01/2011

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Od czytelników

To było ludobójstwo

Czy rodziny ofiar „Burego” doczekają się sprawiedliwości Społeczny Komitet Członków Rodzin Osób Pomordowanych W dniach 29, 31.01 i 02.02 1946 r. Przez Zbrojne Podziemie Bielsk Podlaski Pan Grzegorz Schetyna Marszałek Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej LIST OTWARTY Szanowny Panie Marszałku, Ponad dwa lata temu (28.05.2008 r.) grupa 24 posłów wniosła do laski marszałkowskiej projekt ustawy „o zmianie ustawy o kombatantach oraz niektórych osobach będących ofiarami represji wojennych i okresu powojennego” (druk nr 813). Uchwalenie tej ustawy umożliwiłoby częściowe, choćby symboliczne, naprawienie krzywd wyrządzonych nam, rodzinom pomordowanych przez oddziały zbrojnego podziemia po zakończeniu II wojny światowej. Nasi najbliżsi zostali zamordowani przez Oddział Zbrojnego Podziemia PAS – NZW, dowodzony przez kpt. Romualda Rajsa, ps. „Bury”. Oddział ten w dniach 29 i 31 stycznia oraz 2 lutego 1946 r. na terenie byłego powiatu Bielsk Podlaski spacyfikował (spalił) pięć zamieszkanych przez prawosławną ludność wsi (Zanie, Zaleszany, Końcowizna, Szpaki, Wólka Wygonowska), zabijając w okrutny sposób 82 osoby, w tym dzieci, kobiety i starców – spaleni żywcem w zamkniętych budynkach. Spośród tych ofiar 30 mężczyzn to tzw. furmani, zamordowani przez wyżej wymieniony oddział koło wsi Puchały

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Kiedy medycyna wygra z rakiem?

Terapia celowana, nowoczesna chirurgia i nanoroboty pozwolą kontrolować nowotwory Każdego roku na świecie u kilkunastu milionów osób diagnozuje się raka. Część chorych dojdzie do pełnego zdrowia, wielu jednak przegra tę walkę. Kiedy wreszcie uda się pacjentom i lekarzom ostatecznie wygrać z chorobą, a diagnoza nie będzie powodowała panicznego strachu przed śmiercią w cierpieniach? Skutecznie zapobiegać Lekarze zapowiadają, że walka z chorobą nigdy nie będzie prosta. Problem w leczeniu i diagnostyce onkologicznej polega bowiem na tym, że nie ma jednego raka. Każdy nowotwór ma własną charakterystykę i każdy wymaga innego sposobu leczenia. Naukowcy i lekarze pracujący nad lekami są dziś wysoko wyspecjalizowanymi ekspertami, skupiającymi się na bardzo konkretnych problemach. Łatwiejsze, lecz niestety wciąż zaniedbywane zarówno przez pacjentów, jak i instytucje odpowiedzialne za zdrowie publiczne, jest zapobieganie chorobie. Okazuje się, że nawet przy dzisiejszym stanie wiedzy aż 40% zachorowań można by uniknąć. Tak przynajmniej wynika z raportu Międzynarodowej Unii na rzecz Walki z Rakiem (UICC) opublikowanego w lutym ub.r. Zapobieganie rozpoczyna się od spraw najprostszych, czyli zmiany trybu życia – lepszego odżywiania, rezygnacji z papierosów i ograniczenia spożywania alkoholu, utrzymywania prawidłowej masy ciała i unikania ekspozycji na słońce. O to każdy potencjalny pacjent może, przy odpowiedniej edukacji,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Onkologia wyspecjalizowana

Oczekiwanie na przełom w leczeniu trwa, ale wierzymy, że on nastąpi Prof. nadz. dr hab. med. Piotr Rutkowski – kierownik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków Centrum Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie Rozmawia Agata Grabau –Kiedy pacjent słyszy z ust lekarza słowo rak, jest przerażony. Czy jest szansa, aby medycyna zapanowała nad tą chorobą? –Na pewno nie w najbliższych latach. Rak zawsze będzie towarzyszył ludziom, choćby dlatego, że wiąże się z postępującym starzeniem społeczeństwa. Jednocześnie nawet w pojedynczej komórce w każdym momencie życia może pojawić się błąd prowadzący do nowotworu. Jednak już dziś możemy zmniejszyć prawdopodobieństwo zachorowania, a z czasem z pewnością uda się lepiej kontrolować chorobę. Skuteczność leczenia będzie rosnąć dzięki coraz lepszej chirurgii, leczeniu skojarzonemu i ukierunkowanemu. – Również w Polsce? – Zachorowalność jest u nas na poziomie 130-140 tys. nowych przypadków rocznie i każdego roku nieco się zwiększa. Ta tendencja jest niestety zgodna ze statystykami Europy Zachodniej i USA. Są nowotwory, w przypadku których wzrost jest bardzo dynamiczny, są też takie, w których osiągnęliśmy fazę plateau – liczba nowych zachorowań utrzymuje się mniej więcej na stałym poziomie. Mam nadzieję, że taki stan nastąpi wkrótce w przypadku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Praca tłumacza wymaga empatii

Archer jest zaprzeczeniem flegmatycznego Anglika. Całkiem innym pisarzem jest Oz – to mędrzec, poeta, moralista Danuta Sękalska, publicystka i tłumaczka Jeffreya Archera i Amosa Oza Rozmawia Katarzyna Szeloch – Niedawno gościliśmy w Polsce Amosa Oza oraz reprezentującego odmienną kulturę autora światowych bestsellerów, Jeffreya Archera, brytyjskiego multimilionera, kolekcjonera sztuki, niegdyś polityka, człowieka znanego z tego, że potrafi na własnej klęsce zbudować sukces. Jest pani tłumaczką ich książek. Jak pani poznała Archera? – Był rok 1985 i wybierałam się do Londynu. Przed wyjazdem odwiedziłam wydawnictwo Czytelnik z pożyczoną w British Council książką Archera „Not a penny more, not a penny less” („Co do grosza”) i oznajmiłam, że chciałabym ją przetłumaczyć. Zdobyłam się nawet na odwagę i zapewniłam, że zrobię to dobrze. Pani redaktor uśmiechnęła się i odpowiedziała: „Ale my możemy płacić tylko w niewymienialnych złotówkach! Skoro jednak wybiera się pani do Anglii, to może pani spotka się z Archerem i namówi go, żeby się zgodził na wydanie tej i innych swoich książek za złotówki? Mógłby sobie kupić za nie w Polsce konia, a może nawet jacht”. Zabrzmiało to jak żart, ale odpowiedziałam, z nietęgą miną, że spróbuję się zobaczyć z Archerem. Jednak dopiero w Londynie, gdy moi znajomi i zaprzyjaźnieni dziennikarze zgodnie twierdzili,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Potrzebna nam reforma podatkowa

Obciążenia naszych dochodów, a przede wszystkim grupy najbogatszych, są za małe. Nie wystarcza wobec tego na wydatki publiczne Świat zmienia kurs i schodzi z dotychczasowego neoliberalnego kierunku, polegającego na minimalizowaniu wszelkich regulacji i zezwalaniu bogatym na pomnażanie majątku bez ograniczeń. Złudne bowiem okazały się nadzieje, że pociągną oni za sobą także dochody uboższych. W jednym z grudniowym numerów „Przeglądu” udało się pokazać, że ciągną oni ich zarobki. Tyle że w dół. Proces tej ideologicznej przemiany, który obserwuje się już w USA i kilku wysoko rozwiniętych krajach, do nas jeszcze nie dotarł. Może z powodu ograniczonej wiedzy ekonomicznej polskich elit. Tu dyskretny urok liberalnej wizji samoregulującej się gospodarki ma mocne podstawy. Przyznać trzeba, że jest ona przede wszystkim bardzo przyjazna ludzkiej naturze, która nie lubi się męczyć. Przekonanie, że wszystko najlepiej się ułoży, gdy nie będziemy ingerować, zwalnia z wysiłku poznawania, analizowania itp. Ale nie tylko. W demokratycznym systemie wysiłek ten jest niejako podwójny, bo nie dość, że trzeba wiedzieć, jak działa gospodarka, trzeba jeszcze umieć to wytłumaczyć wyborcom. Jeśli bowiem coś należy poprawić, coś odkręcić, dla niektórych bywa to niemiłe. Protestują wiec, straszą, demonstrują. Lepiej zatem być jak samotna matka, z której emanuje wyłącznie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Powrót „Rahmbo”

Były szef administracji Obamy, a jednocześnie „największy sabotażysta” Partii Demokratycznej, chce walczyć o fotel burmistrza Chicago Dariusz Wiśniewski Korespondencja z Chicago Po ostatnich wyborach do Kongresu USA Demokraci, którzy utracili większość, muszą przemyśleć strategię odbudowy partii. Dylemat – jak zwykle w sytuacjach kryzysowych – polega na wyborze pomiędzy radykalizowaniem stanowiska a pokusą kompromisu wobec nowej sytuacji. Nie jest to już jednak problemem 51-letniego Rahma Emanuela, do niedawna szefa administracji w Białym Domu i jednego z liderów partii, gdyż Emanuel postanowił wystartować w wyborach 22 lutego i zostać burmistrzem Chicago. To jego miasto. Ale powrót „Rahmbo” z Waszyngtonu do Chicago odbędzie się chyba bez fanfar i kwiatów. Czy Emanuel tu mieszka, czy nie mieszka Prawo wyborcze stanu Illinois stwierdza, że nie może zostać burmistrzem Chicago ktoś, kto nie mieszkał w mieście przez ostatni rok. Według wielu mieszkańców Chicago oraz wszystkich kontrkandydatów Rahm Emanuel nie spełnia tego warunku, gdyż w 2009 r. przeniósł się do Waszyngtonu, aby objąć funkcję szefa administracji w Białym Domu, a powrócił do Chicago dopiero w październiku 2010 r. Powinno się go skreślić z listy kandydatów – mówią mieszkańcy. Emanuel nie jest jednak graczem, którego można łatwo wykreślić. Sprawą jego rezydentury zajęła się komisja wyborcza. Przesłuchania

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Pokój przez podzielenie

Podział Sudanu może zabliźnić jedną z najdłużej krwawiących ran współczesnej Afryki. Nad Białym Nilem nic jednak nie jest pewne Jeśli 9 stycznia mieszkańcy południowego Sudanu opowiedzą się za niepodleg- łością, do afrykańskiej społeczności dołączy nowy podmiot. Stanie się to po raz pierwszy od 18 lat, kiedy w 1993 r. Erytrea odłączyła się od Etiopii. Atmosfera gęstniała w miarę zbliżania się terminu referendum. We wrześniu minister informacji Kamal Obeid stwierdził, że jeśli Południe wybierze niepodległość, jego mieszkańcy „pozbawieni zostaną praw obywatelskich, pracy i opieki społecznej, nie będą mogli kupować ani sprzedawać w Chartumie oraz nie będą leczeni w szpitalach”. Przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Ahmed Ibrahim al-Tahir stwierdził wprost, że staną się obywatelami drugiej kategorii. Islamiści zaczęli na południowców nakładać fatwy. Wszystko wskazuje na to, że te wypowiedzi stanowiły elementy zaplanowanej i kontrolowanej kampanii, mającej na celu zniechęcenie Południa do secesji. Dominująca na północnej scenie politycznej Narodowa Partia Kongresu (NCP) jest niechętna podziałowi, jednak nie może sobie pozwolić na akty otwartej wrogości. Prezydent Omar al-Baszir doskonale rozumie, że na arenie międzynarodowej stawiałoby go to w pozycji afrykańskiego watażki. Spuszczając od czasu do czasu ze smyczy swoje bulteriery, wysyła za to wyraźny sygnał, że niepodległość –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Czas wracać

Daleko od kraju i trochę obok politycznej bieżączki brniemy w problemy, które na długo zaciążą na wizerunku Polski w świecie. Po dziewięciu latach wojny w Afganistanie okazało się, że podręcznikowe reguły zawsze wygrywają z chciejstwem i złudzeniami. Nawet najważniejszych generałów i polityków. Afganistan jest kolejnym dowodem, że problemów politycznych z zasady nie da się rozwiązać przy udziale wojska. Supernowoczesna broń i świetnie wyszkoleni żołnierze amerykańscy i ich sojusznicy nie wystarczają, gdy stają naprzeciwko słabo uzbrojonych partyzantów. Powodem, dla którego żołnierze z wielu krajów pojawili się w Afganistanie, była wojna z terroryzmem po zamachach z 11 września 2001 r. Cel, z którym trudno było wówczas polemizować, realizowano, pchając do walki coraz więcej nowoczesnego sprzętu i urządzeń najnowszej generacji służących do zabijania. Wojskowi stratedzy mogli to wszystko sprawdzić tam w walce. Afganistan stał się gigantycznym poligonem. Machina zbrojeniowa pracowała pełną parą. I za ogromne pieniądze. Z jakim skutkiem? Efekty tej wojny są przerażające. Tylko w 2010 r. zginęło w niej 700 żołnierzy koalicji. Od początku wojny w metalowych trumnach wróciło do kraju 22 polskich żołnierzy. A ilu zostało rannych? Ponad stu tylko w ciągu ostatniego półrocza? A może więcej, bo są zarzuty wobec MON o ukrywanie informacji. Życie i zdrowie żołnierzy jest oczywiście najważniejsze, ale podatników

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Jedno ciało, cztery nogi

Polscy milongueros mówią o tangu krótko: to trzy minuty miłości. I przyznają, że od tego tańca można się uzależnić Uzależnili się od tanga: studenci, księgowa, kosmetyczka, kobiety na wychowawczym, pracowniczki korporacji, emerytowany profesor medycyny, dziennikarz, filmowiec, gracz na giełdzie, były bokser, farmaceuta, żołnierz zawodowy. Co tydzień przychodzą do warszawskiego klubu tanga Złota Milonga na milongi i praktiki. Nie uświadczysz tu dresów, bejsboli, szybkich dziewczyn i konkretnych facetów, czyli takich, którzy w tańcu szukają partnerów na jedną noc. Bo jak mówi założyciel Złotej Milongi Jakub Korczewski, tacy prędzej pójdą na salsę. Salsa to seks, tango to zmysłowość i erotyzm. Między jednym i drugim jest jednak różnica. Romans na jeden taniec Czwartek, godzina 21. Ludzie zjedli już kolację. Obejrzeli „Wiadomości” – a tam rozgrywki polityczne, korupcja, terroryzm, wypadki drogowe, kondensacja ludzkich nieszczęść. Sprawdzili, co słychać w ulubionym serialu – a tam papierowe problemy. Wyprowadzili psy na spacer. Wyszykowali dzieci do szkoły na piątek. Zrobili bilans tygodnia. Zaplanowali weekend. Pada deszcz ze śniegiem. Zero stopni, przenikliwy wiatr. Komu chciałoby się wychodzić z domu? A co dopiero myśleć o milondze? Drogę do klubu oświetlają plastikowe lampiony. Czerwone sukno na schodach upstrzone śniegiem. Schodzą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Rok 2011 w kinie

Jak zostać królem, jak się pozbyć cellulitu, szukając Erica kolejny rok na London Boulevard w czarny czwartek, czyli… W tym roku jak zwykle pojawi się wiele rzeczy nowych i nowatorskich, ale na ekranach zagości także klasyka pod postacią chociażby „Lamparta” Viscontiego czy „Ostatniego tanga w Paryżu” Bertolucciego. Nie obejdzie się bez spektakularnych powrotów: po raz piąty widzowie spróbują „Oszukać przeznaczenie”, czwarty raz wezmą udział w „Mission Impossible”, po raz ostatni spotkają się z Harrym Potterem. Początek roku zdominują Złote Globy (16 stycznia), nagrody Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej, następnie wyróżnienia Brytyjskiej Akademii Filmowej – BAFTA, a w nocy z 27 na 28 lutego najwytrwalsi będą się emocjonować ceremonią wręczania Oscarów, która, cokolwiek by mówić, jest najważniejszym wydarzeniem filmowym roku. Miłosiernie spuszczając zasłonę milczenia na zeszłoroczne rozczarowania i życząc wszystkim w nowym roku wielu filmowych olśnień, zaskoczeń, niespodzianek i wzruszeń, proponujemy subiektywny, siłą rzeczy wybiórczy i mocno okrojony przegląd tego, co może ich dostarczyć. Styczeń, czyli oscarowe spekulacje Na styczeń przewidzianych jest na razie 26 premier, wśród nich takie rarytasy jak: „Tamara i mężczyźni” Stephena Frearsa, „David chce odlecieć” Davida Sievekinga,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.