09/2004

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Opinie

Rosja Putina a polityka polska

W Polsce Putin jako reformator jest niemal zupełnie nieznany. Patrzy się na niego przeważnie przez pryzmat wojny czeczeńskiej Należy ubolewać, że czytelnicy prasy polskiej wkroczyli w rok 2004 wciąż zmuszani do skupiania uwagi na rozdętej do niebotycznych rozmiarów sprawie Rywina. Wielu publicystom przesłania ona rzecz nieporównywalnie ważniejszą, a mianowicie wyczuwalne zmniejszanie politycznego prestiżu i moralnego autorytetu Polski w Europie. Wagę tego faktu podkreślił Bronisław Geremek w przejmującym wywiadzie na łamach „Gazety Wyborczej” („Groziliśmy bronią atomową”, „GW” 20-21.12.03). Wedle jego słów, „po szczycie brukselskim Polska znalazła się w stanie politycznego osamotnienia”, popsuła bowiem stosunki z Francją i Niemcami, tracąc jednocześnie szczególną regionalną rolę w Europie Środkowej. Nie mamy również koncepcji ułożenia stosunków z Rosją, której znaczenie w polityce światowej zaczyna wydatnie wzrastać. Geremek trafnie konstatuje, że w Europie Zachodniej postrzegani jesteśmy jako „kraj żywiący szczególną rusofobię”, co bynajmniej nie przysparza nam sympatii. Można do tego dodać, że również w Rosji zdecydowanie przeważa dziś opinia o głębokiej i niereformowalnej antyrosyjskości Polaków. Przyczyniło się do tego fiasko nadziei pokładanych w wizycie prezydenta Putina w Warszawie, w styczniu 2002 r. Można niestety stwierdzić, że mobilizacja dobrej woli po obu stronach zderzyła się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Tygodnik „Polityka” skrytykował Włodzimierza Cimoszewicza, że jest za mało elastyczny, zwłaszcza w stosunkach z Europą, że brakuje mu gibkości Bronisława Geremka. No więc nadarza się okazja, by Cimoszewicz tej gibkości zaczął się uczyć, bo niedługo wróci do Polski Henryk Szlajfer, dotychczas ambasador RP przy ONZ w Wiedniu. Gdy Geremek kierował MSZ, Szlajfer był dyrektorem Departamentu Analiz i Planowania i m.in. pisał ministrowi przemówienia. Potem awansował na wiceministra. No i zawsze był jednym z jego najbliższych współpracowników. A jakie miejsce zajmie teraz? Wyjeżdżał jako wiceminister koalicji AWS-UW, ale mało kto przewiduje, że na wróci to stanowisko. Więc? Są dwie (a w zasadzie trzy) hipotezy przewidujące jego polską przyszłość. Pierwsza zakłada, że Szlajfer wraca do MSZ, ale nie na stanowisko wiceministra (pomijając polityczne afiliacje, od spraw bezpieczeństwa jest w MSZ Adam Daniel Rotfeld, a z nim konkurować nie sposób), ale na stanowisko dyrektora Departamentu Polityki Bezpieczeństwa. To jest wersja logiczna, bo właśnie na placówkę Szlajfera, do Wiednia, ma pojechać obecny dyrektor tego departamentu, Jacek Bylica. Więc obaj zamienią się miejscami. Ha! W MSZ od lat namawiano Bylicę, by pojechał na ambasadora. Na przykład do Tokio czy Pekinu, a więc na placówki, o które inni się zabijają. On odmawiał, tłumacząc, że interesują go sprawy bezpieczeństwa i dyplomacja wielostronna. Więc teraz będzie miał, co chciał. Druga hipoteza głosi,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Od Milczanowskiego do SLD

Karola Modzelewskiego sprzeciw wobec kanonu liberalnej poprawności wczoraj i dziś Ta mała objętościowo książeczka zawiera bardzo wiele wątków, poczynając od upadku rządu Hanny Suchockiej, poprzez aferę Milczanowskiego przeciw Oleksemu, eseldowską ustawę o eksmisji, Wałęsowe ciągoty autorytarne, aż do wywiadu udzielonego „Przeglądowi” w grudniu 2002 r. Skazuje to recenzenta na konieczność dowolnego wyboru paru wątków, w przekonaniu, że one najsilniej wyrażają poglądy i postawę autora wobec polskiej transformacji. Na książkę złożyły się głównie krótkie komentarze polityczne, publikowane w kilku gazetach. Jest ich ponad 20 z „Magazynu Tygodniowego” wrocławskiej „Gazety Robotniczej”, kilka z „Gazety Wyborczej” i parę z „Polityki”. Jest też po raz pierwszy publikowana laudacja dla Jerzego Giedroycia z okazji nadania mu honorowego doktoratu. W komentarzach tych, niekiedy sprowokowanych przez drobne zdarzenia, uderza dystans historyka, umiejętność wyciągania uogólniających wniosków. Dwie formacje, jedna choroba Powstała książka stricte polityczna także w tym (dla mnie nieoczekiwanym) sensie, że sam fakt zebrania tych tekstów i wydania jest świadomą deklaracją polityczną nie tylko autorów wyboru, ale i instytucji. Ukazała się w Bibliotece krakowskiego Stowarzyszenia „Kuźnica”, z oświadczeniem jej Instytutu Badań Społecznych, że autora tej publikacji uznaje, razem z Andrzejem Walickim, „za intelektualnych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Kronika genowa

W ostatnim okresie wyrasta nowa i zupełnie niespodziewana gałąź antropologii, nazwana kroniką genową. Rzecz w tym, że społeczność Murzynów amerykańskich zawiera geny, które uprzednio cechowały tylko Europejczyków. Wytłumaczenie tego zjawiska jest następujące: handel niewolnikami, porywanymi w Afryce, rozpoczął się w XV stuleciu, odznaczając się wyjątkową brutalnością i śmiertelnością ludzi obojga płci, w późniejszych czasach przewożonych żaglowcami do Ameryki. Proceder ten, dotąd niezbyt chętnie ujawniany, który doprowadził do powstania mniejszości murzyńskiej w Stanach Zjednoczonych, liczącej sobie około piętnastu milionów osób, ostatnio dopiero uległ genetycznemu rozpoznaniu. Jakkolwiek intymne relacje pomiędzy niewolnikami i ich właścicielami stanowiły tabu, liczni mężczyźni będący Amerykanami pochodzenia europejskiego podejmowali seksualne stosunki z Murzynkami, często zresztą wbrew ich woli. Jeśli niewolnica zachodziła w ciążę, musiała zwykle sama wychowywać dziecko w swoim środowisku. W ten sposób, na skutek takich mieszanych stosunków, europejskie geny zostawały wprowadzone do populacji niewolników poprzez dzieci. Obecnie, czterdzieści lat po zlikwidowaniu w Stanach Zjednoczonych niewolnictwa, ślady przeszłości zachowały się jako europejskie geny u Murzynów. Wykrył to między innymi Manfred Kayser z Instytutu Maxa Plancka w Lipsku. Wraz z kolegami odkrył owe przemieszane genotypy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dojenie węgla

Kopalnie upadały, ale wiele osób na handlu ich długami zarabiało miliony Nie da się do końca oszacować strat, jakie poniosło polskie górnictwo w wyniku wyłudzeń, przekrętów i afer. Setki milionów, miliard, może jeszcze więcej? W 1994 r. Najwyższa Izba Kontroli szacowała, że górnictwo straciło około 430 mln zł. Inaczej mówiąc, cała dotacja z budżetu dla znajdującego się w trudnej sytuacji górnictwa rozpłynęła się w szarej strefie. Co jednak działo się wcześniej i co później? Problem w tym, że właściwie… nie wiadomo. Ani Ministerstwo Gospodarki, ani Kompania Węglowa nie dysponują nawet przybliżonymi szacunkami tego rodzaju strat. – W praktyce to niemożliwe – mówi Zbigniew Madej, rzecznik Kompanii Węglowej. – Jest faktem, że w Polsce wokół węgla powstawały fortuny. Wszystko zaczynało się od tego, że kopalnie nie miały pieniędzy na wypłaty i sprzedawały węgiel na pniu. A potem to już szło. Teraz staramy się cały system jak najlepiej uszczelnić. Cudowne lata 90. Gdy kopalnie zyskały samodzielność, handel węglem stał się cudownym interesem. Do kopalń i spółek zgłaszały się już nie setki, ale tysiące pośredników. W połowie lat 90. pośredników było około 7-8 tys. (obecnie ta liczba spadła do kilkuset). Żeby wydoić

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Leczenie reklamą

2 mld złotych rocznie wydają koncerny na reklamę leków Prawie 40% Polaków ocenia, że raz w miesiącu kupuje leki, co dziesiąty odwiedza aptekę raz w tygodniu. W 2000 r. wydaliśmy na leki 10,4 mld zł, dwa lata później – już 11,7 mld. Z szacunkowych danych wynika, że w zeszłym roku przekroczono 12 mld. Jest więc o co walczyć. Szczególnie że specjaliści od marketingu twierdzą: Polak zapłaci więcej za lek, jeśli przekonał się o jego skuteczności lub przynajmniej w nią wierzy. Poza tym wiadomo, że nie jesteśmy zbyt wierni, łatwo skusić nas nowością. I dlatego koncernom farmaceutycznym opłaca się coraz więcej wydawać na reklamy – także nieuczciwe i obiecujące cudowne ozdrowienie. W ciągu ostatnich pięciu lat wydatki firm farmaceutycznych na reklamę wzrosły w Polsce pięciokrotnie. Dziś tylko wartość reklamy leków wydawanych w Polsce bez recepty (tzw. leków OTC) wynosi ponad 500 mln zł rocznie. Do tego doliczyć trzeba reklamę leków „receptowych” w prasie fachowej i niewyceniony w dziale reklama wielki segment obejmujący edukację, akcje społeczne, finansowanie krajowych kongresów medycznych i udziału lekarzy w zagranicznych seminariach, infolinie, strony internetowe, dopieszczanie dziennikarzy i ciężką pracę repów, czyli przedstawicieli medycznych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Pierwszy krok w samodzielność

W Polsce działa 440 warsztatów terapii zajęciowej, które uczą życia ponad 13 tys. niepełnosprawnych Terapia prowadzona przez pracę i przemyślane zajęcia potrafi czasem zdziałać niemal cuda. – Ludzie, którzy nie mówili, nie umieli niczego przy sobie zrobić, tu się otwierają. Można z nimi nawiązać kontakt, potrafią radzić sobie z zabiegami toaletowymi, przygotowaniem posiłków, ba, malują, wyszywają gobeliny, wykonują piękne wyroby z gliny – twierdzi Andrzej Wasilewski, kierownik Warsztatów Terapii Zajęciowej w Filipowie pod Suwałkami. W pracowniach życia codziennego, krawieckiej, ogrodniczo-przyrodniczej, technicznej i teatralnej pod opieką wykwalifikowanych rehabilitantów uczy się samodzielności 30 osób o średnim i znacznym stopniu upośledzenia umysłowego. W Polsce działa ok. 440 takich warsztatów, wspieranych finansowo przez PFRON, które zajmują się ponad 13 tys. podopiecznych. Przeważają wśród nich osoby z upośledzeniem umysłowym, niezdolne do prowadzenia samodzielnego życia i podjęcia pracy zawodowej. To głównie dorośli, młodzież stanowi niespełna 20% uczestników. Decydować o własnym losie Warsztaty terapii zajęciowej mają za zadanie, jak mówi ustawa o rehabilitacji osób niepełnosprawnych, doprowadzenie do „ogólnego rozwoju i poprawy sprawności osób niepełnosprawnych, będących ich uczestnikami”. Chodzi o zapewnienie tym ludziom profesjonalnej opieki, gdy opuszczą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Trudne rezerwy

W wywiadzie dla „Przeglądu” (nr 8 br.) Krzysztof Janik, szef klubu parlamentarnego SLD, mówi, że SLD może stosunkowo łatwo uruchomić „proste rezerwy” wyborcze, które zapewniłyby Sojuszowi 13-15% głosów w przyszłych wyborach, a więc, idąc dalej, 60-70 miejsc w przyszłym Sejmie. Wyszedłby z tego całkiem przyzwoity klub opozycyjny mogący uczestniczyć w grze parlamentarnej. Krzysztof Janik udzielał tego wywiadu jeszcze przed decyzją Leszka Millera o zrezygnowaniu z kierowania SLD. Ale podobne poglądy rozlegają się także w innych miejscach, nie mogę więc podzielić zawartego w nich, nieco emerytalnego optymizmu. Pomijając już bowiem wszystkie inne względy, jak ten na przykład, że pobyt w Sejmie powinien jednak łączyć się z próbami przeforsowania jakiejś wizji państwa, jego polityki i gospodarki, nie wyobrażam sobie, aby marginalny klub SLD-owski mógł sobie przez nadchodzące lata żyć spokojnie jak u Pana Boga za piecem, czekając na lepsze czasy. Nie trzeba żadnej wyobraźni, aby przewidzieć, że jego członkowie staliby się natychmiast obiektem odwetu za wszelkie popełnione i niepopełnione przewinienia w okresie sprawowania rządów, a liczba odbieranych immunitetów dość szybko przekroczyłaby wyniki osiągane obecnie przez Samoobronę. Działoby się to tym żwawiej, im mniejsze sukcesy miałby do odnotowania sprawujący

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.