Po 25 latach przemian Polska jest państwem prawie pozbawionym przemysłu, z wysokim bezrobociem i ubóstwem, z olbrzymim rozwarstwieniem dochodowym Jan Guz – przewodniczący OPZZ Strajk na Śląsku, jego sukces to wiatr w żagle związków zawodowych. Idziecie za ciosem i chcecie rozmawiać z premier Ewą Kopacz o prawach pracowniczych. OPZZ razem z Solidarnością. – To zasługa rządu, że udało się zintegrować ruch związkowy. Działamy wspólnie. Solidarność i OPZZ przez wiele lat były odległe w działaniu, ale teraz we wspólnym interesie połączyliśmy siły. Nie wypominacie sobie przeszłości? – Przeciwnik jest jeden. Idziemy różnymi drogami, ale mamy wiele wspólnych celów. Owszem, nie ma jednej organizacji, ale trudno rozdzielać interesy pracownicze w zakładzie pracy. Mamy swoją samodzielność, mamy inną historię, ale kierunek jest ten sam – poprawa sytuacji pracowników. Kopalnia jak źródło dla miasta Wygrany strajk pewnie dodaje pewności siebie… – Górnicy byli bardzo dobrze przygotowani do rozmów. Podchodzili do sprawy realistycznie i mieli świadomość, że w kopalniach Kompanii Węglowej trzeba wiele zmienić. Musieli też prostować różne nieprawdy, które pojawiały się w mediach. Nie jest prawdą, że górnictwo jest deficytowe i inne branże muszą do niego dopłacać. Czyli? – Roczne wpływy z górnictwa do różnych funduszy publicznych przekraczają 7 mld zł, a w ramach pomocy państwo przekazuje kopalniom ok. 1 mld. W ostatnich latach państwo pozyskało z górnictwa ok. 100 mld, a w ramach pomocy wsparło restrukturyzację 10 mld zł. Kto więc jest na plusie? W rozmowach trzeba też było przedstawić stronie rządowej społeczne skutki zamknięcia kopalń. Związki tłumaczyły, że trzeba będzie latami wypłacać wcześniejsze emerytury, renty, świadczenia, zasiłki. Tysiące nowych bezrobotnych oznaczałyby także spadek wpływów z podatku PIT, spadek konsumpcji, jak również spadek wpływów do ZUS. Prezydenci śląskich miast ostrzegali też przed dewastacją społeczną, która rodzi się w osiedlach i miastach dotkniętych bezrobociem. – Jak będą funkcjonowały samorządy, gdy nie będą miały dochodów? Jest jeszcze wiele innych pozycji w dochodach państwa, które w przypadku fali bezrobocia znacznie by się zmniejszyły. To działa jak lawina. Z kopalni, z zatrudnionych w niej górników, żyją tysiące firm, które dają zatrudnienie i płacą podatki. Gdy rozmawia się o zamykaniu kopalń, trzeba uwzględniać skutki społeczne, ekonomiczne, psychologiczne. Bezrobocie prowadzi do utraty więzi społecznych, apatii, wykluczenia. Gdy człowiek pracuje, rozwija się, a brak pracy spycha go na margines. Wzrost bezrobocia oznacza więc też wzrost wydatków na pomoc społeczną, służbę zdrowia, policję. Taki był temat styczniowych rozmów. – Zawsze na początku roku negocjowaliśmy wskaźniki wynagrodzeń, a dzisiaj walczymy o utrzymanie miejsc pracy. Warto przypomnieć, że jeszcze dwa lata temu Kompania Węglowa osiągała 550 mln zł zysku. Trudno zrozumieć, jak zarząd w ciągu dwóch lat mógł doprowadzić do kilkusetmilionowych strat. I jak wieść gminna niesie, odchodzący za niegospodarność prezes odebrał setki tysięcy złotych odprawy, a wcześniej zarabiał 80 tys. zł miesięcznie. Złe zarządzanie to główna przyczyna kłopotów Kompanii Węglowej. Tak czy inaczej dziś potrzeba połączenia wysiłku załóg z dobrą wolą właścicieli, czyli państwa, żeby utrzymać miejsca pracy. Wcześniej tego połączenia nie widziałem. Raczej dwie wrogie siły. – Konflikt w górnictwie to wynik braku dialogu społecznego. Opracowano program w tajemnicy przed partnerami społecznymi, przed załogami kopalń. Nie skonsultowano go z nikim, tylko wezwano związkowców do Warszawy, aby autorytatywnie im ogłosić, co uchwalono. Rząd uznał, że najlepiej wie, co jest potrzebne Polakom, i że pożądanym kierunkiem działań jest… likwidacja miejsc pracy. Fikcja dialogu społecznego Dorobkiem III RP była Komisja Trójstronna, w której takie sprawy były omawiane i uzgadniane, ale ona nie działa. – W praktyce już dawno przestała działać, dlatego zawiesiliśmy naszą pracę w niej. Strona związkowa w Komisji była wciąż okłamywana. Przykładowo tydzień przed zebraniem KT Rada Ministrów podjęła decyzję o wysokości płacy minimalnej. Potem minister przychodził jak listonosz i obwieszczał nam decyzję rządu. Niejednokrotnie pytałem, czy jest jeszcze możliwość negocjacji, ale odpowiedź była negatywna. Jeżeli tak, to jaki sens miało
Tagi:
Ewa Kopacz, Jan Guz, OPZZ, Platforma, PO, Robert Walenciak, rzad, strajk, układ zbiorowy, związki zawodowe









