Papierz. Ambasador Kamińskiego

Papierz. Ambasador Kamińskiego

To był show dla wtajemniczonych. Andrzej Papierz, były dyrektor generalny w MSZ, od prawie dwóch lat zepchnięty w ministerstwie gdzieś na bok, stanął przed sejmową Komisją Spraw Zagranicznych. Jako kandydat na ambasadora w Czarnogórze. Przeszedł. Jednym głosem.

Czy to oznaka siły, czy upadku?

W latach 2018-2021 Papierz był dyrektorem generalnym służby zagranicznej, czyli zarządzał kwestiami kadrowymi i finansowymi w resorcie, miał zatem potężną władzę. I wykorzystywał ją w brutalny sposób. Publiczne besztanie ambasadora? Czemu nie! Ciągnęły się też za nim różne niewyjaśnione sprawy obyczajowe. I sądowe procesy.

Ofiarami jego złego nastroju i braku ogłady były osoby z różnych rozdań. Także pisowskich. Gdy Zbigniew Rau zostawał ministrem spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski mu podpowiadał: „Trzeba by się pozbyć lub zdyscyplinować w MSZ pewnego Rasputina, który tam rządzi”.

Po wielu miesiącach, za pomocą nowej ustawy o służbie zagranicznej, Rauowi udała się ta sztuka. Minister odesłał na boczny tor swojego pracownika! I teraz, po prawie dwóch latach, zgodził się na jego wyjazd do Czarnogóry. Ewidentnie na odpoczynek.

Takie było tło przesłuchania. A teraz aktorzy wydarzenia. Rolę pierwszoplanową odegrał wiceprzewodniczący komisji, Teofil Bartoszewski.

Mówił tak: „Z pewnym zdziwieniem zauważyłem, że na dzisiejszym posiedzeniu komisji będziemy rozpatrywać kandydaturę pana Papierza na ambasadora. I nie zdziwiło mnie, że pana wystąpienie (tu zwrócił się do wiceministra Mularczyka) na temat ambasadora było najkrótszym wystąpieniem ministra spraw zagranicznych przedstawiającego kandydata na to stanowisko. Doskonale rozumiem pana pozycję w tym względzie. (…)

Kandydat stwierdził, że jest osobą wyrazistą. Ja bym powiedział, że to jest najbardziej kontrowersyjny pracownik MSZ, jakiego przyszło nam znać. Skonfliktowany z całą masą pracowników, w tej chwili również byłych pracowników, w randze ambasadorów. Posiadający opinię osoby nieprzyjemnej, ofensywnej, agresywnej. Niekulturalnej. O czym mówią nie tylko pani ambasador i pan ambasador, z którymi są sprawy w sądzie, ale także tacy, z którymi tych spraw nie ma. (…)

Jak ministrem spraw zagranicznych został pan Zbigniew Rau, to zapowiedział w mediach publicznych, że doprowadzi do zmiany na stanowisku dyrektora generalnego MSZ. I udało mu się to mniej więcej w pół roku. Była to wspomniana ustawa o służbie zagranicznej. Ta ustawa miała dwa cele. Jeden – możliwość mianowania 100 ambasadorów o nie całkiem jasnych kwalifikacjach. Ale celem podstawowym, co przeszło niezauważone, była możliwość wymiany dyrektora generalnego służby zagranicznej. Miałem w tej sprawie możliwość wymiany zdań na sali sejmowej z ministrem Rauem, którego zapytałem, czy jest konieczność wprowadzenia tak destrukcyjnej ustawy, żeby usunąć jednego pracownika.

W tej sytuacji proponowanie pana Papierza na ambasadora jest zadziwiające. Bo nie bardzo widzę, jak minister Rau będzie chciał współpracować z panem ambasadorem, którego chciał usunąć ze służby zagranicznej. To musi być jakieś porozumienie natury nie dyplomatycznej, tylko politycznej”.

Inni posłowie interesowali się powodem cofnięcia Papierzowi poświadczenia bezpieczeństwa przez ABW. Musiał zresztą z tego powodu skrócić swoje urzędowanie w Bułgarii. Poseł Krystian Kamiński pytał wiceministra Mularczyka, jak wyglądają sądowe sprawy o mobbing i nadużycie uprawnień, które pozakładali Papierzowi pracownicy MSZ.

Mularczyk odpowiadał, że owszem, wpłynęła do MSZ informacja o toczących się procesach. Ale, jak sprawdził w dziale prawnym, żadne wyroki nie zapadły. Nie ma więc formalnych przeszkód, by nominat mógł wyjechać.

A sam Papierz? Bronił się jak sierżant. „O każdym są jakieś opinie w MSZ – mówił. – W życiu nie kieruję się opiniami, tylko realizuję zadania, jakie przede mną są postawione”. I dodawał: „Doprowadziłem do ostatecznego rozwiązania kwestii moralnej i etycznej, czyli pozbycia się z szeregów służby zagranicznej osób, które były uwikłane w donoszenie, które były konfidentami Służby Bezpieczeństwa i innych służb”.

A sprawa certyfikatu bezpieczeństwa? Odparł, że nie wie, dlaczego tak się stało. Już po posiedzeniu komisji przypomniano mu artykuł w „Newsweeku”, w którym opisywano jego odwołanie z ambasady w Sofii w atmosferze skandalu. „Nie chodziło nawet o to, że Papierz wykorzystywał seksualnie swoją podwładną, co w każdym zachodnim kraju eliminowałoby go z funkcji publicznych, i nie chodzi o to, że został on na tym nakryty przez jednego z technicznych pracowników ambasady. Ten pracownik bał się swojego przełożonego i nic by nie powiedział, gdyby nie bezczelność samego Papierza, który próbował prewencyjnie wyrzucić go z roboty”.

Tyle „Newsweek”. Papierz miał okazję odnieść się do tej historii, szkoda, że wolał udawać, że nie wie, o co chodzi.

I teraz zakończenie. Andrzej Papierz został zaakceptowany przez komisję stosunkiem głosów 12:11. W komisji zasiada 16 posłów PiS i 14 opozycji. Gdyby opozycja przyszła w komplecie, zostałby zatrzymany. Nasuwa się pytanie, jakie były powody tych nieobecności. Czy ktoś tu lobbował?

I pytanie drugie. Wiceminister Mularczyk, prezentując życiorys Papierza, mówił, że w latach 90. pracował on w UOP, skąd za czasów premiera Buzka przeszedł do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Nie mówił natomiast, że wcześniej działał w Lidze Republikańskiej i jest kolegą Mariusza Kamińskiego. Nie powiedział też, jaki ma stopień służbowy. Szkoda, bo to wiele by wyjaśniło.

Wydanie: 12/2023, 2023

Kategorie: Aktualne, Kronika Dobrej Zmiany

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy