Wyspa wolnej miłości

Wyspa wolnej miłości

Kiedy Trobriandczycy zbierają się razem, opowiadają o seksie. Tak jak Chińczycy o biznesie, a Amerykanie o wojnie Kiriwina to wyspa miłości. Wiedzą o tym nie tylko wszyscy Papuasi, ale i ludzie na całym świecie. Fama rozeszła się po wydaniu „Życia seksualnego dzikich” Malinowskiego w 1929 r. i świetnie ma się do dziś. Brytyjczycy i Australijczycy już na początku XX w. pisali o najkrótszych spódniczkach i wolnych obyczajach kobiet na Trobriandach. Malinowski zwracał uwagę, że Kiriwińczycy doceniają piękno ciała, twarzy, ozdób i pachnideł, ale sukces w sztuce miłości i uwodzenia przypisują wyłącznie magii miłosnej, która prześciga „siłę wszystkich uroków osobistych”. Jest wystarczająca przy wszelkich brakach amanta. Po pomoc w sercowych sprawach przychodzą do Silibuyi nastoletni chłopcy z Omarakany, którzy już do szkoły nie chodzą, i żonaci, dojrzali mężczyźni. Nie od razu przechodzą do sedna. Najpierw niby przypadkiem informują, że pójdą poszukać dla niego betelu (orzechy betelowe, popularna używka – przyp. red.) albo tytoniu, i zapowiadają się na południe. Dopiero kiedy Silibuya pali albo żuje betel, od słowa do słowa przechodzą do rzeczy: – Bracie, pomóż. Chcę z tą dziewczyną zaznać szczęścia (jak mówią eufemistycznie na seks), ale ona się opiera. – Chcę się z nią ożenić. Daj zaklęcie. – Chcę się przyjaźnić. (Czyli uprawiać seks). – Chcę, żeby zaakceptowali mnie krewni dziewczyny. (Czyli się żenić). – Chcę, żeby żona nie wędrowała. (Czyli nie zdradzała). – Chcę, żeby moja dziewczyna nie dzieliła miłości z innymi chłopakami. (…) Takie czary nie są tanie. Jeśli delikwent chce się żenić, przynosi pieniądze albo dużą rybę. Z Silibuyą trzeba grzecznie. Jeśli uzna, że nie dostał wystarczającej zapłaty, może zadziałać wbrew zleceniodawcy. U Silibuyi byli też rodzice Barbary, wódz i Boyogima. Chcieli, żeby Mosco się od Barbary odczepił. (…) MOSCO, A WŁAŚCIWIE MOSATAWLA, jak brzmi jego pełne imię, skończył sześć klas. Chciał się uczyć dalej, miał dobre oceny i był bystry, ale większość czasu spędzał, pracując w ogrodzie, i nie miał czasu na naukę. Raz nie zdał, nie dostał stypendium, pozostał mu ogród. Miał ponad 20 dziewczyn, zanim po raz pierwszy się ożenił. „Miał” oznacza, że z nimi spał. Na Trobriandach nie ma czegoś takiego jak miłość platoniczna. 18-letnie dziewice ani 18-letnie prawiczki nie istnieją. Ba, pewnie i 15-letnią dziewicę trudno znaleźć. Zdania są podzielone, czy dziewczynka jest gotowa do seksu po pierwszej menstruacji, czy też seks powoduje u niej pierwszą miesiączkę. Kiedy 12-, 13-latki zaczynają się interesować płcią przeciwną, naturalnie – od liścików: „Kocham cię i chcę się z tobą spotkać wieczorem za kościołem” – przechodzą do seksu. Budzi się w nich lamkola – pożądanie seksualne. Dzieci szybko się usamodzielniają. Już 13-letni Trobriandczycy są w stanie sami się wyżywić – uprawiają swoje ogrody, hodują yam i słodkie ziemniaki. Nie sprawia im to problemu, bo odkąd nauczyli się chodzić, pomagają rodzicom przy pracy w ogrodzie. Po szkole idą prosto do ogrodu, a nieraz i przed szkołą. W przeciwieństwie do rówieśników na Zachodzie nie widzi się nastolatków publicznie obściskujących się czy całujących, uchodzi jedynie trzymanie się za rękę. Jasna, księżycowa, migająca gwiazdami noc oznacza dla młodych jedno: polowanie na partnerów. Grupki chichoczących pannic i (osobno) udających twardzieli kawalerów przewalają się po wsi i pomiędzy wsiami. Dziewczynom nie wypada uganiać się za chłopcami. Mają mieć tak silną magię, że ten, którego sobie wypatrzyły, sam do nich przyjdzie. Jeśli przychodzi ten, z którym nie mają ochoty mieć nic wspólnego, nauczyły się już języka dyplomacji: – Niestety nie jestem w formie. – Nie jestem dla ciebie wystarczająco ładna. – Jestem ci wdzięczna za propozycję, ale muszę coś zrobić. W taką noc zabawa jest na całego i dziewczyny same wykrzykują do chłopców: – Hej, chcesz betelu? Rozbawione stają się bardziej wulgarne: – Chcesz się pieprzyć? Ej, chcę się z tobą pieprzyć! I przechodzą do konkretów: – Nas jest osiem, a was ilu? Powinno być tyle samo. Ustalają miejsce spotkań: na plaży albo na nieużywanym pasie lotniska wybudowanego przez amerykańskich i australijskich aliantów w czasie II wojny światowej. Siedzą, gadają, a potem niepostrzeżenie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 25/2014

Kategorie: Obserwacje