29/2011

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Papierowa broń

W roku 2009 USA były największym importerem polskiej broni… w statystykach MSZ Teoretycznie w 2009 r. USA stały się największym odbiorcą polskiego uzbrojenia i sprzętu wojskowego o wartości 1.130.246.279 euro. Na drugim miejscu znalazła się Malezja, importując produkty naszej zbrojeniówki o wartości skokowo mniejszej – tylko 82.020.675 euro. Dalej Kanada – 40.368.258 euro i Algieria – 38.927.115 euro. Takie szokujące dane znalazły się w publikacji Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP: „Eksport uzbrojenia i sprzętu wojskowego z Polski. Raport z lat 2008-2009”, Warszawa 2010. Jest to dokument po raz pierwszy przeznaczony dla naszej opinii publicznej (a więc również polityków), wydany zgodnie z duchem i literą unijnych zaleceń, dotyczących przejrzystości i jawności informacji o handlu bronią w krajach Wspólnoty Europejskiej. Jego wydanie wiąże się z uruchomieniem w Polsce z końcem 2010 r. procesów, których finałem ma być liberalizacja przepisów związanych z udzielaniem koncesji i licencji na obrót uzbrojeniem, technologiami zbrojeniowymi oraz sprzętem wojskowym na obszarze całej Unii Europejskiej. Co wie resort Ponieważ zaskakująca wysokością lokata USA na liście naszych importerów w 2009 r. może być przedmiotem różnego rodzaju gier politycznych, może także sugerować niezorientowanym nagłe otwarcie się naszego największego sojusznika zaatlantyckiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Handelek w synagodze

Gromy spadają na państwo polskie i władze w Dębicy, choć budynek jest własnością gminy żydowskiej Przed wejściem do zabytkowej XVIII-wiecznej synagogi w samym centrum Dębicy stoi plansza z napisem „Promocja – pampersy, 1 pampers = 1 spokojna noc”. Poniżej informacja o pampersach po angielsku dla turystów zagranicznych, głównie z Izraela, przyjeżdżających zobaczyć tę starą bożnicę: „Sleep & play, economy pack – 32 zł”. Dzięki wielkiemu napisowi na fasadzie budynku, od strony ul. Krakowskiej, że jest tu Dom Handlowy „Janina”, turysta nie doznaje już tak wielkiego szoku po wejściu do środka. W lewej nawie dębickiej synagogi można kupić papier toaletowy, pampersy i podpaski. W prawej jest duży wybór garnków, patelni oraz zabawek dla dzieci. A w nawie środkowej, w miejscu bimy, czyli podestu, na którym stał pulpit do czytania Tory, damska galanteria, sukienki, parasolki i rękawiczki. Na zewnątrz ściany zawilgocone do wysokości kilku metrów, tynk odpada płatami. Tam, gdzie już odpadł, widać zamoknięty mur. Brak opieki nad tym zabytkiem dziwi zarówno mieszkańców Dębicy, jak i turystów, szczególnie Żydów z Ameryki oraz z Izraela. Szczególnie ci ostatni chcą wiedzieć, dlaczego państwo polskie toleruje w takim miejscu supermarket, czemu nie dba o budynek.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Są sprostowania, które zamieszcza się z przyjemnością. I właśnie takie nam się trafiło. Tydzień temu napisaliśmy, że Stałe Przedstawicielstwo RP przy ONZ wciąż nie przeprowadza się do nowej siedziby, bo nie skończono jej adaptacji. I że „minister Sikorski niedawno powiedział, że do końca roku zostanie załatwiona sprawa siedziby Stałego Przedstawicielstwa przy ONZ w Nowym Jorku. (…) Ale jak widać, były to tylko słowa”. Rzecznik MSZ sprostował, że „siedziba Stałego Przedstawicielstwa przy ONZ w Nowym Jorku już funkcjonuje i urzędnicy w niej pracują”. To świetna wiadomość. Podajemy ją z zadowoleniem, bo zawsze przyjemnie jest przekazywać dobre informacje. Ministrowi zwracamy honor, to dobrze, że wreszcie jedna z wielu ślimaczących się MSZ-owskich inwestycji została zakończona. A ta była szczególnie denerwująca, bo Polska płaciła czynsz (jak podawaliśmy, w granicach 105-115 tys. dol. miesięcznie) i nic z tego nie miała. Możemy więc jedynie żałować, iż rzecznik MSZ, prostując doniesienie, był tak lakoniczny i nie dorzucił paru cennych informacji: kiedy nasze przedstawicielstwo przeprowadziło się do nowej siedziby (bo zdaje się, że całkiem niedawno), no i ile milionów dolarów MSZ wydało na wynajmowanie pomieszczenia, z którego całymi latami nie korzystało. Jeżeli już jesteśmy przy dobrych informacjach, to warto napisać parę słów o giełdzie wyjazdowej. Zawsze była

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Alik kocha

Pasażerowie kolejki SKM, wjeżdżającej od strony Gdyni na Dworzec Główny w Gdańsku, mogą przeczytać na ścianie napis: „Kocham Jarka K. Alik”. Podobno ma też pojawić się graffiti informujące o tym, kto kocha Donalda T.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Kolejowa Akademia Portfela

Jakby mało było absurdów na polskiej kolei, to jeszcze ujawniły się tam talenty nazewnicze. Aby zaakcentować „korzystne zmiany”, w rozkładach jazdy zmieniono nazwę pociągu TLK z Lublina do Szczecina (i ze Szczecina do Lublina), który kiedyś był Gałczyńskim (bo świetny poeta mieszkał kiedyś w Szczecinie), na Akademię Portfela. Co to ma niby znaczyć? Nie wiadomo. Może PLK uczą, jak oszczędzać pieniądze, rezygnując z podróży, albo sięgając do naszych portfeli, robią to z akademicką maestrią. Mamy więc propozycję nowej nazwy dla pociągu z Gdyni do Zakopanego – Doliniarz. Uzasadnienie: dowiezie pasażerów do pięknych dolin tatrzańskich, Strążyskiej i Kościeliskiej, a po drodze być może jakiś kieszonkowiec, czyli doliniarz, pozbawi nas portfela.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Recepta na szczęście?

Wszyscy się zastanawiają, dlaczego – jak wykazała najnowsza Diagnoza społeczna 2011 prof. Janusza Czapińskiego – aż 80% Polaków twierdzi, że są szczęśliwi. Co się stało, że w ciągu dwóch lat odsetek szczęśliwych wzrósł z 60% do 80%, skoro coraz więcej jest niezadowolonych ze swoich małżeństw i z życia seksualnego, tracimy wiarę w Boga i w pieniądz. Nawet papierosy przestały smakować. Wytłumaczenie jest tylko jedno. Wzrostowi liczby szczęśliwych w ostatnich latach towarzyszy wzrost nadużywających alkoholu. Ciekawe, kiedy teraz nastąpi „pełnia szczęścia”?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Janina Paradowska o wyższości posła Martyniuka nad rzecznikiem Kalitą

Publicystka „Polityki” Janina Paradowska w „Polsce The Times”: O wiele bardziej niż wyprawa zarezerwowanym wagonem z kanapkami interesuje mnie na przykład, dlaczego zrezygnował z kandydowania do Sejmu Wacław Martyniuk, jeden z najlepszych posłów SLD od lat dwudziestu, prawnik, wybitny znawca sejmowych regulaminów, solidny, przez lata skutecznie pilnujący klubowej dyscypliny, po prostu poseł, do którego ma się zaufanie. Na dodatek Martyniuk powiedział, że obecna polityka to hucpa i nie do takiej się kiedyś zapisywał. Nie wiem, czy miało to coś wspólnego z tym, że oferowano mu ponoć szóste miejsce na liście w Gliwicach, bo pierwsze musiał zająć organizator rozlicznych podróży przewodniczącego, w tym i tej do Katowic, rzecznik prasowy Tomasz Kalita, który zapowiada, że pomysłów na podobne happeningi jak wyprawa do Katowic ma jeszcze wiele. Martyniuk do happeningów mało się nadaje, do Sejmu nadaje się jak najbardziej.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Przegrałem z Mefistem

Nie zrobiłem żadnego filmu, który nie byłby mną – zapewnia István Szabó Mariola Wiktor. Korespondencja z Karlowych Warów Znów o nim głośno! Właśnie otrzymał brakujące 140 mln forintów na sfinalizowanie nowego filmu „The Door” z Hellen Mirren w roli głównej, a na zakończonym niedawno festiwalu filmowym w Karlowych Warach przewodniczył międzynarodowemu jury. W hotelu Thermal odbył się jego masterclass. To dowód uznania dla niezwykłych filmów i artystycznego autorytetu jednego z najwybitniejszych węgierskich i europejskich reżyserów, Istvána Szabó. Chociaż jeszcze kilka lat temu, kiedy w 2006 r. Szabó przyznał się do kolaboracji z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa, z pewnością nikt nie zaproponowałby mu kierowania jakimkolwiek jury. Węgrzy byli w szoku. Szabó to jedyny węgierski laureat Oscara – za „Mefista”, który rozsławił w świecie naddunajską kinematografię. Choć nigdy na stałe nie przeniósł się do Hollywood, z powodzeniem realizuje filmy anglojęzyczne. Donosiłem, by ocalić życie Tymczasem duma Węgrów została zwerbowana przez bezpiekę w 1957 r., w wieku 19 lat. Działalność agenturalną István Szabó kontynuował do 1961 r., składając w tym czasie co najmniej 48 raportów. W 1963 r. skreślono go z listy donosicieli. Dlaczego? Nie wiadomo, a i on sam nie chce o tym dziś mówić. Donosił głównie na kolegów z Wyższej Szkoły Teatralno-Filmowej, w tym na Miklósa Jancsó

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Obywatele w Senacie, Kurscy na walizkach, Amerykanie na straży

Wszyscy narzekają na apatię społeczną i bierność obywatelską w Polsce. Ale w minionym tygodniu dowiedzieliśmy się, że „obywatele” chcą zostać senatorami. I niech nikt nie mówi, że mamy w kraju nad Wisłą sam ciemny lud. Ci zagubieni obywatele, którzy chcą być „oddolnym głosem” niesłyszanego na salonach ludu, to czysta reprezentacja tych wszystkich wykluczonych społecznie, bezrobotnych, nieczujących się reprezentowanymi politycznie, wyalienowanych środowisk poniżanych na każdym kroku: Marek Goliszewski – prezes Business Centre Club, Krzysztof Rybiński – były wiceprezes NBP, wrażliwy na trud ludzi pracy i tylko dla żartu i dla mediów zakładający maskę neoliberalnego dogmatyka. I w końcu prawdziwi „samorządowcy” (a może lepiej specjaliści od „samo – rządu” – ta nazwa kojarzy się z klasykiem, który szczerze i słusznie stwierdził, że „rząd sam się wyżywi”): prezydenci Gdyni, Wrocławia i Krakowa. Prezydent Grobelny z Poznania jeszcze się zastanawia i czeka na decyzję sądu w swojej sprawie. Za to znany szczególnie wśród stoczniowców senator Misiak (dawniej PO) nie zastanawia się – on już wie, że jest „obywatelem”, który chce zostać ponownie (tym razem właśnie jako „obywatel”) senatorem z Dolnego Śląska. Ci wszyscy mili panowie i aktywni obywatele nie chcą być partią, lecz „ruchem obywatelskim”. Obecny premier z obecnym prezydentem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Międzynarodówka draństwa

Koniec brytyjskiego tabloidu „News of the World” był taki sam jak jego szemrany żywot. Modelowy przykład bezczelności, cynizmu i pazerności ubranej w szaty wolnej prasy. Jedna z pereł w koronie australijskiego magnata medialnego Ruperta Murdocha. Multimiliardera, którego bali się nawet bardzo ważni politycy. Nie bez powodu. Bo człowiek, który trzyma w ręku potężne gazety i stacje telewizyjne, miał również realny wpływ na wyniki wyborów. I to nie na Karaibach, ale nawet w Wielkiej Brytanii. Jego faworyci, czyli kandydaci preferowani i lansowani w jego mediach, zwykle wygrywali. A jak się do kogoś przypięły, to mógł spokojnie kończyć polityczną karierę. Sam Murdoch był poza ocenami. Rozdawał karty i kupował kolejne media w kolejnych krajach. I wszystkie prędzej czy później działały według tego samego klucza. Jako maszynki do zarabiania pieniędzy. Za wszelką cenę. A w słowie „wszelką” jest łamanie prawa, przekupstwo, szantaż. Łamano ludzi, ich kariery i życie osobiste. Każdy był potencjalnym towarem. O tym zaś, czy i jak zostanie sprzedany, czyli pokazany w tabloidach, decydowała nie tylko jego popularność, ale nawet chwilowe zainteresowanie jakimś wydarzeniem, chorobą czy nieszczęściem. Wystarczyło, że ktoś był ofiarą katastrofy, a już jego bliscy stawali się łupem rewolwerowców z tych szmaciarskich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.