39/2005

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kultura

Rozrywka z najwyższej półki

Znakomity zespół, kultowe przedstawienia, zawsze pełna widownia. Teatr Rampa obchodzi jubileusz 30-lecia Frekwencja, jakiej niejeden stołeczny teatr mógłby pozazdrościć – od sześciu lat ponaddziewięćdziesięcioprocentowa. Formuła placówki, która bardziej przypomina dom kultury – teatr, wystawy, spotkania, kabaret, koncerty, recitale, kształcenie adeptów aktorstwa, warsztaty dla dzieci itd. W zgodnej opinii artystów i widzów miejsce szczególne. W tym roku Teatr Rampa na warszawskim Targówku obchodzi jubileusz 30-lecia działalności. Nawet z deskorolką – To najbardziej wysunięty na wschód teatr Warszawy, leżymy bliżej Białegostoku niż Warszawy – żartuje Jan Prochyra, dyrektor artystyczny Rampy, znany aktor. – Ludzie, którzy przyjeżdżają tu po raz pierwszy, nie spodziewają się zobaczyć pięknego budynku w uroczym parku – dodaje dyrektor naczelny, Witold Olejarz. – W środku dzielnicy, która przecież wielu warszawiakom źle się kojarzy, jest zadbany, niezdewastowany park i teatr nieobsmarowany graffiti. I tak od trzech dekad, od czasu gdy na potrzeby spektakli pomieszczenia domu kultury, powstałego w budynku przy Kołowej, przekształcił pierwszy dyrektor teatru, Marian Jonkajtys. Dziś w repertuarze teatru dominują: przedstawienie muzyczne dla dzieci, musical dla młodzieży i dorosłych, kabaret estradowy oraz sztuka współczesna,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Wyścig do Księżyca

Chińczycy, Hindusi, Amerykanie przygotowują wyprawy na Srebrny Glob Wokół Księżyca może się zrobić tłoczno. Kilka krajów planuje ambitne ekspedycje lunarne. Amerykańska Agencja Kosmiczna zamierza wysłać czterech astronautów na Srebrny Glob w 2018 r. Koszty tego programu oceniono na 104 mld dol. Chiny planują umieścić na orbicie Księżyca bezzałogowego satelitę już za dwa lata. Aparat ten zaprojektowany został na podstawie systemu satelitarnego Dongfanghong 3. Próbnik lunarny wyniesiony zostanie przez rakietę Długi Marsz III A. Satelita będzie miał masę 2350 kg i zabierze 130 kg ładunku, przede wszystkim aparatury pomiarowej. Sporządzi trójwymiarową mapę Księżyca, zbada skład jego gruntu oraz właściwości przestrzeni kosmicznej między Księżycem a Ziemią. Misja lunarnego „sputnika” przewidziana jest na rok, przy czym jedno okrążenie Księżyca potrwa 120 minut. Dyrektor projektu, Luan Enjie, oświadczył: „Księżyc oddalony jest 380 tys. km od Ziemi. Wysłanie tam satelity będzie testem naszych możliwości eksploracji kosmosu”. Enjie przyznaje, że projekt, którego koszty oceniono na 1,4 mld juanów (170 mln dol.), wciąż napotyka poważne trudności. Próbnik lunarny musi się sprawdzić w ekstremalnych warunkach panujących

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Prawo Wiesenthala

Przyczynił się do zatrzymania ponad tysiąca nazistów KORESPONDENCJA Z NOWEGO JORKU Zmarli w odstępie 200 dni. Pierwszy – 1 marca, drugi – 20 września 2005 r. O pierwszym można było usłyszeć i przeczytać na odległych pozycjach serwisów informacyjnych. Od informacji o śmierci drugiego rozpoczynały się wszystkie wiadomości mediów. Pierwszy stworzył prawo, drugi przeprowadził dowód jego skuteczności. Świat byłby bez tego prawa gorszy. Ryzykuję niewiele, twierdząc, że nie narodziłoby się, gdyby obaj nie wywodzili się z Polski. Spotkałem jednego i drugiego. Nie byłoby też prawa, gdyby nie t e n trzeci, na którym je empirycznie dowiedziono. Najstarszy z nich. Adolf Eichmann – najstarszy – przyszedł na świat 19 marca 1906 r. w niemieckim Solingen, a wychowywał się w austriackim Linzu. Młodszy, Szymon Wiesenthal, urodził się w noc sylwestrową 1908 r. w Buczaczu, dorastał zaś we Lwowie. Cywka Malchin, najmłodszy z nich, urodził się 27 maja 1927 r. w podzamojskiej Żółkiewce, tam też się wychował. Zanim Malchin nauczył się chodzić, Eichmann i Wiesenthal zdążyli już zostać inżynierami: mechanikiem i architektem, po salzburskich i praskich studiach. Kiedy Wiesenthal w 1932 r. bronił dyplomu, Eichmann (już inżynier) składał przysięgę w SS, a pod pachą tatuowano mu numer 45326. Rok później

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bunt kobiet górniczek

Według obiegowej opinii kobiety w kopalniach siedzą w biurach i popijają kawkę. W rzeczywistości łopatami przerzucają kilogramy węgla w błotnistej mazi Zaczęłam pracować, mając 17 lat. Przydzielono mnie do sortowni węgla. Do tej pory mam koszmary. Po roku przeniesiono mnie do lampowni. Wydawało mi się to rajem, dopiero po 15 latach pracy przekonałam się, że zamieniłam czarne piekło na białe – mówi Jadwiga, pracująca w jednej z kopalń od 20 lat. Zakład przeróbczy mieści się w budynku z lat 20. poprzedniego wieku, od 40 lat niczego w nim nie modernizowano. To tutaj węgiel wydobywany z dołu przesuwa się skomplikowanym korytarzem taśmociągów najpierw do sortowni, gdzie oddziela się kamień od węgla. Praca jest zmechanizowana, ludzie, głównie kobiety, pilnują tylko urządzeń. Często jednak dochodzi do zerwania taśmy. Wówczas łopatą albo rękoma trzeba z powrotem narzucić węgiel. Nierzadko są to ciężkie, wielokilogramowe bryły. Pod taśmociągiem tworzy się gruba warstwa błota, śliska i głęboka, którą trzeba usuwać łopatą. Powietrze jest czarne od pyłu węglowego, wżerającego się w skórę, powieki i nos. Do tego ogłuszający hałas starych urządzeń. Śliskimi od błota schodami wspinam się na wysokość drugiego piętra, skąd mogę obserwować płukanie i wzbogacanie węgla. Do poprzednich wrażeń

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Wiktor kontra Żelazna Julia

Prezydent Juszczenko przeforsował swojego premiera. Ukraińcy mogą uznać, że zdradził przy okazji ich rewolucję Kto naprawdę niszczy pomarańczową rewolucję? Kilka dni temu prezydent Wiktor Juszczenko oświadczył, że na Ukrainie realizowany jest scenariusz rujnowania władzy, w którym biorą udział siły „będące na Majdanie (plac Niepodległości w Kijowie, na którym rozgrywała się pomarańczowa rewolucja – przyp. MG) i ci, którzy chcieli Majdan rozpędzić”. Sens jego wypowiedzi od razu został zderzony z praktyką polityczną – tego samego dnia zaskakująca koalicja Bloku Julii Tymoszenko, bohaterki Majdanu, oraz partii Regiony Ukrainy byłego premiera i kontrkandydata Juszczenki w wyborach prezydenckich, Wiktora Janukowycza, Komunistycznej Partii Ukrainy i frakcji Jedyna Ukraina odrzuciła kandydaturę bliskiego współpracownika Juszczenki, Jurija Jechanurowa, na nowego szefa ukraińskiego rządu. Kto szukałby w tamtym wydarzeniu jednoznacznego dowodu na tezę, że to zdymisjonowana na początku września przez Juszczenkę Julia Tymoszenko jest tym politykiem, który wkłada kij w szprychy demokratycznych i rynkowych zmian na Ukrainie, niekoniecznie musi mieć rację. Bo oto dwa dni później Jechanurow został jednak zatwierdzony na stanowisku premiera, tyle że głosami nowej egzotycznej koalicji, a mianowicie bloku Juszczenki Nasza Ukraina i partii jego największego wroga, czyli Regionów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Przeciętna Gdynia

Na jubileuszowym festiwalu pokazano dużo średnich filmów. Nawet zwycięzca pozostawił niedosyt O czym i dla kogo? – temat dyskusji na gdyńskim forum Stowarzyszenia Filmowców Polskich był niezwykle ważki i aktualny. Niestety, z dyskusji wynikło niewiele, nie wzięli w niej udziału młodzi twórcy, a w sali kinowej można było się przekonać, że niewielu reżyserów zadaje sobie te pytania, zanim rozpoczną się zdjęcia. Sporo niedosytu To była inna Gdynia niż rok temu. Nie tylko dlatego, że 30. i jubileuszowa. Zamiast majaczącej na horyzoncie nadziei na nowoczesne prawo filmowe – jest ustawa czarno na białym. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów odbyła się selekcja konkursowa, w wyniku której za konkursową burtą wylądowały takie dzieła jak „Rh+” Żamojdy, „Lawstorant” Haremskiego czy „Czas surferów” Gąsiorowskiego. Mimo to trudno znaleźć uzasadnienie dla ogólnie panującego samozadowolenia, bo ilość nie przeszła w jakość. Zamiast sporej liczby marnych produkcji i kilku świetnych, jak ubiegłej jesieni, pokazano dużo filmów średnich albo bardzo słabych. Rok temu wygrali młodzi, w tym roku dominowało kino autorskie reżyserów średniego pokolenia. Zdecydowanego faworyta nie było, choć zwycięski „Komornik” Feliksa Falka był najbardziej precyzyjnie skonstruowanym obrazem, ze świetnymi rolami, zdjęciami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tabletka zamiast skrobanki

Za sprawą cytotecu czeka nas fala aborcji farmakologicznych? Zdaniem niektórych lekarzy, wystarczy połknąć kilkanaście tabletek mizoprostolu, leku na wrzody żołądka (w Polsce znanego jako cytotec), by między siódmym a dziewiątym tygodniem ciąży wywołać poronienie. Lek kosztuje ok. 600 zł. To o wiele mniej niż cena tzw. skrobanki, za którą w podziemiu aborcyjnym trzeba zapłacić nawet trzy, cztery razy więcej. Nie wspominając już o tym, że połknięcie tabletek jest o wiele dyskretniejsze niż nielegalny zabieg. Wokół leku zrobiło się ostatnio głośno. Że jest masowo wykupywany i że czeka nas fala aborcji farmakologicznych. Tymczasem dla lekarzy sprawa nie jest do końca oczywista. Problem na pewno jest, bo po pierwsze, lek można kupić na receptę. Po drugie, choroba wrzodowa w Polsce jest istną plagą. I po trzecie, choć to już raczej opinia zwolenników spiskowej teorii dziejów, chorobę wrzodową bardzo łatwo udawać. Czy obrońcy życia poczętego mają więc powód do niepokoju? Niekoniecznie. Cytotec zarejestrowano w Polsce w 1992 r. Ma więc ponad dziesięć lat, co przy postępie medycyny oznacza wieczność. Nie jest też często wypisywany przez lekarzy, właśnie ze względu na działania uboczne, niebezpieczne dla ciąży. Jednym słowem, lekarza nie jest łatwo oszukać.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Zobaczymy

I co się okazało po tylu latach wyrzeczeń i kombinowania, i stania za świątecznym karpiem? Że socjalizm to najdłuższa droga od kapitalizmu do kapitalizmu – nie ja wymyśliłem to cudownej urody zdanie, ale brzmi ono bardzo przekonująco. Co teraz dalej? Nie wiem, ale wiem, co było tydzień i dwa tygodnie wcześniej. Mam kolegę, który prowadzi w nie za dużym i nie za małym mieście położonym nie za daleko i nie za blisko Warszawy małe studio nagraniowe i reklamowe i opowiadał mi kilka dni temu o przyszłych kandydatach na posłów i senatorów, a teraz być może już i o posłach nowej kadencji prawdopodobnie IV już RP. Jeden z nich, już przez sam fakt KANDYDOWANIA poczuł się wybrańcem narodu. Objawiało się to tym, że rozmawiał z moim kumplem przez swojego osobistego sekretarza, którego zatrudnił na czas wyborczy. Wyglądało to mniej więcej tak: Kandydat: – Powiedz jemu, że chcę nagrać moje minutowe przemówienie. Sekretarz: – Szef mówi, że chce nagrać u pana minutowe przemówienie. Kolega: – Powiedz swojemu szefowi, że głuchy nie jestem. Sekretarz: – On mówi.. Kandydat: – Nie musisz mi, k… powtarzać tego, co on mówi… ty masz do niego mówić tylko to, co ja mówię do niego. Cały dialog brzmi nieprawopodobnie, ale kumpel jest człowiekiem na tyle uczciwym, że kolorować nie musiał… ale ten kandydat, jeżeli został

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Sposób na bezrobocie, czyli OHP

Nic tak nie dołuje młodego człowieka jak brak perspektyw życiowych. Szkoła uczy różnych rzeczy, ale w oderwaniu od teraźniejszości, media pokazują zafałszowany świat zamożności i konsumpcji, ale młodzi swoje wiedzą, bo obserwują życie. Córka lekarki rozumie, że ma spore szanse stać się lekarką, syn adwokata tak samo zostanie prawnikiem, więc dzieci bezrobotnego też mają prawie zagwarantowane miejsce w kolejce po zasiłek w urzędzie pracy. Nikt oficjalnie nie walczy z tym stereotypem, tylko Ochotnicze Hufce Pracy próbują wyrwać młodzież z zaklętego kręgu niemożności socjalnej, dać konkretną pomoc, wskazówkę i zaszczepić nadzieję. OHP, które formalnie są wyspecjalizowaną jednostką resortu pracy do walki z wykluczeniem społecznym i spychaniem młodego pokolenia na margines, przypominają trochę skrzyżowanie harcerstwa, szkoły i komórki zatrudnienia. Jednak metody działania OHP są pozbawione urzędniczej rutyny i dobrze pasują do mentalności zagubionych nieco chłopców i dziewcząt. Nie trzeba im wcale wszystkiego podawać na tacy, ale należy w przystępnych słowach ukazać paletę różnych możliwości. Clubbing inaczej Struktura OHP to 16 komend wojewódzkich, 10 ponadregionalnych centrów kształcenia i wychowania oraz ok. 400 jednostek na terenie całego kraju. W OHP funkcjonuje spójny system pośrednictwa pracy i poradnictwa zawodowego obejmujący sieć placówek, takich jak młodzieżowe biura

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Dzieci z czwartym krzyżykiem

Mają po 40 lat, ale ubierają się i zachowują jak nastolatki Warszawskie biura w szklanym wieżowcu. Wystarczy wejść do pierwszej z brzegu korporacji, by zobaczyć różowe spinki na grzywkach 35-latek, plecaczki w kształcie misia, przyciasne T-shirty z napisem „miss sixteen”; dzwonią telefony z bajeranckim dzwonkiem z „Pszczółki Mai”, na ścianach obrazki ze „Shreka”. Chorobę dorosłych, którzy nie dorośli, ochrzczono syndromem Piotrusia Pana. Psycholodzy mówią o nich: niedojrzali i infantylni. Tymczasem oni biorą odpowiedzialność, płacą podatki, kupują nieruchomości, śledzą „Puls Biznesu”. Pokolenie dzisiejszych 30-latków socjolodzy nazywają adulescents (od słowa powstałego z połączenia adult – dorosły i adolescent – nastolatek) albo kidults (dzieciorośli). W Polsce nazywa się ich nastorośli. Nie chcą dorosnąć, żeby nie zwariować w tym polskim szczękościsku, gdzie karierę można zrobić w uniformie i na poważnie. Zachodnie społeczeństwa starzeją się demograficznie, ale psychologicznie infantylizują, mówią socjolodzy. Spece od wizerunku twierdzą, że umiarkowane dziecko nikomu nie zaszkodziło, śmiesznie się robi, jak przekracza się cienką czerwoną linię. Polski szczękościsk Na 40-letnie dzieci jest nazwa. Świr. Świr to osoba „bez piątej klepki”. Od czterech lat wręcza się im uroczyście statuetki. „A czego ty, Kuba, nie masz żony?”, „Czemu pan się tak odmładza?”, „Wypada w tym wieku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.