16/2013

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Opinie

Bezradny jak radny

Obecna ordynacja wyborcza sprawia, że w radzie 200-tysięcznego miasta można zasiadać, otrzymawszy 364 głosy Przeciwnicy okręgów jednomandatowych, w wyborach zarówno parlamentarnych, jak i samorządowych, uważają, że dałyby one fałszywy obraz rzeczywistych, zróżnicowanych preferencji ideowych i politycznych elektoratu i prowadziłyby do deformacji systemu demokratycznego przedstawicielstwa – wbrew temu, co głoszą ujawniający się teraz ich namiętni zwolennicy. Podzielam ten pogląd. Moje przekonanie łączy się z krytycznym stosunkiem do obowiązujących u nas reguł wyborczych, szczególnie na poziomie samorządowym: w wyborach do sejmików wojewódzkich i do rad gmin na prawach powiatu (w tzw. miastach prezydenckich). Partia ważniejsza niż kompetencje Debata na ten temat jest pilną społeczną potrzebą, ponieważ obecna ordynacja wyborcza do organów samorządu terytorialnego także prowadzi do patologii wyborczej i do licznych nieprawidłowości w organach samorządowych, co precyzyjnie opisano w „Raporcie o stanie samorządności terytorialnej w Polsce” pod redakcją prof. Jerzego Hausnera. Zauważmy przy okazji, że raport ten jest prawie zupełnie nieobecny w aktualnej wymianie poglądów w tej kwestii. Być może powodem przemilczenia jest jego podstawowy brak – przechodzi on bowiem do porządku dziennego nad istotnymi przyczynami tych nieprawidłowości, wyrastającymi właśnie z ordynacji wyborczej, która odbiera wspólnotom lokalnym i regionalnym możliwość bardziej podmiotowego kształtowania składu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Zdrowaśki za molestowanie

Prawo kanoniczne nie uznaje pedofilii za poważne przestępstwo […] Oddawajcie więc, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co Bożego, Bogu. Ewangelia św. Mateusza 22,21 W 2001 roku Watykan zwrócił się do biskupa Pierre’a Picana z Bayeux ze słowami uznania, które należy odczytać wręcz jako gratulacje za to, że nie poinformował policji o księdzu pedofilu i przydzielił go do nowej parafii, mimo że ów przyznał się do winy. „Dziękuję ci, że nie doniosłeś na księdza świeckim władzom”, napisał kardynał Castrillon Hoyos [ówczesny prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa – red.], a jego list uzyskał osobistą aprobatę Jana Pawła II i innych kardynałów, łącznie z prefektem Kongregacji Nauki Wiary, kardynałem Josephem Ratzingerem. Świat dowiedział się o tym, kiedy księdza skazano na osiemnaście lat więzienia za wielokrotne gwałty i napaści seksualne na chłopców, a sam biskup otrzymał wyrok trzech miesięcy w zawieszeniu za niezgłoszenie molestowania, co było sprzeczne z francuskim prawem. Pochwała udzielona Picanowi została skopiowana i rozesłana do wszystkich biskupów, w ten sposób zachęcano ich do tego, by postępowali podobnie. Trudno o bardziej czytelny przykład tego, że Stolica Apostolska postawiła prawo kanoniczne ponad kodeksem karnym innych państw albo że przynajmniej wymagała od swoich duchowych podwładnych – obywateli tych państw – łamania prawa własnego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Karaluch a sprawa polska

W Sejmie poseł Patryk Jaki (ten od Ziobry) wręczył ministrowi Sławomirowi Nowakowi słoik ze znalezionym przez jego wyborców insektem, mówiąc, że jest to pluskwa. Show zepsuł mu jednak Stefan Niesiołowski (PO), stwierdzając, że to wcale nie pluskwa, tylko karaluch. Przy okazji nazwał posła Jakiego nieukiem. Wyjaśnił też wyższość karalucha nad pluskwą, która jest krwiopijcą, w dodatku tuczy się krwią ludzką! Karaluch zaś żywi się odpadami spożywczymi. Karaluch w pociągu to zatem nic złego, a w każdym razie nic groźnego. Wyborcy posła Jakiego mogą podróżować pociągami spokojnie. Tak czy owak happening posłowi Jakiemu się nie udał. Po prostu okazał się byle jaki. Od happeningów Sejm ma Palikota. Tymczasem Leszek Miller po półtora roku walki wewnątrz obozu lewicy wykazał wyższość swoją i SLD nad Palikotem i jego Ruchem. Wyższość czterokrotną, miażdżącą! W ostatnich sondażach SLD ma aż 8%, Ruch Palikota zaledwie 2%. Wyższość SLD nad Ruchem Palikota porównywalna jest zatem do wyższości karalucha nad pluskwą. I ma w gruncie rzeczy takie samo znaczenie. Na lewicy na razie – zdaje się – nie wyrosła alternatywa dla POPiS. Dla porządku jedynie dodać wypada, że zgodnie z ostatnio obowiązującymi regułami polskiego dialogu SLD zarzuca Ruchowi Palikota, że wcale

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Żuk

Jutro mogą przyjść po ciebie!

Tytuł felietonu to hasło reklamowe nowego filmu Ryszarda Bugajskiego „Układ zamknięty”. Bezprawie państwowych służb pokazane w filmie rozgrywa się nie w dalekiej przeszłości, lecz w „wolnej, demokratycznej, prawej” współczesnej Polsce. Wbrew niektórym komentarzom nie dotyczy ono jednak wyłącznie przedsiębiorców, ale dotyka wszystkich obywateli. Państwo polskie może być represyjne wobec każdego. Można nawet powiedzieć, że zwykły szary człowiek, choć stanowi mniejsze zagrożenie dla systemu, ma jednocześnie mniejsze środki do swojej obrony i dlatego jest bardziej narażony na szykany państwa. Aresztować można każdego, a jak ktoś siedzi, to opinia publiczna dzięki sensacyjnym doniesieniom mediów zakłada, że „coś muszą mieć na niego”. „Areszty wydobywcze” nie odeszły niestety z rządami PiS. Od sześciu lat rządzi PO i przepełnione areszty są wciąż standardem w kraju nad Wisłą. Prezydent Komorowski stwierdził po premierze, że ten film powinni obejrzeć ludzie, „którzy są zwolennikami prostej tezy, że w zasadzie na każdego coś się znajdzie i każdego można o coś łatwo oskarżyć, nie ponosząc za to odpowiedzialności”. Trafne słowa, ale przejdźmy do konkretów, Panie Prezydencie. Ten film to nie tylko fikcja artystyczna, to rozgrywa się każdego dnia w Polsce, w kraju, gdzie jest Pan prezydentem. Może warto zastanowić się nad tym, kto i jak nadzoruje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Po prostu Tuszyński

Jego nie da się podrobić. I, niestety, nie da się też zastąpić nowym modelem. Żeby tak pisać o sporcie, trzeba najpierw dobrze ten sport poznać i pokochać. To warunek wstępny i oczywiście niezbędny. A później? Jeśli wystarczy talentu, zostanie do wykonania wielka praca. Ciężka, wręcz katorżnicza robota. Za to efekt może być tak niezwykły jak w jego przypadku. Dziesiątki lat pracy, by wystarczyło po prostu powiedzieć: Bogdan Tuszyński. I wszystko jasne. To nazwisko ma w sobie taki ładunek emocji, jak jego pamiętne słowa z Wyścigu Pokoju: „Halo, tu helikopter”. Z Polskim Radiem, dla którego zrobił ponad 3 tys. transmisji, rozstał się ponad 30 lat temu, a dla pokolenia 50 plus ciągle jest kimś bliskim. Domownikiem. Jak wtedy, gdy z uchem przy radiu albo z wywieszonych na ulicach głośników słuchaliśmy wieści z wyścigu. Tego nie da się zapomnieć. Ekspresja, bogactwo słów i wyczekiwane przez kibiców relacje to był znak firmowy Tuszyńskiego. Tytana mikrofonu, który później z równie wielką pasją zaczął pisać książki. Jeden człowiek z wieloma talentami. Tuszyński jest jak silna wieloosobowa drużyna. Reporter, historyk sportu i mediów, biograf i prasoznawca. Autor ponad 30 książek z historii prasy, dziennikarstwa sportowego i historii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Każdy reżyser to manipulator – rozmowa z François Ozonem

Krytyka mnie nie boli, chociaż oczywiście wolę być wynoszony pod niebiosa Był pan zawsze wspaniałym portrecistą kobiet. – To prawda, że chętnie filmuję kobiety. Fascynują mnie, uważam, że są dużo bardziej interesujące od mężczyzn – odważne, inteligentne, skłonne do poświęceń. Bohaterami ostatniego filmu, „U niej w domu”, są jednak mężczyźni. Być może to rodzaj naturalnej ewolucji z mojej strony. Kobiety też są w nim obecne. Wszystko zaczyna się przecież od namiętności, którą w młodym chłopaku wzbudza matka kolegi – piękna Esther, zagrana przez Emmanuelle Seigner… – To punkt wyjścia do historii manipulacji i uzależnienia. Ale przyznaję, że postać Esther zafascynowała mnie w równym stopniu co sylwetki męskich protagonistów – ta kobieta, dusząca się w mieszczańskim komforcie, jest jedną wielką tęsknotą. To współczesna Emma Bovary, tylko bardziej konformistyczna. Albo po prostu życiowo rozsądna, jak kto woli. Zawsze fascynowało pana mieszczaństwo, klasa średnia z jej ograniczeniami, hipokryzją i ukrywaną pustką. Również tu ukazuje pan życie prywatne pozornie idealnej rodziny. – Moja fascynacja mieszczaństwem i jego kodami jest typową fascynacją czymś nieznanym – przyglądam się klasie średniej jak egzotycznemu zwierzęciu. Sam pochodzę z rodziny intelektualistów, ale jako dziecko marzyłem,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Pomagać czy stać z boku?

Powstanie w getcie warszawskim z drugiej strony muru W poniedziałek wielkanocny, 19 kwietnia 1943 r., wybuchło powstanie w getcie warszawskim. Nigdy nie miało szansy powodzenia. „Godność, człowieczeństwo – tego broniliśmy”, mówił Marek Edelman. Czy tak odbierali powstanie sąsiedzi po drugiej stronie muru? Żydowskie getta stały się podczas II wojny światowej nieodłącznym elementem polskich miast. Utworzono ich niemal 30. Niemcy czynili wszystko, aby odseparować dzielnice żydowskie od „aryjskiej” części miasta. Odgradzał je nie tylko mur. Nieufność między Polakami a Żydami podsycała hitlerowska propaganda. Po ataku Trzeciej Rzeszy na ZSRR w czerwcu 1941 r. gadzinowe media często odwoływały się do obrazu Żyda bolszewika, który zadał Polakom zdradziecki cios w plecy. Największe i najliczniejsze było getto w Warszawie. W szczytowym momencie – w marcu 1941 r. – na powierzchni ok. 400 ha stłoczono od 450 do 500 tys. Żydów. Na jedną izbę mieszkalną przypadało średnio 10 osób. Warunki sanitarne urągały wszelkim standardom. Z chorób i głodu do połowy 1942 r. zmarło ponad 100 tys. osób. Na porządku dziennym były masowe egzekucje czy pojedyncze morderstwa żydowskich mieszkańców. Getta były traktowane jako etap przejściowy do „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Kiedy na początku 1942 r. przetestowano pierwsze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Gorzkie lekarstwo pani Thatcher

Margaret Thatcher wierzyła w poczciwą, tradycyjną Anglię. A kiedy doszła do władzy, uwolniła siły, które zniszczyły ją na zawsze Korespondencja z Londynu Na ekrany brytyjskich kin wszedł właśnie poruszający dokument „The Spirit of ‘45” w reżyserii Kena Loacha. To opowieść o budowie brytyjskiego państwa socjalnego, obmyślonego jeszcze podczas wojny przez szlachetnego liberała Williama Beveridge’a. Państwa, którego symbolem stała się darmowa służba zdrowia NHS, zbudowana rękami Aneurina Bevana, syna górnika z północy Anglii. Ludzie wspominający ze łzami w oczach nowe, pachnące domy, które uboga, powojenna Brytania dała im zamiast slamsów, w których żyli za czasów potężnego imperium. Staruszkowie opowiadający drżącym głosem o wizycie w darmowym od niedawna szpitalu, na który przez pół życia nie było ich stać… A potem następuje cięcie. Dosłownie i metaforycznie. Przeskakujemy do 1979 r. Do fotoreporterów odwraca się na schodach Downing Street Margaret Thatcher. Niczym anioł zagłady. Zima Goryczy Robiąc to cięcie, Loach pomija Zimę Goryczy – falę strajków, która utorowała Thatcher drogę do zwycięstwa. Laburzystowski rząd Jamesa Callaghana stracił wtedy  kontrolę nad krajem: bezrobocie, inflacja, szarość, bieda, zniechęcenie i gniew, które nieustannie eksplodowały w formie zamieszek. („Nie ma przyszłości!”, wykrzykiwali muzycy punkowcy). W grudniu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kto podpalił „Scandinavian Star”?

Załoga promu podłożyła ogień, zabijając 159 osób – twierdzi komisja ekspertów – To największe masowe morderstwo w Europie Północnej od czasu II wojny światowej. To najbardziej wstrząsający skandal w całej historii skandynawskiego wymiaru sprawiedliwości – oskarża Gisle Weddegjerde, inspektor okrętowy z niezależnej komisji ekspertów. W kwietniu 1990 r. pożar promu „Scandinavian Star” w cieśninie Skagerrak spowodował śmierć 159 osób. Przyczyną tragedii z pewnością było podpalenie. Za jedynego sprawcę uznany został 37-letni duński kierowca ciężarówki, Erik Vinther Andersen, mający opinię piromana i wyroki za wzniecanie pożarów. Andersen zginął w katastrofie, dochodzenie więc zamknięto w 1993 r. Komisja niezależnych ekspertów, w skład której wchodzą inżynierowie budownictwa okrętowego, specjaliści od pożarnictwa i prawnicy, doszła jednak do wniosku, że na statku wybuchły co najmniej cztery pożary, może nawet sześć. Ich sprawcą nie mógł być duński kierowca, który oszołomiony alkoholem zmarł w swojej kabinie, zatruty toksycznym dymem z drugiego pożaru. Ingvar Brynfors, strażak z brygady pożarniczej szwedzkiego miasta Frölunda, który jako pierwszy znalazł się na płonącym promie, pamięta, że ogień szalał w różnych, oddalonych od siebie miejscach, a niektórzy członkowie załogi utrudniali gaszenie. – Tylko raz policjant zadał mi pytanie. Potem nikt nie chciał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Śmierć prokuratorów w Teksasie

Czy to bandyci z rasistowskich gangów wydali wojnę wymiarowi sprawiedliwości? W Stanach Zjednoczonych doszło do serii ataków na urzędników wymiaru sprawiedliwości. Istnieją podejrzenia, że funkcjonariuszy mordują bandyci z rasistowskich gangów. W Teksasie po tragicznej śmierci dwóch prokuratorów zaostrzono środki bezpieczeństwa. W zakrojonym na szeroką skalę śledztwie uczestniczy FBI. 3 kwietnia senator John Cornyn, republikanin z Teksasu, w liście do prokuratora generalnego USA Erica Holdera stwierdził, że w obecnej sytuacji należy pozwolić prokuratorom federalnym na przychodzenie do pracy z bronią. Zabójcy z szarego samochodu 31 stycznia zastępca prokuratora teksaskiego hrabstwa Kaufman, 57-letni Mark Hasse, zaparkował samochód na parkingu przy sądzie w Houston. Hasse brał udział w dochodzeniu przeciwko 34 przywódcom Aryan Brotherhood (Bractwa Aryjskiego), potężnego gangu białych rasistów, działającego także w więzieniach. W listopadzie 2012 r. wielka ława przysięgłych w Houston oskarżyła ich o morderstwa, usiłowanie morderstwa, porwania, wymuszenia i handel narkotykami oraz inne poważne przestępstwa. W grudniu departament bezpieczeństwa publicznego stanu Teksas ostrzegł, że „aryjscy bracia” planują odwet na funkcjonariuszach wymiaru sprawiedliwości. 31 stycznia dwóch gangsterów Ben „Tuff” Dillon i James „Dirty” Meldrum przyznało się przed sądem w Houston do niektórych przestępstw. Ale prokurator Hasse już tego nie usłyszał.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.