41/2023

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Zwierzęta

Gapiszon – żywa skamielina

Jesteśmy izolowaną łosiową wyspą, z której przedstawiciele tego gatunku ruszają na zachód Europy Piotra Dombrowskiego poznałem prawie dekadę temu na spotkaniu w Biebrzańskim Parku Narodowym. Ówczesny dyrektor parku Roman Skąpski zaprosił kilka osób do rozmowy o łosiach i kontrowersyjnych planach wznowienia odstrzału zwierząt tego gatunku. Skąpski wykazał się dość wyjątkową postawą. W końcu bycie dyrektorem parku oznacza zależność od ministra środowiska, a to właśnie minister miał plany zniesienia moratorium dla łosi. Ówczesny dyrektor stanął jednak murem za łosiem. Wtedy, w siedzibie parku narodowego w Osowcu-Twierdzy, zastanawialiśmy się wspólnie, co zrobić, żeby powstrzymać amatorów polowań. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że biebrzańskie łosie, które są unikatowe pod względem genetycznym, gdyż tworzą odrębną populację, nie będą bezpieczne. Mają bowiem w zwyczaju wychodzić poza granice parku narodowego, gdzie z pewnością znaleźliby się chętni na ich zastrzelenie. Wtedy udało nam się zablokować plany myśliwych. Tymczasem w świecie ludzi nic nie ginie, więc pomysły zabijania łosi wracają. Co kilka lat mamy powtórkę z rozrywki. Pojawia się następny minister, nierzadko powiązany ze środowiskiem łowiecko-leśnym, i znów słyszymy, że łosi jest podobno „na potęgę”, że jest ich „za dużo”. Oskarża się te zwierzęta

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

Kto wchodzi z listy

Okazuje się, że wiele osób nie wie, że z danej listy wyborczej mandat zdobywają ci kandydaci, którzy uzyskują najwięcej głosów, niezależnie od tego, jaką pozycję mają na liście. Czyli jeśli dana lista zdobyła pięć mandatów, to do Sejmu nie wchodzą kandydaci z numerami 1-5 na tej liście, tylko piątka, która zdobyła najwięcej głosów. Można zatem wejść do Sejmu z dowolnej pozycji, np. ostatniej lub ze środka.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

Wybory przechylone w stronę władzy

Obóz rządzący ma zagwarantowaną przewagę w kampanii Jeśli kampania wyborcza jest wyścigiem zbrojeń, to obóz rządzący zapewnił sobie przewagę amunicji i kalibru wszelkich rodzajów uzbrojenia, i to na każdym froncie. Trudno bowiem wskazać w III RP kampanię, w której władza w takim stopniu zaprzęgłaby do pracy na swoją rzecz podległe sobie instytucje. Oczywiście podobne skargi ze strony opozycji słychać było w każdym cyklu wyborczym, czy rządził SLD, czy PO-PSL, czy PiS. Zawsze też do jakiegoś stopnia telewizja będąca w rękach rządzących, a także instytucje państwa i samorządu pomagały władzy przed wyborami. Jednak od kilku miesięcy mamy do czynienia ze zmianą jakościową. To fakt, wybory i zasady prowadzenia kampanii wciąż są w pełni demokratyczne. Opozycja ma wsparcie bogatych i niezależnych od rządu PiS mediów prywatnych, nikt nie zamyka popularnych polityków antyrządowych w więzieniu, wiece i marsze odbywają się bez zakłóceń. Ale wybory są już przechylone na rzecz władzy w sposób systemowy. To znaczy, że mówimy już nie o nadużywaniu publicznych pieniędzy czy przychylności mediów, lecz o zalegalizowaniu sytuacji, w której rządzący mają przewagę na poziomie finansowania, ordynacji wyborczej i samej mocy oddanych głosów. To nie oznacza, że wybory będą sfałszowane, ale ostatecznie wygrana może zależeć od tych właśnie systemowych zmian i gwarantowanych przewag władzy. Gdy gra toczy się o pojedyncze mandaty –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Michniewicz bez wizji, ale z kasą

Szejkowie stracili cierpliwość do Czesława Michniewicza. Po sześciu porażkach saudyjski Abha Club rozstał się z nim z powodu „słabych wyników i braku przejrzystej wizji”. Spodziewanie się po Michniewiczu wizji to dowód ogromnej naiwności Arabów. Znakiem firmowym trenera Michniewicza był przecież telefon. I numer do Ryszarda F., osławionego „Fryzjera”. Jak dzwonił do niego ponad 700 razy, to czy mógł mieć czas na wizję? W Arabii Saudyjskiej jego zespół zdobył tylko pięć goli. Najmniej w lidze. Starczyło na 16., spadkowe miejsce w lidze, która liczy 18 zespołów. Jak widać, ciężkie jest życie bez „Fryzjera”. Na kasę Michniewicz nie może jednak narzekać. Za roczny kontrakt miał dostać ok. 1 mln dol. Szejkowie zabulili za brak wiedzy o aferze sędziowskiej w polskiej piłce.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

Małe vademecum wyborcze. Jak nie wziąć udziału w referendum

Czytelnicy prosili, aby wyjaśnić na naszych łamach, jak nie wziąć udziału w referendum w sposób zgodny z prawem i dający pewność, że głos nie zostanie policzony we frekwencji referendalnej. Zwróciliśmy się w tej sprawie do mec. Ryszarda Kalisza. – Obywatel, który chce wziąć udział w wyborach do Sejmu i Senatu, a z referendum nie chce mieć nic wspólnego, powinien odmówić pobrania karty referendalnej i dopilnować, aby stosowna wzmianka znalazła się w protokole odbioru. Na żądanie musi to zrobić członek obwodowej komisji wyborczej. Gdyby spotkało się to z odmową, taką wzmiankę można uczynić samemu. Trwa dyskusja, czy przedarcie karty referendalnej przed wrzuceniem do urny podlega odpowiedzialności karnej. Moim zdaniem, jeżeli robi to obywatel w trakcie procesu wyborczego na podstawie ustawy o referendum ogólnokrajowym (art. 22 ust. 4), to taki czyn nie jest zabroniony i nie może być karany. Jednak tylko w pierwszym przypadku obywatel może mieć pewność, że jego udział w wyborach do Sejmu i Senatu nie będzie powodem zaliczenia jego głosu do frekwencji w referendum. Podczas szkoleń dla członków obwodowych komisji wyborczych osoby je przeprowadzające informują, że w przypadku wrzucenia przedartej karty referendalnej powinna być wezwana policja, gdyż według nich jest to przestępstwo. Błądzą. Jednak dla swojego spokoju lepiej dopilnować wzmianki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

Jak zagłosują „katolicy gorszego sortu”?

Posłuchać, jak zazwyczaj, biskupów czy głosować zgodnie z własnym sumieniem? Oto dylematy katolików, którzy 15 października ruszą do urn Jarosław Makowski jest filozofem, teologiem, publicystą i wykładowcą. Ostatnio opublikował: „Pobudka, Kościele!” i „Kościół w czasach dobrej zmiany”. Kandyduje do Sejmu z okręgu 31 (okręg obejmuje: Katowice, Chorzów, Tychy, Mysłowice, Rudę Śląską, Świętochłowice, Piekary Śląskie, Siemianowice Śląskie, powiat bieruńsko-lędziński) lista nr 6, miejsce 5 1. Dla polskich katolików Kościół zawsze był moralnym kompasem. Jeśli osoba wierząca nie wiedziała, jak głosować w wyborach, po prostu słuchała swojego proboszcza lub biskupa. Doskonale pamiętam jako dzieciak, który wychował się w małej wiosce, jak babcia czy mama mówiły: „Trzeba posłuchać księdza”. I rzeczywiście – szczególnie w mniejszych miejscowościach czy wsiach proboszczowie robili za tych, którzy objaśniali ludziom świat. Pomagali także w politycznych wyborach. Wiązało się to z przekonaniem, że ksiądz jest gruntownie wykształcony. Ma lepsze rozeznanie w świecie. A ponadto my, ludzie ciężkiej pracy, nie mamy czasu zajmować się zawiłymi problemami politycznymi. Dlatego zdanie się na podpowiedź duchownych w wyborach było niczym ostatnia deska ratunku. Żywiono wręcz przekonanie, że idąc za wskazaniami księdza, idziemy za większym moralnym dobrem. Że

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Hejter i loser

Oto miara upadku MSZ. Paweł Jabłoński, wiceminister spraw zagranicznych, przegrał proces w trybie wyborczym wytoczony przez Marzannę Gądek-Radwanowską, nauczycielkę historii i kandydatkę KO na posła z Kędzierzyna-Koźla. Przegrał dwukrotnie, najpierw w pierwszej instancji, a następnie w apelacji. Historia ta jest dla Jabłońskiego kompromitująca. Wszystko rozpoczęło się od publikacji w lokalnych mediach, że nauczycielka II LO w Kędzierzynie-Koźlu Marzanna Gądek-Radwanowska chciała zabrać uczniów na film „Zielona granica”, ale po interwencji grupki rodziców dyrekcja liceum z tego wyjścia zrezygnowała. Żeby nie było awantury. Sprawę podchwycił wiceminister Jabłoński, który i na Facebooku, i na platformie X (dawny Twitter) zamieścił wpis, w którym zarzucił nauczycielce, że chciała „wysłać uczniów na putinowski film A. Holland”. I zachęcił wszystkich do udostępniania wpisu. Na efekt nie trzeba było długo czekać – fala hejtu wylała się na Marzannę Gądek-Radwanowską. A ona, atakowana bez pardonu, udała się do sądu i jako kandydatka KO do Sejmu wytoczyła Jabłońskiemu sprawę w trybie wyborczym. Jej argument był oczywisty – twierdzenie Jabłońskiego, że chciała zabrać uczniów na putinowski film, jest niezgodne z prawdą. Bo Agnieszka Holland i jej film nie mają nic wspólnego z Putinem. A takie nieuprawnione, kłamliwe porównanie ma poniżyć i film, i nauczycielkę, zdyskredytować ją w oczach opinii publicznej. Sąd Okręgowy w Opolu zgodził się z twierdzeniem,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Od silnych kobiet zależy przyszłość

Piszę w terenie – mówi Zyta Rudzka, laureatka Nike – Dziś nagradzamy Weryzm. Po wahaniu zapisuję to wielką literą, choć słownikowe znaczenie, wskazujące na technikę odwzorowania rzeczywistości, dałoby dobry napęd interpretacji powieści Zyty Rudzkiej – powiedziała Inga Iwasiów, pisarka i przewodnicząca jury Nagrody Literackiej Nike, którą w 2023 r. otrzymała właśnie Rudzka za powieść „Ten się śmieje, kto ma zęby”. Odbierając laur, autorka przyznała, że „Weryzm to może być określenie kobiecej siły”. Bo Wera, bohaterka powieści Rudzkiej, to kobieta energiczna, żywa – choć balansująca na krawędzi bezdomności, na granicy marginesu, jaśniejąca siłą i determinacją. To bohaterka na nasze czasy, gdy od silnych kobiet zależy przyszłość. – Przyjmuję tę nagrodę, jako nagrodę dla mojej bohaterki. Ona maszeruje po swoją wolność i dokonuje codziennie wysiłku egzystencjalnego, żeby przeżyć, żeby żyć, ale też, by żyć na swoich zasadach – mówiła na scenie Zyta Rudzka. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 41/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.    

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wybory 2023

W Polsce jest miejsce dla każdego

Z wykształcenia socjolog, jest bojowniczką o prawa kobiet i osób LGBT+, współzałożycielką Kongresu Świeckości walczącą o rozdział Kościoła od państwa. – Kiedy pojawiam się przy mojej furgonetce, właściwie takim ruchomym banerze z hasłem „Świeckie państwo”, natychmiast podchodzą osoby w różnym wieku i pytają, gdzie mają podpisać. Tak duże jest zainteresowanie tymi sprawami, niezależnie od tego, czy to duże miasto jak Olsztyn, czy też wioska w powiecie gołdapskim – wyznała Bożena Przyłuska na spotkaniu z członkami oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej w Olsztynie. Kilka osób z tego grona zadeklarowało, że na nią zagłosuje, będąc pod wrażeniem jej umiejętności przekonywania i bronienia swoich racji. Pochodząca z Warszawy kandydatka od pewnego czasu mieszka na Warmii, mieszkańców regionu darzy wielką sympatią, a jako osoba empatyczna, zwolenniczka dialogu, rozumie różne racje i postawy, nie grozi przeciwnikom politycznym, że po zwycięstwie opozycji wylądują w więzieniu. Polska to duży kraj, w którym jest miejsce dla każdego. Bożena Przyłuska – kandydatka bezpartyjna, nr 3 na liście nr 3 Nowej Lewicy do Sejmu w okręgu wyborczym nr 35, obejmującym powiaty wschodnich Mazur i Olsztyn. Fot. Krzysztof Żuczkowski

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Piotr Gadzinowski

Tylko po cichutku

Polityka migracyjna w III Rzeczypospolitej jest traktowana jak kiedyś seks w Związku Radzieckim. Oficjalnie seksu tam nie było. Mimo to dzieci ciągle się rodziły. Kiedy byłem posłem opozycyjnego SLD, w 1999 r. napisałem interpelację do premiera Jerzego Buzka z AWS. Zapytałem, dlaczego polski rząd nie ma polityki migracyjnej. Premier podziękował mi bardzo za zwrócenie uwagi na „tak ważny problem” i dodał, że „trwają pilne prace nad stworzeniem takiej polityki”. W 2002 r., jako poseł koalicji rządzącej, taką samą interpelację wysłałem do premiera Leszka Millera. Otrzymałem odpowiedź taką jak od premiera Buzka. Dwa lata później tekst wcześniejszych interpelacji wysłałem do premiera Marka Belki. Odpowiedziano jak poprzednio. W 2005 r. gotową interpelację wysłałem do premiera Kazimierza Marcinkiewicza. A rok później do premiera Jarosława Kaczyńskiego. Zawsze otrzymywałem odpowiedzi podobne do pierwszej. Nie zdziwiłem się, kiedy premier Donald Tusk, pytany o to potem przez media, odpowiedział jak premier Buzek 14 lat wcześniej. Bo wszystkie rządy w III PR traktowały problem migracji do Polski jak władze ZSRR seks. Wiedziały, że jest, ale nie wspominały o tym publicznie, zakazywały nawet o tym mówić. Dlatego rządy prawicowe, aby oswoić migrację katolickim i nacjonalistycznym wyborcom, wymyśliły „patriotyczne repatriacje”. Zaproponowały

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.