieć, co się stało – mówi teraz mąż Agnieszki Nykiel. Po dwóch godzinach wnuczka chorego z ciocią i bratową zjawiły się w szpitalu. – Nikt nie potrafił nam udzielić żadnej informacji. Twierdzili, że nie przyjmowali takiego pacjenta i kazali nam porozumieć się z pogotowiem.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Ideologia narodowa powstania styczniowego (2)

Cechował ją patriotyzm intensywnie emocjonalny, odrzucający z romantyczną pogardą racjonalne kalkulacje polityczne, rozmiłowany w symbolicznych gestach Niezmiernie ważnym aspektem ideologii narodowej powstania styczniowego była koncepcja narodowego obszaru. Zgodnie z tradycją podtrzymywaną przez Wielką Emigrację za polityczny aksjomat uważano granice przedrozbiorowe – przynajmniej na wschodzie. W odróżnieniu od wielkich romantyków rzadko jednak uzasadniano ten postulat rozważaniami historiozoficznymi, określającymi naród przez pojęcie ogólnoludzkiej misji, najczęściej stano po prostu na gruncie historycznego legitymizmu. Stanowisko to wyraziście sformułował przywódca „czerwonych”, Bronisław Szwarce, uznany przez Piłsudskiego za doskonały przykład „stylu ówczesnego czasu”. W tekście autobiograficznym przedstawił on swe poglądy w sposób następujący: „Piszący te wspomnienia należał od samego początku do tej garstki, można powiedzieć, ultrakonserwatywnej, dla której wszystko, co się stało od rozbioru, a nawet od Sasów, było nielegalnym, dla której cały obszar Rzeczypospolitej był wyłączną własnością ludów polskich i którzy zaznaczali tę konserwatywność na każdym kroku ubiorem, wieczną protestacją, wiecznym odwoływaniem się do republikańskiej przeszłości. Dla nas nawet Konstytucja 3 maja, hasło ówczesnych czartoryszczyków, było reakcyjne, bo odstąpiło od Konstytucji XVI wieku i od zasad unii lubelskiej”. Gen. Ludwik Mierosławski, uważany początkowo za naturalnego przywódcę powstania, skłonny był uważać wypędzenie Rosjan z Litwy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Kadra pod rządami Janosika

Sentymenty się dla mnie nie liczą. Znajdę zawodników, którym zależy na grze w reprezentacji – Czy Paweł Janas zdaje sobie sprawę, że był najbardziej oczekiwanym przez kibiców prezentem gwiazdkowym? – Zdaję sobie sprawę, chociaż w tej chwili jestem już tym wszystkim zmęczony. A co gorsza, prawie w ogóle nie pracuję, tylko chodzę i rozmawiam. Wywiady, telewizja, nie mam czasu na pracę. Chciałbym, żeby wszystko się uspokoiło i żebym wreszcie mógł zająć się zespołem. – Skąd u nowego selekcjonera zainteresowanie myślistwem? – W czasie pobytu we Francji często byłem zapraszany na polowania. Polubiłem to. Co nie oznacza, że za każdym razem muszę coś ustrzelić. Wystarczy, że pochodzę po lesie, najlepiej z psem. W ten sposób odpoczywam. Chciałbym jednak skończyć już te opowiadania o polowaniach, o które ciągle pytają mnie dziennikarze. Boję się bowiem, że za chwilę ludzie powiedzą, że zabijam zwierzątka zamiast zajmować się reprezentacją. – Kończąc ten wątek – prezes Listkiewicz obiecał, że po wygranych eliminacjach podaruje panu świetną strzelbę. Jest więc o co walczyć… – Nie słyszałem o tym, jednak jeśli to prawda, prezes musiałby się wykosztować. Taka broń do tanich nie należy, a ja mam w swojej kolekcji naprawdę dobre strzelby. – Nowy trener reprezentacji musi wierzyć w lepsze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Gospodarka potrzebuje liderów

Kto zdobędzie Nagrodę Prezydenta RP? Za kilka miesięcy prezydent RP po raz szósty wręczy swoją Nagrodę Gospodarczą. Aleksander Kwaśniewski ustanowił ją w 1998 r., by wyróżniać wszystkich, którzy przyczyniają się do rozwoju polskiej gospodarki i podnoszą jej konkurencyjność. Bo sukces ekonomiczny naszego kraju i standard życia społeczeństwa jest sumą działań wielu podmiotów gospodarczych. – To wynik ciężkiej pracy wielu ludzi, ich umiejętności podejmowania trudnych decyzji, determinacji i konsekwencji przy realizacji założonych celów – uważa Aleksander Kwaśniewski. Kandydatów nie brakuje W ciągu tych sześciu lat nieraz pojawiały się wątpliwości, czy wystarczy odpowiednich kandydatów do nagrody – gdyż kryteria jej przyznawania są bardzo wyśrubowane. Ocenia się nie tylko wszystkie wskaźniki ekonomiczne, ale i pozycję na rynku, inwestowanie w rozwój, dbałość o środowisko, tworzenie miejsc pracy oraz działalność społeczną. Tymczasem okazuje się, że są raczej kłopoty z nadmiarem. – Nie obniżamy kryteriów. Lista naprawdę dobrych firm, które nawet nie uzyskały nominacji, jest długa – mówi prof. Janina Jóźwiak, przewodnicząca 20-osobowej kapituły oceniającej kandydatów do nagrody. Postępowanie kwalifikacyjne trwa niemal pół roku i składa się z trzech etapów. W pierwszym, trwającym do końca lutego, uprawnione instytucje i organizacje typują swoich kandydatów w poszczególnych kategoriach (przypomnijmy:

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Eminem podbija Hollywood

Najbardziej znienawidzony raper świata pokazał, że potrafi grać w filmie Jego matka mieszka w przyczepie kempingowej, nie radzi sobie z życiem ani z alkoholem. On sam ma ogłupiającą pracę w fabryce samochodów. Kumple są nieuleczalnymi marzycielami, którzy włóczą się po ulicach slamsów Detroit, w okolicach 8 Mile Road, oddzielającej „białe” dzielnice od czarnej biedoty. Jimmy, alias Rabbit, ma jednak talent i ambicje zostania gwiazdą rapu. I zostanie, bo jego historia w filmie „8. mila” to ekranowa wersja losów Eminema, najpopularniejszego i jednocześnie najbardziej znienawidzonego rapera na świecie. Nienawidzą go feministki, homoseksualiści, członkowie najsłynniejszych boysbandów i młode piosenkarki, które obśmiewa i obraża nie tylko w tekstach piosenek. Nienawidzą go także była żona, matka i bliscy współpracownicy. Jego teksty to spełniony koszmar obrońcy moralności – jest w nich wszystko: sadyzm, morderstwo, gwałt, pornografia, homofobia i pochwała narkotyków. Jedyny biały raper, którego w pełni zaakceptowali czarnoskórzy koledzy po fachu, w przeciwieństwie do nich nie bawi się nawet okazjonalnie w moralizatora. „Chyba zjawiłem się na tym świecie, żeby wszystkich wkurzać i zniszczyć twoje czteroletnie dziecko”, śpiewa w jednej z piosenek. A nastolatki go uwielbiają – w ubiegłym roku album „The Eminem Show” był najlepiej sprzedającym się krążkiem, zaś raper zgarnął też kilka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Kanibale w kongijskiej dżungli

Rebelianci mordują i zjadają schwytanych w dżungli Pigmejów „Zakładnicy i jeńcy są zmuszani do zjadania własnych uszu, nosów, palców i innych części ciała. Zwłaszcza Pigmeje padają ofiarą tych niewyobrażalnych okropności”, oskarża Melchisedec Sikulu Paluku, katolicki biskup diecezji Beni-Butembo w Demokratycznej Republice Konga. „Przywódcy rebeliantów zjadają organy płciowe zabitych Pigmejów, wierząc, że zapewni im to moc. Mamy też doniesienia, że schwytani Pigmeje pod groźbą śmierci muszą zjadać ugotowane szczątki swych towarzyszy”, twierdzi Sudi Alimasi z prorządowego ugrupowania RCD-ML. Z Ituri, północno-wschodniej prowincji Demokratycznej Republiki Konga (dawny Zair), napływają mrożące krew w żyłach wieści. Buntownicy z noszących dumne nazwy organizacji Narodowy Front Wyzwolenia Konga (MLC) i Narodowe Zgromadzenie Kongijskie na rzecz Demokracji (RCD-N) nie tylko wznowili walkę z siłami prorządowymi, ale także masakrują rodzimych mieszkańców tropikalnej dżungli – Pigmejów. Od 17 grudnia 2002 r., kiedy liczni przeciwnicy w kongijskiej wojnie domowej podpisali wreszcie układ pokojowy, prawie 180 tys. mieszkańców Ituri musiało uciekać ze swych domów. Także 3 tys. Pigmejów po raz pierwszy w dziejach porzuciło dżunglę, aby uniknąć okrutnej śmierci. Sześcioosobowa misja ONZ wysłana w region Ituri wstępnie potwierdziła te oskarżenia.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Prezesowi brakuje tylko bata

Wyzyskiwane szwaczki w elbląskiej fabryce nie mają nic do gadania Czwartek, 16 stycznia, godzina 18. Przed zakładem odzieżowym Hetman w Elblągu milczący tłum. To już druga w tym miesiącu manifestacja w obronie zwolnionych dyscyplinarnie szwaczek. Z transparentów krzyczą hasła: „Żądamy godnego traktowania! Żądamy wypłacenia zaległych pensji! Żądamy przywrócenia koleżanek do pracy!”. Zdesperowani ludzie przyszli, licząc, że telewizja pokaże ich krzywdę, pomoże i wstrząśnie opinią publiczną. Tymczasem przed kamerami najbardziej zainteresowanym zamknięto usta. Nawet nie mogą sprostować kłamstw swojego pracodawcy, prezesa Jana Przezpolewskiego, bo po prostu go nie słychać, nic nie słychać! Chociaż stoję zaledwie sto metrów od debatujących, trudno mi wyłowić choćby słowo. Całe nagrywane zebranie jest jak niemy film. – Przecież to nieprawda, co mówi – oburzają się szwaczki, komentując wypowiedź prezesa Przezpolewskiego, którą jakimś cudem udało im się wychwycić. – Nie zapłacił nam delegacji do Giżycka, pensji też do dziś nie otrzymałyśmy. W tłumie niezadowolenie narasta. – Telewizja zrobiła cyrk, a my w nim jak małpy na sznurku – dogadują na boku kobiety. – Szefowi w to graj, jak obejrzy tę kasetę, jutro w pracy wszystkie wylądujemy na dywaniku. Dla szwaczek to nie pierwszyzna. Codziennie wzywane są do gabinetu prezesa na porcję

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Pretekst Dänikena

Kiedyś, tak ze 100 lat temu albo niewiele później, zaproszono do Warszawy Ericha von Dänikena i posadzono go (chyba w redakcji „Kultury”) twarzą w twarz z wybitnymi polskimi uczonymi. O tym, co się potem stało, długo plotkowano w Warszawie. Gość został wyśmiany, zlekceważony i obrzucony błotem. Nie byłem uczestnikiem tego spotkania, na szczęście, i nie chcę ani nie muszę pamiętać nazwisk przedstawicieli kultury polskiej, którzy taką gościnnością błysnęli. Zresztą to wszystko było śmieszne, podobnie jak śmieszne jest wytaczanie do dzisiaj armat przeciw szwajcarskiemu autorowi pewnie nie zanadto składnych hipotez. Zastanawia jednak nienawiść, bo to chyba autentyczna nienawiść, uczonych zwalczających Dänikena. Dwie wersje zbiorowego dzieła wydanego u Prószyńskiego, zatytułowanego „Powrót na Ziemię” dowodnie o tym świadczą. Ja też osobiście uważam tezę Dänikena o kosmicznym rodowodzie ziemskich cywilizacji za bardzo naciąganą, ale podziwiam jego pasję eksploratora, upór i talent literacki. Z czego tu drwić? Clarc w „Odysei 2001” twierdzi to samo, a jakoś nikt go nie napada. „Spór o pochodzenie cywilizacji ziemskich”, jak głosi podtytuł książki pod ogólną redakcją Andrzeja Kajetana Wróblewskiego, już raz się ukazał w roku 1980, a po 20 latach ma nie tyle nowe wydanie, ile prawie całkiem nową wersję. Poza zbytecznymi kpinami z Dänikena jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Kalendarz 2003

Dowiedziałem się przed chwilą, że badania przeprowadzone na reprezentatywnej grupie Polaków wykazują, że 93% społeczeństwa nie wierzy, że ma jakikolwiek wpływ na to, co się dzieje w kraju. I patrząc na Komisję Śledcza w tzw. sprawie Rywina, myślę, że do lata liczba podobnie myślących osiągnie równe 100, czyli nawet rząd nie będzie miał do siebie zaufania… Jeżeli osiągniemy te 100%, wtedy nareszcie zbliżymy się do ideału określającego prawdziwego Polaka, zero ufności do kogokolwiek i czegokolwiek. Mało tego, z przykrością muszę powiedzieć, że i ja do tych 93 też należę. Oglądałem kilka dni temu fragmenty kalendarza wydanego przez angielskich rolników, w którym porozbierane, ale dyskretnie schowane za warzywami i owocami farmerki reklamują plony ich pól. Z przyjemnością powiesiłbym taki u siebie w pokoju i od stycznia czekałbym z niecierpliwością na wrzesień podpisany „Kukurydza. Psmaruj mnie masłem”, a jeszcze bardziej na październik i obrazek „Dynia. Cukiereczek czy psikus?”. Niestety, świadomość, że nie mam wpływu na wszystko, co się dzieje w naszym kraju, pozwala domniemywać, że kalendarz wydany przez polskich rolników składałby się wyłącznie z pól obsianych biopaliwami, gdzie na jednaj stronie stałby wicepremier Kalinowski i tam gdzie maj, byłoby napisane „Rzepak, jak PSL chce, to rośnie na każdej glebie”, następny miesiąc obsadzony by był przez szefa klubu, Zbigniewa Kuźmiuka,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd poleca

Karnawał w Rijece

Jednym z najbardziej znanych i największych karnawałów w Europie jest impreza odbywająca się w Rijece i okolicznych miejscowościach chorwackiej riwiery – ogromny spektakl na świeżym powietrzu organizowany w Chorwacji. 100 tys. gości ma możliwość obejrzenia występów i parad ponad 5 tys. artystów oraz przebierańców w średniowiecznych strojach i maskach. Karnawał zaczyna się przekazania kluczy do bram miasta przez burmistrza Rijeki mistrzowi ceremonii. Kulminacja szaleństwa następuje tuż przed ostatkami. Ostatnia, największa parada w tym roku, będzie miała miejsce 10 lutego w Rijece. Jak co roku charakterystycznym elementem marszów karnawałowych są dzwonnicy z rejonu Kastavstiny. Ci z zachodu nakładają wielkie kapelusze z czerwonymi papierowymi różami, inni oplatają głowy wstążkami. Wszyscy niosą dzwony, którymi starają się potrząsać jak najgłośniej, aby zwrócić na siebie uwagę i odróżnić się od pozostałych. Balom i paradom dorosłych towarzyszą zabawy dziecięce. Największą jest karnawał Corso w Opatiji. Siedem lat temu Rijeka w uznaniu karnawałowych zasług została przyjęta w poczet ligi karnawałowych miast. Informacje: www.ri-karneval.hr AG

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.