2018

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Aktualne Przebłyski

Dera na dzień wczorajszy

Mało apetyczny jest widok Andrzeja Dery zarabiającego na ośmiorniczki w kancelarii prezydenta Dudy. Widok tego urzędnika połykającego własne głupoty działa jak skuteczna dieta odchudzająca. Ileż to razy panowie D. ujadali na Sąd Najwyższy i prezes Gersdorf? A kiedy Unia tupnęła nogą, prezes Gersdorf okazała się dla nich niejadalna. Musieli zrezygnować z zapowiadanego kanibalizmu politycznego. Dera jest też mało strawny językowo. Chłop się zbliża do emerytury, ale nie może pojąć, że tylko wtórni analfabeci mówią „na dzień dzisiejszy”. W prezencie świątecznym radzimy Derze, i to za darmo, by mówił po polsku. Wystarczy jedno słowo: dziś. A zamiast „w dniu wczorajszym” wystarczy: wczoraj.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Transfer Wenderlicha do PiS?

W tym roku nic Wenderlichowi tak dobrze nie wyszło jak liczba występów w agitkach TVP Info „Woronicza 17”. Prowadzi je toporny aktywista PiS przebrany za dziennikarza, więc udający lewicowca Wenderlich pasuje tam jak ulał. Upór, z jakim łazi do Rachonia, jest rozmaicie komentowany. Najczęściej obstawiany jest transfer Wenderlicha do PiS. PO złowiła Nowacką, to dlaczego PiS nie miałoby przytulić Wenderlicha? Mało prawdopodobne jest przecież, że Wenderlich, znany z męstwa, stanie w SLD na czele buntu przeciwko Czarzastemu. A u Biedronia, gdzie Wenderlich też puka, drzwi zaryglowane.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Eksces w przedszkolu

W świecie zwierząt wcale nie jest dobrze z wolnością słowa. Przedstawicielom niektórych gatunków zezwala się na podniesienie głosu tylko w momencie terminalnym, kiedy czują nóż na gardle. Pozostającym przy życiu sztukom przysługuje prawo do wypowiedzi raz w roku, o północy w Wigilię Bożego Narodzenia. Nie jest możliwe, żeby taka sytuacja przedłużała się w nieskończoność. Energia nieludzko, przepraszam: po ludzku uciskanych, eksploatowanych i zabijanych zwierząt nie wyparowuje bez śladu. Gdzieś się kumuluje i prędzej czy później czeka naszą planetę, a może i wszechświat, kolejny wielki wybuch. Zastanawiające, że najokrutniej ludzie obchodzą się z karpiem, uosobieniem pokory, istotą z natury niewyrywną i typem wyjątkowo małomównym. Zadają mu śmierć, zanim zabierze głos, kilka godzin przed występem, kiedy zwierzę z pewnością ma już w głowie plan stand-upa. Po tylu latach kaźni ryby chyba już wiedzą, że muszą coś z tym zrobić. Reszta stada, czyli towarzystwo, nie wymaga od karpia, żeby akurat on stanął okoniem, bo powszechnie wiadomo, że to nie jest sposób na ominięcie patelni. Z dobrego źródła mam informację, że spośród rozważanych form karpiowego buntu zostanie wybrany wariant dwutaktowy: nabywamy kamizelki, płyniemy pod prąd. W tym roku akcja jeszcze nie wypaliła, bo Wigilia nadeszła szybciej, niż osiągnięto porozumienie w sprawie koloru kamizelek. Będzie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Moc pomagania

Chcemy, żeby ludzie mieli świadomość, że gdy przychodzą do Siepomaga, to tu zostanie zrobione wszystko, żeby im się udało Monika Urban – prezeska Siepomaga, największego portalu zbiórek charytatywnych w Polsce Agnieszka Nowik – członkini zarządu, która współtworzyła portal niemal od początku Uczestniczę w zbiórkach Siepomaga od kilku lat i wciąż zachwyca mnie jego fenomen. Byłam świadkiem, jak w krótkim czasie zbieraliście ogromne sumy. Skąd pomysł na taki portal? Monika Urban: – Siepomaga został założony w 2009 r. przez mojego obecnego męża, Patryka Urbana. Kończył wtedy kierunek e-biznes na Uniwersytecie Ekonomicznym. Mimo że pracował w centrali jednego z banków, wiedział już, że ma duszę wolnego ptaka i chce robić coś samodzielnie. Ponieważ był dobry w makietowaniu i projektowaniu serwisów, a jednocześnie widział ogromną wartość w niesieniu pomocy drugiemu człowiekowi, chciał wymyślić coś, w czym mógłby łączyć obie te rzeczy. Patryk do dziś śmieje się z historyjki z początków działalności, kiedy to jeden z dziennikarzy miał przeprowadzić z nim wywiad i próbował wycisnąć z niego motywy założenia portalu. Dopytywał: A czy pan jest chory? A może ktoś w rodzinie? Nie? Co w takim razie w pana życiu się wydarzyło, że zdecydował się pan zająć taką działalnością? Gdy usłyszał, że właściwie nic, stwierdził, że wywiadu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kronika Dobrej Zmiany

Dobrzy ludzie „dobrej zmiany”

Pisowcy głośno pomstują na Unię Europejską i instytucje międzynarodowe, ale skwapliwie korzystają z ich możliwości. Nie, nie o to chodzi, żeby ugrać coś dla Polski, ale żeby mieć coś dla siebie. Jednym ze sposobów na to jest umieszczanie znajomych, a także swoich dzieci na dobrze płatnych stanowiskach w instytucjach międzynarodowych. A warunek, że te stanowiska wymagają szczególnych kwalifikacji? Pisowcy są przekonani, że oni kwalifikacje mają. W praktyce wygląda to żałośnie. Polska – przypominano o tym zupełnie niedawno, gdy wybuchła awantura związana z zatrudnieniem w Banku Światowym Kacpra Kamińskiego (o tym za chwilę) – ma udziały nie tylko w BŚ, ale również w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju oraz w Międzynarodowym Funduszu Walutowym. I w związku z tym ma pulę stanowisk, które może obsadzać. To są ważne, wymagające szczególnych kwalifikacji stanowiska, dzięki którym możemy wspomagać politykę państwa. Wysyłano więc tam rzeczywistych fachowców. Na przykład do MFW delegowani byli tacy ludzie jak były minister finansów Andrzej Raczko, po nim pracowało tam kilku wiceministrów finansów. A kogo teraz wysłano? Wysłano Piotra Trąbińskiego. To nie jest ekonomista, tylko prawnik. Pracował przez kilka lat w BZ WBK, kiedy bankiem kierował Mateusz Morawiecki. Był też harcerzem. Po katastrofie smoleńskiej wymieniano go wśród osób z ZHR, które ustawiały krzyż przed Pałacem Prezydenckim. Podobnie rzecz się ma z Europejskim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zaryglowane drzwi do amerykańskiego snu

Wędrówka ludności Hondurasu, Salwadoru i Gwatemali jest pierwszym przypadkiem exodusu wywołanego przez zmiany klimatyczne Kiedy 13 października wychodzili z honduraskiego San Pedro Sula, było ich parę setek. Trzy tygodnie później – już 8 tys. Przyłączyło się do nich wielu Salwadorczyków, Gwatemalczyków, Nikaraguańczyków i trochę Meksykanów. Szli dniem i nocą, spali po drodze, jedli to, co otrzymywali od ludzi, często tak samo biednych jak oni. Kobiety, mężczyźni i dzieci. Wszyscy uciekają od biedy, od braku pracy. I od przemocy. Dawniej stosowanej przez wielkich właścicieli ziemskich i policję, a teraz przez maras – bandy handlarzy narkotyków, którzy zmuszają ich do pracy dla nich, grożą torturami i śmiercią. Idą do Stanów Zjednoczonych, bo tam jest praca. Można zaoszczędzić i wysłać część zarobku rodzinom. Można posłać dzieci do dobrych szkół i czuć się bezpieczniej niż w domu. Wiedzą, że prezydent Trump nazwał ich prawdziwą plagą złoczyńców i gwałcicieli, mówił, że niosą choroby, brud i przestępstwa. Dlatego on przeciwstawi się tej inwazji, mobilizując 15 tys. policjantów i ponad 5 tys. żołnierzy. Jeśli migranci zaczną rzucać w nich kamieniami, policja i wojsko otworzą ogień. Dla nich jednak to nie ma znaczenia, wolą zginąć, starając się wejść

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

W Pabianicach kłamcy górą

Czyściciele tablic, pomników i napisów historycznych, napędzani przez tzw. historyków z przebogatego IPN, szaleją na całego. Jakby goniła ich biegunka. Bo przecież nie goni ich mizerna myśl śladowo obecna w tym środowisku. Szaleństwo dotarło nawet do Pabianic. Wyrzucono tablicę przypominającą o pięciu robotnikach zastrzelonych przez policję podczas tłumienia strajku pabianickich włókniarzy w 1933 r. Kilkadziesiąt osób zostało wówczas ciężko rannych. Robotnicy zbuntowali się, bo drastycznie obniżono im płace i wydłużono czas pracy. A dziś tchórzliwe władze Pabianic chcą te wydarzenia wymazać z historii.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Sobowtór Glika

Śląski smog mocno szkodzi. A najbardziej zatruwa główki polityków „dobrej zmiany”. Na przykład posła PiS Grzegorza Matusiaka. Notabla, którego dopadły omamy piłkarskie. Zaczęło mu się wydawać, że dał kasę na budowę boiska Kamila Glika w Jastrzębiu-Zdroju. O swojej hojności poinformował ludność. Miał pecha, bo billboard wkurzył Kamila Glika. Piłkarz na Facebooku kazał mu jak najszybciej usunąć to badziewie. I nie przyklejać się do niego. Bo to Glik sam przekazał własne pieniądze na boisko.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Andrzej Seweryn pół wieku na scenie

O mnie można wszystko mówić, ale nie to, że to były „kaprysy gwiazdy” Z Teatru Ateneum przy ulicy Jaracza w Warszawie do Teatru Polskiego przy ulicy Karasia w linii prostej jest mniej więcej pół kilometra. Niewielki dystans przemierzył Andrzej Seweryn ze swojego pierwszego teatru po studiach aktorskich do teatru, w którym od lat sprawuje rządy. Ale paradoksalnie odkąd odszedł z Ateneum, aby rozpocząć przygodę w teatrze francuskim, do chwili gdy obejmował dyrekcję stołecznego Polskiego, przebył drogę ogromną. Mimo że coraz częściej wpadał do Polski, aby zagrać w filmie albo zrobić coś w teatrze, wydawało się, że to droga bez powrotu. Nie dlatego, że drzwi miał zamknięte – przeciwnie, po roku 1989 otwarte były szeroko. Po prostu bardzo się związał kontraktami, planami, obecnością ze swoim drugim krajem. Zwłaszcza kiedy został aktorem Komedii Francuskiej, trzecim cudzoziemcem zaangażowanym w tym zespole od czasów Moliera. Ten powrót w jakiejś mierze zaskoczył samego artystę, skoro w książce „Andrzej Seweryn” (2001) zwierzał się autorce Teresie Wilniewczyc: „Nigdy już (…) nie będę członkiem stałego zespołu teatralnego w Polsce. Moja praca w kraju będzie miała inny charakter niż dawniej. Nie do końca też będę rozumiał, co ona znaczy dla polskiej kultury,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Mazur nie zmienił Dąbrowszczaków

Zamieszanie związane ze zmianami nazw ulic w Olsztynie sięgnęło zenitu. Kto za to zapłaci? W połowie listopada Naczelny Sąd Administracyjny oddalił kasację wojewody warmińsko-mazurskiego od wyroku sądu niższej instancji w sprawie zmiany nazwy ulicy Dąbrowszczaków w Olsztynie na ulicę poety Erwina Kruka. To kolejna porażka historyków z Instytutu Pamięci Narodowej i ustawy dekomunizacyjnej. Zwłaszcza że w tym samym czasie NSA unieważnił – po odwołaniu olsztyńskich radnych – zarządzenie wojewody zmieniające nazwy ulic Wincentego Pstrowskiego i prof. Stefana Poznańskiego. Kilka miesięcy wcześniej Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie podważył zasadność zmiany nazwy pod względem merytorycznym, uznając, że polskiej formacji walczącej z faszyzmem nie można określać mianem komunistycznej, bo komuniści stanowili zaledwie 40% jej składu. Pozostali bojownicy o demokrację w Hiszpanii to ochotnicy: socjaliści, robotnicy, bezrobotni, związkowcy, a nawet działacze sanacji (pisaliśmy o tym w tekście „Dąbrowszczacy wracają do Olsztyna?”, PRZEGLĄD nr 15/2018). Od tego wyroku wojewoda wniósł kasację, ale NSA właśnie ją odrzucił. Sprawa była o tyle nośna, że niemal rok temu Artur Chojecki, wojewoda z nadania Prawa i Sprawiedliwości, zmienił nazwę Dąbrowszczaków na Erwina Kruka, mazurskiego poety, który zmarł zaledwie półtora roku wcześniej. Zmiana była niezgodna z prawem miejscowym, przyjętym przez radę miasta,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.