Wyszliśmy z dołka

Wyszliśmy z dołka

Żaden polski film nie ma szans za granicą, o ile nie stoją za nim pieniądze Rozmowa z Jackiem Bromskim – Pana ostatni film, “To ja, złodziej”, opowiada historię chłopców ze zdemoralizowanych rodzin, drobnych złodziejaszków, którzy marzą o awansie do mafii samochodowej. I jedynie ci młodzi bandyci są w filmie godni współczucia. Żałujemy ich, bo są ofiarą nędznych warunków, w jakich żyją, na marginesie społeczeństwa, które nie daje im szansy. Ten film wpisuje się w nurt kina społecznego i wyraźnie odnosi się do naszej rzeczywistości. Tymczasem wielokrotnie podkreślał pan, że będzie się trzymał z dala od kina publicystycznego. – Temat poruszony w filmie jest społeczny, niewątpliwie, ale mnie interesuje w nim problem psychologiczny. Interesuje mnie sytuacja młodego człowieka, który wzrasta w zdemoralizowanym otoczeniu i musi podjąć dramatyczną decyzję, wyrwać się z tego otoczenia. Bohater nie jest z gruntu zdemoralizowany, gdyby żył w normalnych warunkach, byłby normalny. Nie jest to film publicystyczny, nie odzwierciedla rzeczywistości za oknem. Filmowa rzeczywistość jest wykreowana, ale problem jest prawdziwy. – Oglądając ten film, czuje się, że jest on blisko życia, blisko tego, o czym mówimy, czego się boimy, co się u nas dzieje. Mnie się zdaje, że publiczność jest spragniona filmów, które dotyczą nas i naszej rzeczywistości. Świadczy o tym m.in. sukces “Długu” Krauzego. – To prawda, jednak “Dług” odnosi się do współczesności w całkiem inny sposób. Tam fabuła jest oparta na prawdziwych wydarzeniach, postacie są prawdziwe. W moim filmie postacie są wymyślone. Nie wiem, czy są gdzieś tak sympatyczni gangsterzy, jak ci, których grają Jan Frycz i Krzysztof Globisz. Nie mógłbym zresztą pokusić się o pokazanie środowiska przestępczego, bo go po prostu nie znam. Zresztą nie jestem socjologiem kina. Mnie chodziło o psychologię emocji, nie o diagnozę społeczną. – W tym filmie ludzie są całkowicie bezbronni wobec bandytów, nawet policja współpracuje z nimi. Czy jest to zamierzony atak na nasz wymiar sprawiedliwości? – Tak widzę naszą rzeczywistość, taka ona jest w powszechnym odczuciu ludzi. Nie czujemy się bezpiecznie na ulicy, nie podoba nam się bezkarność przestępców. Przez wiele lat żyliśmy w państwie policyjnym. Takie państwo ogranicza wolność i swobodę poruszania się obywateli, ale w równym stopniu ogranicza swobodę bandytów. W miarę zwiększania się zakresu wolności, zwiększa się stopień przestępczości, tak jest na całym świecie. – Sądzi pan, że gdyby młodym złodziejom dać szansę, porzuciliby drogę przestępczą, przeżyliby moralne odrodzenie? – Chciałem pokazać młodych ludzi, którzy nie mają szansy na inne życie, sami muszą taką szansę dla siebie odnaleźć. – Film kończy się happy endem: policja łapie bohatera w kradzionym aucie, gdy zawozi babcię do kościoła, ale po chwili go wypuszcza. Czy taki optymistyczny koniec nie fałszuje rzeczywistości? – Tę scenę dopisałem w trakcie kręcenia, być może żeby dać trochę nadziei. Pierwotnie finał miał być taki, że policja zabiera chłopaka, a babcia zostaje w kościele sama. Wiem, że dla czystości gatunku występek chłopaka powinien być ukarany, ale z drugiej strony mówi się w filmie o luce prawnej, która pozwala zwolnić złodzieja, jeśli powie, że nie chciał ukraść samochodu, tylko się nim przejechać. – O jakiej publiczności myślał pan, kręcąc ten film? Polskiej czy międzynarodowej? Może pod kątem amerykańskiej widowni dopisał pan happy end? – O amerykańskiej widowni nie myślałem, bo w Ameryce polskie filmy nie są pokazywane w szerokiej dystrybucji, co najwyżej na festiwalach dla Polonii. Przemysł amerykański dba o to, żeby nie było konkurencji. Robiąc ten film, myślałem przede wszystkim o polskiej widowni, zwłaszcza młodzieżowej, która stanowi większość bywalców kin, ale chciałem, żeby film był czytelny także poza Polską, żeby był uniwersalny. Wspomniany “Dług”, mimo że jest filmem bardzo dobrym, jest słabo czytelny poza Polską. Mieliśmy duże kłopoty z umieszczeniem go w konkursie na festiwalu zagranicznym. – Mimo poważnej tematyki, pana film ma dużo z komedii, podobnie jak “U pana Boga za piecem” czy “Dzieci i ryby”. Jak pan ocenia poczucie humoru Polaków? Czy ono się zmienia? – Mam wrażenie, że zmienia się na gorsze, co wynika z naszego otwarcia na wpływy z zewnątrz. Jednak wysoko oceniam poczucie humoru Polaków. Dużo poruszam się po świecie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 26/2000

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska