12/2023
Za gorąco na kawę
Katastrofa klimatyczna powoduje migracje nie tylko ludzi, ale też upraw Dla niektórych miejsc na świecie jest tak ważna, że trafiła nawet do potocznego określenia państwa. Mówisz „Kraj Kawy” – myślisz Brazylia. I jest to akurat stereotyp nieodległy od prawdy. Według danych International Coffee Organization (ICO), zrzeszającej kraje, które importują i eksportują kawę, jej największym dostarczycielem na światowe rynki jest właśnie to największe państwo Ameryki Łacińskiej. Stamtąd pochodzi niemal jedna trzecia – 32,16% – całej kawy konsumowanej na planecie. Ta część świata jest globalnym potentatem, połowa z dziesięciu największych producentów to kraje latynoskie. ONZ wskazuje zaś, że ponad 90% ziaren pochodzi z obszarów położonych pomiędzy Zwrotnikiem Raka i Zwrotnikiem Koziorożca. Nieliczne wyjątki dotyczą Nepalu i północnych Chin, gdzie jednak skala produkcji jest nieporównanie mniejsza niż w Afryce Subsaharyjskiej, Meksyku czy Indonezji. Przede wszystkim ze względu na klimat. O Europie w tym kontekście nie ma nawet co wspominać. Przynajmniej na razie, bo już w najbliższych dekadach sytuacja może całkowicie się zmienić. Epizodycznie media donoszą o eksperymentalnych uprawach na Sycylii czy Wyspach Kanaryjskich. Ci, którzy w katastrofie klimatycznej chcą się doszukiwać czegoś budzącego nadzieję, próbują jeszcze formułować optymistyczne argumenty. Że będzie
Mrożek boli
Dzisiaj potrzeba dużo mniej słów, aby emocjonalnie rozhuśtać młodego widza Anna Cieślak i Paweł Krucz – odtwórcy ról Ali i Artura w „Tangu” Sławomira Mrożka w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego (Teatr Polski w Warszawie) Jak młodzi widzowie odbierają dzisiaj „Tango”? Paweł Krucz: – Przez te dwie godziny, kiedy gramy „Tango”, nie zauważyłem, żeby były używane telefony komórkowe. Na widowni jest ciemno. Nie wiem, czy uczniowie muszą przed wejściem na salę odłożyć komórki do pojemnika, ale wątpię. A poza tym czuję, że panuje prawdziwa cisza. Taka zdrowa cisza, słuchająca. To by świadczyło, że młody widz chce to oglądać. Anna Cieślak: – Uczestniczy, jest aktywny. Reżyser powiedział, że chciałby, aby „Tango” miało charakter farsy, a więc znalazło się blisko teatrów komediowych, w których także grywam. Przed premierami w tych teatrach gramy tzw. previewsy, czyli spektakle, które dają wiedzę o reakcji widza i dodają odwagi aktorom. W Teatrze Polskim nie ma takiego zwyczaju, ale i tak widać, że młody widz łapie wszystko, o czym mówiliśmy na próbach. Młodzi widzowie nie lękają się Mrożka, odwrotnie niż wielu młodych reżyserów? PK: – Bo panuje przeświadczenie, że Mrożka trzeba grać według didaskaliów samego autora. Trzeba grać tak, jak to napisał, bo nie pozwala
Przyśpieszone odbrązawianie
Spory wokół papieża Jana Pawła II były zawsze. Jeszcze za jego życia redakcji „Nie” wytoczono proces za artykuł „Obwoźne sado-maso”. Ale nurt krytyczny wobec papieża był wówczas śladowy. Zepchnięty na margines. Od tego czasu jednak wiele się zmieniło. Zarówno w ocenach Kościoła, jak i w postrzeganiu odpowiedzialności hierarchów za skrywanie przed cywilami czarnych stron, za milczenie w sprawie pedofilii księży i zakonników. Do opinii publicznej, a więc także do ludzi głęboko wierzących i do części kleru, zaczęło docierać, że najważniejsze w tym, co się działo, a często dalej dzieje, jest cierpienie ofiar pedofilii. Gdy w centrum ocen dotyczących wszelkich okoliczności związanych z takimi sprawami postawi się ofiary, wszystko staje się prostsze. Wina sprawców i wszystkich, którzy, choć mieli jakąś wiedzę o tych haniebnych procederach, nic z nią nie zrobili, staje się oczywista. Zgodnie zresztą z kościelną zasadą: prawda was wyzwoli. Mądre to, ale nawet przez wyznawców rzadko stosowane. Starsi, pamiętający wizyty papieża w Polsce, jego niewątpliwą charyzmę i łatwość w nawiązywaniu kontaktów, przyjmą za swoje słowa papieża Franciszka, że „wtedy wszystko tuszowano”. Taka jest przecież prawda o ówczesnym Kościele i jego mentalności. Ale w tym momencie młodsi, bardziej krytyczni, często antyklerykalni zwolennicy wyraźnego
Rok z życia dzięcioła
Pisklęta dzięciołów, gdy się wykluwają, są zupełnie nagie, ślepe, z dużymi brzuchami Zimą nie słychać śpiewu ptaków. Dzięki temu w cichym zimowym lesie lub parku łatwo usłyszeć niezbyt głośne, delikatne, rytmiczne stukanie. To odgłos żerującego w koronie drzewa dzięcioła, który próbuje dostać się do ukrytych pod korą larw i dorosłych chrząszczy. Jest to zupełnie inny, znacznie cichszy stukot niż werbel; różni się też od dźwięków towarzyszących wykuwaniu dziupli. Dzięcioły spędzają większą część zimy w indywidulanych terytoriach pokarmowych zajmowanych na czas potencjalnego niedoboru pożywienia. Dużą część zimowego dnia dzięcioły poświęcają na opukiwanie drzew w poszukiwaniu owadów lub na wydobywanie nasion ukrytych pod łuskami szyszek. W tym celu umieszczają szyszki w specjalnych szczelinach zwanych kuźniami. Z unieruchomionej szyszki wciśniętej w pęknięcie kory lub między gałęzie dzięcioł wydobywa dziobem nasiona. Podobnie postępuje z orzechami i innymi owocostanami. (…) Poza okresem rozrodu główna aktywność dzięciołów polega na poszukiwaniu i pobieraniu pożywienia. W obrębie terytorium przemieszczają się, najczęściej przelatując, w poszukiwaniu nowych, niewyeksploatowanych dotychczas źródeł pokarmu. Około południa ptaki ograniczają aktywność i odpoczywają. Wówczas nie słychać ani stukania, ani ich głosów. Po południu znowu żerują – trwa
Krótka historia długiej katastrofy
Wojna w Iraku miała potrwać kilka tygodni, ale przerodziła się w długoletni konflikt, którego skutki dotknęły wiele innych krajów 20 marca 2003 r. – dokładnie 20 lat temu – rozpoczęła się wojna w Iraku, druga w ciągu kilkunastu lat. O godzinie 5.30 czasu lokalnego pierwsze amerykańskie bomby i pociski manewrujące spadły na Bagdad. Operacji „Iracka wolność” nie poprzedziły wielotygodniowe, zmasowane naloty ani uderzenia rakietowe, jak podczas pierwszego konfliktu z 1991 r. Wojska lądowe z miejsca przystąpiły do akcji, z zamysłem szybkiego przejęcia roponośnych obszarów Iraku i ich zabezpieczenia, a następnie kontynuacji uderzeń w głąb kraju. Siły międzynarodowej koalicji liczyły niespełna 300 tys. żołnierzy – 248 tys. Amerykanów, 45 tys. Brytyjczyków, 2 tys. Australijczyków i mniej niż 200 Polaków. Saddam Husajn wystawił przeciw nim półmilionową armię składającą się z żołnierzy, elitarnych gwardzistów i kiepsko wyszkolonych, za to wysoce zmotywowanych (jak się wydawało) fedainów. Samorzutna dezorganizacja Mało kto wierzył wówczas, że wyposażone w poradziecki sprzęt, właściwie pozbawione lotnictwa irackie wojsko będzie stawiało długi, zorganizowany opór. Choć dużo mniej liczni, koalicjanci dysponowali miażdżącą przewagą technologiczną, nie bez znaczenia były też kwestie