19/2019

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Spis treści

Spis treści nr 19/2019

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Odprawić Butefa do Walhalli

Algierczycy odsyłają prezydenta na zasłużoną emeryturę W 1965 r. Abd al-Aziz Buteflika miał 28 lat i doświadczenie udziału w wojnie dekolonizacyjnej przeciwko Francji. Kierował algierską dyplomacją. Kapuściński wspomina w „Wojnie futbolowej”, że Buteflika grał w piłkę nożną z ówczesnym prezydentem Ahmadem Ben Bellą, co nie przeszkadzało mu współorganizować spisku przeciwko niemu. Zamach stanu wyniósł do władzy płk. Huariego Bumediena, przy którym kariera Butefliki nabrała rozpędu. Śmierć politycznego patrona oznaczała dla przyszłego prezydenta konieczność emigracji. Na szczyty algierskiej polityki wrócił w 1999 r. – jako popierany przez armię kandydat wygrał wybory prezydenckie i przywrócił pokój oraz stabilizację w kraju wyniszczonym wojną domową. Jednak w ciągu czterech kadencji ten były najmłodszy na świecie minister spraw zagranicznych stał się zwornikiem i symbolem systemu, w którym władzę nad coraz młodszą populacją sprawuje kasta 80-latków. Masowe demonstracje zaczęły się w Algierii pod koniec lutego po zapowiedzi zgłoszenia kandydatury Butefliki na piątą kadencję. Po przebytym w 2013 r. udarze prezydent jest sparaliżowany, porusza się na wózku, lata na leczenie do Szwajcarii i nie zabiera publicznie głosu. Jednocześnie cały kraj zdobią oficjalne portrety Butefliki, przesłaniające kulisy walki o władzę i wpływy wśród członków stworzonego przez niego – i coraz bardziej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Wildstein przelewów nie sprawdza

Tak bywa, gdy człowiek dostaje kasę z wielu źródeł. Jak Bronisław Wildstein. Łatwo wtedy przegapić jakiś przelew. Nawet jeśli jest to przelew od rodzeństwa Kulczyków. Dominika i Sebastian Kulczykowie zapłacili Wildsteinowi koszty przegranego procesu. Ale to nie przeszkodziło mu w napisaniu kolejnego krytycznego tekstu „Oszuści czy biedacy, czyli o dziedzicach Kulczyka”. A że z prawdą materialną nawet Wildstein nie potrafi sobie poradzić, musiał przeprosić. Zrobił to w swoim stylu. Kulczykom pokazał wała. A przeprosił… czytelników.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Agnieszka Wolny-Hamkało Felietony

Sprawa lalek

Co leży u podłoża konfliktu, który wprawił w konsternację świat teatralny po ostatniej premierze w Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu? Lęk przed zamknięciem wydziału lalkarskiego i od lat narastający spór pomiędzy wyznawcami tradycyjnego teatru lalkowego a rewolucjonistami, którzy wyprowadzają aktora zza parawanu, wprowadzają do spektaklu wideo i poszerzają rozumienie lalki, animując elementy scenografii i kostiumu. Różnice między konserwatywnym a progresywnym podejściem do spektakli lalkowych widać właściwie już po plakatach. Część jest infantylna, przesadnie kolorowa, typografia przypomina plastelinę. Cała oprawa kojarzy się z „książeczkami” dla dzieci, które można kupić w supermarkecie. A plakat to przecież pierwszy znak, sygnał tego, czego możemy się spodziewać po inscenizacji, jaka estetyka liczy się dla reżysera, w jaki sposób dobiera on współpracowników. W obszarze książek dla dzieci tę rewolucję estetyczną przeprowadzili w latach 90. mali, ambitni wydawcy. W teatrze dramatycznym trwa pluralizm, ale tam nikt nie protestuje, oglądając spektakle abstrakcyjne, performatywne czy – proszę wybaczyć – postdramatyczne. Zespoły przyzwyczaiły publiczność do innego rodzaju odbioru. Niekonieczna jest historia, spektakl nie musi być „ładny” ani nawet zrozumiały. Może być innego rodzaju przeżyciem. Różne pomysły na teatr nie są jednak antagonistyczne. Malarstwo abstrakcyjne nie zdominowało figuratywnego, a instalacje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Grunwald uciekł z kalifatu

Przypomniał o sobie Jerzy Grunwald. Muzyk. W latach 70. śpiewał ckliwe piosenki. I był ciemnym brunetem. Wyjechał do Szwecji. Po 40 latach wciąż jest kruczoczarnym brunetem. Ale reszta się zmieniła. Wrócił do porzuconej ojczyzny. Przygnał go strach. Grunwald uwierzył, że Szwecja staje się kalifatem. Z takimi poglądami ma szanse na odkurzenie kariery. Ani chybi trafi do TVP Kurskiego i na koncerty PiS.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ameryka nie dla pracujących matek

Słowo rodzina ani razu nie pojawia się w konstytucji USA Caitlyn Collins – socjolożka z Washington University w St. Louis, autorka książki „Making Motherhood Work: How Women Manage Careers and Caregiving” („Funkcjonalne macierzyństwo. Jak kobiety godzą karierę z rodziną”) o pracujących matkach w USA i w Europie. Otwiera pani książkę dramatycznym stwierdzeniem, że być pracującą matką w Ameryce jest trudniej niż gdziekolwiek na świecie. Jak to możliwe w kraju postrzeganym jako miejsce równych szans? – Potwierdzają to badania, a moja książka powstała po to, byśmy przestali uważać, że jesteśmy w porządku wobec pracujących matek. Nie jesteśmy, i to bardzo. Jesteśmy za to niechlubnym wyjątkiem w skali świata, nie zapewniając pracującym matkom ani ojcom systemowego wsparcia, które ułatwiłoby im godzenie obowiązków zawodowych z rodzinnymi. W ostatnich kilkudziesięciu latach zmieniły się realia na rynku pracy, pojawiły się nowe potrzeby społeczne. Inne kraje poszły z duchem czasu, ale w Ameryce nadal uprawiamy mentalną kowbojkę sprzed wieków. Wychodzimy z założenia, że każdy sam sobie wszystko załatwi, państwo do niczego nie musi się wtrącać, a kto potrzebuje pomocy, ten szuka jej w sektorze prywatnym. Problem w tym, że większość Amerykanek musi iść do pracy, bo rodzina nie podoła finansowo.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kościół

Krąg rozpusty

W Watykanie wśród duchownych w bliskim otoczeniu Jana Pawła II wierność ślubom czystości była rzadkością W Watykanie nazywa się go Platinette i wszyscy podziwiają jego brawurę! – mówi mi Francesco Lepore. To przezwisko pochodzi od słynnej drag queen z włoskiej telewizji, lubującej się w platynowoblond perukach. (…) Pewien wpływowy dyplomata mówi mi o innym kardynale, który ma przezwisko La Mongolfiera. Skąd się wzięło? Podobno miał „imponujący wygląd, dużo pustki i mały udźwig”, wyjaśnia mój informator, kładąc nacisk na zarozumiałość i wyniosłość tej osoby (…). Kardynałowie Platinette i La Mongolfiera mieli godzinę sławy w epoce Jana Pawła II, obydwaj pozostawali z nim zresztą w bliskich kontaktach. Stanowią część tego, co można by nazwać pierwszym kręgiem rozpusty wokół ojca świętego. Istnieją też inne kręgi wyuzdania skupiające praktykujących homoseksualistów, stojących jednak niżej w hierarchii. Wśród osób pozostających w bliskich kontaktach z Janem Pawłem II heteroseksualni hierarchowie są rzadkością, a jeszcze większą rzadkością jest wierność ślubowi czystości. Tu przed dalszymi rozważaniami potrzebne jest jeszcze wyjaśnienie dotyczące ułomności kardynalskich, które ujawnię. (…) W moich oczach ci kardynałowie, ci biskupi, ci księża mają oczywiste prawo, aby mieć kochanków i pogłębiać swoje skłonności, nabyte lub wrodzone. (…) Jeśli zaś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Tomasz Jastrun

Okna na Krakowskie Przedmieście

I już dawno po świętach, które z każdym rokiem stają się coraz bardziej świeckie. Jak zawsze w tym czasie porusza mnie piękno religii, chociaż nie mam wątpliwości, że to fikcja, potrzebna ludziom, gdyż jesteśmy tylko drobinkami w otchłani kosmosu. Wielkanoc z rodziną żony pod Warszawą. Jej brat – no właśnie, jak go nazwać, to przecież już nie rolnik, bardziej farmer i biznesmen – ma interesy rozsiane po całym świecie. Nadal jednak dawnym chłopskim zwyczajem próbuje trzymać dziesięć srok za ogon. Rozmowy przy stole nie tylko o pogodzie, o groźnych dla sadów przymrozkach, ale głównie o komputerowych systemach sterowania maszynami. Ma problem, czy warto kupić samochód elektryczny, sąsiad kupił i nie narzeka. Polska wieś, kiedyś tak konserwatywna i zachowawcza, w sporej części już taka nie jest. I oczywiście kpiny z krowy i świni+. To bydełko+ to policzek dla nauczycieli. Na szkole moich dzieci widnieją plakaty z krowami i świniami, z ironicznymi komentarzami. W pobliżu mojego domu w Międzylesiu jest Helenów, ośrodek dla dzieci upośledzonych, o jeszcze przedwojennej tradycji, zanurzony w dużym parku. Tu też nauczyciele strajkowali i widać było świnie i krowy na plakatach. Kiedy ten felieton się ukaże, nauczyciele już pewnie wrócą do pracy, zbyt długi strajk obróci się przeciwko nim. Uważam, że powinni wrócić

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Dwa dylematy Kościoła

W dyskusji po filmie Wojciecha Smarzowskiego „Kler”, po watykańskim szczycie w sprawie pedofilii zwołanym przez papieża Franciszka, po zamieszaniu wokół wynaturzeń ks. Henryka Jankowskiego i problemach z jego pomnikiem, wreszcie po niedawnym raporcie Episkopatu na temat pedofilii w polskim Kościele prawie zupełnie pomijane są dwa wątki. Pierwsza sprawa: zwraca się uwagę na skutki krzywdzenia dzieci, a przemilcza przyczyny. Zapewne wiele ujemnych zjawisk wśród księży – takich jak pedofilia i inne wykroczenia na tle seksualnym oraz nadużywanie alkoholu – nie miałoby w ogóle miejsca lub pojawiałyby się w mniejszym zakresie, gdyby życie duchownych nie było tak skrępowane. W kościołach dużo mówi się o życiu rodzinnym i wychowywaniu dzieci, księża z upodobaniem roztrząsają relacje damsko-męskie, a sami słudzy Kościoła skazani są na samotność, na bezżenność, na bycie singlami. To podłoże wielu ujemnych zjawisk w środowisku klerykalnym. Celibatu nie nakazał Jezus Chrystus, wprowadził go w 1074 r. papież Grzegorz VII, a w Polsce został przyjęty sto lat później. Chodziło wówczas głównie o ochronę dóbr i majątku kościelnego. Celibat nakazał papież i papież może go znieść. Takie postulaty zgłaszane są coraz częściej i coraz bardziej otwarcie w licznych krajach, także w Polsce, choć u nas raczej nieśmiało. Nie wolno na siłę utrzymywać czegoś, co jest wbrew naturze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kronika Dobrej Zmiany

Na nowojorskim bruku

Do czego służą zagraniczne wizyty premiera albo prezydenta? Czyli na najwyższym szczeblu? Ich cel jest dwojaki. Propagandowy i praktyczny. Cel praktyczny jest oczywisty. Podczas wizyt na najwyższym szczeblu podpisuje się wcześniej wynegocjowane umowy, domawia się istotne dla obu stron sprawy. Jeżeli były wcześniej jakieś niejasności i przeszkody – są one wyjaśniane i odsuwane. Załatwianiu spraw praktycznych towarzyszy otoczka propagandowa. Wspólne zdjęcia, rozmowy, dziennikarze, kamery, ściskanie dłoni – to wszystko podkreśla, że między dwoma państwami dzieją się ważne rzeczy, najczęściej dobre, że jest współpraca, wspólne działanie, zacieśnianie więzów, wzajemny szacunek, podziw itd. Jest to także sygnał dla innych państw. No to jak nazwać ostatnią, kwietniową wizytę premiera Morawieckiego w USA? Premier spędził w Ameryce dwa dni. Był na premierze sfinansowanego przez Polską Fundację Narodową filmu promującego Polskę. Potem na spotkaniu z biznesmenami z Chicago, miał również nieszczęsne spotkanie na Uniwersytecie Nowojorskim. Porównywał tam polskich sędziów do kolaborantów państwa Vichy. Obrażał ich i deprecjonował. Zupełnie bez sensu, bo jak można jednym tchem zachęcać biznes do inwestowania i mówić, że sądy są do niczego… Poza tym śmiesznie te słowa brzmią w ustach człowieka, który będąc w Monachium, składał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.