42/2021

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Książki

Socjalizm tak, Solidarność nie

Ci, którzy regularnie chodzili na pochody pierwszomajowe, zaczęli ostentacyjnie chodzić na pielgrzymki Skrajna prawica nazywa komunistami wszystkich, którzy wyróżnili się podczas powojennej odbudowy i pracy na rzecz kraju przed 1989 r. Nieżyjącym odbiera dobre imię, „dekomunizuje” upamiętniające ich ulice, żyjących tropi. Przynależność do PZPR traktowana jest jak udział w organizacji przestępczej, stygmatyzujący na zawsze. Antykomunistyczne zamroczenie poznawcze trwa w najlepsze, jest jak choroba zakaźna, przekazywana młodym, niezaszczepionym przeciwko polityce historycznej. Niewielu ma odwagę mówić o tych sprawach rzeczowo i obiektywnie, jak choćby prof. Andrzej Mencwel, historyk kultury: „Do partii pod koniec lat 70. należało 3,5 mln Polaków i byli oni członkami szeregowymi. W większości byli to ludzie dobrej pracy, którzy zostawali członkami partii, żeby pracować dla Polski i dla siebie, bo takie były warunki ustrojowe. To oni też poparli Solidarność jako nadzieję na lepszą Polskę”. Stefan Kisielewski, który regularnej dekomunizacji nie dożył, ale już ją wyczuwał w atmosferze początku lat 90., pisał zirytowany: „Słyszę, że w Polsce rządzą postkomuniści, że mamy do czynienia z jakimś tajemniczym spiskiem byłych funkcjonariuszy partii komunistycznej. A to przecież bzdura. (…) Ale żeby powiedzieć, że wszyscy oni mają teraz zostać wyklęci, skazani na niebyt – to trzeba mieć

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Porażek nie widzę żadnych

Minister Czarnek niestrudzenie próbuje odbić polskie uczelnie z rąk sił nieczystych i lewackich „Obrażenia, jakich mogła dokonać korona cierniowa”, czyli szczegółowy opis obrażeń zadanych Jezusowi na podstawie relikwii za skromne… 70 punktów, czytaj 70 czarnków. Tekst opublikowany w „Poznańskich Studiach Teologicznych”, tom 36 (2020), s. 83-96, powstał na podstawie wzmianek w Nowym Testamencie, tudzież m.in. analizy chemicznej przeprowadzonej w… 1839 r.; całość w języku angielskim. „Roczniki Humanistyczne” KUL, tom 68 nr 1 (2020), zeszyt specjalny w 100-lecie urodzin św. Jana Pawła II. Każdy artykuł wart 100 czarnków. „Ojczyzna Twoja ma powtórzyć to wielkie dzieło odkupienia. Mesjanizm w zapiskach duchownych wileńskiej mistyczki miłosierdzia Heleny Majewskiej CSA” – za tekst pod tym tytułem w wydawanym przez Wyższą Szkołę Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu półroczniku naukowym „Fides, Ratio et Patria. Studia Toruńskie”, nr 8/2018: „Polska 1918. Stulecie odzyskania Niepodległości” autor, ks. Michał Damazyn, otrzymał 40 czarnków. Rarytasem jest tu tabelka porównująca kolejne stacje drogi krzyżowej do różnych wydarzeń z lat 30. i 40. Takie kwiatki wyłapuje facebookowy Instytut Teologiczny im. Pustynnego Demona. Zbawca konserwatystów Warto przypomnieć więc, że Przemysław Czarnek, od roku minister edukacji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Ach, ten Brzoska

Polakom Rafał Brzoska dał się poznać bliżej, gdy jego InPost zakpił z konkurencji, dołączając do listów aluminiową blaszkę. Klienci po przesyłkę pocztową musieli chodzić do barów i sklepów z rybami. Ale kasa z tego płynęła do Brzoski wartko. Zaległości wobec załogi na śmieciówkach rosły jeszcze szybciej. Aż do upadku firmy i procesów. Podatki Brzoski wobec państwa nie spędzały mu snu z powiek. Po powrocie do biznesu zarabiał w Polsce, ale małe podatki płacił na Cyprze. Z raportu Pandora Papers wiemy, że należąca do Brzoski cypryjska spółka Granatana dostała od InPostu pożyczkę. Skromne 15,5 mln euro. A już po miesiącu polski Brzoska umorzył pożyczkę Brzosce cypryjskiemu. Z jednej głębokiej kieszeni do drugiej. Spodnie oczywiście Brzoskowe. A takich numerów było multum.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Potęga bez militarnych aktywów

Jak Angela Merkel rozbrajała niemiecką armię Przekonanie o sile niemieckiej gospodarki jest w Polsce powszechne i niezależne od preferencji wyborczych. Towarzyszy mu pewność, że tak było „od zawsze”. Tymczasem 16 lat temu – gdy urząd kanclerza obejmowała Angela Merkel – Niemcy pozostawały najwolniej rozwijającym się krajem grupy G7. Miały 11-procentowe bezrobocie i strukturę gospodarki w dużym stopniu opartą na tradycyjnym przemyśle. Władze federalne zdawały się przytłoczone finansowymi skutkami zjednoczenia, wydatki publiczne z trudem dźwigały – jak z przyganą mówiono w niemal całej Europie – „rozbudowany socjal”. Sami Niemcy widzieli przyszłość w ciemnych barwach, bardziej przejęci wizją niedostatku niż słabnącej pozycji międzynarodowej ich państwa. Ono jednak okazało się zadziwiająco wytrzymałe i nieźle przygotowane na trudne czasy, jakie nastały wraz z globalnym kryzysem z 2008 r. Państwowy interwencjonizm uratował gospodarkę przed większymi kłopotami, pozwalając jej ponowie rozwinąć skrzydła. Dziś bezrobocie utrzymuje się poniżej 6%, a niemieckie firmy – mimo pandemii – wciąż otwierają kolejne biznesy za granicą. Specjaliści widzą w tym zasługę ustępującej kanclerz i dodają, że Merkel umiejętnie przekuła sukcesy gospodarcze w polityczne korzyści. RFN znów bowiem cieszy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Andrzej Romanowski Felietony

Wizyta w Górkach Wielkich

W przeciwieństwie do wielu moich znajomych lubię i cenię pisarstwo Zofii Kossak. Oczywiście jej ortodoksyjny katolicyzm nie tylko stoi w sprzeczności z bliskimi mi ideami ekumenizmu, lecz przede wszystkim prowadzi do zafałszowań historycznych, o czym jej wczesna powieść „Złota wolność” świadczy aż nadto dobitnie. A jednak monumentalna trylogia o średniowiecznych krucjatach („Krzyżowcy”, „Król trędowaty”, „Bez oręża”) ukazuje jakąś prawdę tamtego czasu, przedstawia złożoność motywacji, wychodzi z polskiego ogródka w stronę uniwersalnych problemów ówczesnej Europy. Jakkolwiek więc bym się zżymał na to pisarstwo, budzi ono w sumie moje uznanie i ciekawość. Oraz zjednuje szacunek – tak jak heroiczna karta Zofii Kossak w czasie niemieckiej okupacji. Przekroczyłem zatem ze wzruszeniem próg muzeum pisarki w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. Byłem sam z przewodniczką – tego dnia nikt Zofią Kossak się nie interesował. Udzielane informacje nie były dla mnie nowe, lecz w tym miejscu, w gabinecie autorki „Krzyżowców”, nabierały nowych znaczeń. Czy jednak do tych znaczeń nie zakradł się cień politycznej poprawności? Przewodniczka słusznie podkreślała podpis Zofii Kossak pod „Listem 34” w 1964 r. lub jej odmowę przyjęcia Nagrody Państwowej I stopnia w roku 1966. Choć można też się zastanawiać, czy rzeczywiście za te działania spotkały pisarkę pewne, zresztą chwilowe,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Toksyczna miłość

Nasz obraz Ameryki jest oparty na mitach, w które nie wierzą już sami Amerykanie Latem 2020 r. George Packer, jeden z najbardziej cenionych amerykańskich reportażystów, doszedł do wniosku, że żyje w „państwie upadłym”. Na łamach magazynu „The Atlantic” użył dokładnie tego określenia – failed state – którym opisuje się takie kraje jak Libia czy Somalia. Prezydent to skorumpowany bufon oligarcha, edukacja czy ochrona zdrowia pozostawione są dzikim siłom rynku i nie mogą liczyć na żadną sensowną politykę rządu centralnego. Obywatele sami szyją maseczki, a personel medyczny owija się workami na śmieci, bo w szpitalach brakuje ubrań ochronnych i środków higieny osobistej – wyliczał po kolei kompromitujące porażki swojego kraju reportażysta. Poobrażane na siebie nawzajem dwie elity, republikańska i demokratyczna, nie są w stanie dojść do porozumienia nawet w sprawach fundamentalnych – kontynuował Packer – a media serwują tylko plemienne legendy dla wrogich obozów, zamiast informować. „Czy ufamy swojemu rządowi i sobie nawzajem choć na tyle, by przeciwstawić się śmiertelnemu zagrożeniu? – pytał dramatycznie. – Czy jesteśmy w ogóle zdolni do tego, by sami sobą rządzić?”. Packer nie był w tej opinii odosobniony, choć pewnie najdosadniej wyraził pogląd o upadku instytucji amerykańskiego państwa. Ale od wiosny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Czy powstaną uniwersytety narodu polskiego?

To, co zrobiła reforma Gowina i co teraz wyprawia minister Czarnek, jest uwstecznianiem nauki Dr hab. Joanna Hańderek – profesor nadzwyczajna UJ, publicystka, działaczka społeczna i polityczna, specjalizuje się w filozofii kultury. Autorka bloga handerekjoanna.wordpress.com. W 2018 r.wsparła protest studentów przeciw reformie nauki (tzw. Ustawa 2.0), przygotowanej przez resort Jarosława Gowina. Po co Prawo i Sprawiedliwość chce przejąć uczelnie? Idzie po kadry, chce wychować nowego Polaka? – Nowego Polaka PiS wychowuje w szkole podstawowej i średniej. Wystarczy przyjrzeć się liście lektur zmodyfikowanej pod kątem bogoojczyźnianym. Jeśli zaś chodzi o kulturę studencką – tu rządzący odrobili lekcję z historii. W roku 1968 na ulicę wychodzili studenci, studentki, naukowcy, naukowczynie. Oni robili rewolucję kulturową. Z uniwersytetów wyszedł cały duch nowej lewicy, idee progresywne, równościowe. Weźmy lata 80. XX w. Co chwila na uniwersytetach działo się coś, co odwracało sytuację polityczną, społeczną w Polsce. A dziś żyjemy w czasach, kiedy młodzież dyktuje nam pewne idee, popatrzmy na strajk klimatyczny. Ujarzmienie polskich uczelni jest więc zagwarantowaniem sobie spokoju, by móc dalej demontować polską rzeczywistość. Przykładem takiego manipulowania jest próba pozbawienia prawa do wykładania na Akademii Leona Koźmińskiego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj Wywiady

Nie ma edukacji seksualnej. Jest porno i seks w necie

Dorosłym trudno zrozumieć, jak duża część życia nastolatków toczy się w internecie: tam się poznają, dojrzewają, chodzą na randki i uprawiają seks Barbara Baran – psycholożka i seksuolożka z Fundacji SEXED.PL Dzieci i młodzież czerpią wiedzę o seksie głównie z internetu, wynika z badań prowadzonych m.in. na Uniwersytecie SWPS. A jeśli internet, to i pornografia. To szkodzi czy pomaga? – To, że młode osoby najczęściej uczą się o seksualności z internetu, powtarza się w badaniach na całym świecie. Pierwsze miejsca wymiennie zajmują internet i rówieśnicy. W internecie jest wszystko, nie tylko pornografia. Są tam i treści wartościowe – np. portale edukacyjne, takie jak SEXED.PL – ale i strony, czaty, fora, grupy, do których każdy może wrzucić wszystko i nie jest to weryfikowane. Osoba dorastająca odcięta od innych źródeł wiedzy, a szczególnie osoba przestraszona jakimś tematem, jest bardzo wrażliwa na treści. Wtedy trudniej o użycie krytycznego filtra, co jest rzetelne, a co nie. Ci dojrzewający ludzie – choć dorośli też – potrzebują nauczyć się weryfikowania treści. A to, że rozmawiają o seksualności z osobami w ich wieku, jest wartościowe, bo sprawia, że czują się mniej wyobcowani i samotni w dojrzewaniu. Wciąż jednak potrzebują wsparcia dorosłych. Nastolatki i osoby dojrzewające to młode osoby w wieku 10+? –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kronika Dobrej Zmiany Z dnia na dzień

(Bez)siła ministra

Minister Zbigniew Rau przekonał się o braku wpływu na swoich wiceministrów w bolesny sposób. Tym razem zawiódł go nadzorca z Nowogrodzkiej Szymon Szynkowski vel Sęk. Zaprosił on do MSZ RP ambasador Wielkiej Brytanii, panią Annę Clunes, by zapytać ją, czy wolność słowa nadal należy do podstawowych wartości brytyjskich. I oczywiście natychmiast umieścił informację o tym na Twitterze. Otóż informujemy pana vel Sęka, że takt nadal należy do niezbywalnych wartości brytyjskich. Obok niechęci do rasizmu i do homofobii. Do tych wartości należy także brak uprzedzeń wobec wszelkich mniejszości, również etnicznych czy kulturowych. Dlatego Brytyjczycy pilnują się, by nie wpuszczać na swoje terytorium mizoginów czy osoby nieszanujące niepełnosprawnych. Po prostu uważają, że wolność głoszenia poglądów to jedno, a odpowiedzialność za słowo – drugie. Tego ani Ziemkiewicz, ani jego koledzy nie rozumieją. I dlatego nie są pożądani w Zjednoczonym Królestwie. Cóż, „lewactwo” szerzy się też w tak szanowanej przez polską prawicę, rządzonej przez konserwatystów Wielkiej Brytanii. Na marginesie – nie wiemy, czy brak zgody na wjazd Ziemkiewicza do Wielkiej Brytanii jest wynikiem wniosku w tej sprawie posłanki opozycyjnej Partii Pracy Rupy Huq. Faktem jest, że apelowała ona o taki ruch do władz brytyjskich już w 2018 r. Reakcja vel Sęka potwierdza nasze, wielokrotnie tu wypowiadane

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.