Wyjść czy zostać?

Wyjść czy zostać?

Amerykański dylemat w oczach polskich specjalistów Prof. Longin Pastusiak, amerykanista Czy Armia Stanów Zjednoczonych wycofa się w najbliższym czasie z Iraku? Zdaniem prof. Longina Pastusiaka, jest to mało prawdopodobny scenariusz. – Amerykanie mają świadomość konsekwencji, jakie ten krok by wywołał – twierdzi prof. Pastusiak. – Irak stałby się bowiem miejscem okrutnej, międzyplemiennej wojny, w wyniku której rozpadłby się na trzy części – kurdyjską, sunnicką i szyicką. Co gorsza, w ten wewnętrzny konflikt bez wątpienia wmieszałyby się państwa ościenne, chcące uzyskać jak największe wpływy na terenie Iraku. Możliwe, że i między nimi doszłoby do konfrontacji. A to oznaczałoby destabilizację całego Bliskiego Wschodu. Dodajmy – roponośnego Bliskiego Wschodu… Specyficzna kampania – Zatem Amerykanie, we własnym interesie, nie mogą sobie pozwolić na opuszczenie Iraku – konkluduje profesor. Lecz zaraz dodaje, że istnieją jeszcze inne czynniki decydujące o przedłużeniu amerykańskiego pobytu nad Eufratem i Tygrysem. Jednym z najważniejszych jest tocząca się obecnie prezydencka kampania wyborcza. – Ma ona kilka specyficznych cech, które czynią ją wyjątkową na tle wszystkich poprzednich kampanii – twierdzi Pastusiak. – Jest pierwszą po największym w dziejach Ameryki ataku terrorystycznym z 11 września 2001 r. i pierwszą, w której tak olbrzymi nacisk kładzie się na politykę zagraniczną. Idea ataku wyprzedzającego, stosunki transatlantyckie i właśnie Irak są motywami niezwykle często przewijającymi się w wystąpieniach kandydatów. – Amerykanie od zawsze preferowali kandydatów silnych, zdecydowanych – dodaje profesor. Obecnie – w dobie globalnego zagrożenia terrorystycznego – zapotrzebowanie na twardzieli jest jeszcze większe. To zaś wymusza na Bushu i Kerrym jednoznaczne deklaracje, w których nie ma miejsca na ustępstwa wobec wrogów Ameryki. A czymże innym byłaby pośpieszna ewakuacja z Iraku? Ten kandydat, który złożyłby podobną obietnicę, z pewnością nie wygrałby wyborów. A stawką nie jest tylko urząd. Obecna kampania jest wyjątkowa także ze względu na rekordowe zaangażowanie finansowe kandydatów – sam Bush zebrał blisko 200 mln dol. na jej prowadzenie. I zapewne nie chciałby, aby były to pieniądze wyrzucone w błoto. – W tej grze chodzi również o międzynarodowy prestiż Ameryki – mówi prof. Pastusiak. – W tej chwili w znacznej mierze opierający się na tzw. hard power, twardej władzy, czyli miażdżącej przewadze militarnej USA. Tymczasem w przypadku wycofania się z Iraku amerykańska mocarstwowość zostałaby podważona, a same Stany Zjednoczone stałyby się obiektem niewybrednych komentarzy międzynarodowej opinii publicznej. Dla ekipy Busha, ale także dla poczucia godności wielu Amerykanów taki scenariusz jest nie do przyjęcia. Zdaniem Pastusiaka, amerykańskie tak dla szybkiego opuszczenia Iraku jest mało prawdopodobne także z innego powodu. Może po wyborach – Chodzi o pewną cechę charakterologiczną amerykańskiego prezydenta – wyjaśnia. – Otóż Bush nigdy nie przyznaje się do popełnionych błędów. I nigdy też za nie nie przeprasza. Przypomnijmy sobie choćby sprawę torturowania irackich więźniów – prezydent nie powiedział: „Przepraszam”, lecz wyręczył się sekretarzem stanu. Gdyby teraz wydał decyzję o ewakuacji, byłoby to jednoznaczne z przyznaniem, iż wysłanie wojska na Bliski Wschód było błędem. – I nie skłoni go do tego nawet rosnąca liczba zabitych żołnierzy – dodaje Pastusiak. – W tym kontekście należy się liczyć z czymś zupełnie przeciwnym – zwiększaniem liczebności amerykańskiego kontyngentu. Kilkanaście dni temu Bush podjął decyzję o przebazowaniu 4 tys. żołnierzy z Korei Południowej do Iraku. A ludzie z jego ekipy nieustannie pertraktują z Tonym Blairem, by i Wielka Brytania wysłała na Bliski Wschód więcej wojska. Czyżby zatem amerykańska obecność w Iraku na długo jeszcze pozostała faktem? – Ewentualnej zmiany stanowiska moglibyśmy się spodziewać po wyborach prezydenckich – rozważa Longin Pastusiak. – Zwłaszcza gdyby doszło do reelekcji. Regułą jest bowiem, że nie mając możliwości ponownego startu w wyborach, prezydenci drugiej kadencji są bardziej skłonni do podejmowania kontrowersyjnych decyzji. Tym bardziej że w tym przypadku Bush mógłby liczyć na wsparcie rosnącej rzeszy Amerykanów przeciwnych okupacji Iraku (przeciwnych, co na dziś dzień wcale nie oznacza, że żądających natychmiastowej ewakuacji grożącej utratą twarzy przez USA! – podkreśla profesor). Jednakże – zdaniem Pastusiaka – bardziej prawdopodobne jest nadanie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 25/2004

Kategorie: Świat