40/2021

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Felietony Jerzy Domański

Sami swoi na imprezce

Każdego dnia życie dostarcza nowych dowodów, jak wielkim złudzeniem jest wiara, że ludzie wybrani na posłów czy senatorów będą się zachowywać inaczej, niż to robili wcześniej. Albo że domowi przemocowcy i bumelanci nagle staną się aniołami i pracusiami. Zdarzają się oczywiście wyjątki. Bywa, że człowiek dorasta do ważnych funkcji czy stanowisk. Ale najczęściej jest tak, że po wyborach nie obserwujemy w życiu wybrańców narodu przypływu mądrości, uczciwości i przejścia od prywaty do dbania o interesy państwa. Kto miał pociąg do lewych interesów, ten w parlamencie może tę przypadłość twórczo rozwinąć, i to na dużą skalę. A ten, kto traktuje politykę jako trampolinę do kariery, będzie zmieniał partie z każdą zmianą wiatru. Kto zaś uważa za największą wartość dobro własnej rodziny, ten powsadza nawet najdalszych kuzynów na dobrze płatne posady. I tak dalej, i tak dalej. A efekt jest taki, że prysła nadzieja. Kto jeszcze wierzy, że politycy odmienią nasz kraj? Zostało rozczarowanie. I coraz bardziej krytyczny stosunek do całego świata polityki. W rosnącym pesymizmie umacniają ludzi kolejne informacje o kulisach życia na Wiejskiej, przecieki z ministerstw czy sztabów partyjnych. W minionym tygodniu mieliśmy głośną imprezę. Taką, która jest jednocześnie zbiorem głupoty, bezczelności i obłudy. Polityka w pigułce. Na urodzinach dziennikarza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Cuda z Bieszczad

Czarny czosnek wspomaga odporność, działa przeciwzapalnie i jest pyszny Adam Lato – producent muzyczny, jedna trzecia zespołu robiącego ekologiczny czarny czosnek w Szczawnem w Bieszczadach Co to jest czarny czosnek? – Czarny czosnek powstaje podczas procesu fermentacji, zwanego reakcją Maillarda. Cała procedura wygląda tak: najpierw wkładamy świeży czosnek do specjalnego pieca. On tam sobie siedzi ok. 30 dni w temperaturze 60-80 st. C i kontrolowanej wilgotności. Potem wyjmujemy i voilà – mamy czarny czosnek. Brzmi jak bułka z masłem, a jednak sporo może pójść nie tak. Kluczem jest specjalnie przystosowana komora i odpowiednia kontrola całego procesu. Robicie go sami? – Tak, to rodzinny biznes. Robimy czarny czosnek mniej więcej od dwóch lat. Ja zajmuję się głównie sprzedażą – przez stronę internetową: bieszczadzkiczosnek.pl, oraz przez portal Allegro – a moi rodzice produkcją. Mieszkają w Bieszczadach już 20 lat. Tata miał wcześniej firmę w Lublinie, ale zrobił klasyczny manewr – rzucił wszystko i wyjechał w Bieszczady. Kilka lat później dołączyła do niego mama. Zajmowali się różnymi rzeczami – na początku produkcją węgla drzewnego, potem przez kilkanaście lat prowadzili ekologiczną hodowlę owiec. Ale przy zwierzętach,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Listy bardzo drogie. I tajne

Co się stało z listami Anny Teresy Tymienieckiej do papieża Jana Pawła II? Amerykańska filozofka polskiego pochodzenia przyjaźniła się z bp. Karolem Wojtyłą przez dziesiątki lat jego kariery. Podobno w listach było dużo emocji i wątków osobistych. Podobno, bo jak informuje tygodnik „Nie”, listy i inne dokumenty z archiwum Tymienieckiej zostały zakupione przez Bibliotekę Narodową. Nie szczędzono pieniędzy. Na zakup poszło 11 mln zł. I co? Czarna dziura. Do listów i do tego, co zostawiła Tymieniecka, nikt nie ma dostępu. Dyrektor Biblioteki Narodowej dr Tomasz Makowski położył na tym szlaban. Pikanterii dodaje temu bliska relacja Tymienieckiej z amerykańskim arcybiskupem Theodore’em McCarrickiem. Pedofilem, którego protegowała papieżowi.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Anglosasi kontra Chiny

Kolejna odsłona pacyficznego wyścigu zbrojeń Australia – z uwagi na geografię i demografię – musi mieć stosunkowo silną marynarkę wojenną. Wysunięte przedpole tego kraju-wyspy o relatywnie małej liczbie ludności stanowią bowiem wody Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego. Australijskie być albo nie być to uniemożliwienie nieprzyjacielowi desantu, zniszczenie jego floty inwazyjnej jeszcze na morzu. Do tego celu doskonale nadają się m.in. okręty podwodne – obecnie pod banderą Royal Australian Navy pływa ich sześć. To względnie nowoczesne jednostki, przekazane do użytku w latach 1996-2003. Wszystkie mają zostać już wkrótce zmodernizowane, należy zatem się spodziewać ich dalszej służby przez co najmniej kilkanaście lat. Ale Canberra już od dawna myślała o ich następcach. Nie było więc wielkiego zaskoczenia, gdy australijski rząd ogłosił w połowie września decyzję o zakupie ośmiu okrętów. Poruszenie wśród polityków i wojskowych z kilku państw wywołał fakt, że mają to być jednostki o napędzie atomowym. Takimi okrętami dysponują wyłącznie mocarstwa jądrowe, a i to nie wszystkie – nie ma ich np. Izrael ani Pakistan. Prym wiodą, co oczywiste, marynarki wojenne USA (71 szt.) i Rosji (31 szt.), w II lidze pozostają Wielka Brytania (11 szt.), Francja (10 szt.) i Chiny (ok. 10 szt.). Zaledwie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czy Niemcy są gotowe na kanclerza mężczyznę

Angela Merkel odchodzi z polityki na własnych warunkach Córka pastora, prymuska wychowana wśród dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. Jeszcze w 1989 r. naukowczyni w Instytucie Fizyki w Berlinie, dwa lata później ministra w rządzie Helmuta Kohla. Pierwsza kobieta piastująca urząd kanclerski i pierwsza kanclerka pochodząca ze wschodnich Niemiec. Pragmatyczna, skrupulatna, wręcz nudna. Mimo to ogrywała charyzmatycznych mówców, uderzających pięścią w stół. Odchodzi z polityki na własnych warunkach. Niezwykła droga Angeli Merkel. W październiku 2005 r., po wyborach do Bundestagu, w studiu telewizji ZDF odbyła się tzw. runda słoniowa (Elefantenrunde), do której usiedli politycy wagi słoniowej, czyli same tuzy. Za największego wciąż uważał się ówczesny kanclerz Gerhard Schröder. Wyniki wyborów wskazywały jednak, że wprawdzie jednym punktem, ale wygrali chadecy z Angelą Merkel na czele. Do Schrödera przegrana zdawała się nie docierać: „Nikt poza mną nie jest w stanie stworzyć stabilnego rządu. Jestem kanclerzem i nim zostanę”. Arogancki, napompowany testosteronem lider SPD ostatni raz próbował oznaczyć teren: „Myślicie, że usiądę do rozmów koalicyjnych z panią Merkel, kiedy ona opowiada, że chce zostać kanclerką? Nie wygłupiajmy się”. Z początku zdenerwowana niewielką wygraną (sondaże prognozowały pięcioprocentową przewagę) i prawie nieobecna Merkel odzyskała w końcu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Książki

Polityka i sztandar

Wszyscy, którzy liczyli się na politycznej scenie PRL i na lewicy po 1989 r., przekraczali przez te minione lata progi „Kuźnicy” Najlepszym wprowadzeniem do tych reminiscencji będzie fragment wspomnień Jurka Kulczyckiego – znanego i zasłużonego emigracyjnego wydawcy z Londynu: „W 1981 r. u Bogdana [Szczygła, zamieszkałego w Olkuszu, lekarza i autora książek z egzotycznych krajów, w których pracował – ST] poznałem Sławka Tabkowskiego. Był wtedy dyrektorem Krajowej Agencji Wydawniczej w Krakowie, więc, powiedzmy, niższego szczebla funkcjonariuszem państwowym. Ale Bogdan mi mówił: »Ten facet wysoko zajdzie. Jeśli nie potknie się gdzieś po drodze, nie zrobi głupstwa, będzie w centrali«. Miał rację. Tabkowski doszedł do funkcji kierownika Wydziału Propagandy w KC. Rozmawiając z nim, zawsze przypominałem, że Bogdan w testamencie zapisał nam przyjaźń, więc musimy ten obowiązek wykonać. I rzeczywiście, ze Sławkiem do dzisiejszego dnia się spotykamy, gdy jestem w Krakowie, jemy zawsze obiad i jesteśmy w dużej przyjaźni… Nie wierzyli mi, podejrzewali, że wizyta dziennikarzy to musi być coś większego. Po dwóch, trzech tajniaków chodziło za nami cały czas – w Warszawie i Lublinie, aż pojechaliśmy do Krakowa. Tam redaktorem »Gazety Krakowskiej« był Sławek Tabkowski, drugi redaktor naczelny w ciągu ostatnich dwóch lat (po stanie wojennym). Starał się na nowo zliberalizować

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przegląd związkowy

Niebezpieczne zmiany w programie Rodzina 500+

Pracownicy ośrodków pomocy społecznej stracą pracę, a pracownikom ZUS przybędzie zadań bez dodatkowej zapłaty 17 września 2021 r. Sejm uchwalił nowelizację ustawy o programie Rodzina 500+. Oznacza to przede wszystkim zmianę instytucji odpowiedzialnej za obsługę programu. Zmienione przepisy przewidują, że będzie się tym zajmował Zakład Ubezpieczeń Społecznych, a nie – jak obecnie – ośrodki pomocy społecznej, które realizują to zadanie, odkąd rządowy program wszedł w życie w 2016 r. Ustawa stanowi ponadto, że wnioski o przyznanie świadczenia będzie można składać tylko przez internet, a pieniądze będą wypłacane jedynie bezgotówkowo na rachunek bankowy. Zarówno pracownicy dotychczas odpowiedzialni za realizację programu, jak i osoby pobierające świadczenie mają powody do obaw. Zdaniem autorów projektu zmiany nie wpłyną na rynek pracy, co należy podać w wątpliwość. Realizacją zadania w gminach zajmuje się obecnie ok. 12 tys. pracowników i części z nich w wyniku zmiany instytucji obsługującej program może grozić rozwiązanie stosunku pracy. Potwierdzają to dane pozyskane przez Polską Federację Związkową Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej, która przeprowadziła ankietę w trzech losowo wybranych województwach, na terenie województwa lubuskiego, podlaskiego i śląskiego, w celu sprawdzenia, ilu pracowników obsługujących program Rodzina 500+ może stracić pracę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Podwójna tragedia

Jako siedmiolatek uratowałem się z powstania i mogłem coś zrobić dla Polski. Tysiącom zamordowanych odebrano tę szansę Im dalej jest od powstania warszawskiego, tym bardziej uogólniamy swoje opinie na ten temat. Kiedyś było niepisane prawo, że dopóki żyją powstańcy, nie wypada powstania krytykować. Ale zostało już zaledwie parę osób, więc może zastanówmy się szczerze nad ich losami w czasie powstania. Walczyli zwykle w nierównych sytuacjach, z marną bronią i prawie bez amunicji. Obandażowani, najczęściej niedożywieni i niewyspani, a co gorsze – bez nadziei na zwycięstwo. Przypomnijmy parę przykładów: Wobec dużych strat w ludziach i braku amunicji ppłk „Radosław” zdecydował o przejściu swojego elitarnego zgrupowania (złożonego z oddziałów Kedywu Komendy Głównej AK, w tym sławnych batalionów „Parasol” i „Zośka”) kanałami na Mokotów nocą z 19 na 20 września 1944 r. Żołnierze zgrupowania (ok. 200 osób, z tego połowa rannych) wyszli włazem przy ul. Wiktorskiej. Byli u granic wytrzymałości fizycznej i pesymistycznie nastawieni do możliwości dalszej walki. Do 22 września na Górnym Czerniakowie broniły się jeszcze resztki oddziałów z „Czaty” i „Brody”. Dołączyły do nich pozostałości zgrupowania „Radosław”. Ale gen. Bór-Komorowski, dowódca powstania, polecił im powrót do Śródmieścia i rezygnację z planów przebicia się do Lasów Chojnowskich. Nocą z 25

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.