29/2011

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Zdrowie

Dawcom już dziękujemy

Operacje wszczepienia narządów wyhodowanych z komórek macierzystych mogą się stać codziennością 9 czerwca szpital Karola w Sztokholmie był miejscem operacji, którą przeprowadzono po raz pierwszy w historii: wszczepienia tchawicy zrekonstruowanej z komórek macierzystych. Nie tylko sama rewolucyjna operacja budzi podziw. Również technologie zaprzęgnięte do jej przeprowadzenia. Pacjentem, który przejdzie do historii medycyny, jest 39-letni Andemariam Teklesenbet Beyene z Erytrei, doktoryzujący się na Islandii z geologii. Beyene cierpiał na raka tchawicy. Pionierski zabieg był ostatnią szansą Afrykańczyka. Kolejne dawki promieniowania nie zrobiły większego wrażenia na guzie, który swobodnie się rozrastał. O znalezieniu dawcy nie było mowy. Lekarze musieli szybko coś wymyślić. Organ z próbówki Na razie nie jesteśmy w stanie wrzucić paru komórek macierzystych do piekarnika i wyjąć gotowego narządu. Komórkom trzeba zapewnić „stelaż”, na którym urosną – w naturalnej tchawicy jest to chrząstka z tkanki łącznej, ale skąd go wziąć w sztucznym narządzie? Odpowiedź tkwi w nanomateriale, czymkolwiek by on był. Nawet jednak ten genialny surowiec sam nie uformuje tchawicy; potrzebny był wzór. W tym celu Beyene’a zaproszono do Londynu, gdzie specjaliści od trójwymiarowego obrazowania odtworzyli jego tchawicę na ekranach komputerów. Cyfrowy odlew posłużył jako podstawa do wykonania porowatego szkieletu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Węgry – nowa dyktatura?

Orbán chętnie podejmowałby wszystkie decyzje osobiście. Ego premiera, podlane sukcesem wyborczym, wywołuje u niego silne przeświadczenie o nieomylności Krzysztof Pałosz, Korespondencja z Budapesztu W drugi poniedziałek lipca węgierski parlament przyjął ustawę zaostrzającą już wcześniej szeroko krytykowaną ustawę medialną. Produkcja wiadomości telewizyjnych zostaje przeniesiona do nowo utworzonego centrum wiadomości, które ma je później rozdzielać pomiędzy stacje. Zwolnienia tych, którzy dotychczas dostarczali informacji, obejmą w konsekwencji nawet tysiące osób. Padną oni ofiarą nowej polityki rządu, która zmierzając do cięcia kosztów, próbuje centralizować niemal wszystkie instytucje opłacane z budżetu. W tym roku ruszył wielki projekt naprawy państwa pod przywództwem Viktora Orbána. Wszystko zaczęło się od wyborów parlamentarnych w ubiegłym roku. Bardzo szczególnych – po raz pierwszy w historii Węgier partia rządząca otrzymała tak przygniatającą większość głosów. Fidesz Viktora Orbána (który rządził już w latach 1998-2002) uzyskał ponad dwie trzecie mandatów w parlamencie. Ta większość jest o tyle szczególna, że, tak jak w Polsce, nie można bez niej zmienić konstytucji. Liczba jest też ważna, ponieważ dla młodych demokracji ma być hamulcem wobec pochopnych decyzji rządzących, gwarantując równocześnie partycypację opozycji. Po wyborach zmienił się klimat

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy polskie tabloidy czeka los „News of the World”?

Dr hab. Irmina Wawrzyczek, brytyjska kultura popularna, UMCS Niestety, zbyt mało wiem o sposobach zdobywania newsów przez polskie brukowce, aby móc sensownie porównać je do „mistrzów” z „News of the World” lub „The Sun”. Myślę jednak, że przed niechlubnym upadkiem uratuje je mizeria finansowa, bo na działania w stylu Murdocha trzeba przede wszystkim wyłożyć dużo pieniędzy. Jacek Żakowski, publicysta „Polityki” Nie sądzę, aby tak się stało, bo w końcu te tytuły przynoszą za duże pieniądze wydawcom, aby je tak łatwo utracili. Myślę, że jednak jakiś rodzaj reakcji na te skrajne działania tabloidów i ogólną tabloidyzację mediów jest tylko kwestią czasu. I to nie będzie inicjatywa nasza, ale stroną stanie się Komisja Europejska, która prędzej niż poszczególne rządy zacznie wprowadzać jakąś regulację. Sądzę, że będzie się starała ucywilizować ten rodzaj mediów, wprowadzić, a może wymusić jakieś minimalne standardy, np. w prezentowaniu okrucieństwa przez wydawców. Wojciech Czuchnowski, publicysta „Gazety Wyborczej” Wszelkie próby stosowania takich technik, jak to czyniły „NoW” na dużą skalę, są w Polsce absolutnie w powijakach. Na pewno w tabloidach byłaby chęć zdobywania tego typu informacji, ale nasz rynek jest inny, trudniej skorumpować funkcjonariuszy policji i innych służb bezpieczeństwa, a także trudniej byłoby znaleźć

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wakacyjny kurs dojenia turystów

Porcja frytek za 8 zł, a może lody za 21 zł? Takie ceny proponują wakacyjni sprzedawcy 100 g frytek za 8 zł, a może trzy kulki lodów za 21 zł? Takie ceny proponują turystom wakacyjni sprzedawcy. Zjedzenie pełnego obiadu za kwotę niższą niż 60 zł jest równie trudne jak znalezienie skrawka wolnego miejsca na plaży. Przed wyjazdem sprawdź, co może cię zaskoczyć na urlopie. Łóżko za osiem stów Sezon letni to prawdziwa żyła złota dla osób związanych z biznesem turystycznym. Okres od czerwca do września jest najczęściej jedyną okazją do wielkiego zarobku. Obroty dużych hoteli w letnich kurortach w Polsce sięgają milionów złotych. Przedsiębiorcy zakładający firmy w miejscach licznie odwiedzanych przez turystów podbijają ceny nawet sześciokrotnie i starają się wyciągnąć jak największe sumy za oferowane usługi. Taka sytuacja dotyczy również punktów gastronomicznych czy sklepów. Według sondażu przeprowadzonego przez firmę Payback Consumer Monitor, aż 60% Polaków zamierza w tym roku spędzić wakacje w domu. Głównym powodem są wysokie koszty podróżowania, zakwaterowania oraz wyżywienia. Większość z pozostałych 40%, planując wakacyjne wydatki, stara się nie przekroczyć kwoty 1,2 tys. zł na członka rodziny. Z powodu zawirowań gospodarczych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Nie spotkałem agresywnych Indian – rozmowa z Jackiem Pałkiewiczem

Polacy trafili na ludzi pijanych, uzbrojonych – taki przypadek mógł się zdarzyć wszędzie. Z Jackiem Pałkiewiczem rozmawia Bronisław Tumiłowicz Czy miał pan okazję zetknąć się kiedyś z parą podróżników – Jarosławem Frąckowiakiem i Celiną Mróz – których nad Ukajali spotkała śmierć z rąk Indian? – Nie, ale spotykałem w różnych stronach świata wielu innych polskich podróżników i muszę stwierdzić, że byli to najczęściej ludzie dobrze przygotowani na różne niespodzianki, przyzwoicie wyposażeni, znający języki i pewne podstawowe zasady bezpieczeństwa. Kiedyś takie podróżnicze doświadczenie było dostępne niemal wyłącznie dla obywateli bogatych krajów Zachodu, ale obecnie to się zmieniło. Wypadek, a nie zetknięcie „cywilizacji” z „dzikością” Sądzi pan więc, że dobrze przygotowany obieżyświat powinien wiedzieć, jak udobruchać Indian z plemienia Ashaninka i nie powodować ich agresji? – Nie ulegajmy dezinformacji. To, co spotkało naszych podróżników nad brzegiem Ukajali, nie było efektem jakiegoś zetknięcia „cywilizacji” z „dzikością”, tylko pospolitym wypadkiem. Ludzie, którzy napadli na parę Polaków, nie żyli daleko od cywilizacji, tylko nad brzegiem wielkiej rzeki, która jest uczęszczanym szlakiem komunikacyjnym. Może to nawet byli potomkowie Indian lub Metysi, ale ich domniemana pierwotna agresywność nie ma nic wspólnego z tym zdarzeniem. Polacy trafili na ludzi pijanych, uzbrojonych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Nie trzeba posługiwać się prawem jak cepem – rozmowa z prof. Ewą Łętowską

Rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego czasami okazywały się bardzo rozczarowujące Z prof. Ewą Łętowską rozmawia Andrzej Dryszel Czy poglądy i sympatie polityczne sędziów TK wpływają na wydawane przez nich wyroki? – Uważam to za kwestię drugorzędną. Nie zgadzam się z wekslowaniem dyskusji o pracy Trybunału Konstytucyjnego na poziom poglądów politycznych. Praca sędziowska jest oparta na wiecznym dyskursie – to zespół, którego członkowie dyskutują, spierają się ze sobą. Płaszczyzną takiego sporu są albo zasady, reguły, konstrukcje – czyli wszystko to, co nazywamy nauką prawa – albo czysta aksjologia, czyli wyznawane wartości. Lenin był prawnikiem, ale przede wszystkim był ideologiem i sfera aksjologiczno-polityczna przeważała u niego ponad wszystkim. Na każdym wyroku ważą poglądy sędziów – nie tyle polityczne, ile wyznawany przez nich system wartości. Aksjologia sędziów nie powinna jednak zastępować wiedzy fachowej. Jak mówi stara anegdota, sąd może lubić chudy ser, ale musi, w granicach widełek, skazać sprzedawczynię fałszowanego mleka. Jeśli lubi, może jej wymierzyć najniższą możliwą karę. – Oczywiście, ale nie poniżej widełek. Jeśli natomiast nie ma pojęcia, jakie są te widełki, kiedy i w jaki sposób nimi operować, skaże ją wedle swego uznania. Wiedza prawnicza powinna trzymać sędziów w ryzach, niezależnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Megaseriale zastępują historyków

„Rodzina Borgiów”, „Rzym, „1920”, „Dynastia Tudorów”… Historyczne kino triumfalnie powraca do telewizji Wszystkie drogi prowadzą do „Rzymu”. Również drogi współczesnego serialu historycznego z jego pieczołowitą dbałością o techniczną stronę realizacji, nierzadko z faktograficzną nonszalancją i wieloznacznością zachowań głównych bohaterów. Majestatyczne posągi herosów dzisiaj nikogo już nie wzruszają, więc fantastycznego Conana Barbarzyńcę zastąpił zmęczony Juliusz Cezar. Wyprodukowany przez BBC „Rzym” długo nie czekał na wyrazy popularności. Internetowe fora i rzesze zagorzałych sympatyków spierały się w gorących dyskusjach nie tylko o zgodność detali z epoką, o prawdopodobieństwo przedstawianych wydarzeń, o prawdę i fałsz historii. Najczęściej pytano, czy Cezar potrafi kochać, czy jest ojcem dziecka Kleo i z kim prześpi się Kleopatra. Bo w dużej mierze dla współczesnego widza ekranizacja życia pierwszego władcy stolicy antycznego świata jest interesująca z takich samych powodów, jakimi kierują się dzisiaj tabloidy. Polityka i wielka historia to tylko rekwizyt. „Rzym” nie jest filmem o wielkim władcy ani o władzy. Bo kto dziś zrozumie uzurpatora? Nasza kultura pożegnała ostatnich politycznych dyktatorów u schyłku XX w. wraz z upadkiem radzieckiego imperium, które, jak wiele innych, nie zdążyło utrwalić się jeszcze w żadnym uniwersalnym micie. I nikt o zdrowych zmysłach nie opowiadałby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.