Wywiadówka, czyli Trójkąt Bermudzki

Matki złych uczniów siedzą w ostatnich ławkach – Słowo „wywiadówka” źle się kojarzy – przyznaje prof. Tadeusz Zgółka, językoznawca z poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. – Natychmiast myślimy o służbach specjalnych, podsłuchu, informacjach zdobytych nieuczciwie. Później mamy kolejne skojarzenie – jedna strona pyta, druga odpowiada. Nauczyciele uciekają więc od tego słowa. Konsultacje, dzień otwarty lub spotkanie brzmią o wiele lepiej. Najdelikatniejsze młodzieżowe określenia to: z Archiwum X, Szklana Pułapka, Wejście Smoka, Godzina Szczerości, Trójkąt Bermudzki. Savoir vivre pod tablicą Pierwszy element tego trójkąta to rodzice. Posadzeni w ciasnej szkolnej ławce zaczynamy zachowywać się jak własne dzieci. Podnosimy głos, spuszczamy głowy, podlizujemy się albo nerwowo śmiejemy. Najgorsze, co możemy zrobić, to koalicja z nauczycielem przeciwko dziecku. Wtedy poczuje się ono dramatycznie osamotnione. – Należy powiedzieć dziecku wszystko, co mówili nauczyciele, może tylko w łagodniejszej formie – twierdzi prof. Antonina Gurycka, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Powinno być jak najmniej tajemniczości wokół tego wydarzenia. Żeby dziecko nie sądziło, że szkolne zebranie jest zmową dorosłych przeciwko niemu. Problem jest tak poważny, że ma swoją literaturę. Publikuje się scenariusze tego trudnego spotkania, refleksje, podręczniki. Obie strony – nauczyciel i rodzic – są instruowane, jak z sobą rozmawiać. Czasem są to rady praktyczne i nadzwyczaj szczere, drukowane także w prasie: „Czas zebrania zależy od tego, w jakiej pozycji je odbywamy – gdy stoimy, trwa znacznie krócej. Zajęcie pozycji siedzącej sugeruje wyraźnie chęć do dłuższej rozmowy” – to fragment nauczycielskiego listu z „Wysokich Obcasów”. Ktoś inny radzi, by rodziców posadzić w kręgu, wtedy rozmowa będzie bardziej partnerska. Bo wywiadówka jest dziś najbardziej konserwatywnym elementem szkoły. Rytuałem, ale też seansem psychoterapeutycznym, szczególnie gorącym od czasu, gdy trzeba było zwalniać pedagogów szkolnych, a klasa jest jedynym miejscem, gdzie można przedstawić swoje żale. Jak w każdym obrzędzie my, rodzice, znamy swoje role. Matki prymusów siadają w pierwszych ławkach, kartki ze stopniami kładą w widocznym miejscu. Reprezentanci marnych uczniów upychają się pod ścianami, kartki chowają w torebkach. Matki prymusów domagają się fakultetów i wycieczek do muzeum, te „gorsze” czekają na chwilę, gdy ustawią się w kolejce do nauczycielskiego biurka. Tam, bez cienia intymności, dowiedzą się, jak beznadziejne jest ich dziecko. Drugi element trójkąta to nauczyciele. Prof. Antonina Gurycka dziwi się, że mimo lat dyskusji o wychowawczej roli szkoły niewiele się w niej zmienia. Na wywiadówkach o uczniach mówi się tylko jako o Kowalskich i zawsze w negatywnym kontekście: – Nie przyniósł, wyniósł, zbił. Tymczasem w krajach zachodnich wywiadówka jest świętem. Nie można w kółko komuś mówić, jaki jest beznadziejny, bo naprawdę nic z niego nie będzie – podkreśla prof. Gurycka. Niestety, nauczyciela nikt nie uczy, jak ma się zachować na wywiadówce. Więc peroruje, tak jak w czasie lekcji. Często gorzej, bo rośnie w nim satysfakcja. Oto dorośli ludzie siedzą potulni jak baranki, a jeśli ktoś podskoczy, zaraz zostanie zgaszony. Rodzice również nie potrafią wyjść ze swoich ról zawodowych. Ci którzy nie udają własnych dzieci, zapominają, że już nie są w swoich gabinetach. Już nie rządzą. Rodziców trudno ocenić. – Mają coraz większe pretensje i roszczenia – mówi Maria Łepkowska, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 33 w Katowicach. Tę opinię potwierdza większość nauczycieli. Nauczyciele nie lubią też rodziców zagonionych, ale dla nich starają się być bardziej wyrozumiali. W końcu zagonieni starają się zarobić na korepetycje, studniówki i prywatne uczelnie, bo gdzie się taki dostanie. Prof. Gurycka uważa, że wywiadówka błyskawicznie pokazuje, jakie są nasze relacje z dzieckiem. Ile jest kłamstwa, ile lekceważenia, ile miłości. Bo trzeci element Trójkąta to dzieci. Nawet prymus w dniu wywiadówki czuje niepewność. W podstawówce tego dnia jest wiele łez, w liceum już się kombinuje. Stosowane są klasyczne metody: przyrzec poprawę i złote góry, czyli dobre stopnie, próbować odwrócić uwagę, podkreślając tragiczną sytuację kolegi. Można rodziców wciągnąć w obgadywanie nauczycieli. – To tylko kilka wieczorów w roku. Da się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 41/2002

Kategorie: Oświata