09/2019

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Aktualne Przebłyski

W poszukiwaniu prestiżu Glapińskiego

Nareszcie wiemy, co łączyło Adama Glapińskiego, prezesa NBP, z wypuszczonym z aresztu Markiem Chrzanowskim, eksszefem Komisji Nadzoru Finansowego. Nic zdrożnego. Takie sobie pogaduszki. Jak to między kolegami, wykładowcami akademickimi. Nauczycielami młodzieży, którzy są też autorami książek. A co? Czy pisarze nie mogą się kumplować? A czy bracia Karnowscy nie mogą w „Sieciach” robić dobrze „dobrej zmianie”? Mogą. Więc robią. Są z tego plusy dodatnie. Po opisie finansowego zamachu stanu na Glapińskiego, o którym opowiedział sam Glapiński, nie spaliśmy całą noc. Glapiński widzi ten zamach jako próbę podważenia jego autorytetu i prestiżu. Mimo długich poszukiwań nie udało nam się znaleźć tego czegoś u prezesa NBP.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

SLD na trampolinie

Za niespełna trzy miesiące poznamy wyniki pierwszej rundy tegorocznych wyborów. Bardzo są niepewne. A przecież tylu rozmaitych mądrali jeszcze przed rokiem zapowiadało długie i niezagrożone rządy PiS. A tu, proszę, ta niemrawa, zużyta kadrowo i praktycznie bezprogramowa opozycja bliska jest przysporzenia zwartym oddziałom PiS dużych kłopotów. Jeśli chodzi o PiS, to oczywiście zwartość tej formacji ocenimy dopiero po jej pierwszych porażkach. Czyli niedługo. Łatwiej ocenić zasoby i zwartość Koalicji Obywatelskiej. Czyli tych polityków, którym – jak głoszą – zależy na przyszłości kraju i naszych dzieci. I oczywiście na demokracji i praworządności. Wiemy, jak to było za rządów PO-PSL. Za SLD, niestety, też. Ówczesną troskę o dzieci pamiętają rodzice i dziadkowie. Dlatego tak wielu głosuje na PiS. Bo choć wiele im się w dzisiejszych rządach nie podoba, to 500+, 300 zł wyprawki szkolnej i inne elementy polityki socjalnej i płacowej są pierwszymi od dawna realnymi działaniami. A nie obiecankami przedwyborczymi. Opozycji nie wystarczyły cztery lata, by to pojąć. By zrozumieć, dlaczego kilka milionów Polaków opowiada się za programem będącym w kontrze do tego, co im serwowano wcześniej. To, że takiego rachunku sumienia nie zrobiła PO, nie może dziwić. Przecież ci sami politycy, którzy rządzili przez osiem lat, szykują się do powrotu. Tak jakby w Polsce nic

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

Kresy

W „Polityce” (4/2019) ciekawy artykuł Daniela Korbela przypominający ośmiodniową (23-30.01.1919) wojnę polsko-czeską o Śląsk Cieszyński. Tu i ówdzie pokazały się małe wzmianki na ten temat. Nieco wcześniejszą rocznicę, 2 października 1938 r., kiedy to Polska wbijała nóż w plecy Czechom, „przywracając macierzy” Zaolzie, dość dokładnie przemilczano, ale nie z tego, miejmy nadzieję, względu, że ona nieco haniebna, tylko po prostu mniej okrągła. Niestety, znacznej części Polaków z tymi właśnie militarnymi wydarzeniami Zaolzie i cały Śląsk Cieszyński najbardziej się kojarzą. Szkoda. Jest to bowiem kawałek ziemi o specyficznej i wyjątkowo pięknej historii. Trochę smaku miejscowego liznąłem, bo mama mojej pierwszej żony, Maryna Kobzdej, miała w Wiśle dom, do którego często z Kasią przyjeżdżałem. Zacznijmy od tego, że naprawdę rzadko się zdarza, by tak mały region wydał tylu wybitnych ludzi. Dzisiaj znamy wszyscy Jerzego Pilcha (Marek Pilch, sędzia narciarski, też stamtąd), Adama Małysza, Michała Kempę. Za naszej pamięci umarli: Gustaw Morcinek, operator filmowy Karol Chodura (m.in. „Zakazane piosenki”, „Piątka z ulicy Barskiej”), Józef Pieter – pedagog, psycholog, współtwórca Uniwersytetu Śląskiego. Wspomnieć też muszę Jana Sarnę, najbardziej pechowego piłkarza w dziejach krakowskiej Wisły. Zadebiutował w 1936 r. w meczu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

SZOŁKEJS

Nowe znaki sprzeciwu

Przedłuża się ogólnopolskie poszukiwanie chętnego do przesłuchania najważniejszego dewelopera w kraju. Nikt do tej pory się nie zgłosił, mimo że upływa właśnie miesiąc od zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i są już spisane zeznania cudzoziemca, który postanowił szukać sprawiedliwości w polskim sądzie. Dziwne, że nie pali się do tej roboty prokurator generalny, który dostał do ręki wymarzony materiał do pokazania, jak mocno sam wierzy w to, co mówi, a mówił do niedawna, że w Polsce nie ma i nie będzie świętych krów. Prawda, że o świętych deweloperach nie wspominał, ale niby dlaczego akurat tę grupę zawodową miałby wyjąć spod paragrafu?! Trzeba przyznać, że sprawa jest paskudna i źle pachnie. Poszedł smrodek, którym już zalatuje cała polska demokracja i jej nadzwyczaj oryginalna egzekutywa. Za chwilę będą nas rozpoznawać na odległość. Pilnie potrzebna jest tama, która utrzyma wstyd w granicach administracyjnych naszego kraju i zapobiegnie ewentualnym plamom na honorze Polaków. Trzeba pamiętać, że to na naszym patriotycznym rodaku chce dochodzić krzywd człowiek, który w swoim domu mówi po niemiecku! Prokuratorowi generalnemu różowieją policzki, kiedy słucha o Srebrnej. Tak go ona brzydzi, że dla wyrównania ciśnienia w organizmie najchętniej w ogóle umyłby ręce. A mógłby sobie ulżyć inaczej. Na przykład ogłosić casting wśród zawodowych oskarżycieli i wyznaczyć nagrodę dla śmiałka, który wygra prawo

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Brzydź się grzechem jak wężem

Służąca jest bez szans w starciu z możniejszymi Z aktu oskarżenia sądu w Suwałkach: Na początku roku 1925 mieszkanka wsi Smolniki gminy Kadaryszki Michalina Ż. oddała 13-letnią swą córkę z pierwszego małżeństwa Mariannę J. na obowiązek do gospodarza z sąsiedniej wsi Jedoziory Józefa M. Wiosną tego roku Marianna J. wypowiedziała się wobec rodziców, że nie będzie dalej służyć u M., bo jest tam niedobrze. W pierwszych dniach maja Marianna znów przyszła do matki swej i oświadczyła, że więcej na służbę nie pójdzie, bo gospodarze nie dają jej chleba. Atoli matka ją skrzyczała i odprowadziła ją z powrotem do M. Parę dni później Marianna Ślużyńska, dowiedziawszy się od Michaliny Ż., iż ta córkę swą Mariannę odprowadziła z powrotem do M., oświadczyła: – Wyście chyba nie jej matka. I oznajmiła, że żona Józefa M. mówiła jej, Ślużyńskiej, że mąż Józef dobiera się do dziewczynki Marianny, zaczepia ją i szarpie. Zaraz po tym Michalina odebrała swoją córkę Mariannę od M. i zapytała się jej, czy to prawda jest, co ludzie mówią. Okazało się, że tak. 27-letni Józef M. dwa razy próbował dziewczynkę zgwałcić. Pierwszym razem było to wiosną 1925 r. Marianna zamiatała podłogę w kuchni. W pokoju obok siedziała gospodyni z dziećmi. „Józef M.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Jazydki to bojowniczki

Moja walka o prawa kobiet rozpoczęła się w chwili narodzin – w wielu krajach bycie dziewczynką jest wielkim wyzwaniem Golshifteh Farahani – aktorka irańska Czuje się pani równie dobrze w wielkich produkcjach amerykańskich w stylu „Piratów z Karaibów”, jak i w filmach autorskich typu „Paterson” Jima Jarmuscha, w lekkich komediach i w teatrze. Skąd taka różnorodność? – Sama zadaję sobie czasami to pytanie. Powiedzmy, że wszystko wydaje mi się możliwe i że uwielbiam podejmować nowe wyzwania. Jedynym kryterium jest jakość projektów oraz to, czy wnoszą coś znaczącego w moje życie. Oczywiście są aktorzy, którzy wybrali określoną drogę i konsekwentnie nią podążają – czuję się im bliska, ale w moim przypadku chodzi bardziej o wierność sobie. Lubię eksperymentować – role są dla mnie rodzajem testu, za pomocą którego sprawdzam, do czego jestem zdolna, a do czego nie. Miała pani być pianistką, nawet została pani przyjęta do słynnego konserwatorium w Wiedniu. Ale powiedziała pani „nie”. – Zaczęłam grać na pianinie w wieku pięciu lat. Rodzice byli zachwyceni, widzieli we mnie przyszłą gwiazdę filharmonii. Jako nastolatka odmówiłam jednak wyjazdu do wiedeńskiego konserwatorium; kiedy miałam 14 lat, pojawiło się w moim życiu kino. Po pierwszej roli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Emerytura dla tenora

Ogromne gaże, choćby te za sylwestra, a potem skromna emerytura. Artyści i twórcy podjęli w Polsce walkę o pieniądze na starość Zaraz po nowym roku zaczynają utyskiwać jeden przez drugiego, jak osoby bez pracy, wieloletni bezrobotni. Kulą się w sobie i za Romualdem Lipką przyznają: „Dostaję niecałe 500 zł emerytury, więc muszę grać”. Różnice między nimi są niewielkie – wokalista Budki Suflera Krzysztof Cugowski wyznaje, że ma emeryturę w wysokości 570 zł, piosenkarz Andrzej Rosiewicz – 590 zł, a nauczycielka śpiewu, jurorka „Idola” i „Must be the music” Elżbieta Zapendowska – 700 zł. Choć będą i tacy, którzy w tym roku mogą liczyć na więcej, np. Barbara Sienkiewicz – 1,2 tys. zł, Maryla Rodowicz – 1,4 tys. zł, Jan Nowicki – 1,5 tys. zł, Beata Tyszkiewicz „aż” 1,7 tys. zł. Stawki są „nieobliczalnie głodowe”, podkreślają przy tym. Jednocześnie pozują na ściankach w markowych ciuchach, odwiedzają drogie galerie, rozbijają się luksusowymi wozami, co też skrzętnie rejestrują paparazzi. I zwykły Kowalski zachodzi w głowę: jak to w końcu z tymi emeryturami dla artystów jest. Golenie pola „Oszuści”, „darmozjady”, „na kasie z ZUS nigdy im nie zależało”, „poradzą sobie, skoro za koncert,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Jakie są przyczyny kiepskich wyników nauczania matematyki?

Jakie są przyczyny kiepskich wyników nauczania matematyki? dr Krystyna Łybacka, była minister edukacji, matematyczka Żadnego przedmiotu nie da się nauczyć tylko dlatego, że jest on na egzaminie. Po pierwsze, uczyć się należy dla samego przedmiotu i korzyści z jego opanowania, a egzamin jest przekraczalną barierą do pokonania. Wszystkim chyba się wydawało, że kiedy matematyka stanie się obowiązkowa na maturze, uczniowie będą jej się uczyć, ale to błędny pogląd. Po drugie, matematyka jest piękna, ale tylko wtedy, gdy jej piękno zostanie odpowiednio pokazane. Nie ma uczniów niezdolnych do matematyki, są tylko źle do niej przekonani przez nauczycieli. I wreszcie po trzecie, trzeba pamiętać, że w oświacie wszelkie decyzje wpływają na nie zawsze trafne decyzje partnerów. Sama swego czasu powiedziałam, że skoro są egzaminy wstępne, niech uczelnie decydują, czy chcą na nich matematyki, czy nie. Do głowy mi nie przyszło, że jedna z politechnik z niej zrezygnuje. Marcin Karpiński, redaktor naczelny czasopisma „Matematyka w Szkole” Nie ma pewności, czy wyniki nauczania matematyki w Polsce są kiepskie, czy bardzo dobre. Z międzynarodowych badań wiadomo jedynie, że w przypadku dzieci do 15. roku życia efekty nauczania tego przedmiotu są u nas nieco lepsze niż średnia w krajach OECD. Nie sprawdzono niestety, jak wyglądają umiejętności starszych uczniów. Przyjrzano się za to metodom nauczania i okazało się, że w naszym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kronika Dobrej Zmiany

Samotny biało-czerwony żagiel

Najbardziej dojmującym wrażeniem po stwierdzeniu p.o. ministra spraw zagranicznych Izraela, że Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki, było poczucie osamotnienia Polski. Wszyscy nabrali wody w usta. Co oczywiście świadczy o pozycji Polski w świecie, jej znaczeniu i skuteczności obecnej dyplomacji. Milczała Ameryka. Oczywiście trzeba docenić miłe słowa pani ambasador Mosbacher, ale nie czarujmy się – nie jest to wystarczająco wysoki szczebel. Milczała Unia Europejska. Pewnie z cichą satysfakcją, bo dla państw Unii (tej starej) konferencja bliskowschodnia była elementem rozbijania jedności europejskiej. A Grupa Wyszehradzka? Jak wiemy, premier odwołał swój wyjazd do Izraela na szczyt Grupy Wyszehradzkiej. Nie pojechał tam też minister Czaputowicz. De facto szczyt został więc zerwany. Polska liczyła jednak na coś więcej – na solidarność państw V4. O tym pisała zresztą na Twitterze rzeczniczka PiS Beata Mazurek: „Odwołanie spotkania V4 + Izrael to wyraz solidarności państw Gr. Wyszehradzkiej! Po interwencji PMM pozostali premierzy podjęli dec. o odroczeniu szczytu z Izraelem”. Wiemy więc, że sam premier Morawiecki dzwonił i namawiał swoich partnerów z Węgier, Słowacji i Czech, by do Jerozolimy nie lecieli. Wiele by to ich nie kosztowało – można było ogłosić, że ponieważ szczytu nie ma, premier do Izraela nie leci…

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.