24/2011

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Polak u wróżki

Branża wróżbiarska w Polsce zarabia do 2 mld zł rocznie, a przepowiadaniem przyszłości ma się zajmować 15 tys. firm Magia to ja. Są sytuacje, że i bez użycia kart przepowiem przyszłość – oświadcza wróż Cyryl, który woli się określać jako doradca. Można pytać go SMS-em lub mejlem. Odpowiada mejlem, cena, zależnie od długości tekstu, od 20 do 100 zł. Pisząc o sobie, należy podać imię i datę urodzenia oraz kolor włosów (osoby ich pozbawione mogą wpisać kolor posiadany wcześniej). Internetowa oferta wróża Cyryla jest bogata: kokon miłości, sprawdzenie powiązań karmicznych między dwiema osobami, rytuał na poprawę losu, na zdobycie chłopaka, na przyciągnięcie fortuny, na odsunięcie innej kobiety. Najskuteczniejszy sposób ostatecznego odsunięcia innej kobiety to rzucenie klątwy. Wróż twierdzi jednak, że jako specjalista raczej od białej magii klątw rzucać nie będzie. Takich oporów nie ma atrakcyjna Lilith Black Moon. Portal Uroda-wdzięk.pl pisze, że wróżka prowadzi również doradztwo w krajach Unii Europejskiej oraz USA i zyskała popularność dzięki wysokiej sprawdzalności swoich przepowiedni. Ma własną firmę Okulta, sprzedaje też akcesoria – np. torby spełniające życzenia (po 800 zł). Uzdrawiać ludzi nie chce. – Jestem za młoda na to, aby leczyć

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Siedem kontynentów w obiektywie

Obie Ameryki – od alaskańskich lodowców po Ziemię Ognistą, Europa od Majorki po Ukrainę, Afryka, Bliski Wschód, Chiny, Indie, Indonezja, Japonia, Australia, Nowa Zelandia, Wyspa Wielkanocna, a wreszcie statek wśród lodów Antarktydy i dziarsko maszerujące pingwiny cesarskie. Cały świat w obiektywie. Uwagę fotografa przyciągają zarówno pejzaże, jak i architektura, wielkie miasta i tchnące spokojem zakątki, życie codzienne i atrakcje turystyczne. Rozległe panoramy i detale, takie jak zaskakujące kształty skał nad jeziorkiem w jakimś zakamarku świętej góry Aborygenów Uluru. Kubańska panna młoda nie w bieli, lecz w ognistej czerwieni pozuje pod fontanną na hawańskiej starówce. Dorożki czekają na amatorów przejażdżki i w Granadzie, i w Palma de Mallorca. „Moje zdjęcia (w indywidualnym spojrzeniu i artystycznej wrażliwości) oraz kilkanaście zdjęć autorstwa innych osób tworzą opowieść o świecie siedmiu kontynentów. Są syntezą przeżyć ludzi, dla których pasją jest podróżowanie i dogłębne poznanie otaczającej ich rzeczywistości wraz z jej złożoną sferą poznania duchowego”, tą pasją Andrzej Kotnowski dzieli się i zaraża poprzez całą już serię albumów, łatwo rozpoznawalnych po charakterystycznym formacie. Poprzednie, tematyczne, pokazywały urodę i koloryt Afryki i Azji, ten jest jak wezwanie: jest tyle wyjątkowych miejsc, jak można siedzieć w domu?  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

To, co boli. Zapis choroby

Adam Michnik: – Ta książka jest odpowiedzią na dwa stereotypy. Według pierwszego, w Polsce nie było antysemityzmu. Według drugiego, wszyscy Polacy to antysemici Adam Michnik zawsze o coś walczy. Świadczy o tym całe jego życie, a w tym życiu ważną częścią – dzięki Bogu nieprzerwaną – jest publicystyka, a właściwie pisarstwo polityczne. Żarliwe, błyskotliwe, przenikliwe. Nigdy obojętne. Zawsze w nim o coś chodzi. Dobrze wiedzą o tym czytelnicy „Gazety Wyborczej” i wydanych nie tak dawno siedmiu tomów „Dzieł wybranych Adama Michnika”. Teraz w swych potyczkach o normalną, niekołtuńską, europejską Polskę Michnik sięgnął po cudze teksty i opublikował je. – Ta książka jest odpowiedzią na dwa stereotypy. Według pierwszego, w Polsce nie było antysemityzmu. Według drugiego, wszyscy Polacy to antysemici – wyjaśnił, tym razem jako autor antologii „Przeciw antysemityzmowi 1936- -2009”. Uzasadniając powód swego zainteresowania tematem, Michnik napisał: „Nie ma Żydów, ale wciąż jest ten problem; wciąż są antysemici. Ujawniają się przy każdym konflikcie politycznym. Dzielą się – przypomina Michnik Leszka Kołakowskiego – na różne odmiany, jak złośliwe insekty: jedni żądają rżnięcia Żydów, studiują broszurki o mordach rytualnych, inni mówią o niższej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Cała Polska bawi się na festiwalach

Tegoroczne lato można spędzić, jeżdżąc z koncertu na koncert. A to dopiero początek Polska ma powód do dumy – jesteśmy w światowej czołówce, a w Europie należymy do liderów. To nie żarty ani puste przechwałki – znajdujemy się wśród najlepszych. A w czym? Oczywiście, że nie w budowie dróg, kulturze politycznej, piłce nożnej ani w sztuce filmowej. Polska jest światowym mocarstwem muzycznych imprez. Szczególnie letnich. Już nie musimy oszczędzać miesiącami, żeby wyjechać za granicę na koncert ukochanego artysty czy spędzić weekend na zagranicznym letnim festiwalu muzycznym. Mamy to u siebie. Muzyczny zawrót głowy Czego, a raczej kogo możemy się spodziewać w najbliższych tygodniach i miesiącach? Prince, George Michael, Deep Purple,  Robert Plant z Led Zeppelin, Rod Stewart, Bryan Adams, Santana, Lenny Kravitz, Joe Cocker, Roxette, Rihanna, Sting, czy Cassandra Wilson to tylko najwięksi, którzy odwiedzą nas w najbliższym czasie. Na wielu z tych artystów Polacy czekali latami. Pierwszy raz wystąpi u nas skandalizująca Amy Winehouse (ARTPOP Festival Złote Przeboje Bydgoszcz 2011, 30 lipca), następcy U2 – Coldplay (Gdynia, Open’er Festival, 30 czerwca) czy wirtuoz gitary Jeff Beck (Warsaw Summer Jazz Days 2011, 21 czerwca). Zawita również do naszego kraju perkusista

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Najlepszy interes świata

Powszechne towarzystwa emerytalne osiągają rewelacyjne zyski, pobierane z naszych składek Powszechne towarzystwa emerytalne, prywatne firmy zarządzające otwartymi funduszami emerytalnymi, zarobiły w I kwartale 2011 r. ponad 151 mln zł. Oznacza to, że zysk netto PTE jest aż o prawie 25% wyższy od zysku osiągniętego w I kwartale zeszłego roku (niespełna 123 mln zł). Zagraniczni właściciele powszechnych towarzystw emerytalnych mają powody do zadowolenia. Nie ma bowiem na świecie drugiej takiej dziedziny, w której w ciągu tak krótkiego czasu można odnotować równie błyskawiczny wzrost zysków. W dodatku tym zyskom nie zagrażają żadne kryzysy, a ich osiągnięcie nie wymaga jakichkolwiek zabiegów biznesowych. Tylko polska branża emerytalna daje takie możliwości. Za sprawą reformy z 1999 r. część naszej składki emerytalnej jest przymusowo wpłacana do OFE. Dzięki temu firmom, które zarządzają otwartymi funduszami emerytalnymi, zapewniono, bez żadnych wysiłków z ich strony, stale rosnący strumień gotówki. Na ten strumień – a raczej wielką rzekę – składają się dwa źródła. Jednym z nich jest opłata za zarządzanie naszymi pieniędzmi. Pod pojęciem zarządzania można by rozumieć przemyślane inwestowanie, pomnażające pieniądze emerytalne. Tymczasem głównym działaniem PTE jest kupowanie obligacji skarbu państwa. I pobieranie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Z  wielką pompą otworzyliśmy ambasadę w Brukseli. Był premier, byli wszyscy najważniejsi. Media poinformowano, że kupno budynku, w którym jest ambasada, kosztowało Polskę 19,5 mln euro. I że wcześniej była to siedziba dyrekcji generalnej poczty belgijskiej. Nie poinformowano ich za to, ile kosztowały prace remontowo-adaptacyjne. No i że na parterze jest siedziba poczty, więc ambasada nie spełnia natowskich norm bezpieczeństwa. Inne informacje media znalazły same – że budynek to biurowiec i że liczy sześć pięter. I że sam premier Tusk mówił, słusznie notabene, że urodą nie grzeszy. Ale media miały inne zdanie. Wiadomo, co duże i błyszczące – to wielu dziennikarzom się podoba. A jeżeli jesteśmy przy „dużym”, warto zauważyć, ilu dyplomatów będzie w nowej ambasadzie pracować. Oficjalna informacja jest taka, że będzie to 200 osób, a na czas prezydencji ta liczba wzrośnie do 300. A ponieważ powierzchnia nowej ambasady wynosi 10 tys. m kw., łatwo policzyć, że w czasie prezydencji na jednego urzędnika przypadać będą 33 m kw. A w „normalnych” czasach będzie to 50 m kw. Znaczy się, po ambasadzie będzie hulał wiatr, my zaś będziemy płacić za jego podgrzewanie. Dodajmy do tego jeszcze jedno – jeśli chodzi o Brukselę, łatwo można się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tajemnica notatki Macierewicza

Nangar Khel – żołnierze niewinni. Więc kto jest winien? Sąd uniewinnił żołnierzy, którzy ostrzelali afgańską wioskę Nangar Khel. Ogłaszając wyrok, sędzia płk Mirosław Jaroszewski mówił, że materiał zgromadzony przez prokuraturę nie pozwala udowodnić winy. Wiemy więc, że z rąk polskich żołnierzy zginęło sześć niewinnych osób. Kobiety i dzieci. Ale nie wiemy dlaczego. Jeśli zaś był to błąd w sztuce wojennej, nie wiemy, kto za niego był odpowiedzialny. Po wyroku polskich polityków ogarnęła szczególna radość. Minister obrony Bogdan Klich stwierdził, że obroniony został honor polskiej armii. A były szef MON Radosław Sikorski napisał na Twitterze, że Rzeczpospolita dba o swoich obrońców. Te propagandowe okrzyki lepiej przyjąć z rozwagą. I Klichowi, i Sikorskiemu zależy na popularności w armii, więc oczywiste jest, że występują z tego typu gestami. Jednak cenniejsze byłoby, gdyby sprawę Nangar Khel przeanalizowano jeszcze raz. Z materiałów, które zostały ujawnione, wynika bowiem jednoznacznie, że choć sprawę ostrzału wioski możemy uznać za nieszczęśliwy wypadek, to wcześniej czy później podobnego incydentu można było się spodziewać. W polskim kontyngencie panowały bowiem chaos i nerwowa atmosfera, niesprzyjające sprawnemu działaniu. A przede wszystkim nie działały służby, które powinny były zabezpieczać działania żołnierzy.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy wzorem Viktora Orbána nasz rząd powinien zamrozić kurs franka szwajcarskiego?

Pro Maks Kraczkowski, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Gospodarki (PiS) Ustalenie kursu franka z punktu widzenia konsumenta mogłoby mieć duże znaczenie zwłaszcza dla osób, które dzisiaj na różnicy kursowej sporo straciły w stosunku do tego, co na początku kalkulowały. Branie kredytu we frankach było korzystne z uwagi na jego niższe oprocentowanie. Zatem z punktu widzenia naszego rządu temat jest otwarty, a przykład Węgier pokazuje, że taki ruch mógłby pomóc osobom, które wpadły w spiralę zadłużenia. Uwzględniałby także postulaty środowiska bankowców. Kontra Dr Marcin Kowalczyk, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie Nie sądzę, aby urzędowe zamrożenie kursu franka szwajcarskiego było dobrą decyzją z punktu widzenia polskiego rządu. Odgórne regulacje na rynku walutowym co prawda przyniosłyby ulgę olbrzymiej rzeszy kredytobiorców zadłużonych we frankach, jednak docelowo pogorszyłyby sytuację finansów publicznych oraz zmniejszyły wiarygodność Polski na arenie międzynarodowej. Przy zobowiązaniu do pokrywania kolejnych bardzo wysokich wydatków, zwiększających równie wysoki deficyt budżetowy, rząd zachowywałby się nieodpowiedzialnie.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.