47/2013

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Niepodległość z Daszyńskim

Młoda krakowska lewica przypomniała rząd lubelski utworzony 7 listopada 1918 r. Trzy bardzo głośne marsze przeszły 11 listopada przez Kraków. Najpierw ten oficjalny, z żołnierzami, strażakami i ułanami na koniach, na który pod Barbakanem zaczaili się zwolennicy PiS, aby pod adresem wojewody Jerzego Millera wykrzykiwać: „Miller oszust, Miller zdrajca”, „Gdzie jest wrak?”, „Precz z komuną”, a pod adresem rządzących: „PO to samo zło”, „Żeby Polska w siłę rosła, trzeba wodza, a nie osła”, „Pan prokurator ma rację, mamy w Polsce demokrację”. Po południu Kraków przeszedł we władanie PiS, wzmocnionego przez 500 Węgrów przybyłych w podzięce za wsparcie Viktora Orbána. Były więc transparenty: „Rodacy! Ojczyzna gore. Przestańcie gnić w milczeniu. Tylko ogólnonarodowy zryw oczyści Polskę z PRL-owskich oszustów, złodziei i grabarzy Polski. Abdykujcie, najemne kanalie, medialni zdrajcy Polski”, „Kaczyński + Orbán = silna Europa”, „Kaczyński – nasz prezydent”. A wieczorem przeszedł przez miasto Marsz Wolnej Polski. Ponad 700 członków Narodowego Odrodzenia Polski skandowało: „Nacjonalizm to wolność”, „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „Polska to my, a nie Donek i jego psy”, by na koniec podeptać i spalić flagę Unii Europejskiej. Odbyła się też czwarta manifestacja, najpoważniejsza, najspokojniejsza, pełna refleksji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Świętowit wyrzucony ze Ślęży

Pod naciskiem miejscowego proboszcza usunięto posąg bóstwa przedchrześcijańskich Słowian Z holu Domu Turysty PTTK na szczycie Ślęży, 30 km na południe od Wrocławia, 26 października usunięto replikę posągu Świętowita – czołowego bóstwa z panteonu dawnych Słowian. Został on tam postawiony przez polskich wyznawców przedchrześcijańskich wierzeń w 2010 r. jako pewien symbol i znak tego, czym była niegdyś góra. Jak informują owe wspólnoty w internecie, haniebny, iście średniowieczny czyn, przejaw religijnego fanatyzmu i nietolerancji, dokonany został pod naciskiem ks. prałata Ryszarda Staszaka, proboszcza parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Sulistrowicach. W tych działaniach aktywnie wspierały go władze samorządowe miejscowości położonych u stóp Masywu Ślęży. W wyniku presji psychicznej duchownego oraz uległych mu przedstawicieli władz kierowniczka placówki była zmuszona usunąć rzeźbę. Przedchrześcijańskie sanktuarium Podwrocławska góra Ślęża (718 m n.p.m.), wyrastająca samotnie jako typowy ostaniec, stanowiła ośrodek pogańskiego kultu solarnego miejscowych plemion słowiańskich. Jego początki sięgają epoki brązu, a upadek wiąże się z chrystianizacją tych obszarów w X i XI w. Rozkwit przedchrześcijańskiego sanktuarium można datować na czasy osadnictwa celtyckiego (czyli przed przybyciem Słowian na te tereny). Na szczycie góry odnaleziono fragmenty kamiennych wałów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Kto zamordował prezydenta Kennedy’ego?

Pół wieku po zamachu aż 80% Amerykanów uważa, że prezydent padł ofiarą spisku 50 lat temu, 22 listopada 1963 r., zamordowano prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Był czwartym prezydentem w historii Stanów Zjednoczonych, który zginął z ręki zamachowca. Pierwszym był Abraham Lincoln w 1865 r., drugim James Garfield w roku 1881, trzecim zaś William McKinley, którego w 1901 r. pozbawił życia Leon Czołgosz, anarchista polskiego pochodzenia. Archiwum zamknięte do roku 2029 Oficjalnie powołana komisja pod przewodnictwem prezesa Sądu Najwyższego USA Earla Warrena uznała, że jedynym zabójcą prezydenta był Lee Harvey Oswald, który działał w pojedynkę. Komisja przesłuchała 550 świadków i przeanalizowała dziesiątki tysięcy dokumentów, które wraz z niepublikowanymi materiałami przekazała w 848 pudłach do Archiwum Narodowego Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie, gdzie pozostaną w zamknięciu do 2029 r. Zawierają one m.in. stenogramy rozmów szefów mafii, potajemnie nagrywanych pół roku przed zabójstwem prezydenta. Wynikiem dziesięciomiesięcznej pracy komisji był liczący prawie 900 stron raport o okolicznościach zabójstwa Kennedy’go. Konkluzje raportu komisji Warrena do dzisiaj budzą bardzo poważne wątpliwości. Im więcej czasu upływa od zamordowania Kennedy’ego, tym więcej Amerykanów odnosi się sceptycznie do wniosku, że nie było spisku przeciw prezydentowi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Liczy się czas

Udar mózgu może mieć nawet dziecko, które jeszcze się nie urodziło Nazywany często wylewem, choć to niewłaściwe określenie, udar mózgu jest wynikiem nagłego niedotlenienia jakiegoś obszaru mózgu. Przyczyną może być zmniejszenie przepływu krwi do mózgu (udar niedokrwienny) bądź jego uszkodzenie będące następstwem krwotoku (udar krwotoczny). Udar niedokrwienny i krwotoczny Najczęstszą postacią udaru mózgu jest udar niedokrwienny (70-80% wszystkich przypadków). Dochodzi do niego wskutek zamknięcia lub zwężenia światła naczyń doprowadzających krew do mózgu, czego konsekwencją jest odcięcie komórek nerwowych od tlenu i dostarczanych wraz z nim substancji odżywczych, a następnie obumarcie komórek. Wśród najważniejszych przyczyn udaru niedokrwiennego wymienia się przede wszystkim zator, czyli zatkanie tętnicy mózgowej przez skrzeplinę (zakrzep) płynącą od chorego serca (dotyczy to zwłaszcza osób z migotaniem przedsionków, zaburzeniem rytmu serca, wadą zastawek, po zawale), miażdżycę naczyń krwionośnych oraz chorobę małych naczyń mózgowych, które są zbyt twarde, grube i mało kurczliwe, by mogła przez nie normalnie przepływać krew. W przypadku udaru krwotocznego, który przybiera zwykle postać krwotoku śródmózgowego, krwotoku podpajęczynówkowego lub przemijających ataków niedokrwiennych nazywanych często miniudarami (szacuje się, że u co piątej osoby

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Widmo nierozliczonej przeszłości

Odnalezienie kolekcji w Monachium unaoczniło, że Niemcy przez niemal 70 lat od wojny nie uchwalili ustawy ułatwiającej zwrot zrabowanych dzieł sztuki Okoliczności towarzyszące odkryciu przeszło 1,4 tys. zrabowanych przez nazistów dzieł sztuki stawiają władze niemieckie w nie najlepszym świetle. Takie wrażenie odnosi się, brnąc przez fragmentaryczne sprawozdanie prokuratury w sprawie zarekwirowania kolekcji 79-letniego Corneliusa Gurlitta, którą odkryto w lutym 2012 r. w jego monachijskim mieszkaniu. Policja natknęła się wówczas u emeryta na drogocenne dzieła sztuki, które zostały zgromadzone przez jego ojca, Hildebranda, a pochodziły najwidoczniej z grabieży dokonanej przez nazistów w latach 1939-1945. Dzięki dziennikarskiej dociekliwości reporterów niemieckiego tygodnika „Focus” sprawa została w końcu ujawniona, ale dopiero prawie dwa lata później. Gdyby nie oni, to wiekopomne odkrycie wciąż byłoby prawdopodobnie tajemnicą augsburskiej prokuratury. Co ciekawe, nikt nie pokusił się o wytłumaczenie, dlaczego bawarscy śledczy tak długo milczeli. Wyraźnie skonsternowani, nie chcieli zapewne dolewać oliwy do medialnego ognia. Niemniej jednak jest to zagadka, nad której rozwiązaniem nie sposób się nie zastanawiać, tym bardziej że do niewtajemniczonych należał ponoć sam Wolfgang Schäuble, minister finansów w rządzie federalnym, któremu podlega urząd celny. Hamburski tygodnik „Der Spiegel” podaje, jakoby Schäuble „wściekł się” i zażądał szybkiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Zlikwidować elity

W wyniku hitlerowskich akcji niszczenia polskiej inteligencji mogło zginąć nawet sto tysięcy osób Podbić Polskę to jedno. Utrzymać w niej spokój – to drugie. Hitler znał dzieje polskich powstań narodowych, które, choć kończyły się klęską, zdobywały międzynarodową sympatię. A przecież Polska miała „raz na zawsze zniknąć z mapy Europy”. Zagwarantować to mogła jedynie Intelligenzaktion, fizyczna likwidacja polskich elit. Eksterminacja polskich warstw przywódczych miała kluczowe znaczenie dla planów germanizacji wschodnich terenów. „Za nasze najważniejsze zadanie – obwieścił Hitler w Gdańsku 20 września 1939 r. – uważamy zasiedlenie tej ziemi ludźmi, którzy pojęcie »Polski« znać będą w przyszłości tylko jako historyczne wspomnienie”. Słowa te wywołały powszechną euforię wśród Niemców, szczególnie zamieszkujących II RP. Na łamach poznańskiego „Posener Tageblatt” przekonywali wręcz, że „ten kraj powinien się stać najmilszą Hitlerowi ziemią ludu niemieckiego”. W pierwszym etapie realizacji tych zamierzeń mieszkańców podbitych terenów podzielono na odpowiednie kategorie. Większość Polaków miała się stać niewolnikami. Część wysłano na roboty przymusowe w głąb Rzeszy, inni pozostali jako zaplecze dla przyszłych niemieckich osadników. Niewielki odsetek „aryjskich” obywateli II RP otrzymał szansę zgermanizowania,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Pendereccy i wszystko gra – rozmowa z Krzysztofem Pendereckim

KRZYSZTOF PENDERECKI o miłości, poświęceniu, pasji, muzyce i drzewach W nastoletniej Elżbiecie zakochał się bez pamięci, zostawiając dla niej rodzinę. I temu wyborowi pozostaje wierny od prawie 50 lat. Oboje kojarzą się ze światem wielkiej muzyki. Ale także ze sobą. Pendereccy… i wszystko jasne. Kompozytor i organizatorka życia muzycznego. Dyrygent, laureat niezliczonych prestiżowych nagród, a ostatnio można także przeczytać: mąż Elżbiety Pendereckiej. I ona – członkini władz prestiżowych festiwali muzycznych na świecie, mająca wielkie zasługi w wyszukiwaniu talentów młodego pokolenia. Pendereccy – nierozerwalny tandem. Nie ma znakomitości w świecie światowej muzyki, których by nie znali (wymienienie choćby części nazwisk zajęłoby zbyt wiele miejsca). W ogrodzie ich krakowskiego domu z chudej gałązki wyrosła metasekwoja. Nie miała prawa tak się zadomowić w nieprzyjaznej strefie klimatycznej, tymczasem jeszcze się rozdwoiła i teraz z jednego zrobiły się dwa gigantyczne pnie. Dziś ma 40 lat. Symbol dobrego związku? Bo skoro za sukcesami mężczyzn często stoją kobiety, rodzi się pytanie, jak jest w tym przypadku. Maestro, porozmawiajmy o miłości i poświęceniu. Podoba się panu to połączenie? – Hmmm… Gdy się kocha prawdziwie, poświęcenie jest czymś tak naturalnym, że… już poświęceniem nie jest. A czym? Samą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Prezydent Komorowski na ruinach

Mówi się często, że wyborcy mają krótką pamięć. Dlatego politycy mogą poszaleć, bo naród i tak przy urnie zapomni o różnych wpadkach i niemądrych słowach. Pewnie jest w tym sporo prawdy. Ale na miejscu prezydenta Komorowskiego nie liczyłbym na krótką pamięć tych środowisk centrolewicowych, które popierając go, rozstrzygnęły o jego wygranej z Jarosławem Kaczyńskim. Słowa, które skierował do rodaków 11 listopada, stojąc przed Grobem Nieznanego Żołnierza, bardzo zirytowały wielu naszych czytelników. Dawno nie dostałem tylu protestów przeciwko zachowaniu głowy państwa. Bezmyślny atak na ambasadę Rosji skierował uwagę opinii publicznej na zadymy narodowców. Ale znacznie ważniejsze od tego pożałowania godnego incydentu są słowa Bronisława Komorowskiego. W ostatnich latach tak nieprawdziwe i stronnicze opisy królowały na kartach broszur Instytutu Pamięci Narodowej i w środowiskach ultraprawicowych. Co więc takiego się stało, że nawołując do jedności i świętowania, prezydent równocześnie przekreślił życiorysy i dorobek milionów Polaków? Mówiąc im, że „w roku 1918 i w roku 1989 Polska budowała swą gospodarkę na ruinach”, Komorowski przekroczył granice absurdu. Wiem oczywiście, że takie słowa już wcześniej padały, bo nie ma głupoty, której jakiś polityk by nie wygłosił, licząc na poklask ze strony pewnej grupy społecznej. Ale co innego, gdy słyszy się to od głowy państwa. I to od polityka, który do tej pory swoją

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Dwie Polski?

SLD nie chce się dogadywać z Ruchem Palikota, który niedawno sprywatyzował nazwę i z Ruchu Palikota stał się Twoim Ruchem. Sojusz podejrzewa ugrupowanie Palikota o gospodarczy liberalizm, a jemu samemu wypomina, że wydawał kiedyś katolicki „Ozon”. Palikot może przypomnieć SLD, a szczególnie Leszkowi Millerowi, jak to prowadził liberalną gospodarkę w czasach, gdy rządził, jak podlizywał się Kościołowi… PO nie chce się dogadywać z SLD (choć może będzie musiała), bo jej działacze uważają się za antykomunistów (cokolwiek by to dziś znaczyło) i z komuchami rozmawiać nie będą. Co najmniej część elektoratu SLD przypomina Platformie udział w PiS-owskiej lustracji i dezubekizacji, wsparcie tworzenia CBA oraz likwidację WSI i nie może jej tego wybaczyć. PSL (z wyjątkiem posła Kłopotka, który co drugi dzień zrywa koalicję i przez to jest obiektem ciągłego zainteresowania coraz głupszych mediów) deklaruje lojalność wobec koalicyjnej PO. Myślę, że gdyby zaszła potrzeba, taką lojalność za odpowiednią pulę stanowisk mogłoby deklarować Prawu i Sprawiedliwości, gdyby tylko wygrało wybory i szukało koalicjanta. Jeśli coś PSL przed tym powstrzyma, to chyba tylko wspomnienie losów Samoobrony. Rola przystawki przy PiS jest niepewna. Choć w zasadzie pewna – PiS ją zeżre. Ostatecznie przystawka jest po to, by ją zeżreć. Jest jeszcze Partia Demokratyczna z Andrzejem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

Koniec Paryża

Paryż jest coraz droższy. Nie w sensie „drogi, kochany mój Paryżu”, ale najprzyziemniej finansowym. O cenach kupna i wynajmu mieszkań bądź podatkach lokalnych nie warto nawet wspominać. Mała czarna w kawiarni koło Sorbony kosztuje trzy razy więcej niż w moim miasteczku 50 km od stolicy. Studentów na nią nie stać. Jedna po drugiej bankrutują więc urocze kawiarenki. Dzielnica Łacińska nie jest już azylem żaków, choć jeszcze zipie jakąś ostatnią resztką szaleństwa. Do Francji, jak zresztą i do Rzeczypospolitej, wtargnęły bowiem bataliony higienistów.Na szczęście Paryż ma jeszcze legendę. Szalonych lat Montmartre’u z końca XIX w., Montparnasse’u z pierwszych dekad wieku XX. Tę drugą zawdzięcza w wielkiej mierze amerykańskim idiotom, którzy wprowadzili w Stanach Zjednoczonych prohibicję. Najwybitniejsi pisarze czy malarze z drugiej strony oceanu przyjeżdżali nad Sekwanę pracować i spokojnie popić. Mało kto pamięta, że alkohol zwalczali także bolszewicy. Nie tylko dla wolności twórczej przybywali tu więc także artyści ze wschodu. Wspaniały Paryż owych lat, jaki odnajdujemy w niezliczonych wspomnieniach, to świat otwartych do ostatniego klienta zadymionych knajpek przesiąkniętych zapachem wina i absyntu, burdelików, redakcji efemerycznych periodyków przyjmujących autorów o piątej nad ranem, o ile przynieśli co trzeba z sąsiedniego, całonocnego sklepiku, zespołów muzycznych, które nad ranem grały

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.