Wyjście lepiej się sprzedaje

Wyjście lepiej się sprzedaje

Fala imigrantów

Mniej więcej 29% wyborców wciąż nie wie, jak zagłosuje 23 czerwca. Z tego 28% za najważniejszą kwestię, którą należy rozważyć przed głosowaniem, uważa imigrację. To najczęściej wskazywany problem. Dla porównania – o gospodarce mówi 15%. Trudno się temu dziwić, kiedy weźmie się pod uwagę skalę imigracji na Wyspy z Unii Europejskiej, przede wszystkim z krajów będących tzw. nowymi członkami. Najpierw dominowali Polacy, których na stałe lub czasowo przyjechało kilka milionów. Teraz są to przede wszystkim Rumuni i sporo Bułgarów.

Roczny bilans netto (to ważne) emigracji z krajów unijnych do Wielkiej Brytanii od kilku lat utrzymuje się na poziomie ok. 300 tys. osób. Kiedy dorzucić do tego ludzi krążących pomiędzy krajami, a jest ich wielu, liczba ta dodatkowo się powiększa. Raporty wyciągane przez brytyjskie tabloidy mówią o ok. 2,5 mln przybyszów w ostatnich pięciu latach. – 2,5 mln ludzi oznacza poważną zmianę w populacji wyspy, która jest domem dla niespełna 70 mln – komentował te dane „Daily Express” i wyliczał problemy z imigracją.

Wśród nich wskazywał, delikatnie mówiąc, odmienną kulturę prawną. Ostatnio głośna była sprawa Mołdawian, którzy masowo przyjmują rumuńskie obywatelstwo, by móc legalnie pracować na Wyspach. Rzecz wynika z zaszłości historycznych i tego, że obywatelom Mołdawii bardzo łatwo się stać obywatelami Rumunii. Przed otwarciem brytyjskiego rynku pracy dość rzadko korzystali oni z tej możliwości. Teraz – jak donosi ten sam „Daily Express” – ze stolicy, Kiszyniowa, latają do Anglii trzy pełne samoloty tygodniowo. Brytyjczycy czują, że to oszustwo.

Pewną przeciwwagą są tutaj oczywiście liczby, które mówią, że np. imigracja z Polski okazała się dla Wysp Brytyjskich wygraną na loterii, bo pracowici i wychowani w trudnych czasach ludzie nie tylko wypełniają braki na rynku pracy, ale też więcej wnoszą do kasy państwa, niż z niej wyjmują. Nawet kiedy wliczy się w to koszty szkolnictwa, opieki zdrowotnej i wszystkich innych usług publicznych. Ale imigrantami i tak łatwo się straszy. Tym właśnie zajmują się teraz tabloidy, które donoszą z dużą regularnością: „Koszty uczenia dzieci imigrantów to 3 mld funtów rocznie”,

„Imigracja z Unii Europejskiej kosztowała nas 17 mld funtów”, „Jeżeli pozostaniemy w Unii, w następnych latach czekają nas kolejne fale imigracji” itd.

Przy czym wielu mieszkańców Wysp nie widzi problemu w tym, że imigranci zajmują miejsca pracy. Chodzi bardziej o to, że w powszechnym odczuciu psują rynek. Tak duża fala nieźle wykształconych ludzi, którzy z krajów rodzinnych wynieśli stosunkowo niewielkie wymagania dotyczące wynagrodzeń oraz życiową konieczność poradzenia sobie, wpłynęła na to, że w wielu zawodach miejscowi stracili jakąkolwiek możliwość nacisku na pracodawców. Efektem były, jak zawsze w takich sytuacjach, obniżki płac. Widać to przede wszystkim w handlu i usługach.

Dlatego na podatny grunt padają słowa Borisa Johnsona, mówiącego: – Oni (tłuste koty z City – przyp. aut.) lubią niekontrolowaną imigrację, ponieważ pozwala utrzymać na niskim poziomie płace tych, którzy są na dole, a dzięki temu kontrolować koszty i zachować nawet więcej dla tych, którzy są na górze.

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2016, 21/2016

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy