28/2021

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Lewica nie powinna tchórzyć w sprawie reprywatyzacji

Reprywatyzacja jest jednym z najbardziej osieroconych tematów w polskiej polityce. Przez 32 lata żadna formacja nie znalazła dość siły, determinacji i czasu, by uregulować prawnie kwestię zwrotów – lub niezwracania – majątków. Choć cała sprawa kosztowała Polaków miliardy złotych, skomplikowanie tego zagadnienia i związane z nim ryzyko zniechęcały większość polityków do wzięcia reprywatyzacji na sztandary. Swoje też zrobiła perspektywa zmierzenia się z jednej strony z międzynarodową presją, a z drugiej z potężnymi prawnikami i faktyczną mafią w kraju. I tak prowizorka przechodziła z jednej kadencji na drugą, dramat ludzi trwał, prawną próżnię zaś wypełniały rozstrzygnięcia sądów idące często na rękę oszustom. Proceder reprywatyzacji może wreszcie zakończyć, jak się zdaje, nowelizacja prawa administracyjnego, również przecież prowizoryczna. Przegłosowana przez większość Zjednoczonej Prawicy przy udziale opozycji, a wynikającą z rozumowania, które przedstawił Trybunał Konstytucyjny jeszcze za kadencji prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Czy w związku z tym słychać głosy zadowolenia, czy są świadectwa determinacji, by chociaż ten aspekt sprawy domknąć? Niekoniecznie. W jednym z pierwszych radiowych poranków po tym, jak już politycy w Polsce i Izraelu starli się o reformę, posłanka Lewicy Magdalena Biejat tłumaczyła, że generalnie reformę poparła i kierunek jest słuszny. To dobre prawo, przekonywała,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Życie w małym mieście to często survival

Nie chcemy być bohaterami filmu klasy B – mówią mieszkańcy Krasnegostawu, Bielawy czy Kraśnika Marek Szymaniak – dziennikarz i reporter, obecnie pracuje w magazynie „Spider’sWeb+”. Jest autorem książek „Urobieni. Reportaże o pracy” i „Zapaść. Reportaże z mniejszych miast”.   Kiedy pomyślałeś, że książkę o mniejszych miastach w Polsce trzeba nazwać „Zapaść”? – To mocne słowo, ale uzasadnione. Bo czym jest zapaść? Czymś, co poprzedza upadek, śmierć albo inne dramatyczne wydarzenie. I w tych miejscowościach, które opisuję w książce, jest podobnie. Dzwoni ostatni, albo jeden z ostatnich, dzwonków, żeby coś zrobić. Wyludnienie postępuje bardzo szybko, młodych ubywa, mieszkańcy się starzeją, co drugi czy trzeci jest powyżej sześćdziesiątki… A prognozy mówią, że będzie jeszcze gorzej. Problemy tragicznego stanu usług publicznych, smogu, rynku pracy czy dostępności mieszkań nie dotyczą jednego miasta albo regionu, powtarzają się w kolejnych miejscowościach, które odwiedzam – Pisz, Krasnystaw, Bielawa, Nowa Ruda… Zapaść małych miast nie wynika z niepowodzeń jednego czy drugiego, Prudnika albo Kraśnika, jest strukturalna. Można mieszkać na zielonym Podlasiu i mieć problem z korkiem tirów pod oknem albo szukać mieszkania w małym mieście i napotkać znaną z Warszawy patodeweloperkę? Stereotyp jest przecież odwrotny: z dala od stolicy mieszka się cicho

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Triada podwórkowa

Ma być młodo, wesoło i bogato. A z bólem i smutkiem jakoś nikt nie chce się spotykać Krzysztof Majchrzak – aktor filmowy i teatralny, zagrał w ponad 90 filmach fabularnych, ponad 40 sztukach teatralnych. Doktor sztuki, pedagog w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza. Także znakomity muzyk. Niedawno otrzymał Złotego Anioła, nagrodę specjalną Tofifest, 19. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toruniu, dla wybitnego artysty kina europejskiego za „twórczą niepokorność”.   Jak ci minął rok pandemiczny, czy jakoś cię odmienił? – Nie. Zawsze mamy jakiś covid, ptasią grypę albo afrykański pomór świń. A tak w ogóle myślę, że w ludziach od dawna zachodzi jakaś negatywna zmiana. I to z zupełnie innego powodu. Oto homo sapiens zamienił się w homo tabletus. I małolaty, i starzy nieustannie patrzą w szkło swoich tabletów, smartfonów i komputerów. Rozmawiając z bliskimi, patrzą w ekran! Dotyka nas atrofia międzyludzkiej bliskości. Ten nowy gatunek człowieka – homo tabletus – wyznaje maksymę, którą kiedyś wygłosił mój przyjaciel: „Wszyscy myślą tylko o sobie i o sobie, tylko ja jeden myślę o mnie”. Ta gruntowna zmiana nastąpiła chyba z powodu dynamicznego rozwoju tzw. środków komunikacji elektronicznej. Jej istotę najlepiej określił Stanisław Lem: „Gdyby nie Internet,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Szczujnia

Gdy 10 grudnia 2015 r., półtora miesiąca po wyborczym triumfie PiS, otrzymałem anonimowy mejl, zrozumiałem, że w Polsce dzieje się jak w filmie Hitchcocka: zaczęło się od trzęsienia ziemi, ale napięcie wciąż rośnie. „Jesteś esbeckim skurwielem – przeczytałem. – Wstydu nie masz gnojku, ale twoje dnie już policzone tak jak i reszty waszej żydokomuny”. Niby nic nowego: wycie forów internetowych towarzyszyło mi (i towarzyszy) od lat. Gdy w roku 2013 opublikowałem w „Polityce” tekst o Witoldzie Pileckim, nie tylko dawał mi odpór rzecznik IPN, lecz także zbierano w internecie podpisy o odebranie mi tytułu profesora. Swoboda badań niewiele, jak widać, dla prawicy znaczy – ważne, by zwyciężał mit. Ciekawe jednak: gdy ten sam tekst ogłosiłem w mojej ostatniej książce „Antykomunizm, czyli upadek Polski”, reakcji już nie było. Prawica najwyraźniej książek nie czyta – za grube toto. A jednak pogróżka „twoje dnie już policzone” stanowiła nową jakość. Słowa nie są niewinne. Gdy rankiem 22 stycznia 2019 r. wszedłem do swego gabinetu w gmachu Polskiej Akademii Umiejętności, pod nogami zachrzęściło szkło. Nad biurkiem ujrzałem rozbitą szybę okienną, na podłodze – sporej wielkości kamień. Co by było, gdybym siedział wtedy na miejscu? Sprawa stała się głośna. „Gazeta Wyborcza” zapytywała wielkim tytułem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Technologie Wywiady

Sztuczna inteligencja zmieni świat. Tylko jak?

Według OECD sztuczna inteligencja więcej pracy wykreuje, niż zabierze Prof. Aleksandra Przegalińska – polska filozof, futurolog, profesor Akademii Leona Koźmińskiego, od 2020 r. prorektor ds. współpracy z zagranicą. Autorka takich publikacji jak „Sztuczna Inteligencja. Nieludzka, arcyludzka” oraz „Społeczeństwo współpracy”.   Zacznijmy od pieniędzy. Chiny – 17 mld dol., Stany Zjednoczone – 13 mld dol., Unia Europejska – 8 mld dol. Tyle rocznie przeznaczają na badania nad sztuczną inteligencją (AI). Co to za wyścig? O miejsce w świecie? – Ta rywalizacja ma też wymiar prestiżowy. Ma pokazać, kto jest szefem, jeśli chodzi o wyścig technologiczny. Niektórzy mówią o pojawiających się zimnowojennych kontekstach, że nagle wszyscy się ścigają, kto ma lepszą technologię, i to technologię z potencjałem bojowym. Bo sztuczna inteligencja może mieć taki wymiar. Ale można również powiedzieć, że ten wyścig wynika z prostej kalkulacji – inwestycje w AI najczęściej opłacają się albo będą opłacać. Mogą się przekładać na ogromny wzrost produktywności, jeśli chodzi o przemysł, rozmaite sektory gospodarki. Czyli na pieniądze. Państwa starają się zwiększać nakłady na AI, ponieważ wierzą, że to pozwoli im wkroczyć w nowy etap cyfryzacji, cyfrowej transformacji, i że ci, którzy będą wygrywali w tym wyścigu, będą na jakiś

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Naoczny świadek

Upowcy strzelali do ludzi jak do kaczek, ponieważ na tle ognia uciekający byli widoczni jak na dłoni Jestem świadkiem (…) ludobójstwa popełnionego przez nacjonalistów ukraińskich na polskiej ludności Kresów II Rzeczypospolitej. Moja relacja dotyczy części byłego województwa lwowskiego oraz południowo-wschodniej części województwa lubelskiego. (…) Urodziłem się i przez wiele lat mieszkałem w kolonii Turyna, przysiółku wsi Tarnoszyn, powiat Tomaszów Lubelski (dawniej Rawa Ruska, województwo lwowskie). (…) Przed II wojną światową mieszkało w niej 28 rodzin – 23 polskie, cztery ukraińskie i jedna mieszana. Nasza macierzysta wieś Tarnoszyn w końcu 1939 r. liczyła ok. 280 rodzin. Dwie trzecie ludności stanowili Polacy, resztę – Ukraińcy wyznania prawosławnego. (…) Pierwsze zorganizowane oddziały UPA pojawiły się na Wołyniu, Polesiu i innych wschodnich terenach Polski już w październiku 1942 r. Nasza miejscowość znalazła się w zasięgu działania UPA-Zachód. Napady band ukraińskich na polskie wsie stawały się coraz częstsze, niemal co noc widzieliśmy łuny pożarów oraz uciekającą ludność. (…) Nocą z 17 na 18 marca 1944 r. dokonano napadu na Tarnoszyn. Pamiętam, że noc była niezbyt ciemna. Trzymał mróz, na ziemi leżała gruba warstwa świeżego śniegu. Około

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Listy od czytelników nr 28/2021

Przedwojenni fachowcy w Nowej Hucie Interesujący artykuł Leszka Konarskiego „Nowa Huta i przedwojenni fachowcy” (PRZEGLĄD nr 26) chciałbym uzupełnić informacją o losach mojego ojczyma inż. Józefa Klotta, absolwenta Politechniki Warszawskiej. Od 1950 r. był on kierownikiem prac kanalizacyjnych w Nowej Hucie. W grudniu 1951 r. został aresztowany pod zarzutem sabotażu. Sprzeciwił się instalowaniu rur kanalizacyjnych przy zbyt niskiej temperaturze, ponieważ groziło to pęknięciami. Jednak pod naciskiem czynników politycznych musiał ustąpić. Zgodnie z jego przewidywaniami rury pękły, a on został oskarżony o umyślne spowodowanie awarii. Według mojej wiedzy uwięzienie ojczyma wiązało się z podjętą wówczas próbą zmontowania wielkiego procesu „sabotażystów” wywodzących się z przedwojennej inteligencji, wrogów ustroju powiązanych z ośrodkami zagranicznymi. Być może wśród oskarżonych znaleźli się też wymienieni w artykule dyrektorzy i kierownicy budów. W 1956 r. ojczym został oczyszczony z zarzutów, niemniej ponad półtora roku spędził w więzieniu na Montelupich. Sprawa ta zasługuje na wnikliwsze rozpoznanie, ukazuje bowiem napięcia i rozgrywki polityczne, które toczyły się od początków nowohuckiego kombinatu. Tadeusz Bujnicki Katastrofa polskiej armii Wywiad z gen. Gocułem to jeszcze jeden dowód – z naprawdę wiarygodnego i kompetentnego źródła – na haniebne zdemolowanie polskiej armii przez mieszaninę bęcwałów, lizusów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Współczesne niewolnictwo

System kafali pozbawia migrantów pracujących na Półwyspie Arabskim wszelkich praw Kiedy w październiku ub.r. pojawiły się doniesienia sugerujące, że Saudowie zdecydują się na zniesienie systemu kafali, organizacje praw człowieka podchodziły do tych informacji z ostrożnością. Arabia Saudyjska nie byłaby pierwszym krajem regionu, który zapowiedział daleko idące zmiany w systemie wpływającym na życie milionów migrantów, a później nie wywiązał się z obietnic. Poprzednio zrobiły tak Bahrajn i Katar, nazywając częściowe reformy abolicją. Gdy zatem w marcu tego roku zmiany weszły w życie, nikogo nie zdziwiło, że aktywiści uznali je za niewystarczające. Jedynie najzagorzalsi miłośnicy saudyjskiej monarchii mówili (i wciąż mówią), że system, nazywany nierzadko współczesnym niewolnictwem, został zniesiony. Human Rights Watch wyraźnie zaznacza, że zmiany może do pewnego stopnia poprawiły sytuację migrantów, ale kraj nadal odmawia im wielu podstawowych praw, a sytuacja w sąsiednich państwach jest niewiele lepsza. Szlachetne początki Takie układy są legalne we wszystkich krajach Rady Współpracy Zatoki Perskiej, w skład której wchodzą Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Oman, Kuwejt, Bahrajn i Katar, a także w Jordanii i w Libanie. Migrantów jest tam niejednokrotnie więcej niż rdzennych mieszkańców, którzy cieszą się przywilejami umożliwiającymi korzystanie z siły roboczej zdecydowanie tańszej niż

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.